12 sierpnia 2014

I muszą być lody a nie sorbet, bo sorbet, to nie lody /Zaklinacze samotności - Magdalena Kuydowicz, Wiesław Sokoluk/

Samotność to od początku istnienia ludzka bolączka. Przerobiona, opracowana i przetworzona na miliardy sposobów. Skoro napisano i stworzono w tej materii już tak wiele, to ogromną trudność sprawia zrobienie tego w oryginalnej formie. No i niestety autorom nie udało się nadać tematowi ciekawego, nowego kształtu. Mimo, iż wielobarwność i - powiem to - PIĘKNO tej emocji, próbowali pokazać pod różnymi kątami, to efekt pozostał mizerny. Powstał kolejny poradnik o tym, że robimy sobie wzajemnie krzywdę. A właściwie, to głównie sami ją sobie robimy, bo nie umiemy ze sobą rozmawiać i w porę nie zauważamy, że jesteśmy społecznie nieprzystosowani.

Historie

Współczesność wykorzenia nas z relacji. Znakiem naszych czasów jest samotność. Tym bardziej dziwi mnie i fascynuje, że z taką łatwością ludzie na siebie w tych tekstach wpadają. Czy mają być razem, czy nie, czy mają coś przepracować, czy tylko iść ramię w ramię – dostają od losu szansę na to by spróbować. Tego bohaterom szczerze zazdroszczę, bo ja takiej szansy nie dostaję. A co za tym idzie - kompletnie w ich prawdziwość nie wierzę.


W tych utkanych - niby z rzeczywistości - historiach chodzi o bliskość, o to by być przy kimś. By ktoś akceptował, był kiedy trzeba. I by tej osobie wyjawić najgłębsze tajemnice. W tę potrzebę wplątuje się niestety kurczowe trzymanie się przegranych spraw, przysysanie się do nieodpowiednich osób. Wszystko dopełnia brak pomysłu na własne życie i przerzucanie odpowiedzialności za nie na kogoś innego. O relacjach z rodzicami, które mogą nas zbudować lub zniszczyć - nie wspomnę. Czyli w książce zaoferowano nam: z tych trudnych tematów – te łatwiejsze. Autorzy nie rzucają nas na głęboką wodę, pozostawiając nas w bajorku – jakkolwiek rozumianej – rozrywki. Przecież my się lubimy babrać w cudzych nieszczęściach, stąd taka popularność wszelkiej maści reality show. I babramy się i babramy, ale w granicach dobrego smaku, czyli tego, jak według nas wypada innym cierpieć i jakie wypada im mieć problemy. I ani kroku dalej.

Czy to postacie prawdziwe czy tylko na takich wzorowane? Nie wiemy. Może jedno i drugie. W każdym razie mnie ci bohaterowie, wydają się być grubymi nićmi szyci. Ludzie nie są aż tak jednowymiarowi. Zagubieni, zdarza się, że źli,  a jednak tacy cukierkowi. Tylko ich problemy są prawdziwe, do bólu realne. I one zasługują na chwilę zastanowienia. Fabuły również zostały przesłodzone tam, gdzie nie trzeba. Powstały z nich takie mdławe okłady na zranione serca – przez co irytują i rażą sztucznością. Czy my  naprawdę potrzebujemy zajawek, wrzucających nas w emocje na poziomie komedii romantycznej?

Oprócz ludzi – życiowych rozbitków -, bohaterami zebranych historii są też mieszkania, domy, miasta. Ta oswojona martwa natura wokoło człowieka: filiżanki, kanapy, okna, zasłonki.  Przesiąknięte energią. Nie tylko tą pochodzącą od mieszkańców, czasem im wrogą. Atmosfera jest ciężka, klimat szary i ponury, z delikatnymi przebłyskami słońca. W tym otoczeniu, nie zawsze przychylnym, odbywają się drobne rytuały codzienne i nagłe gwałtowne wzburzenia.

Psychowstawki

Według RomyLigockiej w kontaktach damsko-męskich bez względu na wszystko wciąż będziemy popełniać te same błędy. W tej materii jesteśmy poniekąd nienauczalni – zwłaszcza my kobiety. Zakochiwałyśmy się głupio i nadal głupio będziemy się zakochiwać. Nie potrafiłam zgodzić się z tą diagnozą. Uważam, że każda sytuacja czegoś nas uczy. I owszem niełatwą  sztuką jest zastosować tę naukę w życiu. Nie jesteśmy jednak aż tak ograniczeni jako gatunek, by nie móc tego zrobić. Pani Roma jest jednak felietonistką, ma prawo wyrażać swoje myśli, jak chce.

Co do Wiesława Sokoluka już takiej wyrozumiałości nie mam. Terapeuta, człowiek uczony, który rzuca kwiatki typu: Jest kobietą po trzydziestce, czyli prawie w połowie statystycznego życia. Nie ma już więc za wiele czasu na jego układanie – nie jest dla mnie autorytetem. Według Pana Sokoluka, kobieta po przekroczeniu magicznej bariery (tylko umownej liczby!), powinna najlepiej rzucić się pod pociąg, bo przecież czas ją już dogania? Cokolwiek to znaczy.... Poza tym opinie umieszczone pod kolejnymi historiami trącą poradnictwem z popularnych gazet dla Pań. Czyli niczego więcej, poza gładkim przelotem nad powierzchnią tematu, nie oferują. Takie „można pogdybać”. I Sokoluk gdyba. Jednak zbytnia pewność siebie w formie wypowiedzi mnie drażni. Czyż to nie od "lekarzy duszy" uczymy się, że etykietek się nie przylepia, nie mierzy się ludzi poprzez schematy?

Z jednej strony ton psychoterapeuty ma uzasadnienie. Seksuolog ten nie zna dokładnie osób, o których się wypowiada. Nigdy z nimi nie rozmawiał. Nie wie, czy ich historie nie są naciągane i czy przypadkiem nie spotyka się tylko z myśleniem życzeniowym, ubarwieniem własnej egzystencji. Zwłaszcza, że te historie przychodzą do niego poprzez osobę trzecią. Pani Magdalena Kuydowicz przepuściła je przez własne filtry poznawcze, ogarnęła językowo na potrzeby publikacji, pewnie okrasiła je nieco fikcją literacką (jeśli nie są nią całkowicie). Może nie ma to wypływu na odbiór, a może ma? Czy przypadkiem nie jest tak, że tylko my potrafimy opowiedzieć swoją własną historię, bo robimy to własnymi słowami kluczami, własną symboliką i metaforą? Więc po co opinia terapeutyczna w takim wypadku? Mimo tych wątpliwości, liczyłam na coś więcej. Nie chciałam znów czytać o syndromie „kwaśnych winogron”, katastrofalnych partnerach, obronie własnych granic. Chciałam wejść głębiej. Chciałam poznać mechanizm, by w niego wtargnąć, pogmerać i zepsuć. Rozwalić system po prostu. I nic z tego nie wyszło. Treść jest zbyt powierzchowna. Szkoda, bo pomysł był przecież świetny: pod każdą historią opinia „fachowca”. Razi mnie także obojętność z jaką (pewnie znieczulica po latach doświadczeń) ten „lekarz dusz” się wypowiada. To nawet nie chodzi o złośliwość, którą jako element terapii prowokatywnej, rozumiem i podziwiam. Z tekstu bije brak emocji, obojętność na człowieka w człowieku, jego martwotę, rany, błędy…

***
Niebezpieczeństwo rozpoznania siebie w tych historiach jest bardzo wysokie. Każdy z nas ma bowiem w sobie elementy tej samej układanki. Składają się one jednak na inne obrazki, na szczęście. Więc nie szukajcie siebie w tych tekstach. Nie szukajcie siebie w porównaniach i nie próbujcie wypełniać schematów. Każdy z nas jest wypadkową, a tym samym wyjątkową osobą – SOBĄ! Nie dajcie się wtłoczyć w ramy syndromów!

Skoro zauważyłam nawet, że jest błąd w spisie treści, to znaczy, że trochę mi się ta lektura dłużyła… Okładka typowo „poradnikowa”, ani ziębi ani grzeje. Jest zwyczajnie nijaka. Do rozważania istoty samotności książka nie skłania. Nadal wolę zapytać o samotność, słowami wyśpiewanymi przez Grechutę: Jak oddzielić nagle serce od rozumu? Jak usłyszeć siebie pośród śpiewu tłumu? Mają w sobie więcej prawdy i ukojenia...

Czytliwość: 3/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 2/6
Ogólnie: 2,5/6

Autor: Magdalena Kuydowicz, Wiesław Sokoluk
Wydawnictwo: Bliskie
Rok wydania: 2010
Wydanie: I
Okładka: miękka
Ilość stron: 227
Cena z okładki: 29,90 zł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...