Skusiłam się. Kupując myślałam o naszym Parku Róż. U nas kwiaty,
co prawda nie śpiewają, chociaż…? Przecież nie wiem, co się dzieje po zmierzchu
lub bladym świtem. Trzeba zacząć słuchać uważniej, inaczej… Zdecydowanie, powinnam
też wybrać się tam na jesienny spacer przy pełni. Może wtedy, zasypiając na
zimę, będą nucić sobie kołysanki? Ktoś chętny?
Wracając jednak do książki, muszę przyznać, że czytałam ją kilka
razy. Nie dlatego, że jest aż tak cudowna. Chcąc ułożyć pewien schemat i
chronologię – gubiłam się. Nie potrafiłam treści zlepić w całość, miałam
wrażenie, że to kilka, następujących po sobie, osobnych historii, których wcale
nie powinno się czytać jako jednej bajki, ani broń boże czytać „na raz”. Wątków jest zbyt wiele, chociaż trzeba
przyznać sprytnie zazębiają się, wtedy gdy jest taka potrzeba. Pojawiają się też częste
podsumowania dotychczasowej akcji, pomagające „połapać się” w pędzącej treści. Podsumowania,
prosty język i szybka akcja – przeskakująca od obrazu do obrazu – również
czynią tę bajkę, jak najbardziej, przyswajalną dla młodszego czytelnika. Decydując
się na czytanie pociechom, pamiętajcie: podział na rozdziały nie powstał dla
picu, pomaga porcjować treść w zjadliwe porcje.
Jak się pewnie domyślacie, trudno jest streścić tę historię. Jest w niej
sporo magii, smoków (dobrych i złych), czarownic, skrzatów, gadających portretów przodków (jak w Harrym Potterze) i
pierścień przynoszący pecha (skojarzenie nieuniknione). Jest też szlachetny
Książę, dziewczyna o wężowych włosach, kobieta z połówką złego serca i „Bardzo
Zły i Bardzo Czarny Pan” zamieszkujący podziemia. Jak to w baśniach: ścierają się
siły dobra i zła. Bohaterowie znajdują wielu pomocników, ale też antagonistów. I
jak to w baśniach, dobro wygrywa i wszystko kończy się symbolicznymi zaślubinami.
Królestwo, które na końcu się „zdobywa” i którym zaczyna się rządzić: to
osiągnięcie niezależności, po przejściu prób. To zawsze tak naprawdę zwycięstwo
nad sobą, nie nad innymi (to w mitach jest odwrotnie). A małżeństwo to
integracja wewnętrzna i oderwanie się od fazy edypalnej. Mało romantyczne,
wiem. Życie.
To, co stanowi niezaprzeczalny atut tego tekstu, to bardzo
rozbudowana warstwa symboliczna. Bettelheim pewnie byłby zadowolony,
postanowiłam więc wykorzystać co nieco psychoanalizy do odczytania treści. Tak
w ramach rozrywki jakowejś. A co! Główna bohaterka o imieniu Leszczyna, była przez
długie lata fizycznie rośliną. Drzewo to było uważane przez Słowian za opiekuńcze
(!) i symbolizowało mądrość. Z jego gałązek do dziś wykonuje się różdżki. I
taka jest nasza bohaterka: empatyczna, dobra i mądra. Nikogo nie pozostawi bez
pomocy. Poznajemy ją w przełomowym momencie – nie zaważając na nic, ratuje
tonącego skrzata. Za swój uczynek zaskarbia sobie wdzięczność Pani Kwiatów,
która odkrywa, że w drzewku zaklęta jest dziewczyna. Stojąc w miejscu donikąd
nie zmierzamy. Nie kształtujemy siebie,
nie odnosimy sukcesów. Musi więc do nas przyjść (o ile jej na to pozwolimy) taka
dobra wróżka, czyli kopniak od losu (dziwna burza nad głową) - motywacja, byśmy
wyrwali z podłoża korzenie i ruszyli w drogę, ku integracji
osobowości. Ilu z nas nie wie kim jest i tkwi w martwym punkcie, ilu z nas jest
porażonych złym zaklęciem? Co trzeba zrobić, by ruszyć z miejsca? Zatracić siebie,
dać sobie połamać gałęzie! Przezwyciężyć lęk przed zranieniem, przestać być zachowawczym. I wtedy nagle odzyskujemy pamięć siebie, okazuje się, że jesteśmy
kimś innym, niż myśleliśmy. Poznajemy/odzyskujemy swoje imię – zyskujemy więc
tożsamość. Dokonuje się metamorfoza. W baśniach nowo nabyta świadomość odmienia
postać fizycznie. Leszczyna zmienia się w piękną dziewczynę. Teraz może wypełnić
swoje przeznaczenie – i tak trafia na Księcia. Dodatkowo postać ta ukazuje stopniowy rozwój
jednostki: od id (rośliny), przez ego (człowiek) zmagające się z id (uległa pokusie, to ma coś żywego na
głowie) po superego (po wyjściu z
podziemi).
Podobny wydźwięk ma zaklęcie kogoś w kamień: czujesz i widzisz, a nic
nie możesz zrobić - tacy jesteśmy przez większość życia. Zmiana w kamień nie oznacza śmierci, lecz stan, w którym nie jesteśmy prawdziwe ludzcy,
bo nie umiemy wcielić we własne życie wyższych wartości (żyjemy id). Historia Króla, jest jednak
bardziej złożona: stracił on jedną głowę, jeden ze swoich aspektów – równowaga
została zachwiana. Nie potrafił on przejść na inny poziom rozwoju, więc stał
się „martwy”. Książę również zostaje zatrzymany „w kamieniu”. Na szczęście jest
on bliższy osiągnięciu dojrzałości wewnętrznej, niż jego ojciec. Integruje się dzięki Leszczynie
– i skoro wspólnie mają tworzyć całość – ożywa. Książę schodzi do podziemi
nieco przypadkowo, gdy nie jest jeszcze na to gotowy i dlatego przegrywa.
Leszczyna jest gotowa, schodzi w otchłań z własnej woli, świadoma niebezpieczeństwa. Ratuje
i siebie, i jego. Po wszystkim dokonuje się ich scalenie w szczęśliwą parę. Wchodzili
pojedynczo, wychodzą wspólnie. Leszczyna później trafia do podziemi drugi raz.
Tym razem jednak bez pomocników i wskazówek - musi sobie poradzić sama ze swoimi
potworami. Na poziomie symbolicznym, wkroczenie do takiego piekła, może
oznaczać walkę ze swoją podświadomością – zazwyczaj bohater udaje się do
ciemnego lasu, pełnego nieznanego i strasznego itd. Wracając z takiej wyprawy
odradza się, dokonuje integracji wewnętrznej, oswaja lęki. Leszczyna, na
szczęście, jest gotowa na starcie z Szpetonem (jakie sugestywne imię).
Tytułowe róże - pozostając przy czytaniu symbolicznym - oznaczają nie
tylko miłość i osiągnięcie wewnętrznego piękna - mimo przeszkód (kolców), ale i pozyskanie mądrości. Nie na
darmo śpiewają one w tajemniczym języku smoków. Istot pradawnych, długowiecznych
i posiadających ogromną wiedzę. Stonowana okładka w sam raz pasuje do tytułu, ilustracje wewnątrz
również nie są nieprzesłodzone, ani krzykliwe. Większość sprawia wrażenie ledwie muśniętych szkiców, jakby od niechcenia wypełnionych kolorem. Baśń ma w sobie tyle przeróżnych znaków
i zazębień, że o opracowanie wszystkich mógłby się pokusić - w ramach solidnej pracy
semestralnej - jakiś student. Ja ledwie tutaj „liznęłam” powierzchnię, a gdzie
tam reszta… Autorka wykazała się sporą erudycją. W jej baśni odnajdziemy echa
nie tylko innych baśni, bajek, ale i mitów, powieści, eposów. Tytuł mojej
recenzji (o ile można to tak nazwać) to wygrzebany z tekstu „słowotwór”. Nie
znalazłam nigdzie takiego wyrazu, ani tym bardziej jego znaczenia – jakieś pomysły?
Czytliwość: 4/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 5/6
Ogólnie: 5/6
Autor: Olga Orzyłowska- Śliwińska
Tytuł: Kraina Śpiewających Róż
Wydawnictwo: ZYSK i S-KA
Rok wydania: 2007
Wydanie: I
Okładka: miękka
Ilość stron:303
Cena z okładki: 29,90 zł
FRAGMENT:
- Czy wiesz, Leszczyno, gdzie podziewają się łzy?
Ponieważ dziewczyna potrząsnęła głową, skrzat zaczął opowiadać:
- Każda łza, która nie jest łzą radości, tylko smutku lub goryczy,
trafia do tego jeziora. Stąd białawe zabarwienie. Żadne ze stworzeń nie
przychodzi tutaj gasić pragnienia. Woda jest zbyt słona. Oprócz tego każdy łyk
oznaczałby poznanie kolejnej gorzkiej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz