Od pierwszych stron autor odsyła nas daleko, bardzo daleko:
w podróż sentymentalną do smaku zielonego groszku prosto z pola i mleka prosto
od krowy. W dzieciństwie każde wakacje spędzałam u pradziadka na wsi. Opisywane
przez pisarza zapachy, smaki, kolory ożyły w mojej głowie, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Z czasem ludzie, których znałam odeszli i przez
długi czas mnie „tam” nie było, nawet w wyobraźni, czego się wstydzę.
Zapomniałam. Rok temu – los tak chciał – odwiedziłam stary czas w innym już
jednak miejscu…odległości stały się krótsze, ścieżki mniej tajemnicze i tak
przeraźliwie wydeptane. Jednak wcale nie zapomniałam, bo podczas spacerów
trafiałam do każdego, kolejnego celu. Jakby po przybyciu na miejsce -
uruchomiła się wdrukowana we mnie mapa…I taka jest istota wspomnień: ich
szczegóły, ulotność, gdzieś tam w nas zostają, wolę jednak myśleć, że w sercu,
nie w hipokampie…
Mówi się „ocean wspomnień”, podkreślając potężną ich ilość i
możliwość praktycznie nieskończonego gromadzenia. Ale „ocean” to nie tylko nadmiar, lecz rówież przelewający,
płynny, zmienny byt. Podobnie wspomnienia – rozmywają się, ciągle zmieniają, zwłaszcza z
perspektywy czasu. Poza tym, każdy, kto dotknie tego samego oceanu co my,
dotyka tak naprawdę innego. Każdy z nas nosi w sobie inny film, nawet o tych
samych wydarzeniach. Na bieżące zdarzenia i na te z przeszłości spoglądamy,
bowiem przez własne filtry. Jeśli oprócz tych tradycyjnych pojawią się te magiczne,
to już zupełnie zatrą się kontury rzeczywistości. Świat nie ma wcale granic,
w których wydaje nam się, że funkcjonujemy - czasem wystarczy zburzyć jego makietę
by zobaczyć, co jest pod spodem i dziwić się, dziwić i dziwić. Zwłaszcza, że
tytułowy ocean okazuje się niewielkim stawem, ale, jak się domyślamy tylko pozornie. W rzeczywistości
jest miejscem (żywiołem? bytem?) poza czasem i przestrzenią. „Oceanowi” w
znaczeniu symbolicznym blisko jest też do snu. Może świat, w którym wydaje nam
się, że żyjemy to czyjś sen, tylko ułamek „jakiegoś” więcej. Całą powieść można
więc odczytywać metaforycznie i zastanawiać się, co jest snem, co jawą, co
wyobrażeniem? I w którym ze światów tak naprawdę istniejemy?
W zamierzeniu „Ocean na końcu drogi” miał być opowiadaniem,
retrospekcją dorosłego mężczyzny, który wraca w strony, gdzie dorastał i
odnajduje wspomnienia, które zostały przed nim ukryte. Przeżywa swoiste
katharsis. To prosta historia, zapis jednej przygody, która właściwie toczy się
przez całe życie – nie tylko bohatera. Wrażliwy siedmiolatek, którym był (a
może jest nadal?) woli towarzystwo książek niż ludzi. Do nich też ucieka w
wyjątkowo ciężkich chwilach, gdy musi stawić czoła lękom dorastania. Właściwie jego światem jest dom, ogród, szopa,
rodzice, kot i jędzowata, młodsza siostra. Czego potrzeba więcej, gdy ma się siedem lat? Mimo młodego wieku chłopiec zna już smak
odrzucenia i gorzki posmak życia, który niosą z sobą dorośli - ich kłopoty finansowe, małżeńskie. Pech chce, że zrozpaczona dusza górnika opali, który wynajmuje
pokój w jego domu, postanawia skrócić swoje męki. Samobójcza śmierć, pełna żalu
i niespełnienia, budzi pradawną istotę, która zaczyna broić w okolicy.
Wydarzenia te krzyżują drogę chłopca i niezwykłej dziewczynki Lettie Hempstock.
On wplątuje się w jeszcze większe tarapaty i poznaje wysoką cenę, jaką
przyjdzie jej zapłacić za to, by mógł dorosnąć. Fabuła wypełniona jest
fantastycznymi elementami, mamy więc ocean w wiadrze, robaka w pięcie, portal w
sercu, pradawne istoty, bóstwa – płótna, czarownice które nie są czarownicami (albo celtycką Potrójną Boginię),
nianię z innej rzeczywistości i koty, które się zrywa.
Czy to baśń o walce dobra ze złem? Nie ma tutaj istot złych,
niektóre po prostu mają dziwną (w naszym odczuciu) naturę i potrzeby. Czy można
je za to winić? Nie rozumiemy ich – nie oznacza to więc, że są złe.
Nieoczywistość ukazuje złożoność świata, którą z czasem przychodzi nam
odkrywać. W końcu rzeczywistość nie jest czarno-biała, my również.
Atmosfera tej historii jest baśniowa, ale jak wiemy Gaiman
nie boi się zabrać swoich małych bohaterów w świat pełen nie tylko magii, ale i
grozy, strachu, bólu, lęku, śmierci i straty, którą się opłakuje. Wyjątkowo
dotknęła mnie historia pierwszego z kotów. Gdy w tak brutalny sposób świat
odbiera Ci przyjaciela, dokonujesz gigantycznego kroku w dorosłość, nawet jeśli
masz tylko siedem lat. Zwłaszcza, gdy ktoś nieudolnie próbuje Ci wmówić, że nic
się nie stało i, że można go zastąpić. Dzieciństwo chłopca nie jest obfitującą
w szczęśliwość arkadią. W zamierzeniu pisarza – nawet nie próbuje nią być.
Dlatego w jego twórczości smutek czy nadzieja nigdy nie są banalne, tylko żywe, na wskroś po sam środek środka.
Wspomnienia bohatera dostarczają nam ciekawych informacji o
sposobie, w jaki dzieci postrzegają dorosłych i o tym, jaka przepaść dzieli ich
spostrzeżenia od tego, jacy – my dorośli - jesteśmy naprawdę. Potęga wyobraźni,
to przyjaciel dziecięcego oglądu rzeczywistości. Dlatego one biorą świat, jakim
jest i badają go, nie uważają go za oczywisty. Zwłaszcza, że większość jego
aspektów pozostaje dla nich niezrozumiałymi. Dorośli chodzą drogami, dzieci nie
stronią od ścieżek i skrótów. Można to odczytywać metaforycznie – w taki sam
sposób myślimy: myśli dorosłych poruszają się po utartych znajomych szlakach,
dzieci badają świat i żadne wyjaśnienie, żadna myśl, nie jest dla nich na tyle
abstrakcyjna by jej nie pomyśleć. Historii tej nie można z całą pewnością uznać
za błahą. Stąd mnogość możliwych interpretacji. Można zastanowić się czy
wydarzenia mające w niej miejsce, to dziecięcy sposób tłumaczenia świata - niezrozumiałych
zachowań dorosłych (gdy ci za swoje błędy wyżywają się właśnie na nich),
ucieczka w fantazje z rozpadającego się świata (kłopoty finansowe, rozpad
związku rodziców, domowa przemoc). Fantastyczność i oniryczność zawarte w powieści są immanentną
częścią rzeczywistości, czy tylko częścią świata pewnego konkretnego chłopca?
Dorosłość to jednak przecież TYLKO powłoka, w środku
nadal jesteśmy dziećmi. Oj, i to jak bardzo! My o tym już wiemy, młodszy czytelnik czytając powieść nie wychwyci tego sensu. Do tego trzeba perspektywy czasu, którą posiadł główny bohater. Co z tego wynika: to raczej książka dla dorosłego czytelnika,
chociaż jej bohaterem jest dziecko. Nie chcę roztrząsać, czy bezimienny
chłopiec to młode alter ego autora. Nawet, jeśli to powieść napisana dla jego
żony, która ma uchylić rąbek tajemnicy o świecie Gaimana, nie przeszkadza to
historii żyć autonomicznym życiem. Bezimienność to wyraźny znak, że chłopiec to
poniekąd każdy z nas…czyli chwila zatrzymana w kadrze życia.
Jak to u Gaimana światy współistnieją, a właściwie tworzą
jeden. Przenikają się jakby to było zupełnie naturalne, że można rzeczywistość
obrócić na lewą stronę. Jest przecież tak wiele możliwości, tak wiele snów do
wyśnienia. Rzeczywistość podszyta magią mruga do nas z każdej kolejnej karty
powieści. A wszystko dzięki lekkiemu, pełnemu sugestywnych obrazów, bardzo plastycznemu językowi.
Nawet gumowce opisane są tak, że widzimy je oczami wyobraźni. Motyw kota czy ptaka
to nic nowego w twórczości pisarza. Jednak nie kopiuje on sam siebie, za każdym
razem stwarza odrębne, nowe istoty, które chciałoby się poznać. Okładka piękna – rozmyta i płynna, ulotna
jak sens powieści. Kojarzy mi się z impresjonizmem, zachęcającym do refleksji. Wilgotna
i mroczna jak na ocean na końcu drogi przystało. To obraz, który chętnie powiesiłabym
na ścianie gabinetu, by wciąż przypominał mi jaki może być świat, gdy na niego spojrzeć inaczej.
Gdybym miała napisać, czego mi zabrakło, to chyba uderzyłabym w groteskę. Do niej autor nas
przyzwyczaił, jednak czy mamy prawo oceniać jedną książkę przez pryzmat innych?
Każda jest przecież osobnym dziełem i kształtem. To, że zazwyczaj coś jest nie znaczy, że staje się to regułą. Moja uwaga do wydawnictwa: prezenter w przebraniu sowy
krzyczący „Jak? Jak? Jak?” jest mało przekonujący. Można by zamieścić przypis,
z ang. tłum. „How? How? How?”, które rzeczywiście brzmi jak pohukiwanie sowy.
Ten element nabrałby wtedy w tekście sensu.
Jest tajemnica, melancholia i intensywne przeżycia. O sile
książki świadczy to, co w nas obudzi i do czego nas zainspiruje. Ta wyciągnęła z głębokiej śpiączki moje
zmysły, zanurzyła mnie w głębokim oceanie i po ostatniej stronie kazała z niego
wyjść na brzeg…zostawiając ociekającą i bezbronną z zamętem emocji i myśli.
Czytliwość:6/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 6/6
Ogólnie: 6/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 6/6
Ogólnie: 6/6
Autor: Neil Gaiman
Tytuł: Ocean na końcu drogi
Tytuł oryginału: The Ocean at the End of the Lane
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: The Ocean at the End of the Lane
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydanie: I
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2013
Okładka: twarda
Ilość stron: 216
Cena: 35,00 zł
Fragment:
Różni ludzie inaczej pamiętają różne rzeczy, nie znajdziesz
nawet dwóch osób, które zapamiętałyby coś tak samo, nieważne, były tam czy nie.
Choćbyście nawet stali obok siebie, równie dobrze moglibyście się znaleźć na
różnych kontynentach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz