26 lutego 2014

Refleksja po Gaimanie

Myślimy, że jesteśmy zdrowi, dopóki coś nie naruszy naszej skorupy, pokazując jej słabe punkty, wywołując kolejne pęknięcia. Ja byłam, dopóki nie odświeżyłam sobie Gaimana. Wpędził mnie w chorobę – duszy. A raczej pokazał w pełnej krasie tę istniejącą. Naruszył pewne struny, odsłaniając niezabliźnione rany. Wściekłość codziennego dnia pożera ją czyniąc strzępkiem siebie. Zwykłą szmatą: cienką, brudną i pełną żalu. Zmył pozory, przez które spoglądałam na rzeczywistość. Wystarczyło jego kilka słów, bym się zastanowiła, gdzie zaczyna się tak naprawdę umieranie, w ciele czy w duszy? Odpowiedź jest prosta. A Wy już ją znacie?

25 lutego 2014

Klika kart z pamiętnika /Ocean na końcu drogi – Neil Gaiman/

Wspomnienia śpią w nas cały czas. Nie pamiętamy, że pamiętamy, dopóki nie dotkniemy miejsca, z którego wyrosły.

Od pierwszych stron autor odsyła nas daleko, bardzo daleko: w podróż sentymentalną do smaku zielonego groszku prosto z pola i mleka prosto od krowy. W dzieciństwie każde wakacje spędzałam u pradziadka na wsi. Opisywane przez pisarza zapachy, smaki, kolory ożyły w mojej głowie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z czasem ludzie, których znałam odeszli i przez długi czas mnie „tam” nie było, nawet w wyobraźni, czego się wstydzę. Zapomniałam. Rok temu – los tak chciał – odwiedziłam stary czas w innym już jednak miejscu…odległości stały się krótsze, ścieżki mniej tajemnicze i tak przeraźliwie wydeptane. Jednak wcale nie zapomniałam, bo podczas spacerów trafiałam do każdego, kolejnego celu. Jakby po przybyciu na miejsce - uruchomiła się wdrukowana we mnie mapa…I taka jest istota wspomnień: ich szczegóły, ulotność, gdzieś tam w nas zostają, wolę jednak myśleć, że w sercu, nie w hipokampie…

23 lutego 2014

Macka ze świętej figurki Ci obciągnie, a szczur wgryzie się w d***, czyli o budzeniu zastrzeżenia natury moralnej i społecznej, z przymrużeniem oka

Cichowlas z Kryczem skutecznie zniechęcili mnie do polskich horrorów na długi czas. Ostatnio zaczęłam tę wiarę odzyskiwać, dlatego lękiem napawała mnie świadomość istnienia Pradawnego zła (Cichowlas&Radecki). Nie twierdzę, że nie byłam ciekawa, ale wcześniejsze doświadczenia odżywały we mnie, gdy tylko wzrok zaczepił gdzieś o okładkę. Znaki, to jednak znaki - są od tego, by za nimi podążać. Fakt, że wygrałam książkę na Szufladzie nie pozostał bez znaczenia. Skusiłam się, zasiadłam z przekąskami (ignorując z premedytacją ostrzeżenia, że przy tej lekturze lepiej niczego nie spożywać) i…znaki się nie mylą. Dziękuję, więc za tę publikację, zmyła wcześniejsze negatywne skojarzenia.


W środku znalazłam: barwne oblicza grozy, tej obrzydliwej, ordynarnie zapaskudzonej fekaliami, jak i tej subtelniejszej niewiadomej. Nowelki nie są sztucznie rozdmuchane, rozdęte. Nie obrzygują czytelnika zbędnymi szczegółami, oblepiając go bełtem nudy. To proste historie oparte na klasycznych wzorcach, doprawione groteską rodem ze starych horrorów. Konwencja na starocia klasy B, przypadła mi do gustu. Spędziłam kilka miłych godzin nad książką, która została stworzona by zapewnić mi rozrywkę. No i co by nie mówić spełnić ważniejszą funkcję: zdjąć zły urok z moich wyobrażeń o Cichowlasie i polskim horrorze. Żabcia okazała się księciem a pocałunek no cóż…nie chcę tu nikogo obrzydzać opowiadając, gdzie to ja ją musiałam cmokać, ale wszyscy wiemy, że spora część treści kręci się wokół krocza…- więc się domyślcie.


Na lekturę składają się trzy, mniej więcej tej samej długości, opowiadania. Im mniej w zbiorach jest zamieszczonych opowiadań, tym widać lepiej. Te w przeciwieństwie do wielu tekstów z różnych antologii mają jakiś spajający je element: demony. Szkoda, ze żaden nie zagościł na okładce. O ile w przypadku innych zbiorów psioczę, że chyba ktoś sabotuje ich wydanie, umieszczając na początku słabe opowiadanie, o tyle tutaj pierwsze – mimo, iż najsłabsze z trzech – słabe wcale nie jest (przynajmniej w takim wymiarze by narzekać). Traktuję je jako przystawkę, pobudzającą apetyt na danie główne: opowiadanie numer dwa. Samo przez się, się rozumie, że trzecie to deser – daje rozkosz, jaka by ona nie była.


http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/12754-neuroshima-homo-homini-lupus-est-6.html
Pradawne zło


Pierwsze opowiadanie powaliło mnie już na pierwszej stronie. A czym? - ulicą Wspólną w Warszawie, gdzie ma "przyjemność" rozgrywać się akcja. Czy to tylko niezamierzona zbieżność nazw? Nie sądzę. To właśnie tam żyje pradawne zło, emitowane zawzięcie przez TVN i gromadzące wciąż nowych wyznawców, . Potem jest już mniej strasznie - cóż jest bowiem straszniejszego od polskich seriali obyczajowych? Oferuje się nam jednak: nawiedzone figurki, duchy, demony, flaki i białe robale wgryzające się w co i gdzie popadnie. Napięcie podskakuje w drobnych dawkach (a to mgła, a to deszcz), a klimat pustego kościoła, szpitala i tajemniczych księży robi resztę. Nie mogłam nie zwrócić jeszcze uwagi na księdza o imieniu Nataniel – przykro mi ale Internet już mi wyprał mózg pod tym kątem i nie mogę nie skojarzyć. Co nie tak? Przerażony Damian jest za mało przerażony…jednak w ostatnich scenach godnie nadrabia to Maciej, świadek heroicznej walki między TVN a Trwam. No cóż koszmary lubią się urzeczywistniać, zwłaszcza w około Lovercraftowych klimatach. Oprócz tego jest też trochę o arogancji kleru, która wywołuje apokalipsę – Polsko masz, więc upragnione zasługi w dziejach świata! Amen, a raczej: IIIAAA!IIIAAA!YOOOOG!SOOOTHOOOTH!!!


Macki i niebo, niebo i macki – skojarzyłam z opowiadaniem „Krwawiący cień” (Joe R. Lansdale), tylko, że tam owe macki nie obciągały – a mówiąc uczciwie w ogóle nie były aktywne seksualnie.


http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/9470-krwawa-epidemia-20.html
Świt szczurów


To najlepsza z trzech historii. Nigdy nie bałam się szczurów... chyba pora zacząć. Skoro to takie inteligentne istoty, to najwyższa pora docenić potencjalnego wroga. Wielogłosowa narracja, przepleciona została opisami różnych stylów życia (od wegetacji z dnia na dzień po „hulajdupkapiekłaniema"), które wiodą bohaterowie. W ten sposób autorzy zbudowali leniwą atmosferę, która ma przytępić naszą czujność. Miejscem makabrycznej akcji jest zamieszkała przez bezbronnych staruszków kamienica, w której pojawiają się: hordy krwiożerczych szczurów, sporo flaków, szczurołap-psychopata i demon. Co do szczegółów: standardowy atak szczurów „od tyłu”, gdy siedzi się na klopie jakoś mnie nie wzruszył, masakry kotów jednak nie daruję :P


Nie mogę się opanować, muszę przytoczyć wyniki pewnego eksperymentu: szczury morskie tracąc nadzieję toną po 15 minutach, gdy jej nie tracą, są w stanie machać łapkami nieustannie i płynąć przez 80 godzin! To tak a propos inteligencji istot, także tej emocjonalnej, które potrafią, tak jak człowiek zdecydować się na samobójstwo. A skoro największym i najbrutalniejszym drapieżnikiem na ziemi jest człowiek, podobieństwa powinny nas zaniepokoić - mamy konkurencję. Zauważmy jednak, że w świecie zwierząt (wbrew informacji znajdującej się w noweli) są jeszcze inne gatunki gotowe na taki krok, np. wspomniane wyżej koty (mniej spektakularne, ale zawsze). One jednak nie mają tendencji do łączenia się w stada i podejmowania wspólnych działań. Więc aż tak się ich nie boimy.


Tekst skojarzył mi się z pewną ambitną produkcją, którą oglądałam kiedyś na magicznym kanale PULS, o ataku zmutowanych szczurów. Zresztą nie tylko tę jedną. Temat jest już nieźle wyeksploatowany, co tylko podkreśla zakorzenione w wyobrażeniach ludzi wizje, w których szczury pełnią role niszczycieli światów. Zagłada nadchodzi z piwnicy, słyszycie jak drapie w ścianach?


http://czarnotowidze.pl/uzytkownik/6/groker/
Sex to nie wszystko

Miłość niejedno ma imię - te wynaturzone też - więc zostajemy wrzuceni do kotła z gore - morałem. Jak przystało na dzieło klasy B, morał nie jest zbyt głęboki. W sam raz na artykuł w tandetnym szmatławcu. Ale za to jaka kara dla duszy! - wieczna, cielesna i złośliwa. Te opowiadanie rozkręca się najwolniej. Nawet bałam się już, że to zaserwowano nam tutaj tylko obyczajówkę: o ludziach sukcesu - z jednej strony wyzwolonych seksualnie, z drugiej uwięzionych w obsesjach i paranojach. Jednak nie zawiodłam się - mocny koniec przedstawił mi się jako kolorowy rzyg na powieści typu Nimfomanka, zwłaszcza w kontekście podpisanego spermą cyrografu. Mamy więc demona – podstępnego, wrednego, który na swój pokręcony sposób wymierza sprawiedliwość. Można mu wybaczyć, bo jest zakochany. Co jest nie tak? Wiktoria boi się klaunów, ale chyba nie do końca - jej ogromny seksualny apetyt przezwycięża wszelkie uprzedzenia. Poza tym klauny? Można było się szarpnąć na coś oryginalniejszego i bardziej groteskowego. Pomysły mam bardzo niecenzuralne, więc się powstrzymam.


P.S.Wycieczki ku temu, co zalega na półkach księgarń, to bicie się w pierś autorów czy może przyznanie się do konszachtów z demonami? To drugie byłoby intrygujące ponad miarę.


Ostrzeżenia w horrorach są po to by zawsze postępować wbrew nim, czego dowodów po raz kolejny dostarczyli ich bohaterowie. A pierwotne lęki, których zmaterializowanie wróży koniec spokojnego życia, a raczej wieczne męki w piekle, to wcale nie aż taka literacka fikcja. Jest obscenicznie, jest obrzydliwie, ale czy tylko na kartach książki? Nie dajmy się zwieść pozorom, bo cóż broni wylać się na rzeczywistość brutalnym wyobrażeniom? Ale ja to – jak zwykła mawiać jedna z bohaterek – „pojebana jestem”, więc myśli mi chodzą własnymi drogami.



Pradawne zło jest pełne pasji, mocy i energii. Dlatego efekt zamierzony przez autorów został osiągnięty. Mam wrażenie, że pisarze sami świetnie się bawili tworząc. Momentami można się domyśleć, który napisał jaką część tekstu, ale to raczej bez znaczenia. Czy jest strasznie? Raczej nie dla dorosłego horrorowego wyjadacza. Ten będzie pochłaniał kolejne strony z sentymentem. Kilka literówek nie psuje efektu, a okładka wspaniale oddaje towarzyszącą lekturze aurę fascynującego kiczu.


Czytliwość:5/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 5/6
Ogólnie: 4,5/6



Autor: Robert Cichowlas, Łukasz Radecki
Tytuł: Pradawne zło
Wydanie: I
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2013
Okładka: miękkie
Ilość stron: 279
Cena: 29,90 zł

Pradawne zło widziane z drugiej strony lustra: recenzja.

22 lutego 2014

Wilki, truskawkowy dżem i świnka /Wilki w ścianach - Neil Gaiman/

Kiedyś nie było dla nas większej różnicy czy mamy do czynienia z jawą, czy snem. Kiedyś rozbudzona wyobraźnia wyznaczała ścieżki myślom, które rozumiała tylko ulubiona zabawka. Neil Gaiman wypełnił je tajemnicą i strachem, zagęszczając ich aurę od słowa do słowa. Podczas lektury oniryczny świat porywa naszą fantazję i…

21 lutego 2014

Być sobą i być szczęśliwym na tle nordyckiej mitologii /Odd i Lodowi Olbrzymi – Neil Gaiman/

Jeżeli chodzi o Gaimana to jestem bezkrytyczna. Ostrzegam, więc: uważam, że w jego wykonaniu nawet instrukcja skręcania mebli z Ikei byłaby magiczna.
Witamy w kraju, w którym wszystko robi się z drewna. To kraj wikingów - Midgard, Norwegia – kraj, w którym kobiety cerują a mężczyźni wojują, pierdzą, biją się i piją. W tym surowym klimacie na świat przychodzi chłopiec, którego los nie będzie oszczędzał: straci ojca, okuleje i zyska okrutnego ojczyma. Odd – bo takie jest jego imię, nie jest rozumiany przez swoją społeczność, a to równa się odrzuceniu. Jak bowiem może ciągle się uśmiechać, skoro los wciąż płata mu figle i obrzuca nieszczęściem? Gdy dom, w którym się wychował, przestaje być jego domem, a wiosna nie chce nadejść, chłopiec odchodzi by zamieszkać w lesie. Tutaj spotyka orła, lisa i niedźwiedzia. Jego nowi towarzysze okazują się jednak nie być zwykłymi zwierzętami, a wszystko to wina – jak zwykle – Lokiego.

19 lutego 2014

Szare niebo w piekle życia /Pępowina - Majgull Axelsson/ DKK


Gdy się starzejemy, zamieniamy się we własnych rodziców; wystarczy pożyć dość długo, by ujrzeć twarze powtarzające się w czasie. /Neil Gaiman/

To moja pierwsza przygoda z Majgull Axelsson. Nie jest to typ literatury, po który sięgam dobrowolnie. Dlatego cieszy mnie, że dzięki uczestnictwu w DKK biorę do rąk, takie właśnie lektury i poszerzam horyzonty. Wszystko ma wiele odcieni…czasem się o tym zapomina. Tym bardziej byłam ciekawa, czym ta szwedzka pisarka mnie zaskoczy.
Ta książka jest niebezpieczna. Bardzo niebezpieczna. Możemy, bowiem zobaczyć w niej siebie nagich i bezbronnych. By były ku temu powody nie trzeba wcale mieć nieszczęśliwego dzieciństwa. Obdarzenie miłością może tak samo ranić, jak jej permanentny brak. Kochając popełnia się błędy – nie można inaczej. Nosimy, więc w sobie kalki własnych rodziców, bez względu na to, czy chcemy ich naśladować, czy wręcz przeciwnie. Autorka uświadamia nam to, jak głęboko w naszych rodziców wniknęli nasi dziadkowie, jak głęboko nasi rodzice wbili w nas swoje „szpony” i co sami prawdopodobnie zrobimy swoim dzieciom. Ta dawno przecięta (tylko fizycznie) pępowina, związuje nas na całe życie – w sposobie myślenia, mówienia, działania. To jak sobie z tym radzimy, zależy od nas i naszej wewnętrznej siły, chęci podjęcia walki o swoje życie. Nie łudźmy się jednak: nie wyrwiemy tego kolca, możemy tylko nauczyć się z nim żyć.

15 lutego 2014

Cialdini w komiksie / Zasady wywierania wpływu na ludzi/

Idea bardzo mi się spodobała: przedstawić naukową wiedzę w atrakcyjnej i skróconej formie, tak by łatwo trafiła do odbiorcy. Głównie tego opornego, który po książki sięga z niechęcią. Pomysł super, ale wykonanie niestety już nie.
Teorię Roberta B. Cialdiniego znam, dlatego łatwo było mi przebrnąć przez kolejne plansze. Na szczęście Cialdini nie był zwolennikiem stosowania niezrozumiałego naukowego żargonu i adaptacja dzięki temu jest dość jasna, nawet dla tych, którzy oryginału nie znają.

13 lutego 2014

O sztuce asertywności - podręcznik praktyczny /Stanowczo, łagodnie, bez lęku - M. Król-Fijewska/

Czym dla większości jest asertywność? Mówieniem „nie” - nie ważne jak, pokazywaniem „ja” – w sposób, który daleki jest od jakiejkolwiek sztuki. Coraz częściej spotykamy osoby, które swoje chamstwo uważają za asertywność. Nic bardziej mylnego! Odmawianie, to tylko czubek góry lodowej. Niewiedza prowadzi do wielu niepotrzebnych dramatów – bo szacunek należy okazywać nie tylko sobie. Tych, którzy chcą się dowiedzieć, co naprawdę oznacza to pojęcie odsyłam do lektury praktycznego, napisanego PROSTYM językiem podręcznika: „Stanowczo, łagodnie, bez lęku” Marii Król-Fijewskiej.

Asertywność ma wiele różnych odcieni: to sztuka przyjmowania krytyki, oceny, wyrażania własnych opinii i taktownego reagowania w sytuacjach konfliktowych/trudnych, złoszczenie się (tak, wolno nam!) w taki sposób by nie krzywdzić innych. Najważniejszym przejawem asertywności  - od czego należy zacząć swoją pracę – jest takie prowadzenie monologu wewnętrznego, by nie krzywdzić samego siebie. Dla mnie to wyzwanie – wewnętrzny zrzędliwiec pracuje bowiem na pełnych obrotach.

Trening asertywności w kontekście psychologii nie zawsze uważany jest za sensowny. Nasz styl życia zależy od wielu czynników: osobowości, kompleksów, wartości, jakie wyznajemy i głosimy. Cóż z tego, że będziemy wiedzieć, co mówić, skoro i tak każde wypowiedziane asertywnie słowo, każdą swoją asertywną postawę będziemy przeżywać tygodniami, walcząc z wyrzutami sumienia lub lękiem przed odtrąceniem? Wielu osobom trudno zaakceptować fakt, że to ktoś nieprzyjmujący, np. odmowy, stoi po „złej stronie mocy” J. Poza tym, po co nam w naszym otoczeniu ludzie, przy których nie możemy być autentyczni? Na wszystko jednak trzeba czasu. Nie ma tajemniczego guzika w głowie, ani czarodziejskiej różdżki, ani magika-trenera, który zrobi z nas mistrzów pstryknięciem palców. Im głębiej musimy przepracować zmiany, tym później zakorzenią się w naszym życiu nowe nawyki. Działając w zgodzie z własnym, wewnętrznym rytmem osiągniemy jednak cel. Pamiętajmy także, że: na asertywność NIGDY nie jest ZA PÓŹNO.

Maria Król- Fijewska napisała książkę zgrabną, konkretną i przejrzystą. Znajdujemy w niej multum życiowych przykładów – pozostaje je tylko przyswoić i zacząć stosować w praktyce. Na końcu książki odnajdujemy test, dzięki któremu przeanalizujemy swoją mapę asertywności. Nikt z nas nie jest asertywny na 100% w każdej sytuacji (przy każdej osobie). Dzięki mapie, możemy określić gdzie znajdują się nasze słabe punkty i zacząć nad nimi pracować.

Pogodna okładka nastraja bardzo optymistycznie - wierzymy w sukces. Po lekturze czułam jednak mały niedosyt. Ujęcia definicyjne nie są najważniejsze, ale je lubię. Zabrakło mi, więc teorii o tym: skąd i dlaczego i w jaką stronę. Praktyczność na szczęście wynagrodziła mi tę bolączkę, a o teorii poczytałam sobie, gdzie indziej.

Czytliwość:6/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 5/6
Ogólnie: 5,5/6

Autor: Maria Król-Fijewska
Tytuł: Stanowczo, łagodnie, bez lęku
Wydawnictwo: W.A.B

Wydanie: III
Rok wydania: 2012
Oprawa: miękka
Ilość stron: 139
Cena: 19,90 zł

Fragment:

Osoba, która ma kłopoty z wyrażaniem i obroną siebie oraz z realizacją swoich potrzeb, żyje w świecie dramatycznych epizodów. Jest to świat, w którym ludzie nie pozwalają nam, zmuszają, oskarżają nas, lekceważą, pomiatają, krzywdzą, my zaś musimy, powinniśmy, nie jesteśmy w stanie, nie mamy prawa, nie damy rady, nigdy sobie na to nie pozwolimy.
Jest to świat oskarżycieli i oskarżonych. Świat nasycony obawami. Świat człowieka asertywnego wygląda zupełnie inaczej. Jest w nim zdecydowanie mniej lęku.

11 lutego 2014

Nie ma żadnych granic! Witamy bizarro nad Wisłą /Z bizarro za pan brat - Karol Mitka/

Karol Mitka znany nam z:„Zombiefili” („Aby sprawiedliwości stało się zadość” – jedno z najlepszych w zbiorze) i „Gorefikacji („Aż po grób, a nawet dalej”- sprawdzony czarny humor) i z portalu „niedobre literki” nareszcie zaistniał w większej formie – w "kupie" chciałoby się rzec – i zapewnia nam bizarrystyczne doznania w konkretnej dawce. A to wszystko za sprawą zbioru tekstów: „Z bizarro za pan brat”.

Pisarz o intrygującym pseudonimie Fasoletti, to jeden z piewców bizarro w naszym polskim grajdołku. Z czym kojarzy się ten nowy na naszej ziemi – przesiąkniętej konserwatywną ponoć krwią – gatunek? Z nadmiarem wszystkiego, absurdem, niedorzecznością, przewrotowością, surrealizmem, obleśnością, parodią, podłością, wulgarnością…wymieniać dalej? W każdym razie to gatunek, dla którego nie istnieją tematy nietykalne - zdepta każdą świętość. W odbiorze większości - to takie popapraństwo (świadczące o krzywiźnie psychicznej tych, którzy po nie sięgają) z natury wymykające się definicjom. Jak można zdefiniować bowiem coś, co definicje obala? Wpadniemy w pewien paradoks, jak wtedy, gdy zapragniemy wolności absolutnej, czyli wolności od samej wolności również… Ale do rzeczy.

Ze wstępu Marka Grzywacza dowiadujemy się, że pisarz lubi taplać się w naszym popkulturowym szambie, ma niepokorny humor i lekkie pióro. Pod tym się podpisuję. Teksty czyta się z ogromną przyjemnością, a Karol Mitka jest wyraźnie „sprawny” językowo. Zbiory bywają nierówne, ten również. Zdarzają się historie słabsze, przewidywalne lub napisane dla samego pisania – bo w sumie kto tego zabroni? Większość jest jednak utrzymana na dosyć wysokim poziomie. Autor wyobraźnię ma ogromną, aż strach pomyśleć, jakimi ścieżkami wędrują jego myśli i dokąd owe ścieżki mogą prowadzić…

http://www.cortocabeloepinto.com/wp-content/uploads/2010/05/
Nie polecam jednak zbioru do czytania na raz. Po pewnym czasie zalew nadmiaru syci, ostrze absurdu tępieje i lektura zaczyna nużyć. Lepiej odłożyć czytanie na następny dzień i podejść do niego na świeżo. Niektórzy zarzucają tekstom seksualizację, wulgarność, brutalizację, upodlenie i profanację – ale przecież taka jest ogólna koncepcja! Można by się tego czepiać w komedii romantycznej, ale nie w zbiorze bizarro.

Już przeżyje, że to e-book, już przeżyje, że błąd ortograficzny we wstępie, ale brak stron to dla mnie horror gorszy od chujo-, dupo- czy wszystko tam „-kalipsy”! Okładka wykopaliskowa (jak podają „niedobreliterki”) symbolizuje wygrzebanie z czeluści internetu wszelakich dzieł autora – niech będzie taka interpretacja, nie będę dyskutowała.

Po lekturze musiałam się zastanowić: czy teksty rzeczywiście łamią jakieś tabu? Atakują wartości, tak by bolało? Chyba jestem mało wrażliwa, bądź zbytnio otwarta na szeroko pojętą sztukę i ze związaną z nią interpretację rzeczywistości. Nie czuję się obrażona ani dotknięta. Momentami raczej czułam, że powinnam być zażenowana tym, że coś mnie śmieszy. W tych paranojach literackich dostrzegam swoje odbicie. Pora dokonać autoanalizy…toć bizarro jest przecież krzywym zwierciadłem…

 
http://xeeming.deviantart.com/art/Unmasker-of-the-Absurd-256310349#/art/Gateways-to-Sorrow-306521916?_sid=4a0344c

Spis treści:

1.Wenia
Podczas lektury do moich uszu dotarły dalekie echa mitologii starożytnej, dokładniej mitu o Pigmalionie. Głównym bohaterem opowiadania jest Roślinofil (Florofil?), który w końcu trafia do swojego Edenu.

2. Kochałem ją, a ona mnie
Nekrofilia dla żywych, anoreksja i w sumie całkiem edukacyjne.

3. Niech klapa pozostanie zamknięta, a ręka w bezruchu
Tytuł zdradza już wiele, ale i tak uśmiałam się do łez. Jeśli chodzi o polskie sądownictwo – o zgrozo – całkiem realne. Ku przestrodze: panowie nie marnujcie nasienia!

4. Reset
Przemielona i wyrzygana na milion sposobów przez media „tragedia smoleńska” kropką nad „i”. No to jednak mamy tę upragnioną rolę w dziejach świata.

5. Buty
Taka bajka z morałem i bez happy endu dla niegrzecznych dzieci.

6.Dupokalipsa
Pierwszy akapit pobudza wyobraźnię i wywołuje atak śmiechu – okołoanalna historia godna południowokoreańskich motywów o pierdzących mocarzach. Następnie wraz z bohaterami znosimy trudy życia w postapokaliptyczym świecie pełnym potworów.

7.Ciąża
Niby gra słów, ale łapiemy przytyk o pewnej Fly.

8.Spermator
Nutka superbohaterstwa w nietypowym wydaniu, przyprószona feminizmem i chłopięcymi marzeniami.
http://xeeming.deviantart.com/art/Unmasker-of-the-Absurd-256310349#/art/Hierarch-306739274?_sid=66e45d73
9.Vaginal Horror Show
Karzeł dupomówca i jego mikrofon…oplułam ekran. Niepoprawne nie tylko politycznie: o trupie cyrkowej z Czarnobyla. I wszystko jasne.

10. Shit meat
Ma klimat – nie przesadzajcie z kiełbasą, bo wam wyjdzie bokiem.

11. Analni ciemiężcy z Syriusza
Nie ważne jak odległej przyszłości dotrwa ludzkość – biednemu zawsze wiatr w oczy, albo w d***. W obliczu niebezpieczeństwa główny bohater Pierdoń (tak, okołoanalne tematy na czele) stanie jednak na wysokości zadania.

12. Skrzydła, czyli krótka bajka ku przestrodze
Wydźwięk religijny, wśród bełtów i pijaństwa.

13. Ropa
Ropa to drogocenny surowiec i niektórych nic nie powstrzyma przed jego pozyskaniem. Mitkowy Matrix.

14. Jaki tatuś…
Taki żarcik…

15. Wskrzeszenie
Niejeden ksiądz spadłby z ambony, jednak zawarta tutaj puenta jest perfidnie prawdziwa: człowiek nie może się równać z Bogiem i kropka. Zwłaszcza, gdy ten postanowi spłatać mu świątecznego psikusa.

16. John Horseshaker – od zera do bohatera
http://xeeming.deviantart.com/art/Unmasker-of-the-Absurd-256310349Parodia filmów o Tomie Cruisie, który w pojedynkę ratuje świat. Nasz (anty)bohater - nie dość, że akcja toczy się na typowym zaścianku - został wybrany do walki z kosmicznym najeźdźcą i ma dosyć nietypową broń…

17. Brud
Syf, który tworzymy kiedyś nas zeżre – i to nie tylko metaforycznie. I dobrze nam tak, zgadzam się.

18. Już na zawsze będziesz moim niewolnikiem
Zemsta na nazistowskich potomkach rozsmakowuje się w szczegółach.

19. Horrorshow
Shlasher domkowo-nadjeziorny. Ale jak psychol jest niezniszczalny, to jest niezniszczalny.

20. Chujokalipsa
Całkiem przyzwoite, romantyczne wręcz, ujęcie końca świata przez pryzmat kosmicznego stosunku.

21. Kaziuk Kapuściany Łeb i wścieklizna pochwy
„Klasyczna” baśń o trzech braciach, z których ten najmłodszy, najgłupszy odnosi sukces i wychodzi cało z próby. Ale happy endu nie ma.

22. Lala mi do
Nie ważne, z czego jest zrobiona kobieta, należą jej się kwiaty i bombonierki, bo inaczej źle się to kończy dla jej faceta.

23. Mogłeś być moim ojcem
Kolejne o marnowaniu nasienia i jego konsekwencjach.

24. Narodziny
Narodziny nowego roku w stylu bizarro. 2013 nie był jednak aż tak pechowy, jak autor zakładał.

25. Straszna opowieść o tym, jak Paul swoją przeszłość ratował
Naprawdę straszna opowieść. Zwłaszcza, gdy odkrywamy, że oparta na tym samym paradoksie, co „Wehikuł czasu” i działania bohatera nie miały szans powodzenia. Aż nam go żal.

http://lamantha.deviantart.com/art/Absurd-36126990926. Bobek
O tym, że miłość niejedno ma imię…

27. Pojebańcy
Młodzież Wszechpolska w krzywym zwierciadle.

28. Wściek
Tytułowy wściek, to wściek macicy, który nawiedza biedne zakonnice. Te najbardziej cnotliwe oczywiście. Demona można wypędzić tylko w jeden sposób. Pewne sceny rodem z „Dominium” Little’a.

29. Inwazja brzeszczotorękich wyjadaczy płodów
Efekty wycieku reaktora jak zwykle brutalne i opłakane.

30. Palec mojego ojca
Ja bym tu podstawiła „palec księdza”, byłoby bardziej na czasie.


Okładka: 3/6
Wydanie 3/6
Czytliwość 5/6
Ogólnie 5/6

Autor: Karol Mitka
Tytuł: Z bizarro za pan brat
Wydawnictwo:wydaje.pl
Wydanie: I
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 102
Oprawa: e-book
Cena: 00,00 książka do darmowego pobrania

09 lutego 2014

Baśnie ponure /Szklana Góra - Marcin Podlewski/


Możesz je przeczytać, jeśli chcesz. Nie jest ich w końcu zbyt wiele. Nie czytaj ich wszakże szybko. Te baśnie czyta się powoli. Niektóre szybko zapomnisz. Niektórych nie zapomnisz nigdy. Jedna z nich jest specjalnie dla Ciebie.

Inspekcja z Zombiefili Marcina Podlewskiego jest jednym z najlepszych opowiadań, jakie miałam okazję czytać. Bez obaw więc sięgnęłam po jego Szklaną Górę – zbiór dwunastu ponurych baśni.

W tej krótkiej książce, autor zanurza nas w światach bez happy endów, w światach nasiąkniętych smutkiem i rezygnacją. Czytając, podskórnie czujemy, że nadchodzi nieuniknione, towarzyszy nam niepokój. Sieć misternie połączonych obrazów, tworzy bogaty zbiór przetrąceń, zdziwień i groteskowej złożoności. Klimat majestatycznej grozy, doprawionej czarnym humorem, przeszywa lasy, chatki, zamki, jaskinie…wraz z zapachem wanilii – raz intensywnym, raz bardzo odległym - i gorzkim smakiem melancholii. Kolejne teksty zdają się mieć pewien rytm, nadany im miarową pracą mechanicznego serca. Podlewski wiedział, co pisze, każąc nam czytać powoli. Dzięki temu możemy wychwycić tę powtarzającą się melodię. Autor zapewnił nam, więc „kąpiel” zmysłów, wciągając w tajemnicze zakamarki swojej wyobraźni.

Świat przedstawiony dopełniają naprawdę ciekawe pomysły: postacie nie grają swoich ról, czyli takich jakie wyznaczył im baśniowy świat, lecz przewrotnie okazują się kimś zupełnie innym. Niby jest schemat, niby można by bohaterów dopasować do szablonu, a jednak - nie da się. Niektóre opowiadania (specjalnie nie piszę, że baśnie) Podlewskiego sprawiają wrażenie niedokończonych, niedopracowanych, albo zmierzających zupełnie nie tam, gdzie powinny. Czasami zakończenie musiałam sobie dopowiedzieć sama, dointerpretować wątki – w klasycznych baśniach tak nie bywa. W formie są jak widać niedociągnięcia, co nie ujmuje treściom w niej zawartym magicznego uroku.

http://www.rysunek-architektura.pl/galeria-559.html
Ponure baśnie i nie-baśnie przenoszą nas w czas, gdy nie było rzeczy niemożliwych, albo niezdobytych miejsc. Po lekturze, z przyjemnością przejrzałam kilka zbiorów baśni, które zajmują należne im miejsca na moich półkach. A jednak e-booki inspirują. Gdyby ktoś zapytał, po co powstała ta książka – odpowiedziałabym: po to by przypomnieć mi o historiach, które czytała mi babcia i towarzyszące im uczucia. Tutaj zasadza się ponurość i nieuniknioność tego, co przekazują teksty Podlewskiego: świata, gdy stanie, nie da się nakręcić na nowo. Babcia też opowiadała i czytała mi prawdziwe baśnie - w których postacie żyły, bo umierały – a nie ich ugrzecznione wersje spod różowej pierzynki. Prawdziwe baśnie to świat szorstkich i nostalgicznych prawd.

Na brak wrażliwej wyobraźni Podlewski nie może narzekać. Ma talent do budowania posępnego nastroju, nie przerysowuje go popadając w karykaturę – a to już sztuka. Narrator - gawędziarz, wprowadza nas w każdą historię, tworząc wrażenie ustnego, bezpośredniego przekazu. Historie spisane są językiem prostym, pełnym powtórzeń (rytmiczność), jak typowe baśnie. Czasami jednak wkradają się do tekstów słowa, które nie pasują do opisywanego świata, ponieważ są zbyt nowoczesne. Mam też problem z okładką: jest mało baśniowa, mało magiczna. Może zamiast mechanicznego - szklane serce? 

Jest magicznie, ponuro. Są wiecznie głodne dziewczynki, postapokaliptyczne machiny, wilki, drzewa, magiczne księgi, żelazne szczęki, czarownice, wynalazcy, księżniczki i dużo szkła. Nie potrzeba wielu zmian. Wystarczy drobna korekta m.in. porozjeżdżanych tekstów i z przyjemnością poczekam na wersję papierową!
Okładka: 3/6
Wydanie 3/6
Czytliwość5/6
Ogólnie 5/6
Autor: Marcin Podlewski
Tytuł: Szklana Góra
Wydawnictwo: wydaje.pl
Wydanie: I
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 60
Oprawa: e-book
Cena: 00,00 książka do darmowego pobrania
Strachy na lachy - Szklana góra

P.S. W pierwszym numerze Horror Masakry również znajdujemy opowiadanie Marcina Podlewskiego ("Jak w domu").

06 lutego 2014

My Słowianie – krew nie woda! /Potomkowie pierwszej czarownicy – Zuzanna Gajewska/


Nie dziwię się, że Jury doceniły ten tajemniczy rękopis, który śnił w szufladzie cierpliwie swoje sny, czekając aż nastanie jego czas. Teraz pozostało tylko czekać na jego (cztery?) siostry, które przebudzone, przefruną na półki…

Nie wierzę w przypadki - a po lekturze, to już w ogóle – dlatego wiem, że nie bez powodu ta książka trafiła też do mnie. Uwaga - osobista wycieczka – taka inspiracja była mi potrzebna. A teraz konkrety.

Na początku nie wiedziałam, czego się spodziewać. Z jednej strony kryminał: tajemniczy morderca, zapowiada się, że seryjny, z drugiej: poszukiwania brutalnie rozdzielonych członków rodziny, przyprawione proroczymi snami…jeszcze na dokładkę z tym wszystkim ma coś wspólnego historia z X wieku i cztery studentki uwięzione w windzie…Efektowny początek, to trzeba przyznać. W czasie, gdy znaki zapytania pączkują nam nad głowami, historia zaczyna toczyć się swoim rytmem, ukazując czytelnikowi coraz to urokliwsze pejzaże. Dosyć szybko, zadziwiająco odległe od siebie elementy, zaczynają układać się w całość, nie na tyle jednak by przedwcześnie zdradzić swoje tajemnice. Gajewska ma dryg do żonglowania narracją, stopniowania napięcia i zagęszczania akcji tak, by nie przytłoczyć nadmiarem czytelnika i nie przetrzymać go zbyt długo w niewiedzy. Pod koniec powieści pootwierało się wiele nowych wątków, których autorka nie mogła ostatecznie po domykać, zważywszy na mający nastąpić ciąg dalszy. Na zakończenie deus ex machina pojawiło się siłą rozpędu zostawiając nas z lekkim niedosytem. Chciałoby się od razu przeczytać całość.

05 lutego 2014

Mózg na zakupach. Neuromarketing w sprzedaży

Mózg na zakupach. Chwytliwy tytuł. Zwłaszcza, gdy uświadomimy sobie, że nie patrzymy oczami, nie słyszymy uszami itd. - tylko wszystko to robi pofałdowany mięsień leżakujący w naszej czaszce. Nawet to, jakie widzimy kolory zależy od jego interpretacji natężenia światła. Do kogo więc kierować reklamy, czyje reakcje badać? Koniec końców przecież to mózg kupuje…a właściwie to wyrusza na łowy.

03 lutego 2014

Reinkarnacja po Słowiańsku /Anima Vilis - Krzysztof T. Dąbrowski/

Opowiadania Dąbrowskiego czytałam już w Zombiefili (Zombiczny dla poszczątkujących) i Gorefikacjach (Pozory mylą) oraz drugim numerze Horror Masakry (Spokojnie, to tylko sęp!). Pierwsze – ciekawy koncept, drugie – typowe opowiadanie o torturach. Ani jedno ani drugie nie trafiło na moją listę Top 10 tych antologii. Trzecie – microfiction, czyli typowy szort - też nie pokazało, na co stać tego pisarza grozy. Postanowiłam jednak pogrzebać głębiej i tak w moje ręce trafił zbiór: Anima Vilis. To druga antologia opowiadań Krzysztofa T. Dąbrowskiego. Zawiera siedem utworów, z których cztery są ze sobą powiązane. Z powodzeniem można byłoby wydać je osobno, jako eksperymentalną mikro-powieść. Można było przynajmniej umieścić je w zbiorze obok siebie, zamiast przecinać innymi opowiadaniami. Chyba, że miał to być zabieg urozmaicający, by czytelnika nie zanudzić wędrującymi duszami z Martynką i Maurycym w tle. Mnie to jednak wybijało z rytmu. Przerywniki te odbierałam, jak pojawiające się podczas filmu reklamy - na szczęście ciekawe „reklamy”.

02 lutego 2014

Horror Masakra 2


Myśl przewodnia
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą. (Neil Galman)
Pierwsze wrażenia
Miejcie litość - mam swoje lata i wadę wzroku. Jeśli chcecie pozyskać wiernych czytelników, nie powodujcie, że po lekturze oślepną – chyba, że następne numery chcecie wydawać brajlem ;-). HM, ma być „przyjemną” lekturą. Pocierając ciagle zmęczone oczy, nie wejdziemy w pełni w świat wykreowany przez pisarzy i nie poczujemy tego, co chcą nam przekazać. Format A5 zdecydowanie poręczniejszy, w sam raz do torebki.
Podoba mi się utrzymana w jednym stylu okładka. Powoduje to, że zin ma tożsamość, jest rozpoznawalny z daleka: nawet bez czytania tytułu, wiemy, że to HM – bo ma już swój wizualny charakter. Ale to tyle zachwytu. Po co grafika na okładce, skoro i tak została prawie cała zasłonięta napisami? Okładka ma intrygować i kusić, a nie wywalać streszczeniem. Metaforycznie mówiąc: flaki mają być przy pierwszym kontakcie, no póki co, w środku. Wystarczy jedno, dwa nazwiska, jakiś tytuł, motyw przewodni numeru i niech czytelnik się wysili i zajrzy do środka, po co go wyręczać? Poza tym wszystko tą samą czcionką i kolorem, jak tytuł magazynu, który tym samym się zatraca. Wyszła paćka z ogromnym ISSN.
Jeżeli chodzi o budowę wnętrza: nadal będę się upierać przy tym, że Redakcja szuka tego jedynego wyrazu, indywidualizacji w formie. Przecież wszystkie magazyny nie muszą wyglądać tak samo i mieć tych samych elementów. Można stworzyć coś zupełnie nowego, innego. Dlaczego nie pójść w nowatorstwo? Nowatorstwem nie da się jednak wytłumaczyć niedoróbek  - te porozjeżdżane grafiki trochę bolą. Obrazków mogłoby być też trochę więcej. Specjaliści od neuroamrketingu zalewają nas informacjami o potrzebie wizualizacji tekstów. Ludzie jako istoty ewoluujące (kierunek nieważny) w erze monitorów (TV, komputery i inne ustrojstwa) wychowywani przy nich i kształtowani przez nie od najmłodszych lat - są uzależnieni od obrazów. Stop - więcej w temacie nie będę truła. Wracając do wnętrza magazynyu: najbardziej przeszkadza mi brak spisu treści i numerów stron, ich brak naprawdę mnie przeraził (każdy w końcu ma jakąś fobię). Literówki nadal "bylskie". Nie jest to aż tak spory zin, by tego nie ogarnąć - rola korektora zobowiązuje.
http://milesteves.com/images/gallery/illustration/
Artykuły i felietony
I w tym numerze pojawia się Adrian Warwas. I tym razem wychodzi słabo. Miało być o giallo, jak dumnie prezentuje okładka (kolejny minus robienia z niej spisu treści). Koniec końców pojawia się 5 zdań na krzyż i jeśli nic nie wiedzieliśmy o temacie, to nie wiemy nadal. Autor tylko pochwalił się, że oglądał.
Sytuacje ratuje Michał Stonawski w artykule, powiedzmy, że o Grabińskim, żeby było enigmatycznie. Tekst jest przemyślany i spójny, ukazuje smutną prawdę o polskim rynku wydawniczym i nadzieje na zmianę tej sytuacji. Autor nie narzuca nam ostentacyjnie swojego punktu widzenia, ale naświetla „sprawę” z kilku stron. Nie zapomina, że wszystko uzależnione jest od perspektywy. Wysoki poziom.
Wywiady
Cichowlas (bohater wywiadu) na spółkę z Kryczem („Siedlisko” i „Koszmar na miarę” – delikatnie to ujmę – są kiepskie) skutecznie zniechęcili mnie swego czasu do polskiego horroru. Dlatego mam obawy, co do „Pradawnego zła”. Mam nadzieję, że sytuację uratuje Łukasz Radecki – on wie, co się robi ze słowami, atmosferą i bohaterami. Wie też co najważniejsze – gatunek sam w sobie. To on zresztą jest „przepytywanym” w drugim wywiadzie. Przynajmniej ma odwagę powiedzieć głośno o istnieniu…wygodnie usadzonych tyłków.
Microfiction („szorty” za bardzo kojarzą mi się z „szotami”, więc zostaję przy „microfiction”)
Rafał Sala nadal w formie, jego „Wyrzuty sumienia” rozbawią niejednego nocnego łakomczucha, a „Czara goryczy”, poważniejsza w wymowie, zaciera granicę jawy i snu.
Krzysztof T. Dąbrowski „Spokojnie, to tylko sęp!” – przewrotne i zabawne, wbija szpilę tam, gdzie trzeba i nawet kończy się happy endem. Ale mówiąc otwarcie: taka sobie REKLAMA...
Wrzucę tutaj jeszcze Michała Górzyznę i jego „Randkę” -  o pewnym klubie i pomagierach. Motyw dość ograny. Na szczęście podany w formie fast foodu, bo inaczej byśmy przy tym zeszli...
http://smutny.aniol.pinger.pl/m/4052163
Opowiadania
Maciej Lewandowski „Emisariusz” – kosmiczne wojaże zaprowadziły ludzi, jak to zwykle bywa, za daleko. Główny bohater, ktoś Robokopopodobny – został wtłoczony w karty fanatycznej historii, w której palcem zamieszał okultyzm. Opowiadanie kojarzy mi się oczywiście z połową filmów o podboju kosmosu (przestrzele, ale od „Prometeusza”, „Europa report” po „Ukryty wymiar”) i oczywiście z „Blood Creek”. Nie chcę zdradzać, dlaczego i co dokładnie, więc czytajcie i oglądajcie. Ciekawy mix i świetne rozwiązanie.
Iwona Grodzka „Groźny Mikołaj” – Nie interesuje mnie, że opowiadanie wygrało konkurs Paradoksu. Tekst jest po prostu słaby: stylistycznie (gdzie są korektorzy i dlaczego nie pomogli Pani Iwonie?) i fabularnie nieporadny. Na dokładkę przewidywalne zakończenie. Jeżeli to początkująca pisarka, warto wyobraźnię (bo pomysł jest „strasznie” ciekawy i świeży) wesprzeć dobrym warsztatem (czyli: praca, praca, i jeszcze raz praca).
Rafał Christ „Tylko martwi umierają”– Na poprawę nastroju po poprzednim opowiadaniu, trochę brutalnego porno, krwistej rąbanki i dowcipu. Zaskakuje, jest miło.
Bartosz Orlewski „Niemożliwe sny” – Oniryczna historia mafijna o ciemności, bogach i portalach oraz trudnej miłości. Rewelacyjna ciężka, gęsta atmosfera. Uszami wyobraźni słyszę niski, przypominający szept, chrapliwy głos bohatera.
Łukasz Henel „Ostatnia wola” – Ciekawy sposób na poszukiwanie weny. Losu czasami jednak nie należy kusić…bo uformuje taki cykl zdarzeń, że nam w pięty pójdzie. Oczywiście wykorzysta do tego urocze stworzenie, którym jest kot, bo jakie by inne? Napisane prostym i przystępnym językiem, jednak nie zaskakuje.
Michał Gajewski „Kotek” – Odliczanie skutecznie buduje napięcie. A ciężka, mroczna atmosfera balansuje na krawędzi rozpaczy. Bo czy otoczeni poczuciem bezpieczeństwa – złudnym jak się okazuje – spodziewamy się, że staniemy się głównymi bohaterami prawdziwej jatki? O bezsensownym okrucieństwie i karze za nie. Refleksyjne, bardzo.
http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/10816-wewnetrzny-wrog-cienie-nad-ba-genhafen.html
Michał Stonawski „Śpij dobrze”Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Uważaj, komu ufasz i nie nadużywaj niezrozumiałych – dla tego świata – zdolności. Dobre, dłuższe wprowadzenie do ciekawej puenty. Złowieszczo.
Rafał Sala „Zerwane więzi” – Nastrojowa historia, o tym, że przed przeszłością się nie ucieknie, zwłaszcza, gdy jest ona demonem podszyta. Rodzina – wiadomo – powinna trzymać się razem, wycinanie ze zdjęć jej członków nie zawsze pomaga.
Maciej Kaźmierczak „A kogo to obchodzi” – Człowiek wzdryga się na myśl o tym, co zrobił sobie bohater. Jednak to tylko sposób dotarcia do prawdy. Zakończenie nie zaspokaja naszego apetytu, tym bardziej trzeba zastanowić się nad „potrzebnością” wstępnej instrukcji pisarza.
Jak w każdej antologii i w zinie muszą pojawić się teksty świetne, jak i te słabsze. Moja trójka bestów: „Niemożliwe sny” (za atmosferę i tajemnicę), „Kotek” (za refleksję), „Tylko martwi umierają” (za dowcip). Jestem ciekawa, co Redakcja zaserwuje nam w następnym numerze. A wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia.

