Samotność to od początku istnienia ludzka bolączka. Przerobiona, opracowana i przetworzona
na miliardy sposobów. Skoro napisano i stworzono w tej materii już tak wiele, to ogromną
trudność sprawia zrobienie tego w oryginalnej formie. No i niestety autorom nie
udało się nadać tematowi ciekawego, nowego kształtu. Mimo, iż wielobarwność i -
powiem to - PIĘKNO tej emocji, próbowali pokazać pod różnymi kątami, to efekt
pozostał mizerny. Powstał kolejny poradnik o tym, że robimy sobie wzajemnie
krzywdę. A właściwie, to głównie sami ją sobie robimy, bo nie umiemy ze sobą
rozmawiać i w porę nie zauważamy, że jesteśmy społecznie nieprzystosowani.
Historie
Współczesność
wykorzenia nas z relacji. Znakiem naszych czasów jest samotność.
Tym bardziej dziwi mnie i fascynuje, że z taką łatwością ludzie na siebie w
tych tekstach wpadają. Czy mają być razem, czy nie, czy mają coś przepracować,
czy tylko iść ramię w ramię – dostają od losu szansę na to by spróbować. Tego
bohaterom szczerze zazdroszczę, bo ja takiej szansy nie dostaję. A co za tym idzie - kompletnie w ich prawdziwość nie wierzę.
W tych utkanych - niby z rzeczywistości - historiach
chodzi o bliskość, o to by być przy kimś.
By ktoś akceptował, był kiedy trzeba. I by tej osobie wyjawić najgłębsze tajemnice.
W tę potrzebę wplątuje się niestety kurczowe trzymanie się przegranych spraw,
przysysanie się do nieodpowiednich osób. Wszystko dopełnia brak pomysłu na
własne życie i przerzucanie odpowiedzialności za nie na kogoś innego. O
relacjach z rodzicami, które mogą nas zbudować lub zniszczyć - nie wspomnę. Czyli
w książce zaoferowano nam: z tych trudnych tematów – te łatwiejsze. Autorzy nie
rzucają nas na głęboką wodę, pozostawiając nas w bajorku – jakkolwiek rozumianej
– rozrywki. Przecież my się lubimy babrać w cudzych nieszczęściach, stąd taka
popularność wszelkiej maści reality show.
I babramy się i babramy, ale w granicach dobrego smaku, czyli tego, jak według nas
wypada innym cierpieć i jakie wypada im mieć problemy. I ani kroku dalej.
Czy to postacie prawdziwe czy tylko na takich
wzorowane? Nie wiemy. Może jedno i drugie.
W każdym razie mnie ci bohaterowie, wydają się być grubymi nićmi szyci. Ludzie
nie są aż tak jednowymiarowi. Zagubieni, zdarza się, że źli, a jednak tacy cukierkowi. Tylko ich problemy
są prawdziwe, do bólu realne. I one zasługują na chwilę zastanowienia.
Fabuły również zostały przesłodzone tam, gdzie
nie trzeba. Powstały z nich takie mdławe okłady na zranione serca – przez co irytują
i rażą sztucznością. Czy my naprawdę potrzebujemy
zajawek, wrzucających nas w emocje na poziomie komedii romantycznej?
Oprócz
ludzi – życiowych rozbitków -, bohaterami zebranych historii są też mieszkania,
domy, miasta. Ta oswojona martwa natura wokoło człowieka: filiżanki, kanapy,
okna, zasłonki. Przesiąknięte energią. Nie
tylko tą pochodzącą od mieszkańców, czasem im wrogą. Atmosfera jest ciężka,
klimat szary i ponury, z delikatnymi przebłyskami słońca. W tym otoczeniu, nie
zawsze przychylnym, odbywają się drobne rytuały codzienne i nagłe gwałtowne
wzburzenia.
Psychowstawki
Według RomyLigockiej w kontaktach damsko-męskich bez względu na wszystko wciąż będziemy popełniać
te same błędy. W tej materii jesteśmy poniekąd nienauczalni – zwłaszcza my
kobiety. Zakochiwałyśmy się głupio i nadal głupio będziemy się zakochiwać. Nie
potrafiłam zgodzić się z tą diagnozą. Uważam, że każda sytuacja czegoś nas
uczy. I owszem niełatwą sztuką jest zastosować
tę naukę w życiu. Nie jesteśmy jednak aż tak ograniczeni jako gatunek, by nie
móc tego zrobić. Pani Roma jest jednak felietonistką, ma prawo wyrażać swoje
myśli, jak chce.
