06 sierpnia 2014

Je suis comme je suis /Wolna miłość - Roma Ligocka/

Czasami książki nie przychodzą do nas w dobrym momencie. Nie ten etap, nie ta potrzeba. O tej też tak myślałam, zwłaszcza, że przedzierałam się  przez jej  kolejne strony, jak przez zasieki. Pole minowe emocji, które autorka zostawiła mi do pokonania, niemiłosiernie mnie pokiereszowało i znudziło. Do czasu. Jeden z felietonów, był tym „jedynym”, tym dla mnie. Każdemu, kto sięgnie po książkę z nastawieniem podobnym do mojego, życzę, by trafił na taki tekst. I niech również jemu słowa pozwolą pozbierać walające się wokoło własne szczątki…

O dziwo więc i dla mnie znalazły się słowa, przy których się ogrzałam. Nie było ich wiele, nie liczy się jednak ilość. Czego nauczyłam się z tej książki? Że żeby pisać, trzeba mieć wewnętrzną motywację. Nie ważne czy zahacza się czasem o banał, przekazuje wyświechtane mądrości – grunt, że w bardzo osobistej oprawie. Bo pisanie to autoterapia i dawanie siebie. Ligocka sprawia wrażenie, że właśnie to robi: oddaje nam siebie, tak głęboko aż po trzewia. Mam wrażenie, że pozwala nam wręcz wkładać palce w jątrzące się rany. Jest niezwykła, wrażliwa. I siedzimy z jej książką tak, jak z przyjaciółką, gawędząc przy kawie. Tylko, że…no właśnie – „sprawia wrażenie”. Niektóre teksty są dla mnie tak silnie nasączone literacką grą, tak na siłę kreowane na fotografię ze wspomnieniem, takim czy owakim, że ja jej nie do końca wierzę. Może zbytnio czytam poprzez własne doświadczenia i swój sposób postrzegania świata? Uznając, że Ligocka dzieli się ze mną szczerze, zderzam się z „innym” i odczuwam z tego powodu niepokój. Dlaczego? Bo w tym innym przeglądam się, jak w zwierciadle, i co widzę? Nieufność, moją sięgającą absurdu nieufność. Może to lekcja, której potrzebowałam? Są na świecie dobrzy ludzie, którzy nie chcą podstępem dobrać mi się do skóry? A nawet jeśli nie, to może prawda nie jest tyle warta, ile się sądzi? Liczą się tylko cel i sens działań?


Doceniam uniwersalność dobranych tematów. Zresztą jakie miały by być,  skoro część publikowana była w popularnym kobiecym czasopiśmie Pani? Śmiem sądzić, że nie ma kobiety, która by się nie utożsamiała z którymkolwiek z nich. W końcu magazyn się sprzedaje, prawda? Tematy podjęte przez pisarkę są więc nie tylko ważkie i trudne, ale także dotykają każdej osobniczki płci pięknej: zmarszczki, anoreksja, inność, erotyzm, złamane serce, kawa, przyjaźń, czas, kłopoty psychiczne, nadzieja… i ciągłe BYĆ. Nie szukanie szczęścia, lecz bycie tu i teraz w chwili, która jest przecież jedynym dostępnym szczęściem. O zaprzestawaniu walki i byciu sobą. Oryginalne? Wiadomo, że nie. A jeśli tak: to bardziej w formie przekazu, języku, niż w samej treści.

Teksty napisane są nieco chaotyczne, jakby poskładane z wielu fragmentów, wycinków rzeczywistości. Zlepione z niekontrolowanego przepływu myśli, i to nie jednej osoby. Pisarka sama przecieka przez tekst, tak jak tylko kobieta może przez tekst przeciekać. Bo tekst kobiety, tekst Romy, jest fizyczny – plastyczny, giętki, miękki, płynny. Można go dotknąć. Można go zobaczyć. Luce Irigaray byłaby dumna.