P.S "Wielokrotnie zdarzyło nam się zaobserwować, że opakowania nisko oceniane pod względem efektywności neurologicznej mają pewną cechę wspólną: przekaz słowny został na nich umieszczony na interesującym tle graficznym. Jeżeli ważny element semantyczny zostaje nałożony na interesujący obraz, mózg zdaje się ignorować element słowny i koncentruje się na tle graficznym. Wniosek z tego taki, że mózg postrzega nałożony napis  jako "przeszkodę" i stara się ją usunąć z drogi." /Mózg na zakupach. Neuromarketing w sprzedaży - A.K. Pradeep/

01 lutego 2014

Tak, też wolę papier od monitora /Horror Masakra nr 1/


Po pierwsze: Trawa nie rośnie szybciej, gdy się za nią ciągnie (G. Hüther). Niech ZIN płynie własnym rytmem i rozwija się w te kierunki, w które chce. I kropka.

Było trochę szumu – to trzeba przyznać. Ale najważniejsze to chyba to, że było wiele wiary we własny pomysł i jeszcze więcej samozaparcia, co ogromnie szanuję. Nie będę rozwodzić się jednak nad ideą przyświecającą powstaniu pisma. Inni już to świetnie zrobili. Ja chcę zweryfikować zawartość.

Co się rzuca w oczy jako pierwsze? Nie będę odkrywcą, jeśli napiszę, że okładka. Głosowałam na nią w Złotym Kościeju i tam też uargumentowałam swój wybór, kto ciekawy jak – niech zajrzy tutaj.

A potem nos w środek i….

Widać, że Redakcja sama jeszcze nie wie, jak to ma wyglądać. Wizja dopiero nabiera kształtu. Nie wiadomo jeszcze, jaki poszczególne składniki przyjmą motyw przewodni. Czcionki, kolumny, równość, tytuły, szarość - to drugi plan – na razie głównie liczą się teksty. W myśl zasady: Najpierw masa, potem rzeźba.

Artykuły i felietony

Dwa felietony o filmach grozy. Jeden w zasadzie przypominający bardziej kartkę wyrwaną z pamiętnika niż artykuł. Nie dowiedziałam się z niego właściwie niczego, czego bym już nie wiedziała, oprócz tego, że ten kto pisał – ogląda horrory. Trudno po jednym numerze orzec, czy to będzie taki cykl Adriana Warwasa, którego to skromny początek, czy tak po prostu wyszło. Nie wnikam. Poczekam na rozwój sytuacji. Drugi, to już co innego: ma myśl przewodnią i kipi energią. Magdalena M. Kałużyńska przedstawia nam w nim polskie produkcje grozy, trochę zbyt dosadnym językiem (ale się uśmiałam przynajmniej). Może nie da się inaczej pisać o zjawisku, które zwie się horrorem, ale największy strach, jaki się z nim wiąże, to zaryzykować i włączyć…
 
http://freeisoft.pl/2009/07/tapety-hd-demon-horror/horror-tapety-hd-29/
Następnie - znów Adrian Warwas – zapoznajemy się z fenomenem The Asylum Studio i Syfy. Ciekawie napisane. Zostałam zmuszona do podróży w czasie, ku tym chwilom, gdy…widziałam chyba wszystkie (chociaż nie przebrnęłam przez niektóre np. „Erę Hobbitów” – aż mnie trzepie na samo wspomnienie). Poziom absurdu w tych produkcjach sięga zenitu, to typowe odmóżdżacze, na dni, gdy życie skopie nas na miazgę. A poza tym ich fenomen, nie bierze się znikąd. Naiwnie sądzę, że nakręcenie czegoś aż tak złego, kiepskiego, absurdalnie durnego, też urasta do rangi sztuki (?) Nie każdy tak potrafi.

P.S. też zwróciłam uwagę na tę scenę :-) jednak dwugłowy rekin zjada te dziewczyny w płytkiej wodzie, dlatego, że – przecież! - musiały pokazać cycki! Pokrętna logika, ale zawsze.

Wywiady

Dwa wywiady. Ten z Tomaszem Czarnym przeczytałam z zaciekawieniem. Jego opowiadania z „Gorefikacji” nie przypadły mi szczególnie do gustu, ale nie zmienia to faktu, że jestem ciekawa tego człowieka. Coś czuję, że teraz będzie nam bardziej po drodze (zwłaszcza po „Oddałam ciało w dobre ręce”, o czym niżej). Wywiad z Łukaszem Henelem przeczytałam grzecznościowo, ponieważ jestem chwilowo baaaardzoooo rozczarowana „Szkarłatnym blaskiem” i czekam na rehabilitację w „Leśniczówce”. Żadne gadki szmatki mnie teraz nie przekonają.

Microfiction   

Dwie króciutkie próbki Rafała Sali: (czyżby mistrz krótkiej formy?) „Przerwane ogniwo” – bo kogo nie wkur***ą łańcuszki, same w sobie stanowią nie lada horror i „Cóż wiemy o potworach?” – fakt, wiemy niewiele. A nawet, gdy już coś niecoś ogarniamy i pojawia się światełko w tunelu, czyli szansa na ratunek, to zawsze ktoś to spieprzy. Rzec można tylko lakonicznie: życie.

http://freeisoft.pl/2009/07/tapety-hd-demon-horror/Opowiadania

Tomasz Czarny „Oddałam ciało w dobre ręce” -  Czytając kurczymy się w sobie, bo wiemy, że ten horror jest prawdopodobny!! Mimo, że wiemy, ku czemu to zmierza dajemy się uwieść stopniowemu napięciu i „ciężkiej” atmosferze. Uważajmy, więc na swoje kompleksy i to w jakie ręce je oddajemy, by ktoś nas nimi nie nakarmił!! Dobre.

Paulina Kuchta „Nic nie czuję” – Poetycki tekst utkany emocją, o znienawidzonych rytuałach dnia codziennego. Cóż, człowieka powinno się wyprowadzać na smyczy i z kagańcem – społeczeństwo słusznie boi się byśmy się z tych atrybutów nie zerwali. Przyznajmy, że nie raz mierzymy się z takim samym mrokiem, jak główna bohaterka. Ale niestety to już było, już to czytałam, atutem historii pozostaje tylko jej język.

Sylwia Błach „Cisza w eterze” – Horrory są takie strasznie życiowe. A męska intuicja też czasem nie zawodzi – niestety dla głównego bohatera opowiadania. Zawsze jest jednak nadzieja na ciąg dalszy, na kolejny krok. Jak na razie najmocniejsze z przeczytanych, mimo małej zawartości anatomicznych szczegółów, że tak to ujmę: jest sex ale nie gore. Intrygująca fabuła zasadza się w odbiorze, gdzieś na poziomie uczucia i wyobrażenia.

Piotr Grzywacz „Dom miłości” Narratorem opowiadania jest tytułowy dom, zastanawialiście się kiedyś, co czuje taki żywy organizm podczas remontu? A co stanie się, gdy dom zakocha się w mieszkańcu i gdy oboje staną w obliczu nieuniknionej i okrutnej śmierci? Pełne wrażliwości, świetnie skonstruowane. Czy choroby, które trawią nasze umysły, to te, którymi zarażamy się od miejsc, w których mieszkamy? Prowokuje do bardzo ciekawej refleksji.

Łukasz Radecki „Robaczywek” – Cięte poczucie humoru trochę tuszuje przerażającą realność tekstu o inności, byśmy zaraz nie popędzili wszyscy z widłami palić rodzimych wsi. Horror istnieje i bez zjawisk nadprzyrodzonych. To, do czego jesteśmy zdolni w swej „normalności”, zaprasza do szerszej dyskusji. Opowiadanie zdecydowanie słuszniejsze i mocniejsze niż „Nastoletnie matki po polsku” (MTV, czy inny ambitny kanał). Flaków nie za dużo, ale i tak zmuszają do porządnego zastanowienia się.

Andrzej Biedroń „Wstrząs” – Bardziej komedia niż horror. Nie ma to jak porządne urojenia i slipy na pilota. Dowcipnie i z jajem, niektórym jednak po lekturze nie powinno być do śmiechu. Może i wam wybranki sprezentują taki horror?

Aleksandra Brożek „Zaklęcie” – Motyw samotnej huśtawki w ogrodzie jest dość dobrze znany. Tym razem staje się ona narzędziem przemiany. Jest nastrój, rytm. Jednak opowiadanie mnie nie powaliło.

Paulina J. Król „Lekoman” – Urojenia, leki, leki, urojenia. Sen wariata przeżywany na jawie dzień po dniu, czy niebezpieczne super moce? Rozstrzygnijcie sami. Pomysł świetny, tylko, że bohater nie porwał nas do swojego meteoświata….

Artur Kuchta „Jak kurwie w deszcz” – Grabarzowi zawsze wiatr w oczy…ciężka robota, pogoda nie zawsze rozpieszcza. Jak się jednak żyje tak blisko tamtego świata, zaciera się cienka granica – i śmierć korzysta z dobrodziejstw technologicznych nowinek, dając fory podopiecznym. Zastanówcie się więc, czy chcecie nadal wyłączać na noc telefony.

Marcin Podlewski „Jak w domu” – Esy-floresy językowe nie zawsze wypadają zgrabnie w krótkiej formie, mimo ukazywanej przez nie łatwości w operowaniu językiem. Przy dłuższej próbie zdecydowanie lepiej ukazałyby drzemiący w opowiadaniu świat. Tortury, jak tortury. Nihil novi.

Paweł Pietrzak „Nowi sąsiedzi” – Sporo jadu, śmiechu i potrzeby krwi. Zakończenie dość przewidywalne i jak na horror - ugrzecznione. Dlaczego stoimy za drzwiami, a nie w centrum akcji?

Pierwszy numer wydany z rezerwą, jeśli chodzi o moc uderzenia. Jest delikatnie i nastrojowo. W myśl tego, co napisała Magda Kałużyńska, dobry horror musi ciekawić, niekoniecznie przerażać. Zadanie wykonane: ciekawość pobudzona. Chyba, że powinno też mocno przerazić, tylko mam już wyżarte nadmiarem wrażeń receptory. Jak na 36 stron sporo literówek - a przecież są wyznaczeni korektorzy.
 
Ogólnie: jest potencjał! Warto śledzić.
 
Acha! Moja best trójka: „Robaczywek” (za tło socjologiczne), „Dom miłości” (super pomysł), „Oddałam ciało w dobre ręce” (za to, że wreszcie mi się coś podoba).

O drugim numerze Horror Masakry można przeczytać TUTAJ.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...