Co do
Wiesława Sokoluka już takiej wyrozumiałości nie mam. Terapeuta, człowiek uczony, który rzuca kwiatki typu: Jest kobietą po trzydziestce, czyli prawie w
połowie statystycznego życia. Nie ma już więc za wiele czasu na jego układanie – nie jest dla mnie autorytetem. Według Pana Sokoluka, kobieta po przekroczeniu
magicznej bariery (tylko umownej liczby!), powinna najlepiej rzucić się pod
pociąg, bo przecież czas ją już dogania? Cokolwiek to znaczy.... Poza tym
opinie umieszczone pod kolejnymi historiami trącą poradnictwem z popularnych gazet
dla Pań. Czyli niczego więcej, poza gładkim przelotem nad powierzchnią tematu,
nie oferują. Takie „można pogdybać”. I Sokoluk gdyba. Jednak zbytnia pewność
siebie w formie wypowiedzi mnie drażni. Czyż to nie od "lekarzy duszy" uczymy się,
że etykietek się nie przylepia, nie mierzy się ludzi poprzez schematy?
Z jednej strony ton psychoterapeuty ma
uzasadnienie. Seksuolog ten nie zna dokładnie osób, o których się wypowiada. Nigdy z nimi nie rozmawiał. Nie wie, czy ich
historie nie są naciągane i czy przypadkiem nie spotyka się tylko z myśleniem
życzeniowym, ubarwieniem własnej egzystencji. Zwłaszcza, że te historie
przychodzą do niego poprzez osobę trzecią. Pani Magdalena Kuydowicz przepuściła
je przez własne filtry poznawcze, ogarnęła językowo na potrzeby publikacji,
pewnie okrasiła je nieco fikcją literacką (jeśli nie są nią całkowicie). Może
nie ma to wypływu na odbiór, a może ma? Czy przypadkiem nie jest tak, że tylko
my potrafimy opowiedzieć swoją własną historię, bo robimy to własnymi słowami
kluczami, własną symboliką i metaforą? Więc po co opinia terapeutyczna w takim
wypadku? Mimo tych wątpliwości, liczyłam na coś więcej. Nie chciałam znów
czytać o syndromie „kwaśnych winogron”, katastrofalnych partnerach, obronie
własnych granic. Chciałam wejść głębiej. Chciałam poznać mechanizm, by w niego
wtargnąć, pogmerać i zepsuć. Rozwalić system po prostu. I nic z tego nie
wyszło. Treść jest zbyt powierzchowna. Szkoda, bo pomysł był przecież świetny: pod każdą
historią opinia „fachowca”. Razi mnie także obojętność z jaką (pewnie znieczulica
po latach doświadczeń) ten „lekarz dusz” się wypowiada. To nawet nie chodzi o
złośliwość, którą jako element terapii prowokatywnej, rozumiem i podziwiam. Z
tekstu bije brak emocji, obojętność na człowieka w człowieku, jego martwotę,
rany, błędy…
***
Niebezpieczeństwo rozpoznania siebie w tych
historiach jest bardzo wysokie. Każdy z nas
ma bowiem w sobie elementy tej samej układanki. Składają się one jednak na inne
obrazki, na szczęście. Więc nie szukajcie siebie w tych tekstach. Nie szukajcie
siebie w porównaniach i nie próbujcie wypełniać schematów. Każdy z nas jest
wypadkową, a tym samym wyjątkową osobą – SOBĄ! Nie dajcie się wtłoczyć w ramy
syndromów!
Skoro
zauważyłam nawet, że jest błąd w spisie treści, to znaczy, że trochę mi się ta
lektura dłużyła… Okładka typowo „poradnikowa”, ani ziębi ani grzeje.
Jest zwyczajnie nijaka. Do rozważania istoty samotności książka nie skłania. Nadal wolę zapytać o samotność, słowami
wyśpiewanymi przez Grechutę: Jak
oddzielić nagle serce od rozumu? Jak usłyszeć siebie pośród śpiewu tłumu? Mają w sobie więcej prawdy i ukojenia...
Czytliwość: 3/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 2/6
Ogólnie: 2,5/6
Autor: Magdalena Kuydowicz, Wiesław
Sokoluk
Wydawnictwo: Bliskie
Rok wydania: 2010
Wydanie: I
Okładka: miękka
Ilość stron: 227
Cena z okładki: 29,90 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz