Spójrzmy na mit sprzed cztery tysięcy
lat, pewnym ruchem dotknijmy jego aktualności. A
właściwie, to wiecie co? Wręcz zadławmy się nim. Targani wewnętrznymi torsjami,
oddajmy sobie zapomniany pierwiastek człowieczeństwa. Oderwijmy się na chwilę od cyfrowej
rzeczywistości. Tej przed nami, za oknem. Ona zmusza nas do ciągłej gonitwy, rozpraszając nadmiarem,
powierzchownością. Coraz trudniej nam wchodzić w konteksty, analizować i
interpretować. A gdy przystaniemy, obejrzymy się za siebie, możemy odkryć coś
niesamowitego. Na pierwszy rzut oka nie przystającego do naszych czasów. Przy
dłuższych oględzinach jednak…
Nie martwcie się, ta poskładana z
fragmentów historia, została dopasowana do realiów dzisiejszego człowieka w
sposobie opowiadania. Mamy
więc przekuty na współczesny, nadal jednak pełen symboli, język mitu.
Uwspółcześnienie tej historii, opisanie jej na nowo, to szansa dla człowieka na
przeżycie zapomnianego świata. Echo z przeszłości, odbijające się w duszy
każdego z osobna, przepracowane na poziomie jednostki - pomaga się na nowo
scalić, zrozumieć. A my współcześni ludzie zmuszeni jesteśmy żyć na tylu
różnych poziomach, że jest to dla nas trudne wyzwanie.
Seria MITY, którą przyszło mi trzymać
właśnie w rękach, odpowiada na pytania czym tak w ogóle jest mit, czym był, i
jak go rozumiemy współcześnie.
Mit korzysta z języka symbolicznego, który rozszyfrowując - docieramy do
mechanizmów działania naszej psychiki. Dlatego podlega on interpretacji. Nie
może mieć autora, jest wielogłosowy, zmienia się wraz z człowiekiem, który go
opowiada. Dlatego u Tokarczuk, tę najstarszą wersję mitu o schodzeniu do
piekła, opowiada każdy i nikt. Czy to rodzi chaos? Według mnie nie. Dzięki temu
mamy szansę usłyszeć historię także z ust tych, którzy zostali zapomniani. Ich
głos został na wieki zapisany w słowach tej historii. Z tego urozmaicenia
oczywiście wynika pewna niedogodność - każdy mit, także i ten, ma wiele wersji. Wielu jego fragmentów nie
znamy. Nawet w wersji Tokarczuk w kulminacyjnych momentach są braki w tekście,
a intrygujące kwestie zostają przemilczane. I wiecie co? To dobrze. Dzięki temu
bowiem, my także możemy stworzyć własną historię. Odczytać mit na nowo, po
swojemu i dołączyć do niosącego go po wieczność chóru.
Ci, którzy nie są jeszcze gotowi na
odrzucenie liniowości, niech przystąpią do lektury zaczynając od posłowia. Tam podano wiele informacji, które
pomogą w pełni zatopić się w lekturze, dotrzeć do ukrytych sensów, symboli,
które można przypadkowo przeoczyć. Skoro chcemy jednak zerwać ze schematami i
odnaleźć własną tożsamość: dlaczego nie zaczynać czytać od tyłu? Lub czytając
zatoczyć koło: tekst, posłowie, tekst. Dotrzemy wtedy do cykliczności, w którą
zaklęta została forma tekstu. Zobaczymy wtedy, jak owa liniowość głęboko w nas
siedzi! A to przecież tylko konstrukt, który ma nam pomóc zapanować nad rzeczywistością.
Właśnie – tylko - konstrukt, i to do tego nasz własny. Reguły według, których
żyjemy, w każdej chwili mogą zastąpić
inne. Utraty „zasad” - właśnie takiej
iluzorycznej władzy - boją się Ojcowie. Jak to bowiem być może, że Inanna
złamała odwieczne prawo? Pokazała, że ono istnieje tylko w głowach, tych,
którzy w nie wierzą? Świadomość jest wrogiem władzy, a prawda Ojców, to tylko
wrażenia, tej świadomości pozbawione.
Zmiany też są cykliczne –
więc i one są domeną kobiecą.
Władza Ojców jest tylko złudzeniem świata. To pramatka, groźbą, ustawia ich do
pionu. Oni muszą jej ulec, ponieważ nie panują nad naturą - potrafią tylko
projektować, życie w projekt może tchnąć tylko ona. Futuryzm tego mitu jest więc
tylko prześmiewczą konwencją. To, że przeszłość pchnięto w przyszłość, to
złudzenie – historia ta, toczy się po okręgu w nieustającym powrocie. Mimo
wież, wind i holograficznych map – ogólnego uwspółcześnienia, tekst ten jest
poza czasem. Złamanie liniowości i konwencji czasu, tak silnie przestrzeganej
przez reguły zegarów i kalendarzy, zbliża nas do pokonania kolejnego boskiego
prawa – tego, że to co umarło, nie może ożyć.
W tekście Tokarczuk poznajemy Annę In,
wcielenie sumeryjskiej bogini Inanny, która przybywa do podziemi na wezwanie
swojej siostry. Ta, jak
łatwo przewidzieć: zatrzymuje ją i zabija. Na szczęście bogini nie przybyła do
piekła sama. Jej towarzyszka - Nina Szubur – wyrusza po pomoc. Ojcowie-Bogowie
oczywiście odmawiają działania, lecz Pramatka groźbą „przekonuje” ich do
współpracy. Anna In zostaje uwolniona. Jest jednak warunek: ma sprowadzić
zastępstwo – swego dawnego kochanka. Za mężczyzną wyrusza jednak jego siostra,
która chce ofiarować się za niego. Pani podziemi przystaje na to, by brat i
siostra spędzali w jej królestwie po pół roku. Następuje symboliczne ustalenie
cyklu natury. We współczesnej wersji sumeryjskiego mitu, odnajdujemy więc
elementy znane nam z późniejszych mitologii i religii: zejście do podziemi,
historię o Demeter i Korze, zmartwychwstanie Chrystusa (poczekaj 3 dni i idź po
pomoc), stworzenie świata. Warto pamiętać, że bogowie sumeryjscy, byli bardzo
ludzcy. Mieli tyle mocy, co człowiek, nie grozili mu więc i łatwiej było się od
takich bogów uczyć. Rozumieli czym jest kruchość i niedoskonałość. Byli więc
emocjonalnie dojrzalsi od wszechmogących i wiecznych. W tym kontekście warto zastanowić się, czy to
nie bóg jest tylko ułamkiem mocy człowieka, mimo, że to ten jest ulepiony z
gliny i wody?
Anna In ma siostrę, tą złą
– stanowiącą symbol dualizmu jej osobowości. Bliźniaczka to odbicie lustrzane, ciemna strona jej
osobowości, przeciwieństwo, inność – podkreślana dodatkowo różnicami w
wyglądzie. Można dosyć powierzchownie stwierdzić, że jedna reprezentuje
tworzenie, a druga destrukcję. Nic jednak bardziej mylnego. Siostry to dwie
strony tego samego medalu, jedna nie istnieje bez drugiej, nie mogą się
nawzajem unicestwić. Anna In niesie życie, ale i w niej czai się śmierć. To
bardzo ważna lekcja.
Po co Inanna zeszła do podziemi? Nie
wiemy. Może siostra
wezwała ja podstępem, może chciała zwiększyć swoją strefę wpływów? Na poziomie
symbolicznym, wkroczenie do piekła, może oznaczać walkę ze swoją
podświadomością – zazwyczaj bohater udaje się do ciemnego lasu, pełnego
nieznanego i strasznego itd. Wracając z takiej wyprawy odradza się, dokonuje
integracji wewnętrznej, oswaja lęki. Teksty takiego typu, to idealne pole do
psychoanalitycznej interpretacji.
Warto pamiętać, że Inanna,
to wieloaspektowe żeńskie bóstwo, a jej domem jest Irak – kraj przodujący w
dyskryminacji! Nie tylko tu zniesiono, zniszczono i zapomniano o żeńskich
bóstwach. Nie tylko tutaj ich świat stał się światem zapomnianym. Zmiany
kulturowe sprawiły, że dziś większość z nas myśli w określony sposób. Nawet nie
przypuszczamy, że można inaczej. I dlatego uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy
Anna In zbuntowała się już na poziomie porzucenia przygotowań świątecznych. No
bo jak to? Jest dla kobiety coś ważniejszego, niż zagniatanie ciasta?
Prowokacja, profanacja, skandal. Oj i właśnie w taki sposób odbierano atrybuty
kobietom bogom - oddając im w zamian we władnie 3K: Kinder, Küche, Kirche. Widać,
to np. również w budowie wizerunku Matki Boskiej. W naszej religii bóstwem nie
jest i atrybutów też nie ma żadnych. Jest bierna, to tylko tło pełne
poświęcenia – daleko jej do Dzikiej Kobiety Clarissy Pinkoli Estes. Podobnie,
jak Ewie daleko do pierwszej żony Adama, Lilith…Ta symboliczna, rajska zmiana
żon ukazuje, jak odbiera się kobietom tożsamość kulturową. In Anna na szczęście
nie została z niej ograbiona. To ona odebrała męskim bogom ich strefy wypływów.
Dlaczego zrobiła, to tak łatwo? Ojcowie
bowiem - sfrustrowani
prezesi globalnych koncernów, nie widzieli już niczego poza normą, zasadą,
regułą, cyfrą, zapomnieli o maglowanej już przeze mnie cykliczności. Miasto, to
bunkier „cywilizacyjnej zimy”, w którym schronili się na czas wypędzenia
pierwiastka kobiecego do podziemi. Dla kobiet panuje zima. Jednak cykl zatoczy
koło i wtedy to pierwiastek męski zostanie wypędzony do podziemi. I tak w
kółko: taniec natury, cykl śmierci i zmartwychwstania. Takie pory roku, brat
zastępujący siostrę w kosmicznej skali.
Śmierć upokarza? Tylko tych którzy nie są
na nią gotowi. Dlatego In Anna doznała upokorzenia - nie była gotowa, ponieważ
była na wskroś ludzka.
Podły (i konieczny dla jej rozwoju) czyn siostry nauczył ją oswojenia tego
stanu. I dzięki niej mogą nauczyć się też ludzie. Tylko, że nadal tego nie zrobili, dlaczego? Przecież wciąż
odcinamy się od korzeni. Miasto jak stało tak stoi - na pustych filarach i nie
chcemy wiedzieć, co jest pod spodem… Miasto może być właśnie metaforą
ludzkości, zbudowanej i funkcjonującej, jak kolos na glinianych nogach. Jak już
sugerowałam - puste filary, odcinającą ją od korzeni. Wciąż łata więc dziury u
podstaw, nie rozumiejąc celu ani sensu własnej egzystencji. To tylko jedna z
możliwych interpretacji – ich ilość jest nieograniczona, jak ilość spojrzeń.
Miasto z mitu, to także każdy z nas, każdy bojący się zejść na dół. Bo wydaje
nam się, że tam nie schodzi się z własnej woli, tam schodzi się wtedy, gdy się
umiera. Ten lęk każe nam trzymać się daleko od nas samych, przez co nigdy nie
ogarniamy się, nie pojmujemy siebie. Integracja osobowości zachodzi w
człowieku, dopiero wtedy, gdy oswoi on lęk przed pojawieniem się w tym piekle.
Daleko nam jeszcze do tego. Poza tym, miasto In Anny opisane jest tak, by było
nam bliskie: zatłoczone, zapracowane, zgonione, technologiczne – ma być, jak w
domu. I ta swojskość mnie przeraża, bo jesteśmy właśnie tacy też we własnych wnętrzach.
Straszne - te drapacze chmur, pędzące windy… I niestety z tego pogmatwania
daleko nam do Sumeryjczyków. Oni chcieli zrozumieć świat i siebie, a my w
pośpiechu o tym zapomnieliśmy…
***
Mity są pomostami zrozumienia. Od
pierwszych stron zaczynamy szukać w głowie powiązań – lektura zmusza nas do
intelektualnego wysiłku. W wykreowanym przez pisarkę świecie czuć napięcie.
Nie tłumi go nawet płynność fabuły i zaskakujące rozwiązania narracyjne. Tekst
jest żywy i wymaga od czytelnika skupienia. Dzieje się tak dlatego, że - mimo
płynności - historia zbudowana jest z fragmentów, jakby tekst zapisany był na tabliczkach. Z
jednej strony zderzamy się więc z dość surową konstrukcją, z drugiej z
poetyckim językiem, w którego materii Tokarczuk swobodnie się porusza. Język
ten zachwycająco obrazuje rzeczywistość, pełen jest bowiem metafor. Jeśli
chodzi o powtarzający się wobec tego tekstu zarzut grafomanii – ja jej nie
widzę. Uważam, że się świetnie broni – słowa zatopiono przecież w bardzo
charakterystycznej konwencji. Surowa okładka pulsuje krwistą czerwienią. Żywą, silną i energetyczną barwą, która kontrastuje z ciemnym, ponurym światem
podziemi. Ale czemu się dziwić: przecież krew to życie – to Anna In i każda
kobieta. Jeszcze jedno skojarzenie: książka o kobiecej duszy, zagubionej w
cywilizacyjnym spętaniu intuicji i wszechobecna czerwień – od razu przenosi
mnie do Miłości zeszłej jesieni OhJeonghui. Poza tym czytać te powieść inaczej niż przez pryzmat Biegnącej z wilkami Estes – nie sposób.
Czytliwość:5/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 4/6
Ogólnie: 6/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 4/6
Ogólnie: 6/6
Autor: Olga Tokarczuk
Tytuł: Anna In w grobowcach świata
Wydawnictwo: Znak
Seria: MITY
Seria: MITY
Wydanie:I
Rok wydania: 2006
Oprawa: miękka
Ilość stron: 219
Cena: 31,90 zł
Fragment:
Ktoś taki jak Anna In, In Anna, widzi wszystko żywe; żywy jest każdy trybik
światła, najmniejszy przedmiot, tylko my, ci mniejsi, nie potrafimy tak
patrzeć. Nam takie spojrzenie zdarza się od czasu do czasu i łatwo ulega
zapomnieniu; to dlatego jesteśmy śmiertelni. Od urodzenia przyzwyczajamy się do
martwoty. Gdybyśmy umieli ujrzeć świat jako żywy, od początku do końca, nie
potrafilibyśmy umrzeć, nawet gdybyśmy bardzo tego chcieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz