31 grudnia 2014

Jak żyć by nie zwariować i by inni nie zwariowali z nami /Jak wychować dziecko, psa, kota…i faceta - Irena Stanisławska, Dorota Krzywicka i Dorota Sumińska/

W sam raz na podsumowanie minionego i otwarcie nowego roku. Lektura budząca przemyślenia, wymagająca rozsądku, a zarazem jako poradnik podana w lekkiej, przystępnej formie.

Dziennikarka Irena Stanisławska rozmawia ze znanymi z mediów psycholożkami: Dorotą Krzywicką (taką od ludzi) i Dorotą Sumińską (taką od zwierząt). Mamy więc trzy diabelsko inteligentne, nietuzinkowe, bezpośrednie i silne kobiety. Dzielą się z nami swoją wiedzą, doświadczeniem i punktami widzenia, które momentami są zbieżne, a momentami diametralnie się różnią. Jeśli dołożyć do tego jeszcze opinie czwartej osoby, czyli czytelnika, który przecież też ma swoje trzy grosze do dodania, robi się naprawdę ciekawie. Jedno jest pewne - z tak skonstruowanej lektury każdy coś wyniesie i coś zyska.

28 grudnia 2014

Nie ma marzeń zbyt wielkich ani marzycieli zbyt małych /Niezwykłe przygody latającej myszy – Torben Kuhlmann/

A ja nadal w około świątecznym, bajkowym nastroju. Popełnię więc jeszcze jeden tekst o książce dla młodszego czytelnika. Bohaterami historii, które towarzyszą nam od dzieciństwa, najczęściej są zwierzęta, które poprzez alegorię przekazują nam wiele życiowych mądrości. Nie bez kozery więc w tytule recenzji umieściłam cytat z Turbo – bajki o najszybszym ślimaczku świata. Jego marzenie się ziściło, wystartował w wielkim wyścigu. Podobnie bohaterowi omawianej książki, nic nie mogło stanąć mu na drodze realizacji marzenia: mysz przeleciała nad Atlantykiem. Gdy tylko ujrzałam na okładce małego gryzonia, uruchomił się w mojej głowie ciąg skojarzeń. Pamiętacie odważną myszkę, czyli Dzielnego Despero Kate DiCamillo? (tak moi drodzy, to była książka – animacja była nią inspirowana), a dzielne myszy z ruchu oporu z Dolota i rozbrajający okrzyk: Sabooootaaaaaaaż!!! -? Przykłady można by mnożyć...Myszka jest symbolem odwagi. Bo nieważne jak mały i wątły jesteś, nieważne jaką rolę społeczną próbuje Ci się wtłoczyć. Możesz być tym kim chcesz i osiągać wszystkie wymarzone cele, zwojować świat albo i więcej. Musisz mieć tylko odwagę by to zrobić, wierzyć w siebie i nie poddawać w się w obliczu porażek, tylko traktować je jak kolejne lekcje. Trzeba przyznać, że morał płynący z bajki jest bardzo inspirujący i motywujący – również dla dorosłego.

26 grudnia 2014

Zombie na Marsie /Ostatnie dni na Marsie - Ruairi Robinson/2013

Nadszedł czas odpowiedzi, wielka zagadka rozwiązana!!! Oto film dla głodnych wiedzy, dla tych wszystkich, których nurtuje pytanie: „skąd się biorą zombie?”. Według tego, co podaje nam ten survival sci-fi/horror, odpowiedź brzmi: Z MARSA. Fabuła filmu, jak się łatwo domyśleć jest sztampowa. Motyw chaotycznej ucieczki przed niepokonywalnym wrogiem jest oklepany. Umiejętnie odgrzany kotlet może być jednak strawą godną grzechu. I trzeba przyznać, że klimat filmu Robinsona, pozbawiony patetycznego sosu,  który rozdmuchuje nieistotne wątki, jest właśnie takim posiłkiem. Nikt tutaj nie próbuje „rozkminiać”: „skąd”, „po co” i „co to” się wzięło ani analizować, badać. Zamiast tego – całkiem słusznie - próbują przed tym "czymś" uciec i przeżyć. Działa najprostsza zasada: zabij (to się niekoniecznie udaje) albo zgiń.

23 grudnia 2014

Ile może zdziałać świetna ilustracja? /Labirynt Lukrecji – Agnieszka Chylińska/

Biorąc do ręki Labirynt Lukrecji pierwsze na co zwracamy uwagę, to piękna okładka i niesamowite ilustracje. Ich autor Suren Vardanian wykonał świetną pracę, jego rysunki są pełne magii, niepokoju i tajemnicy. Dzięki nim książka Chylińskiej zyskała mroczniejszą atmosferę i – co tu ukrywać - przykuwa wzrok. Można z ich pomocą pokusić się o opowiedzenie zupełnie innej historii, niż ta opisana słowami. Taki autorski i interpretacyjny dwugłos. Z korzyścią dla ilustratora… Jeśli pogrzebiecie troszkę w Internecie przekonacie się, że pod ręką rysownika z Rzeszowa ożyła już niejedna książka dla dzieci. Suren Vardanian ma ponadto na  swoim koncie kilka wernisaży m.in. Zapach kobiety. Charakterystycznym dla siebie, rozpoznawalnym stylem, buntuje się wobec narzucanym formom, tworząc dość indywidualną fakturę obrazu. Widać to, bardzo wyraźnie, przy okazji Labiryntu Lukrecji.
  

19 grudnia 2014

Ile tak naprawdę mam czasu dla moich bliskich? /Życie na drzwiach lodówki - Alice Kuipers/

No właśnie ile MAM czasu dla moich bliskich? A ile CHCĘ go mieć? Wszyscy znamy powiedzenie: Chcieć znaczy móc. Wszelkie deklaracje: bardzo chcę, ale nic w tym kierunku nie robię, świadczą tylko o tym, że nie ma w nas rzeczywistej, prawdziwej, wewnętrznej motywacji do osiągnięcia celu. Oszukujemy tylko samych siebie, zrzucając odpowiedzialność na świat, na tempo życia, na wszechobecny pośpiech, który zabija i spłyca relacje międzyludzkie. Przeszkoda nie powinna być wymówką. Powinna stanowić impuls, który motywuje nas do poszukiwania innej drogi. Bo bariery trzeba po prostu pokonać, obejść. Dlatego nieco sceptycznie przyglądam się interpretacjom tej książki jako opisu wielkiej miłości, której na drodze stanął brak czasu. Wiem, że nie raz dzieje się tak, że rzeczywiście go nie mamy, ale najczęściej jest to kwestia priorytetów. A te zależą już tylko od nas samych. Chcę mieć pracę by zapewnić byt sobie i rodzinie: moją podstawową motywacją jest zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, a nie relacja z bliskimi. Chociaż może mi się wydawać, że tworzę ją właśnie dając bezpieczeństwo. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Zwłaszcza, gdy próbujemy  spełniać się na 100% w rożnych dziedzinach życia. Paradoks polega na tym, że nie można harmonijnie połączyć dwóch przeciwległych biegunów w jedną, perfekcyjną całość.

17 grudnia 2014

Ni w ząb, ni w huhu /Siedlisko cieni, czyli The Cradle of Shadows lub Le Berceau des ombres /2013

Czyta człowiek taki opis: „Siedlisko cieni" to francuski horror w reżyserii Jacoba Jerome. W rolach głównych zobaczymy Matthiasa Pohla i Marcosa Adamantiadis. Fabuła i obrazy z tej produkcji są naprawdę przerażające. W sercu opuszczonego bunkra, parapsychologowie odkrywają przedziwny fenomen. Nikt z nich nie spodziewał się, że w takim miejscu mogą natknąć się na mroczne moce. Podejrzewają, że ktoś je obudził, a to spowodowało serię zdarzeń, które mrożą krew w żyłach. To zdecydowanie film dla widzów o mocnych nerwach... i potem oglądając wpada w osłupienie. Twórca tego tekstu ma fantazję, to trzeba przyznać. Mistrzostwo ściemy.

15 grudnia 2014

Już nie wiem nawet jak mam kląć.../Dark space, czyli Niebezpieczna przestrzeń - Emmett Callinan/ 2013

A oto powód dla którego broniłam horroru sci-fi Hangar 10, czyli film o enigmatycznym tytule: Dark space. Polski tytuł tego „arcydzieła”, jak to zwykle bywa, jest ambitniejszy od samego filmu, a brzmi: Niebezpieczna przestrzeń. Zresztą nie tylko polski tytuł, nawet teksty na etykietach środków czyszczących są ambitniejsze. Dostarczają też więcej rozrywki i bez cienia wątpliwości zawierają o wiele większą dawkę zdrowego rozsądku.

Prowadzenie pod wpływem alkoholu – nieważne, samochodu czy pojazdu kosmicznego - zawsze skutkuje zgubnymi konsekwencjami. W rezultacie grzebania w oprogramowaniu dochodzi do uszkodzeń i grupka przyjaciół ląduje przymusowo na nieznanej planecie. Twórcy postanowili wprowadzić innowację (SIC!). Klasycznie bowiem w amerykańskich produkcjach „młodzieżowych”, grupa bohaterów prawie zawsze jest liczbą nieparzystą. Tym razem, nie dość, że mamy sześć sztuk (jeśli ktoś ma problemy z matmą, to to jest liczba parzysta), to jeszcze na trzech chłopaków przypadają trzy dziewczyny – istne szaleństwo. Reszta jest już bardziej standardowa. To samo co w setkach innych amerykańskich filmów, czyli: studenci wybierają się na ferie wiosenne (wstaw COKOLWIEK) i natrafiają na (wstaw  COKOLWIEK). Ekipa ta składa się z: blond-dred dziwaczki, cycatej puszczalskiej, geniusza-astmatyka-prawiczeka, macho-imprezowicza, Tego Spoko Gościa i laski ze zbyt wysokim poziomem testosteronu. Krótko, sztampowo i powierzchownie. Rozbudowanej psychologii postaci w tej kosmicznej przygodówce nie ma. Zresztą, gdyby była, byłabym tym faktem niezmiernie zdziwiona – nie ta konwencja, nie ten gatunek.

07 grudnia 2014

Nad grobem /Open Grave - Gonzalo López-Gallego/ 2013

Dlaczego warto zobaczyć ten horror? Chociażby dlatego, że napisanie jego recenzji, tak by nie zawierała spojlera, to nie lada wyzwanie. Ja się już nawet nie gryzę w język, tylko walę młotkiem po palcach. Musiałabym być potworną egoistką, by zepsuć innym przyjemność oglądania. Dlatego nie użyję słów na litery: „x” i „y”, które zdradziłyby, w którą stronę zmierza akcja...

03 grudnia 2014

The weak are meat the strong do eat /Animal (Monstrum) – Brett Simmons/2014

Tak, w tytule recenzji Nietzsche. Biorąc pod uwagę jakość filmu, to bez mała świętokradztwo, ale ten  konkretny cytat wbił mi się w głowę podczas oglądania i pozostał do końca seansu.. Akcja bowiem zmęczyła mnie do tego stopnia, że obolały umysł wciąż dryfował tu i ówdzie…

Grupa przyjaciół wybiera się na wycieczkę do lasu. Sielsko-anielsko: widoczki, natura, buz- buzi. Zabawiają w nim zbyt długo i  w efekcie podejmują karkołomną próbę powrotu w nocy. Motywacja ich działań od początku jest niejasna, ale chodzi przecież o to by spotkali drapieżnika, więc się nie czepiajmy. Zaatakowani przez tytułowe monstrum chowają się w opuszczonym domu, gdzie zdążyła się już ukryć się i zabarykadować  inna grupa wycieczkowiczów. I, jak to zazwyczaj bywa w takiego typu produkcjach, wszyscy nieudolnie próbują przeżyć. Nie mam nic przeciwko schematom, jeśli wypełnia się je jakąś ciekawą treścią. Nic takiego tym razem nie miało jednak miejsca.

01 grudnia 2014

Horror na który naprawdę szkoda czasu /The Appearing - Daric Gates/ 2014

Jeśli ktoś chce zadać sobie pokutę w ramach oczyszczenia adwentowego, może rzucić okiem na tego gniota. Najlepiej jednym, bo obu to szkoda. Na dogłębną kontemplację tego obrazu NAPRAWDĘ SZKODA czasu.

Po tragicznej śmierci córki, małżeństwo Brodych przeprowadza się do małego miasteczka. Tam Michael – policjant, podejmuje współpracę z miejscowym szeryfem i wspólnie z nim próbuje rozwikłać sprawę zaginięcia nastolatki, która przepadła w okolicach cieszącego się złą sławą „nawiedzonego domu”. W tym czasie jego żonę – Rachel – nękają na przemian: otwierające się drzwi, spadające talerze i duch dziewczynki biegającej po lesie. Ludzie po przejściach, okolica skrywająca tajemnice i demon. Mieszanka wydawałoby się znakomita: elementy w sam raz składające się na klasyczny horror. Jak się okazuje nie ma rzeczy, których przy całkowitym braku kompetencji nie dałoby się totalnie zepsuć.

28 listopada 2014

Jessabelle, Jessabelle, Jessabelle..../Klątwa Jessabelle - Kevin Greutert/ 2014

Klątwa Jessabelle to klimatyczny horror - takie nastrojowe ghost story - o rodzinnej tragedii z VooDoo w tle (przez co kojarzy mi się nieubłaganie z Kluczem do koszmaru). I mimo mojego całego marudzenia, którego się za chwilę na waszych oczach dopuszczę, zaznaczam na wstępie, że: film ogląda się dobrze, przyznaję, że całkiem miło spędziłam te 1,5 godziny. Jest w tej produkcji coś, co mi się zwyczajnie podoba. Po pierwsze zaskoczenie. Owszem, człowiek zazwyczaj się go w horrorach spodziewa, ale naprawdę rzadko reżyserowi udaje się tak poprowadzić fabułę, by widz niemal do samego końca nie przewidział jaką formę przybierze owo zaskoczenie. W tym konkretnym przypadku się to udało, a to niewątpliwy plus. Po drugie: atutem filmu jest również jego senna atmosfera, która pozwala w spokoju zachwycać się dopieszczonymi, pojedynczymi ujęciami. Znalazła się wśród nich prawdziwa perełka, która mnie urzekła – ukazująca nieco impresjonistyczny obraz zawisłej tuż nad taflą jeziora mgły. Piękne, delikatne, oniryczne, a nawet ośmielę się powiedzieć, że magiczne. Doświadczyłam swoistego satori podczas tych kilku sekund.

27 listopada 2014

Biednemu zawsze grzyb w oczy / Prawdziwki i zmyślaki – Krzysztof Daukszewicz/

Przyznam się bez bicia, że czytałam to w wannie. Na sucho mi nie wchodziło. Na trzeźwo jeszcze tak, ale na sucho już nie. Za boga. Najwyraźniej książka z grzybem w tytule – Prawdziwki i zmyślaki - potrzebuje wilgotnego klimatu.

Tak dla przypomnienia, autor omawianych anegdot i felietonów, to satyryk. Satyryk ze "starej szkoły",  który swojego artystycznego warsztatu nie sprowadził jeszcze do analno-gównianego poziomu, w jakim każe nam się taplać wszechobecna popularna, tzw. kultura. Jego żarty nawet, gdy są dosadne, to nigdy nie bywają wulgarne. Obśmiewa oczywiście ludzkie przywary, robi to jednak tak, by nikogo nie krzywdzić. Dobra satyra nie polega bowiem na bezlitosnym upokarzaniu i wdeptaniu bezbronnej ofiary w błoto. Jak widać, nadal są wśród nas piewcy ten chwalebnej idei.

21 listopada 2014

Chcecie bajki? Oto bajka: Bob podbija świat /Świat według Boba – James Bowen/

Już widzę, jak „targam” moją kotkę na rower. Byłaby tak wściekła, że samym spojrzeniem wykopałaby mnie w kosmos. Ewentualnie zaliczyłabym tak konkretny cios łapką w tył głowy, że długo nie mogłabym się pozbierać. A kota zen, czyli Boba, mało co rusza, mało co dziwi. Świat ludzi i ich wariactwa przyjmuje ze stoickim spokojem. Nie ma się więc czemu dziwić, że świat ma totalne  fiksum dyrdum na jego punkcie: dwutomowa powieść (jak do tej pory), książka dla dzieci, filmy, wywiady... A ów spirytus movens zdaje się nieszczególnie zwracać uwagę na ten medialny szum wokół siebie. Tak jakby dobrze wiedział, że to wszystko nieistotne, chwilowe. Zdaje się patrzeć na całe to szaleństwo z boku i mówić: „Mami nas fortuna, rzadko obdarza nas uśmiechem”, a ja wiem co w życiu najważniejsze, stałe i dające prawdziwą radość: mój przyjaciel James. Tak, ten kot niezaprzeczalnie ma w sobie magię i wybitny talent do rzucania uroków.

13 listopada 2014

Przebudzenie Kempnej, czyli udany debiut! (Przebudzenia Doktora Sørena - Magdalena Kempna) DKK

Literacki debiut roku wydawnictwa Novae Res. Po tym co nam na DKK ostatnio zafundowano (Skald. Karmiciel Kruków), to zbladłam, gdy zobaczyłam słowo „debiut” i to polski. Na szczęście panika nie była wskazana i tym razem nie trzeba było wydłubywać sobie oczu. Chociaż przyznam się bez bicia, że lektura nie wciągnęła mnie od pierwszych stron.

Tytuł i okładka sugerują jakąś mroczną historię, całkiem porządnie podszytą grozą. Obawiałam się, że gdy zacznę czytać, to obgryzę paznokcie tak, że zostaną mi tylko kikuty z palców. Zamiast tego w moje ręce trafiło przyjemne kryminalne, nawet trochę baśniowe fantasy. Gdybym napisała, że „pogodne” byłoby to zapewne nadużycie, bo jednak jest mroczny spisek, zatęchłe lochy, trumny, morderstwa, nadużycia i gwałty. Jednak autorka w opisach jest bardzo łagodna. Najmocniejsza i najokrutniejsza scena to ta, w której szlachtowane są konie. Więcej nie zdradzę.

12 listopada 2014

Dzieciak z widłami /Rogi - Alexander Aja/ 2013

Ksiądz Natanek miał rację!!!! Harry Potter to samo Zło!!! Wcielenie Szatana!!! No nie mogłam się powstrzymać. Przypuszczam, że nad aktorem Danielem Radcliffem zawsze będzie już wisiała klątwa Chłopca, który przeżył spotkanie z Sami Wiecie Kim. Podobnie jak nad aktorem, który grał McGyvera, jak mu tak było? No właśnie…hm…McGyver…? Jedna rola potrafi wrosnąć tak głęboko, że zaczyna zastępować prawdziwą skórę. Gdy zobaczyłam, że - zgodnie z pierwowzorem książkowym - Merrin jest ruda, pomyślałam, że „Harry” ma coś z tymi rudymi pannami, czym znów wpięłam go w rolę czarodzieja… Chłopak walczy i najwyraźniej zależy mu na tym, by – ledwo gdy wydostał się z jednej roli - nie  zaszufladkowano go w rolach amanta. Ciągnie go do horroru, nie do komedii romantycznych (chociaż jego typ urody, to by właśnie sugerował). Jeżeli już jesteśmy przy horrorach, to Kobieta w czerni – co by jednak nie mówić – od Rogów jest filmem miliard razy ciekawszym. Książka znów okazała się więc lepsza od filmu. I po co to komu było?

31 października 2014

Mam kota i nie zawaham się go użyć, czyli o odwadze i pokonywaniu potworów /Koralina – Neil Gaiman/

Wydawnictwo MAG 2009
Cieszę się, że Gaiman umieszcza w swoich historiach koty. Nie ma się w sumie czemu dziwić, jest przecież ich wielkim fanem. Często przemykają po kartach jego książek, czasami głośno tupiąc (tak, gdy chcą to potrafią!), a innym razem suną niepostrzeżenie - jak cienie. Cieszy mnie, że i w Koralinie znalazło się dla jednego osobnika miejsce. Bo tam gdzie są tajemne przejścia, tam powinny być i koty. I pisarz o tym wie.

Nowy dom Koraliny jest stary. Żyje własnym życiem, posiada swój wewnętrzny rytm i swój własny język. Jest pełen zakamarków, w które można zajrzeć, które trzeba zwiedzić i odkrywać. Dziewczynka wprowadza się do niego z wiecznie nieobecnymi, zapracowanymi rodzicami. Nie wie jeszcze, co ją czeka, gdy w ramach walki z przeogromną nudą, odwiedza swoich ekscentrycznych, nowych sąsiadów i liczy wszystkie drzwi...Do jej życia niepostrzeżenie wślizguje się chaos, nad którym musi zapanować.

23 października 2014

Wszystko co dobre zaczyna się od kota /Miłość przez małe m - Francesc Miralles/

Wszystko zaczyna się od kota. A jak się już zacznie, to kot może nas zaprowadzić nawet na księżyc, a tam czeka nas nieśmiertelność. Księżyc oczywiście w rozumieniu nie tyle dosłownym, co metaforycznym. To enigmatyczne „gdzieś”, gdzie odnajdujemy siebie: i jasną i ciemną stronę JA. Żeby znaleźć drogę do tego miejsca, trzeba zrobić pierwszy krok. A któż zachęci do tego lepiej niż właśnie kot? Odwieczny przewodnik między światami?

To właśnie przydarzyło się głównemu bohaterowi książki. To, czyli Kot. Trzydziestosiedmioletni wykładowca uniwersytecki przekonał się, że gdy kot przekroczy już próg mieszkania, to w nim zostaje. Samuel nie planował mieć takiego towarzysza (kota nie planuje się mieć), ten po prostu zjawił się i zapoczątkował ciąg zdarzeń, które przewróciły nudne i przewidywalne życie głównego bohatera do góry nogami. Po tym, jak trącony zostaje pierwszy klocek domina o kocie dzieje się już niewiele. Mishima szczątkowo przewija się przez akcję, uzupełniając ją wdziękiem i uporem. To on, mruczeniem i rytmiczną pracą łapek, likwiduje złą energię, gdy ta ośmiela się wkroczyć w myśli jego nowego współlokatora. Od tego - jak się okazuje - są bowiem koty.

19 października 2014

Flaszka na Mazurach /Nibywiersze Byłoniebyło – Krzysztof Daukszewicz/

W supermarketowym koszu rozmaitości wygrzebałam „coś”. Postanowiłam zrobić sobie prezent i nie żałuję. Naprawdę było warto. Weszłam bowiem w posiadanie pięknie wydanego tomiku...hm...przemyśleń. Nie są to oczywiście utwory na miarę Szymborskiej czy Miłosza, zresztą sam autor do roli poety się nie poczuwa. Trudno te próbki poetyckie czasami nazwać wierszami. Chociaż, kto odważyłby się określać ramy i granicę współczesnej poezji. Wszak wiadomo, że to inny wymiar, inne czucie, inna rzeczywistość. Ni jak nie należy wpasowywać jej w sztywne ramy. Dotykają nas więc: wolne, białe, żarty, piosenki...Jest barwnie, emocjonalnie i poruszająco – na różnych poziomach. I nie wszystkie uniesienia są na szczęście tak serio na serio.

18 października 2014

Kruki na głodzie /Karmiciel kruków – Łukasz Malinowski/ DKK

Do Wikingów się jeszcze nie przekonałam. Podobno serial świetny. Panuje w ogóle moda na  północne krańce Europy, a nie być na bieżąco z mainstream nie wypada. Zawsze znajdą się w nim godne uwago kawałki. Więc, jako, że temat - co by nie mówić – lotny, z ogromnym zapałem przystąpiłam do lektury. Autor- historyk, kruki, surowa Skandynawia, bohater- łotr, fantasy: połączenie elementów obiecujące, nie może być źle. A jednak...Moim zdaniem, to debiut przeciętno-przyzwoity. Aczkolwiek nie oznacza to, że w jakimś stopniu porywający. Takie przyjemne bazgradełko mające dobre momenty. Szkoda, że nie pojawiają się one na początku książki a dopiero pod koniec. O tym jednak za chwilę.

Po pierwszych 50 stronach, stanowczo brzmiący głos w mojej głowie skwitował dotychczasową lekturę: Nie jestem nastoletnim chłopcem. No cóż, zdecydowanie nasze DKK nie stanowi grupy docelowej tej publikacji. Trzeba być jednak ponadto, pomimo różnych potrzeb i gustów, czytać z dystansem i wydać obiektywną opinię – byłyśmy więc dzielne.

13 października 2014

KOT to stan umysłu /Kot w stanie czystym – Terry Pratchett/

Koty mają sposoby, by być tu od zawsze, nawet jeśli dopiero co się pojawiły. Poruszają się we własnym, osobistym rytmie czasu. Zachowują się tak, jakby ludzki świat był tym, w którym akurat przypadkiem się zatrzymały w drodze do czegoś, być może o wiele ciekawszego.

KOT to kosztowna błysKOTka. Kupujemy mu mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, bo nam ludziom wydaje się, że mu się spodobają, że się ucieszy. Oczami wyobraźni widzimy uszczęśliwioną mordkę. Z jego punktu widzenia to jednak najczęściej niepotrzebne kurzołapy. Nasze nadzieje szybko ulatniają się, wraz z zadartym ogonem. Jego właściciel łaskawie oddala się, by nie dobijać nas swoją obecnością, gdy palimy się ze wstydu, widząc rozczarowanie w jego oczach. Zagłębiając się w koto-tematy,  głównie adoptuję tego typu książki – bibeloty. Nie spełniają one funkcji innej niż rozrywkowa chwilówka. Tak jest i w tym przypadku. Cóż nie jest jednak prawdziwym kociarzem ten, kto śmie się za takiego uważać, a nie czytał Kota w stanie czystym. Nawet jeśli to taka „durnostojka”.

27 września 2014

/NLP w negocjacjach handlowych - Anna Magdalena Łabuz/

Z uporem maniaka czytam poradniki, których treść znam już z wcześniejszych publikacji. Liczę na jakieś olśnienie, powalającą ciekawostkę. Niestety jeżeli chodzi o negocjacje, to nie ma już najwyraźniej nic do dodania. Autorzy ewentualnie nadadzą jakieś błyskotliwe i dowcipne (w swoim odczuciu) nazwy kolejnym technikom, stylom itp. Poza tym idea i wydźwięk pozostają te same, podawane na szczęście w przystępnej formie:  i tym razem tekst napisany lekkim, prostym językiem – jak to w poradnikach - sugestywne też zobrazowany. O tej konkretnej książce mogę z czystym sumieniem napisać: nihil novi i jest multum lepszych pozycji na rynku.

26 września 2014

It’s simple but no easy /Negocjacje. Przez rozmowę do celu – Angelique Pinet/

Zacznijmy od tego, że to nie jest podręcznik akademicki. To poradnik. Książka pozbawiona jest więc skomplikowanych teorii, wielkich nazw i przeintelektualizowanego języka. Podręczniki stają się coraz przystępniejsze, nie będę narzekała. Jednak to poradnikową cechą jest wybitna prostota, której granicy podręczniki raczej nie przekroczą. Chyba, że edukacja będzie nadal podążała w tym samym kierunku, bo poziom przekazywania informacji w formie obrazków mamy już w zasięgu ręki…

10 września 2014

Sen ośmiornicy w służbie reżimu /Imperium świateł – Kim Young-ha/

Na dnie dzbana
pod letnim księżycem
ośmiornica drzemie /Bashō/

Jak szpieg, to: przystojny, wysportowany, z dystansem do rzeczywistości, ponadludzko wytrzymały, znający setki sztuk walki i stosujący gadżety o różnorodnych właściwościach.  Taki niby półbóg z atrybutami. Koniecznie posiadający krystaliczną osobowość bez ryski na sumieniu (oczywiście w granicach tego, co się przystojnym szpiegom wybacza bez mrugnięcia okiem) lub skrajnie czarny charakter. Czyli to bohater lub antybohater o niezłomnej woli, ślepo wierny przyświecającej mu idei. Skoro mamy już agenta, to musiałoby się z nim coś ciekawego dziać: może paść ofiarą spisku, wykonywać niebezpieczne misje, odbijać zakładników, ratować świat, lub odwrotnie: porywać, torturować, dążyć do zagłady ludzkości. Przedstawione wyobrażenie jest dobrze znane i zgrabnie wpisuje się w schemat powieści szpiegowskiej. Żadne sztywne ramy i schematy nie obowiązują jednak w książce Kim Young-ha Imperium świateł. Poza tym, że główny bohater jest agentem - który ze swoją agenturą niewiele chce mieć już wspólnego - z typową powieścią szpiegowską niewiele tę lekturę łączy. W sumie nie wiadomo, kto jest dobry a kto zły. Agenci wrogich wywiadów w oczach czytelnika nie są ani biali ani czarni, lecz oscylują w szarościach.

06 września 2014

Kowerkot, czyli ustawiczne „szukanie kota” /Mały słownik wyrazów kocich i kociojęzycznych – Przemysław Wechterowicz/


Dla kociarza, który lubi książki (a zdarza się to nader często) - zamiast przysłowiowego „kwiatka” lub bombonierki – ciekawy pomysł na prezent. Obdarowany uśmieje się, poszerzy horyzonty, kotu poczyta, a i w boczki mu nie pójdzie. Poza tym, co ważniejsze, książka nie stanowi zagrożenia dla pupila. Wiadomo przecież, że koty czasami lubią upatrzyć sobie jakąś roślinę i po prostu ją pochłonąć. Moja kotka ostatnio przeszła samą siebie, bo „wtryniała” sztuczne badylstwo z Ikei. Mogłaby to być dla nich niezła reklama, że produkt wygląda i smakuje jak żywy. Albo antyreklama, że w oczy kotkę bodła ta tandeta, więc postawiła uwolnić od niej mieszkanie.

Niektórzy mogą nawet kupić tę książeczkę w prezencie swojemu kotu. Bywa i tak, nie neguję i nie oceniam. W każdym razie wątpię, by kicia była zachwycona. Pewnie spojrzy na właściciela wzrokiem rodem z ilustracji do koturny. Cóż, koty miały kiedyś status bogów i o tym nie zapomniały…
Koturna

04 września 2014

Jak ktoś nie lubi zwierząt, to ja mu nie ufam /Nie tylko o łajdakach – Magdalena Kulus/

Powieść Nie tylko o łajdakach mogłam przeczytać dzięki uprzejmości autorki, więc: dziękuję Pani Magdo za przysłanie mi swojego „skarba”.

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe. Prawdziwe są pejzaże i Fuks. Dobrze, że to Pani napisała, Pani Magdo, bo zaczęłam szukać „przecieków” i „podsłuchów” w domu i okolicy. Świadczy to tylko o tym, jak wbrew różnorodności i inności, my ludzie jesteśmy do siebie podobni: w przeżywaniu rozczarowań, w poszukiwaniu własnej drogi, w walce z codziennością, w emocjach i jak potrafimy być tak samo, zwyczajnie DURNI. Specjalnie piszę „ludzie”, nie „kobiety”. Chcę wierzyć, że mężczyznom wcale nie jest łatwiej – tylko czasami lepiej się kamuflują. „Łajdaczki” też przecież istnieją, a może i my nimi jesteśmy w pewnym sensie?

28 sierpnia 2014

Zdruzgotani, tak jakoś ku pokrzepieniu i na zdrowie /Hełm grozy – Wiktor Pielewin/

Reinterpretacja mitów, tak by wpasować je w realia XXI wieku, to przedsięwzięcie niewątpliwie odważne i ciekawe. Skąd pomysł i zainteresowanie? Wydaje mi się, że jesteśmy tak skonstruowani, że nie potrafimy żyć bez tworów, jakimi są te snute od wieków historie. Są one do tego stopnia odrealnione, że dużym i spłycającym ich wyraz uproszczeniem, byłoby nazwanie je kłamstwami. Przecież przy ich pomocy próbujemy usilnie nadać zjawiskom znaczenie, znaleźć się w zacieśniającej się wokół naszych umysłów próżni. I to nie jest żadne „tylko”. Bo wszystko jedno czy robimy to by zrozumieć przeszłość, czy przyszłość: mit pomaga nam przetrwać, iść w jakimś kierunku – najlepiej ku przyszłości… tylko, że w tym dążeniu chyba potykamy się o korzenie. Krążymy w kółko, po omacku. I nie byłoby niczego złego w tej abstrakcji, w jej węzłach. Tylko, że te nasze współczesne mity są pozbawione metafizycznej głębi i przypominają zupki w proszku. Coraz badziewniejszy żywopłot – karmiony glutaminianem sodu - wytycza szlaki naszych wewnętrznych labiryntów. Konstrukcje pozbawione spoiwa, szkieletu, stanowią kwint esencję ślepych uliczek. Potrafimy już tylko zalać Vifon i patrzeć, czy makaron równo puchnie… Trzeba wyjść naprzeciw tej pustce, która toczy nasze wewnętrzne rzeczywistości, zamieszać w kotle konwencji – przypomnieć sobie, czym jest prawdziwa zupa. I jak smakuje.

26 sierpnia 2014

Beszczągowata /Kraina Śpiewających Róż - Olga Orzyłowska- Śliwińska/

Skusiłam się. Kupując myślałam o naszym Parku Róż. U nas kwiaty, co prawda nie śpiewają, chociaż…? Przecież nie wiem, co się dzieje po zmierzchu lub bladym świtem. Trzeba zacząć słuchać uważniej, inaczej… Zdecydowanie, powinnam też wybrać się tam na jesienny spacer przy pełni. Może wtedy, zasypiając na zimę, będą nucić sobie kołysanki? Ktoś chętny?

Wracając jednak do książki, muszę przyznać, że czytałam ją kilka razy. Nie dlatego, że jest aż tak cudowna. Chcąc ułożyć pewien schemat i chronologię – gubiłam się. Nie potrafiłam treści zlepić w całość, miałam wrażenie, że to kilka, następujących po sobie, osobnych historii, których wcale nie powinno się czytać jako jednej bajki, ani broń boże czytać „na raz”. Wątków jest zbyt wiele, chociaż trzeba przyznać sprytnie zazębiają się, wtedy gdy jest taka potrzeba. Pojawiają się też częste podsumowania dotychczasowej akcji, pomagające „połapać się” w pędzącej treści. Podsumowania, prosty język i szybka akcja – przeskakująca od obrazu do obrazu – również czynią tę bajkę, jak najbardziej, przyswajalną dla młodszego czytelnika. Decydując się na czytanie pociechom, pamiętajcie: podział na rozdziały nie powstał dla picu, pomaga porcjować treść w zjadliwe porcje.

25 sierpnia 2014

Park Róż

Skusiłam się. Kupując myślałam o naszym Parku Róż. U nas kwiaty, co prawda nie śpiewają...chociaż? Przecież nie wiem, co się dzieje po zmierzchu lub bladym świtem. Trzeba zacząć słuchać uważniej, inaczej… Zdecydowanie, powinnam też wybrać się tam na jesienny spacer przy pełni. Może wtedy, zasypiając na zimę, będą nucić sobie kołysanki? 

Ktoś chętny?



24 sierpnia 2014

Lomposo ia meme, motema mwa nkoi* /Zwierzęta jak ludzie – Romuald Bakun CM/

Dobry Duch polecił kiedyś czarnym ludziom umyć się w źródlanej wodzie. Ich skóra nie zmieniła jednak koloru, ale serca zachowały prawdziwą czystość. I całe szczęście, w końcu co tam kolor skóry! Najważniejsze jest to, co jest wewnątrz człowieka!
Życzę, żeby baśnie pomogły Wam pielęgnować i zachować życiowy skarb - piękno myśli i czystość serca.

Przesłania zebranych tekstów i słowa autora są, jak najbardziej aktualne. Bajki od zawsze są niezawodnym sposobem na dotarcie do umysłu małego człowieka, otwarcie jego serca i nauczania o różnorodności świata. Uzbrojone w arsenał morałów: pomagaj słabszym, odwdzięczaj się za pomoc, bądź dobry, chciwość jest zła, dotrzymuj danego słowa itp. stają się wręcz pozycją obowiązkową. Nauki te są bardzo czytelne, ale dla pewności - jak to dla dzieci - wyłuskane także na końcu każdej historyjki. Teksty zostały dosyć sprytnie ułożone. Zmienia się stopień złożoności i ich „ciężaru”. Zaczynamy od prostych historii z oczywistym przesłaniem, po czym zostajemy przeprowadzeni przez tematy związane z samoakceptacją (według mnie najlepsze w zbiorze: Kolczaste Drzewo ) i śmierci, z którą lepiej nie zadzierać i przed którą i tak nikt z nas nie ucieknie. Zanim zaczniemy czytać dzieciom, warto zapoznać się najpierw z tekstem i zdecydować, czy nasza pociecha jest gotowa na daną przestrogę.

23 sierpnia 2014

Chcę opowiedzieć tę historię jeszcze raz / Brzemię – Jeanette Winterson/

No i otwarłam TĘ książkę. Nasłuchałam się o niej tylu skrajnych opinii, że stanowiło, to dla mnie nie lada wyzwanie. Czy tą, która obróci w perzynę mój świat będzie Winterson? Niby przy obecnym nieumeblowaniu panującym w mojej głowie, to nic trudnego - jednak podstawy mam solidne, więc ruszyć je wcale nie jest tak łatwo. Tak, więc obróciłam kilka razy w dłoniach, pogłaskałam okładkę, otwarłam, zamknęłam, otwarłam i zamknęłam… Z jednej strony coś mnie odpychało, coś przyciągało. W końcu - w otwartej – oczy same znalazły słowa. I zaczęło się.

22 sierpnia 2014

Mit to obłok wywiedziony z cienia wywiedzionego z podmuchu wiatru /Angus od snów - Alexander McCall Smith/

Angus był bogiem miłości, bogiem młodości i bogiem snów. Kochał Angusa każdy, kto go spotkał; nie było wyjątków. Ludzie zatrzymywali go na drodze, prosząc, aby im zesłał sen o osobie, którą pokochają, a on zawsze spełniał ich prośbę, nigdy nie odmawiał. Jeśli prosiła go o sen dziewczyna lub kobieta, dostawała w dodatku pocałunek, a pocałunek ten zamieniał się w małego ptaszka, który fruwał wkoło jeszcze chwilę, po czym znikał porwany wiatrem, pozostawiając tych, co to widzieli, w niepewności, czy aby nie zmyślili sobie całego zdarzenia.

Urocze, prawda? Tekst, podobnie jak przytoczony fragment, urzeka od pierwszego zdania. Po prostu płyniemy przez treść, z treścią i w treść. Autor to urodzony gawędziarz, którego „słucha” się z wypiekami na twarzy – chociaż czasem potrafi, wkurzyć i zirytować: przesadą, ckliwością lub upartym milczeniem.

19 sierpnia 2014

Nie ma co żałować straconych okazji i mamroczących bogów /Penelopiada – Margaret Atwood/

Penelopa wierna - bo dała słowo, wybaczyła „skoki w bok” - takie były czasy, cóż miała do powiedzenia? Dziś byłaby okrzyknięta cierpiętnicą, dziwaczką. Zasuszoną starzejącą się śliwą, marnującą życie, w imię czego? Chciała to ma. Taki wizerunek kobiety-pomnika się zdewaluował – można posłuchać, przytaknąć, i nic więcej - toż to skamielina. Przynajmniej w oczach samych kobiet - czy któraś dziś pozazdrościłaby jej cnoty i samozaparcia? Współcześni panowie byliby chyba bardziej zadowoleni z takiej postawy potencjalnej małżonki.  

18 sierpnia 2014

Miałki przekaz /Krótka historia mitu - Karen Armstrong/

ZNAK wspólnie z wydawnictwami z całego świata, swego czasu podjął się uczestnictwa w pewnym przedsięwzięciu, jakim było wydanie serii MITY. Autorzy z różnych zakątków globu, mieli podjąć się w nich reinterpretacji mitów i legend. Odkurzyć, odświeżyć, przetworzyć – ciekawie się zapowiadało. W sumie wydano ledwie kilka tytułów. A potem seria - z niewyjaśnionych przyczyn – skonała. „Niewyjaśnionych” – jak nie wiadomo, o co chodzi to wiadomo, że chodzi o…

Ta książka to wstęp do „wydarzenia”, którym stały się owe książki. Cieszę się, że zaczęłam czytać od Tokarczuk i jej Anny In w grobowcach świata i Penelopiady Atwood, bo gdybym zaczęła, „jak bóg przykazał” od początku, nie tknęłabym żadnej kolejnej pozycji. Nie dość, że mnie nie porwała, to ciężko mi o tej książce pisać. Momentami to straszny bełkot. Ciągłe powtarzanie tego samego, i w kółko i jeszcze raz i na wszelki wypadek jeszcze. Książka i tak nie ma potężnych gabarytów, więc efekt jest naprawdę lichy.

12 sierpnia 2014

I muszą być lody a nie sorbet, bo sorbet, to nie lody /Zaklinacze samotności - Magdalena Kuydowicz, Wiesław Sokoluk/

Samotność to od początku istnienia ludzka bolączka. Przerobiona, opracowana i przetworzona na miliardy sposobów. Skoro napisano i stworzono w tej materii już tak wiele, to ogromną trudność sprawia zrobienie tego w oryginalnej formie. No i niestety autorom nie udało się nadać tematowi ciekawego, nowego kształtu. Mimo, iż wielobarwność i - powiem to - PIĘKNO tej emocji, próbowali pokazać pod różnymi kątami, to efekt pozostał mizerny. Powstał kolejny poradnik o tym, że robimy sobie wzajemnie krzywdę. A właściwie, to głównie sami ją sobie robimy, bo nie umiemy ze sobą rozmawiać i w porę nie zauważamy, że jesteśmy społecznie nieprzystosowani.

Historie

Współczesność wykorzenia nas z relacji. Znakiem naszych czasów jest samotność. Tym bardziej dziwi mnie i fascynuje, że z taką łatwością ludzie na siebie w tych tekstach wpadają. Czy mają być razem, czy nie, czy mają coś przepracować, czy tylko iść ramię w ramię – dostają od losu szansę na to by spróbować. Tego bohaterom szczerze zazdroszczę, bo ja takiej szansy nie dostaję. A co za tym idzie - kompletnie w ich prawdziwość nie wierzę.

10 sierpnia 2014

Przyjdź do mnie ze swoją dzikością /Anna In w grobowcach świata – Olga Tokarczuk/

Spójrzmy na mit sprzed cztery tysięcy lat, pewnym ruchem dotknijmy jego aktualności. A właściwie, to wiecie co? Wręcz zadławmy się nim. Targani wewnętrznymi torsjami, oddajmy sobie zapomniany pierwiastek człowieczeństwa. Oderwijmy się na chwilę od cyfrowej rzeczywistości. Tej przed nami, za oknem. Ona zmusza nas do ciągłej gonitwy, rozpraszając nadmiarem, powierzchownością. Coraz trudniej nam wchodzić w konteksty, analizować i interpretować. A gdy przystaniemy, obejrzymy się za siebie, możemy odkryć coś niesamowitego. Na pierwszy rzut oka nie przystającego do naszych czasów. Przy dłuższych oględzinach jednak…

Nie martwcie się, ta poskładana z fragmentów historia, została dopasowana do realiów dzisiejszego człowieka w sposobie opowiadania. Mamy więc przekuty na współczesny, nadal jednak pełen symboli, język mitu. Uwspółcześnienie tej historii, opisanie jej na nowo, to szansa dla człowieka na przeżycie zapomnianego świata. Echo z przeszłości, odbijające się w duszy każdego z osobna, przepracowane na poziomie jednostki - pomaga się na nowo scalić, zrozumieć. A my współcześni ludzie zmuszeni jesteśmy żyć na tylu różnych poziomach, że jest to dla nas trudne wyzwanie.

06 sierpnia 2014

Je suis comme je suis /Wolna miłość - Roma Ligocka/

Czasami książki nie przychodzą do nas w dobrym momencie. Nie ten etap, nie ta potrzeba. O tej też tak myślałam, zwłaszcza, że przedzierałam się  przez jej  kolejne strony, jak przez zasieki. Pole minowe emocji, które autorka zostawiła mi do pokonania, niemiłosiernie mnie pokiereszowało i znudziło. Do czasu. Jeden z felietonów, był tym „jedynym”, tym dla mnie. Każdemu, kto sięgnie po książkę z nastawieniem podobnym do mojego, życzę, by trafił na taki tekst. I niech również jemu słowa pozwolą pozbierać walające się wokoło własne szczątki…

03 sierpnia 2014

Autoportret człowieka XXI wieku / Wampir i inne opowiadania – Kim Young-ha/

Z trzech przeczytanych pozycji tego autora, ta najmniej przypadła mi do gustu. Może dlatego, że ogólnie nie przepadam za opowiadaniami – zanim historia rozkręci się na dobre już się kończy. Wampirze i innych opowiadaniach zabrakło mi więc napięcia i klimatu, którym autor oczarował mnie w powieściach (Mogę odejść, gdy zechcę, Imperium świateł). Nie zdążyłam wciągnąć się w jego genialną grę formą i treścią, ponieważ zbyt szybko następował jej koniec. Jednak, co pragnę podkreślić, o tym, co pisze Kim Young-ha nie można powiedzieć niczego złego, nie ma się do czego przyczepić. Chyba tylko do tego, że spodziewamy się, że autor czymś nas zaskoczy. Niby się dziwimy, ale przecież wiedzieliśmy, że będziemy się dziwić. Tym samym przewidujemy pewne fakty. 

Dla twórczości Kima charakterystyczne  są motywy: samobójstwo, zdrada, fascynacja motoryzacją i kobiecym ciałem oraz sztuką, tajemnica, miłość, podwójne życie, zagubienie w świecie tłumu. Nic wydumanego, zwyczajne ludzkie sprawy, coś co dotyczy każdego z nas na co dzień, ale opisane w - specyficzny dla pisarza - bezpretensjonalny i nieumoralniający sposób. Studium szczegółu, każdej drobnostki, jako dopełnienie jego stylu, nie pozwoli nam niczego przeoczyć: najcichszego dźwięku, najdrobniejszej gry świateł, niezauważalnego muśnięcia. A nadprzyrodzona atmosfera opowiadań sprawia, że odbieramy jego twórczość wszystkimi zmysłami, np. czujemy zapach powietrza tuż przed burzą, elektryzuje nas błyskawica przecinająca przestrzeń tuż obok nas, słyszymy stukot obcasów na schodach, wyobrażenie ciała mężczyzny w windzie pobudza wrażenia wzrokowe itd.

31 lipca 2014

„Życia nie można włożyć między książki. Trzeba je tam znaleźć.” /Czytelniczka znakomita – Alan Bennett/

Zgrabny ukłon w stronę czytelnictwa i czytelników wszelakich. Autor nie oszczędzał się w wypisywaniu pochwał dla świata literatury. Dzięki książkom poznajemy przecież nieznane nam aspekty ludzkiej duszy, uwrażliwiamy się na świat. Pełne namiętności słowa pisarza mile połechcą czytelników, i tylko czytelników. Bo prawda jest taka, że to takie: „o molach, dla moli”. Każdy, kto kocha czytać zrozumie zapędy królowej. Ci, którzy nie sięgają po książki i po tę lekturę nie sięgną, więc nadal nie pojmą, nie dotkną…

Pewnego dnia nasza bohaterka trafia na obwoźną bibliotekę i poznaje Normana. Te dwa pozornie nic nieznaczące wydarzenia, wywracają jej życie do góry nogami. A zmiana w życiu tak ważnej persony, nie pozostaje bez wpływu na poddanych i otoczenie. Królowa uzależniona od czytania zaniedbuje swój skrupulatnie budowany wizerunek. Ten oczywiście, powinien być ściśle związany z zasadami etykiety, a nie prawdziwą tożsamością głowy państwa. Meetingi, konwenanse, uroczystości – to wszystko staje się niczym wobec światów, które odkrywa. Broniąc swojej pasji, ta mistrzyni riposty i szermierki słownej, nie jednemu zachodzi za skórę. Nagła spontaniczność budzi niepokój na dworze. Poddani zaczynają snuć intrygi, by usunąć Normana z życia monarchini i położyć kres jej fanaberiom. Zaskakujące zakończenie książki, w którym dokonuje ona podsumowania swojego panowania, ma gorzki smak. I więcej nie zdradzę.

24 lipca 2014

Umieranie może być jednak sztuką /Mogę odejść, gdy zechcę – Kim Young – ha/

Wbrew temu co słyszałam, niebezpiecznie nieudolni zapaleńcy, podcinający sobie żyły na prawo i lewo, nie są bohaterami tej powieści eksperymentalnej. Nie mam pojęcia skąd ta opinia. Ktoś chyba zaprzestał lektury na okładce i postanowił zniesławić koreańskiego pisarza pro forma. Nie jest to również, co chciałabym bardzo mocno podkreślić, powieść o eutanazji. A więc o czym, warto by zapytać? A, o: życiu, śmierci, samobójstwie, sztuce...po prostu o człowieku - zagubionym w labiryncie pełnym ślepych uliczek.


Ja, on, nikt

W tej książce nie ma głównego bohatera. Jest tylko życie, które kończy się śmiercią lub trwa nadal. Kim wspomaga czytelnika w lekturze: daje mu postać Narratora. Ten swoisty punkt zaczepienia, wysuwa się na pierwszy plan, zostawiając w tyle resztę bohaterów. To mężczyzna bez imienia i twarzy. Ktoś, kto nas nieustannie intryguje i pozostaje nierozwikłaną zagadką do samego końca. Czy to człowiek z oryginalnym pomysłem na życie i karierę zawodową, taki "przewodnik ku śmierci"? Cóż, popyt nakręca podaż. Skoro znajdują się „klienci” na taką usługę, to oznacza, że i taki usługodawca jest potrzebny. Czy może to pisarz, w oryginalny, niemal detektywistyczny sposób zdobywający materiały? A może to sama Śmierć w uwspółcześnionym wydaniu? Trzeba przyznać, że obraz niepozornej Śmierci w rękawiczkach i z prezerwatywą, czekającej pod drzwiami, aż ktoś wyzionie ducha jest groteskowy. Dzięki takiemu obrazowaniu autor przełamuje ciężką atmosferę i patos towarzyszące bohaterom w ich ostatniej drodze. Do głowy przyszło mi jeszcze, że mamy do czynienia z  Człowiekiem-Śmiercią, swoistym Demonem. W tej powieści mamy zaszczyt obserwować tylko Śmierć Samobójców, inne - zajmujące się nieszczęśliwymi wypadkami, przewlekłymi chorobami itp. - nie zostały nam przedstawione. To najwyraźniej bohaterowie zupełnie innych historii.

22 lipca 2014

Od SZCZAWIU po MIÓD i to przez MALINY /Dziki szczaw - Agnieszka Gil/

Tak mniej więcej wyglądała moja przygoda z powieścią spod znaku wakacyjnej sielanki, kurzu, pyłu, niemiłosiernego upału i ptasich awantur.

Uwielbiam książki, które przenoszą mnie w czasie. A tutaj od pierwszego zdania rzucono mnie w kocioł wakacyjnej wyprawy na wieś. Tak, to zawsze była WYPRAWA. Nie wyjazd, nie wycieczka, nie podroż z punktu A do B, tylko właśnie WYPRAWA. Od pierwszej strony wiedziałam już, że będę Dziki szczaw czytała przez pryzmat własnych wspomnień. Mój umysł będzie podsyłał mi zapamiętane obrazy, przepuszczające je przez filtr książki. Nie pomyliłam się: zachwycałam się wspomnieniem prawdziwego wiejskiego odpustu (kto nigdy nie był niech żałuje!),  harcami na łące, czy w polu (nieszczególnie mi przykro z powodu wyjedzonego groszku) i obżarstwem w sadach, przypomniał mi się zapach mleka prosto od krowy (dojonej ręcznie!)… i woda prosto ze studni. Tak , ta miała zupełnie inny smak, próżno go dziś szukam… Z rozrzewnieniem czytałam fragmenty o remizie strażackiej, wiejskim sklepiku, zardzewiałych znakach drogowych, zagubionych na dróżkach widmach. Miejsce w którym rozgrywa się akcja powieści, to jedno z tych zakątków, gdzie przejeżdżające auto staje się wydarzeniem na miarę lądowania UFO. Mam egoistyczną nadzieję, że są jeszcze takie  miejsca, w których czas się zatrzymał. Kto by za tym nie tęsknił??

14 lipca 2014

Ucho uchu nierówne

Starożytni medycy mieli ciekawą teorię na temat funkcjonowania nerwu słuchowego. Otóż twierdzili, że ten rozgałęzia się w mózgu i tworzy trzy lub więcej nowych połączeń. Dzięki nim możemy słyszeć na wielu poziomach. Jedno z odgałęzień „słyszy” to, co zwyczajne: zwykłe rozmowy, otaczający nas szum. Drugie „słyszy” sztukę i piękno (te to się teraz nadziwić światu nie może!). A trzecie to „ucho” samej duszy. Dzięki niemu, podczas pobytu na ziemi, zdobywa ona wiedzę o świecie. Ciekawe prawda? Przypuszczam, że połowa z Was już zdążyła ziewnąć i zastanawia się, po co w ogóle to czyta. Owszem „starożytność już była”, zapewniam jednak, że wielopoziomowe słuchanie, to temat współcześnie modny. I, jak się okazuje, umiejętność podstawowa dla: coachów, terapeutów, nauczycieli, sprzedawców, czyli wszelkiej maści „człowieków”, którzy na co dzień, z musu lub z chęci kontaktują się z innymi.

11 lipca 2014

Wtórny wegetarianizm?

Dawno, dawno temu, czyli w zamierzchłej przeszłości, jakieś dwa miliony lat temu, człowiek był istotą roślinożerną*. By zapewnić sobie tyle sił i energii, co mięsożerca nasz pra - dwa miliony - dziadek musiał zdobywać więcej pożywienia, na co tracił niepomiernie dużo czasu. Z przyczyn techniczno - ekonomicznych ewoluowaliśmy w mięsożerców. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie to, że w pewnym momencie zaczęło brakować tej mięsnej ambrozji. Wyżywić rodzinę i przetrwać mógł tylko ten, kto był zdolny zabić i zjeść drugiego człowieka. Bo mięcho, to mięcho...

Ta chęć zabijania, która była ówczesnym być albo nie być, wiązała się silnie z "układem nagrody". Przeżywali Ci, którzy zdolni byli do odczuwania przyjemności ze zdobycia pokarmu, czyli z dokonania mordu, nawet na pobratymcu. Oni mieli lepszą motywację i orientację na sukces. Przetrwali więc tylko najsilniejsi. Czy coś się w ogóle zmieniło? Zachowania antyspołeczne (morderstwo, gwałt, tortury) są powszechnie piętnowane i obwarowane różnorodnymi przepisami, nie oznacza to jednak, że przestały istnieć, oznacza raczej, że prężnie działa "układ kary". Zostały więc tylko przytłumione i przemodelowne. "Układ nagrody" i "chęć zabijania" przeniosły się w inne konteksty, w których nadal są nietykalne. Tam, gdzie są "bezkarne" pokazują na co je stać. Nie zmieniło się więc nic.


Wegetarianizm, rozumiany jako "niejedzenie mięsa" nie jest więc tak niezgodny z ludzką naturą, jakby mogło nam się wydawać. Niestety z biologicznego punktu widzenia, nasze organizmy podobno już nie są do takiego funkcjonowania przystosowane. Są jednak ludzie nie odczuwający najmniejszej potrzeby spożywania tego typu pokarmu. Niektórzy naukowcy upierają się, że zależy to od grupy krwi. Jeśli ktoś ma A1B RH+ - i ma też tak jak ja niechęć do mięcha - niech da znać, sprawdzimy tę teorię.

W kontekście wegetarianizmu, należy raczej zastanowić się nad tym, czy można wyróżnić pojęcie Wegetarianizmu Mentalnego, takiego rozumianego symbolicznie. Czy świadczyłby on jednak - tak ja dwa miliony lat temu - o słabości i nieprzystosowaniu? Skazywałby daną jednostkę na porażkę w świecie, w którym nadal wygrywa najsilniejszy i najbardziej bezwzględny (psychicznie czy fizycznie na jedno wychodzi)? A może świat zmienił się już na tyle, że przygoda z mięsożernością jest już bliska końca. A my zatoczyliśmy koło od roślinożerności sensu stricto ku roślinożernej osobowości?


Jak na razie głównie należy skupić się na tym - czy nam się to podoba, czy nie -, że: jesteśmy potomkami kanibali. Mamy więc więcej wspólnego z przerażającą bestią, niż nam się wydaje i niż byśmy chcieli. Dajmy ewolucji jeszcze kilka tysięcy lat, może delikatnością i uprzejmością będzie się kiedyś podbijało świat? Oby w przyszłości to one skuteczniej pobudzały ośrodki nagrody, i oby lęk przed karą przestał być silniejszym motorem (hamulcem) naszych działań.


*Teoria Thomasa Elberta zaczerpnięta z: Bestia. Dlaczego zło nas fascynuje? Borwin Bandelow


10 lipca 2014

KOT – słowo klucz / Szkoła Kotów – Kim Jin-kyung/

Człowiek udomowił psa, ale to kot udomowił człowieka /Marcel Mauss/

Gdy tylko zobaczyłam tytuł książki, to wiedziałam, że będzie moja. No przecież (!) jest o kotach – czy to nie wystarczający argument?!! Dodatkowo zachęciły mnie opinie według których to taki wschodni Harry Potter. Z tej krzyżówki wychodzi koci Potter więc czego chcieć więcej? Moja kotka – pacyfistka nie była zbytnio zachwycona, gdy zmuszałam ją do towarzyszenia mi podczas lektury. Zniosła to jednak po swojemu - godnie – cierpliwie pobłażając mojemu wybrykowi. Ciekawe czy i ona wybierze się kiedyś do kociej szkoły? Mieszkając ze mną - czytać i pisać umie już na pewno. Tylko dla wygody udaje, że jest inaczej!

KIM jest dla nas kot, zależy od naszych doświadczeń i od tego jak postrzegamy jego rolę i miejsce w społeczeństwie (tak w społeczeństwie!). Od wieków, ten mały drapieżnik, pozostaje tuż obok człowieka i pobudza jego wyobraźnię – obrastając wprost proporcjonalnie do zainteresowania w symboliczne znaczenia. Niektórzy twierdzą, że za samo bycie kotem, kotu należy się medal. I muszę przyznać, że im dłużej obserwuję, tym bardziej wierzę, że coś w tym jest…

07 lipca 2014

Zranione serca Jasia i Małgosi /Ptak - Oh Jeonghui/

Co też może zobaczyć ślepy doktor? Jak to się stało, że jest niewidomy? (...) Zastanawiałam się, czy pan Jang zacisnął oczy w trakcie swoich narodzin, ponieważ wiedział, że świat jest taki przerażający.

Świat widziany oczami dziecka jest piękny, budzi w nim ciekawość i podziw. Przynajmniej powinno tak być. Świat widziany oczami dziecka, które zostało pozbawione normalnego dzieciństwa, jest zniekształcony. Dostrzega ono tylko zdeformowane odbicia w krzywych zwierciadłach, biorąc je za jedyne i prawidłowe objawy rzeczywistości. Przeczuwa jednak, że szczęściem w jego sytuacji byłoby zamknąć oczy, zacisnąć mocno powieki i…

Mam na imię U-mi. „U” oznacza wszechświat, a „mi - piękna - jak się urodziłam, byłam najpiękniejszą dziewczynką we wszechświecie. Mój brat ma na imię U-il - „U” tak samo oznacza wszechświat, a „il” jeden. Nasza mama tak go nazwała, ponieważ miał stać się jedynym najprzystojniejszym chłopcem na ziemi.

03 lipca 2014

Można zrobić wielkie oczy.../Strach - Łukasz Orzechowski/

Pamiętacie antologię Ludzie cienia Łukasza Orzechowskiego? Dziś chciałabym podzielić się z Wami przemyśleniami o jego opowiadaniu Strach, wydanym przez Książkożerców. Dla mnie bezlitosny chłód zimy, to piękno absolutne. Dlatego z pełnym zaangażowaniem wczytywałam się w kolejne zdania, poszukując zapierającej dech atmosfery. Co z tego wyszło? Już piszę.

Można pokusić się o interpretacje tekstu, jako metafory ludzkiego życia – samotnego, pełnego niebezpieczeństw i kompletnie odrealnionego w kontekście unikatowych map rzeczywistości. Czy to peron, czy to bohater staje się samotną wyspą, pośrodku niczego, czyli nieświadomości? W każdym razie na krańcach zrozumienia powstaje piekło, w którym dopadają go jego własne paranoje. Umysł zaszczuwa się dziwnymi konstruktami. A pociąg świadomości, jak na złość nie nadjeżdża. Można ten tekst zinterpretować jako skrót, streszczenie ludzkiego życia, zderzonego z absolutem. Ukazuje wtedy naszą gonitwę za życiowymi celami, która w rzeczywistości jest biernym oczekiwaniem na to "cokolwiek". Nasuwa mi się także porównanie do Matrixa, złudnego bytu/jestestwa z którego zostajemy wyrzuceni na taką małą stację, by stać się świadkiem prawdziwego widowiska życia i śmierci.

Orzechowski postanowił zastosować pewien sprytny literacki zabieg, którym jest wejście w interakcję z czytelnikiem. Ma on wprowadzić czytającego w głęboki stan emocjonalny, porwać z bezpiecznego miejsca i rzucić w wir niepewności, lęku i niespełnień. Wyrazisty tekst, gra oniryczną konwencją znad krawędzi szaleństwa i ułudy, stał się mimo tych starań tylko literackim popisem. Popisem ciekawym i intrygującym do pewnego momentu – bowiem zaoferowana nam forma wyczerpuje się po około 10 stronach i potem pozostaje się nam z tekstem męczyć. Dlaczego, skoro idea i koncept nie są złe? Głównym winowajcą pozostaje brak napięcia. Fabuła aż prosi się grozę, która przecież tak wyraźnie obłapia bohatera, poprzez sprawdzone elementy: zapomniany peron, gdzieś na końcu świata, z którego nie można się wydostać; mróz; samotność i świadomość obecności „czegoś”; natłok niszczących myśli. Nie udało się jednak mimo całej interaktywności przenieść tych emocji na czytelnika. Brak napięcia wywołany został przez rytm opowiadania – który przypomina cienką, prostą linię, sygnalizującą kres życia pacjenta. Prawdopodobnie autor zamierzał tylko osłabić naszą czujność, by potem ze zdwojoną siłą móc nas przerazić i zabrać na ekscytującą przejażdżkę roller-costerem. Niestety monotonia tylko usypia. Zakończenie tej historii jest także dosyć przewidywalne, co również nie wywołuje wypieków na twarzy. Mimo to go nie zdradzę – przeczytajcie sami.

Strach jest sprawniej napisany, niż czytany przeze mnie wcześniej zbiór opowiadań Orzechowskiego, i co za tym idzie - lepiej się go czyta. Nie jest jeszcze jednak idealnie. Oprócz braku napięcia i upartego mieszania strachu z lękiem (jestem zwolenniczką oddzielania tych pojęć), stylistyka znów zaciemnia i niszczy głębię przekazu. Często pojawia się błędne użycie zaimka: Krew mrozi się Tobie w żyłach…; Szarpiesz się, niczym opętany, smażony w ogniu piekielnego kotła, nie pomaga to Tobie, jest jeszcze gorzej. I nie wiem też czy to nielogiczność, czy takie małe – nieintuicyjne dla czytelnika stopniowanie: Wzdrygasz się na samą myśl, nie boisz się jednak. Jesteś tak przerażony, że nie możesz ruszyć się z miejsca. Aż się ciśnie na usta pewne pytanie… W kwestiach technicznych też mam wątpliwość - tekst nie został wyjustowany, czy mój tablet dziwnie reaguje? 

Opowiadanie to nadal pozostaje w kręgu tekstów, których nie można polecić szerszemu gronu czytelniczemu. Podobnie jak poprzednio to wprawka i ćwiczenie, ale może także zalążek pisarskiej kariery? Jeśli chcecie zobaczyć, jak to jest odważnie wystawić się na krytykę i przy okazji zachęcić innych, by też nie bali się pokazywać tego, co tworzą (bo tylko dzięki temu się uczą i rozwijają) - zapraszam do lektury.

Stonowana i budząca niepokój - poprzez świetnie dobrany i rozplanowany element pustki - okładka, wprowadziła moją wyobraźnię w błąd – myślałam, że tekst będzie jakąś space operą, albo kosmicznym sci-fi. W każdym razie widziałam tam „coś” o podróżach międzygwiezdnych. Dopiero w trakcie lektury, niedowierzając przyjrzałam się dokładniej i odkryłam, że nie mam do czynienia z elementem stacji kosmicznej na tle wszechświata, tylko czymś zupełnie innym. A czym? Przyjrzyjcie się uważnie.

Autor: Łukasz Orzechowski
Tytuł: Strach
Wydawnictwo: Książkożerca
Wydanie: I
Rok wydania: 2014
Okładka: e-book
Ilość stron: 42
Cena z okładki: 0,00 zł
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...