Ligocka, to obserwatorka dnia codziennego, przepuszczająca wydarzenia i słowa, przez swoje filtry. Wolna miłość to jej impresje, spostrzeżenia. Każdy tekst, to pochylenie się nad jedną sekundą w pędzącym dniu. Tą sekundą, w której dotykamy prawdziwej rzeczywistości, bo nagle dociera do nas, że ona po prostu JEST. Pisarka twierdzi, że rad w swoich publikacjach nie daje, bo sama wciąż popełnia te same błędy. Jak każdy z nas. Pokazuje tylko, jak sobie z nimi radzi. Jednak momentami miałam wrażenie, że moralizuje. Że ja szarpiąc się z tym i owym, powinnam sobie darować, bo nie dorastam... Nie zawsze się z nią zgadzam. Na błędach można się uczyć, a porażki przekuwać w sukces. Człowiek ma w sobie przecież taką moc, prawda?

Co mogę jeszcze pani Romie zarzucić, to zalanie emocją. Uczucia wylewające się na nas z tekstów są bardzo gęste. Zbyt lepkie i ciężkie, bym mogła czytać bez oddechu, przerw. Musiałam od tekstów uciekać, bo tonęłam. Bezpośredniość przekazu, wykładanie kawa na ławę wszystkiego, bez miejsca na refleksję, to też nie jest coś za czym szczególnie przepadam. Jednak rozumiem potrzebę gatunku. Tę grę o nagość, jaką podjęła z czytelnikiem felietonistka.

Na okładce widzimy jedno z dzieł autorki. W środku jeszcze kilka. Plus zdjęcia dłoni - wiele zdjęć splecionych dłoni. Podanie dłoni, to symbol przyjacielskiej otwartości (pani Romy do czytelnika), oddania się komuś. Otwarta dłoń symbolizuje także ukazanie tajemnicy: czyli, że ktoś dzieli się z nami tym, co ma/wie i nie zataja niczego. Z ideą książki tematyka zdjęć współgra więc jak najbardziej. W felietonie bowiem, chodzi właśnie o taką szczerość, to gatunek publicystyki, w której autor odkrywa przed nami swoje zdanie. I podziwiam każdego kto potrafi to zrobić. Czy pani Roma potrafi? Nie można wyrokować, to kwestia subiektywnego odbioru.

Mnie taki typ literatury niekoniecznie odpowiada. Mimo, to nie potrafię jednoznacznie odrzucić tej książki. Trafia do mnie ta jej kobieca płynność formy. Przede wszystkim, Wolna miłość, to zbiór refleksji, na których lekturę trzeba mieć nastrój. Z każdym kolejnym felietonem trzeba się bowiem zmierzyć. Jeśli zechcecie, to na tle czasu, z którym nie będziecie już walczyć, tylko spacerować pod rękę, nauczycie się także rozmawiać z duchami. Swoimi, wyimaginowanymi, innymi…

Czytliwość: 4/6
Wydanie: 6/6
Okładka 5/6
Ogólnie: 4/6

Autor: Roma Ligocka
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2013
Wydanie: I
Okładka: twarda
Ilość stron: 187
Cena z okładki: 29,90 zł

Fragment:



Przyjaciół się nie dostaje - nawet nie zawsze się ich wybiera. Przyjaciół się znajduje, jak skarb, talizman, czterolistną koniczynę. Często myślę: jak to dobrze, że można kochać więcej niż jedną osobę naraz, i jak różne są tej miłości piętra i poziomy. Ale trudno jest o tej miłości opowiadać, a czasem po prostu się do niej przyznać. Łatwo pamiętać o zmarłych, trudniej o żywych - zbyt często się zmieniają i nie zawsze są tacy, jakimi chcemy ich widzieć. Ale dobrze jest czasem powiedzieć "dziękuję". I nie wiadomo, komu bardziej tego potrzeba - im czy nam samym. 

1 komentarz:

  1. O tak, Ligocka mnóstwo oddaje z siebie... I nie wiadomo,w którym momencie pisze autobiograficznie, a w którym fantazjuje ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...