03 lutego 2014

Reinkarnacja po Słowiańsku /Anima Vilis - Krzysztof T. Dąbrowski/

Opowiadania Dąbrowskiego czytałam już w Zombiefili (Zombiczny dla poszczątkujących) i Gorefikacjach (Pozory mylą) oraz drugim numerze Horror Masakry (Spokojnie, to tylko sęp!). Pierwsze – ciekawy koncept, drugie – typowe opowiadanie o torturach. Ani jedno ani drugie nie trafiło na moją listę Top 10 tych antologii. Trzecie – microfiction, czyli typowy szort - też nie pokazało, na co stać tego pisarza grozy. Postanowiłam jednak pogrzebać głębiej i tak w moje ręce trafił zbiór: Anima Vilis. To druga antologia opowiadań Krzysztofa T. Dąbrowskiego. Zawiera siedem utworów, z których cztery są ze sobą powiązane. Z powodzeniem można byłoby wydać je osobno, jako eksperymentalną mikro-powieść. Można było przynajmniej umieścić je w zbiorze obok siebie, zamiast przecinać innymi opowiadaniami. Chyba, że miał to być zabieg urozmaicający, by czytelnika nie zanudzić wędrującymi duszami z Martynką i Maurycym w tle. Mnie to jednak wybijało z rytmu. Przerywniki te odbierałam, jak pojawiające się podczas filmu reklamy - na szczęście ciekawe „reklamy”.



Nie wiemy, co jest nam przeznaczone i nie wiemy, że często TO jest blisko. Tylko cienka granica dzieli nas od takich historii, niezauważalnie możemy ją kiedyś przekroczyć i wtedy nie będzie już odwrotu. Teksty zawierają w sobie spory ładunek emocjonalny. Mitologia słowiańska jest w wielu z nich tłem, które z czasem przeistacza się w pełnokrwistego bohatera. Obok wędrujących dusz, nie zabrakło kochanych zombie, szarych ludków i shlashera. Mieszanka wybuchowa, prawda? A co z tego tak ogólnie wyszło, hmmm…

Anima vilis

To historia sentymentalna i smutna, wkomponowana w życie, zdawałoby się, przeciętej rodziny. Taka wariacja na temat złego ducha, który opętuje tego i owego, by dokonać zemsty. Reinkarnacja i chęć wyrównania rachunków napędzają akcję, tworząc całkiem ciekawą fabułę. Kilkugłosowość, kilkunarracyjność tekstu, pozwala w pełni zagłębić nam się w motywacje postaci. Możemy tylko wyobrażać sobie lęk sześcioletniej dziewczynki, która wyczuwa nadciągające, całkiem realne zagrożenie w postaci złego Mikołaja. Dorosłego czytelnika opowiadanie raczej nie przestraszy. Bardziej od dziecięcych koszmarów przerażą go cierpienia, na które za sprawą ludzkiej głupoty, skazane są oddane nam bezgranicznie psy.

http://www.wykop.pl/tag/zombie/wszystkie/
Bohaterowie: matka właściwie nieobecna w tekście, wraz z Mateuszem stanowią dekorację i tło. Zdarzają się durni i nieempatyczni ojcowie i taki właśnie trafił się dziewczynce. Sześcioletnia Martyna zdaje się być rozwinięta nad swój wiek. Jej dziecięca naiwność, którą chce przedstawić nam autor, razi trochę sztucznością. Dziewczynka brzmi trochę, jak dorosła osoba udająca dziecko.

Straszliwie jestem wrażliwa w temacie rodziców, którzy nie zastanawiają się nad konsekwencjami - ba! w ogóle nie dorośli do tego - przygarnięcia pod swój dach pupila. Ulegają prośbom dzieci (ale to nie one są odpowiedzialne za tę decyzję!) i kupują urocze szczeniaczki. Ale szczeniaczki rosną. Nikt nie myśli o tresurze, a potem są pretensje, że pies się nie zachowuje jak, powinien, że nie zachowuje się, jak bez mała, człowiek. I tak się to potem smutnie kończy, zwierzęta przywiązywane do drzew w lasach, porzucane, albo gorzej. Oj, autor mi tu pograł na emocjach.

Dąbrowski nie dopatrzył się nielogiczności w fabule. Nie wypływają one w sumie na ciągłość historii, jeśli je pominąć, ale na przyszłość lepiej takich potknięć unikać, np. dziewczynka szczwanie wyprosiła psa mając 2 lata, i to w ogóle pamięta? Autor sam pamięta coś z tego okresu?

A teraz bawcie się i świętujące

Marta. Smutne życie niedojedzonego, zaspanego studenta. Dowcipnie przedstawione zmagania z przygotowaniem śniadania – uśmiałam się - jakbym siebie w kuchni widziała. Po takich wyczynach człowieka nic nie zdziwi, nawet stojące na progu UFO. Pogodna historia przechodzi jednak szybko do kontrataku i robi się groźnie. Potem jest już tylko poważniej: Adam. Samotne życie po stracie ukochanej wypełnione rutynowymi czynnościami. Jolanta. Maniactwo natręctw, życie napędzane wyrzutami sumienia.

Bohaterowie – chodzące, broczące krwią rany - toczą życie pełne smutku i tęsknoty. Nie mieli szans przewidzieć niebezpieczeństwa, trwając w takiej wegetacji. Gdzieś poza ich codziennymi problemami, świat pędzi bowiem i to w nie najlepszą stronę.  A kto za tym wszystkim stoi? Musicie przekonać się sami.

Uprowadzenie

Tym razem kosmitów nie pokonają bakterie, tylko alkoholowy chuch. Odechce się szarym mendom ludzi uprowadzać raz na zawsze. Absurdalna przygoda Staśka i Jadźki, która okaże się Jadźką nie być, obfituje w niespodziewane zwroty akcji. Spora dawka czarnego humoru i dobra stylizacja.

http://filipkuzniarz.pl/Mitologia/134
Przeznaczenie znajdzie drogę

Wracamy do rodziny z pierwszego opowiadania. Tym razem Martynka jedzie z rodzicami do cioci Aliny, która okazuje się, wbrew nadziejom dziewczynki, zrzędliwą jędzą i przypomina starą czarownicę. Biedne dziecko znów znajdzie się w polu rażenia pradawnej magii, tym razem pełnej mitologicznych istot. Zgubi Maurycego, sama zabłądzi w lesie. Z niespodziewaną pomocą zjawi się daleki kuzyn jej pluszowego przyjaciela… Partie retrospektywne przeplatają się z bieżącymi wydarzeniami, bo jak wiadomo przed przeznaczeniem się nie umknie.

W tym opowiadaniu grozy, znów boi się TYLKO Martynka…- której stylizacja z czasem zaczyna działać na nerwy. Rodzice dziewczynki – tym razem oboje – to atrapy, wklejone siłą do tekstu (bo dzieckiem, ktoś się musi opiekować). Znów wiele głosów tłumaczy nam wydarzenia.

Pomysł sam w sobie ciekawy. Jednak rozciągnięcie niepotrzebnych wątków pobocznych (podobnie jak w pierwszej „części” opowiadania) niweluje napięcie. Jest przyjemnie, nie strasznie.

Biwak

Trzy pary wybierają się na biwak nad jezioro. Jak się to zazwyczaj w horrorach kończy – wiemy. Autor ciekawie buduje atmosferę, przeplatając urokliwe opisy lasu z intymnymi problemami i przemyśleniami bohaterów. Pojawia się też tutaj postać Alicji z poprzedniego opowiadania i całkiem sporo słowiańskich demonów.

Zastanawia mnie jednak, jaki byłby efekt wplecenia tego shlashera w mikro-powieść o sześciolatce…

http://pl.123rf.com/photo_17819833_cowboy-cartoon-zombie-z-zielonej-ska-ry-na-pustyni.html
Georgie

Nasz bohater John, po nieudanym napadzie na konwój, samotnie błąka się po pustyni. Autor lubuje się jednak w czarnym poczuciu humoru, więc: samotnie do czasu, aż nie spotyka małomównego Georgiego. Towarzysz wygląda podejrzanie, ale kto na środku pustyni nie sprawia takiego wrażenia? Utrzymana w konwencji Dzikiego Zachodu historia o zombie – myślącym niestety, a tego nie lubię…


Losu dopełnienie

W zamierzeniu pewnie miało być refleksyjnie o zawiłych ludzkich losach, pełnych cierpienia. Jednak nie wyszło za dobrze, to najsłabsze opowiadanie w zbiorze, zabiło je przekombinowanie.Tutaj autor przesadził z żonglowaniem perspektywą, czasem i przestrzenią. W tekście tym krzyżują losy wielu ludzi (i nie tylko) żyjących w różnych czasach: Martynka, Szymon, Cecylia, Hanna, Ferdynand, Sadyba itd. Autor chciał przekazać i wytłumaczyć zbyt wiele na raz splatając ze sobą zbyt wiele wątków. Znów dowiadujemy się, że dusze wędrują szukając ukojenia za swoje cierpienia. Pierwsze i ostatnie opowiadanie ma więc taką samą puentę. Owszem, wyszła klamra, tylko po co?

***

Dąbrowski ma dosyć charakterystyczny styl, czerpie garściami z popularnych powiedzonek. Lekkie pióro, intrygujące pomysły i bogata wyobraźnia, powodują, że czyta się go całkiem przyjemnie. Opowiadania nie są jednak wbrew obietnicom straszne, zamiast przerażającego mroku odnajdujmy w nich wiele żartów sytuacyjnych, dowcipnych przemyśleń, trafionej ironii. Tak jak podkreślałam, w opowiadaniach boi się tylko Martynka. Odniosłam nawet wrażenie, że historie te są straszakami dla dzieci, ale te wszędobylskie cycki i gwałty raczej temu przeczą. Sama więc już nie wiem. Może autor podpowie? Wątki poboczne, nie wnoszące zbyt wiele do fabuły, czasami lepiej byłoby wyrzucić, zagłuszają one bowiem główną wymowę opowiadania. Za refleksyjność i miłość do psów daję ogromnego plusa.

Grafiki na okładce nie rozumiem. Nie dopatrzyłam się w książce takiej postaci. Przypomina mi ona Mystique z X-menów. To symboliczne (i dlaczego erotyczne?) ukazanie tytułowej anima vilis (tłum. z łac. podła dusza, nędzna istota), która przyjmuje różne postacie? W tym kontekście część opowiadań w ogóle do tego zbioru nie pasuje. Pewne niedopracowanie nadaje tej pozycji jednak uroku. Czyta się ją przecież z przyjemnością. Rozrywka nie musi być do bólu precyzyjna. Przecież wcale nie musi chodzić o coś więcej...

Okładka: 3/6
Wydanie 4/6
Czytliwość 5/6
Ogólnie 3/6

Autor: Krzysztof T. Dąbrowski
Tytuł: Anima vilis
Wydawnictwo: Initium
Wydanie: I
Rok wydania: 2010
Oprawa: miękka
Ilość stron: 287
Cena: 31,90 zł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...