W środku znalazłam: barwne
oblicza grozy, tej obrzydliwej, ordynarnie zapaskudzonej fekaliami, jak i tej
subtelniejszej niewiadomej. Nowelki nie są sztucznie rozdmuchane, rozdęte. Nie
obrzygują czytelnika zbędnymi szczegółami, oblepiając go bełtem nudy. To proste
historie oparte na klasycznych wzorcach, doprawione groteską rodem ze starych
horrorów. Konwencja na starocia klasy B, przypadła mi do gustu. Spędziłam kilka
miłych godzin nad książką, która została stworzona by zapewnić mi rozrywkę. No
i co by nie mówić spełnić ważniejszą funkcję: zdjąć zły urok z moich wyobrażeń
o Cichowlasie i polskim horrorze. Żabcia okazała się księciem a pocałunek no
cóż…nie chcę tu nikogo obrzydzać opowiadając, gdzie to ja ją musiałam cmokać, ale wszyscy
wiemy, że spora część treści kręci się wokół krocza…- więc się domyślcie.
Na lekturę składają się trzy,
mniej więcej tej samej długości, opowiadania. Im mniej w zbiorach jest
zamieszczonych opowiadań, tym widać lepiej. Te w przeciwieństwie do wielu
tekstów z różnych antologii mają jakiś spajający je element: demony. Szkoda, ze
żaden nie zagościł na okładce. O ile w przypadku innych zbiorów psioczę, że
chyba ktoś sabotuje ich wydanie, umieszczając na początku słabe opowiadanie, o
tyle tutaj pierwsze – mimo, iż najsłabsze z trzech – słabe wcale nie jest (przynajmniej w takim wymiarze by narzekać). Traktuję je jako przystawkę, pobudzającą
apetyt na danie główne: opowiadanie numer dwa. Samo przez się, się rozumie, że
trzecie to deser – daje rozkosz, jaka by ona nie była.
Pierwsze opowiadanie powaliło
mnie już na pierwszej stronie. A czym? - ulicą Wspólną w Warszawie, gdzie ma "przyjemność" rozgrywać się akcja. Czy to tylko niezamierzona zbieżność nazw? Nie sądzę. To właśnie tam żyje
pradawne zło, emitowane zawzięcie przez TVN i gromadzące wciąż nowych wyznawców, .
Potem jest już mniej strasznie - cóż jest bowiem straszniejszego od polskich seriali obyczajowych? Oferuje się nam jednak: nawiedzone figurki, duchy, demony, flaki i
białe robale wgryzające się w co i gdzie popadnie. Napięcie podskakuje w drobnych
dawkach (a to mgła, a to deszcz), a klimat pustego kościoła, szpitala i
tajemniczych księży robi resztę. Nie mogłam nie zwrócić jeszcze uwagi na
księdza o imieniu Nataniel – przykro mi ale Internet już mi wyprał mózg pod tym
kątem i nie mogę nie skojarzyć. Co nie tak? Przerażony Damian jest za mało
przerażony…jednak w ostatnich scenach godnie nadrabia to Maciej, świadek
heroicznej walki między TVN a Trwam. No cóż koszmary lubią się urzeczywistniać,
zwłaszcza w około Lovercraftowych klimatach. Oprócz tego jest też trochę o
arogancji kleru, która wywołuje apokalipsę – Polsko masz, więc upragnione zasługi w
dziejach świata! Amen, a raczej: IIIAAA!IIIAAA!YOOOOG!SOOOTHOOOTH!!!
Macki i niebo, niebo i macki – skojarzyłam
z opowiadaniem „Krwawiący cień” (Joe R. Lansdale), tylko, że tam owe
macki nie obciągały – a mówiąc uczciwie w ogóle nie były aktywne seksualnie.
To najlepsza z trzech historii. Nigdy
nie bałam się szczurów... chyba pora zacząć. Skoro to takie inteligentne
istoty, to najwyższa pora docenić potencjalnego wroga. Wielogłosowa narracja,
przepleciona została opisami różnych stylów życia (od wegetacji z dnia na dzień po „hulajdupkapiekłaniema"), które wiodą bohaterowie. W ten sposób autorzy zbudowali leniwą atmosferę, która ma przytępić naszą czujność. Miejscem makabrycznej akcji jest zamieszkała
przez bezbronnych staruszków kamienica, w której pojawiają się: hordy
krwiożerczych szczurów, sporo flaków, szczurołap-psychopata i demon. Co do
szczegółów: standardowy atak szczurów „od tyłu”, gdy siedzi się na klopie jakoś
mnie nie wzruszył, masakry kotów jednak nie daruję :P
Nie mogę się opanować, muszę przytoczyć
wyniki pewnego eksperymentu: szczury morskie tracąc nadzieję toną po 15 minutach,
gdy jej nie tracą, są w stanie machać łapkami nieustannie i płynąć przez 80 godzin! To tak a propos inteligencji istot, także tej emocjonalnej, które potrafią, tak
jak człowiek zdecydować się na samobójstwo. A skoro największym i
najbrutalniejszym drapieżnikiem na ziemi jest człowiek, podobieństwa powinny
nas zaniepokoić - mamy konkurencję. Zauważmy jednak, że w świecie zwierząt (wbrew informacji
znajdującej się w noweli) są jeszcze inne gatunki gotowe na taki krok, np.
wspomniane wyżej koty (mniej spektakularne, ale zawsze). One jednak nie mają
tendencji do łączenia się w stada i podejmowania wspólnych działań. Więc aż tak się ich nie boimy.
Tekst skojarzył mi się z pewną
ambitną produkcją, którą oglądałam kiedyś na magicznym kanale PULS, o ataku
zmutowanych szczurów. Zresztą nie tylko tę jedną. Temat jest już nieźle
wyeksploatowany, co tylko podkreśla zakorzenione w wyobrażeniach ludzi wizje, w
których szczury pełnią role niszczycieli światów. Zagłada nadchodzi z piwnicy,
słyszycie jak drapie w ścianach?
Sex to nie wszystko
Miłość niejedno ma imię - te wynaturzone też - więc zostajemy wrzuceni do kotła z gore - morałem. Jak przystało na dzieło klasy B, morał nie jest zbyt głęboki. W sam raz na artykuł w tandetnym szmatławcu. Ale za to jaka kara dla duszy! - wieczna, cielesna i złośliwa. Te opowiadanie rozkręca się najwolniej. Nawet bałam się już, że to zaserwowano nam tutaj tylko obyczajówkę: o ludziach sukcesu - z jednej strony wyzwolonych seksualnie, z drugiej uwięzionych w obsesjach i paranojach. Jednak nie zawiodłam się - mocny koniec przedstawił mi się jako kolorowy rzyg na powieści typu Nimfomanka, zwłaszcza w kontekście podpisanego spermą cyrografu. Mamy więc demona – podstępnego, wrednego, który na swój pokręcony sposób wymierza sprawiedliwość. Można mu wybaczyć, bo jest zakochany. Co jest nie tak? Wiktoria boi się klaunów, ale chyba nie do końca - jej ogromny seksualny apetyt przezwycięża wszelkie uprzedzenia. Poza tym klauny? Można było się szarpnąć na coś oryginalniejszego i bardziej groteskowego. Pomysły mam bardzo niecenzuralne, więc się powstrzymam.
P.S.Wycieczki ku temu, co zalega na
półkach księgarń, to bicie się w pierś autorów czy może przyznanie się do
konszachtów z demonami? To drugie byłoby intrygujące ponad miarę.
Ostrzeżenia w horrorach są po to by zawsze postępować wbrew nim, czego dowodów po raz kolejny dostarczyli ich bohaterowie. A pierwotne lęki, których zmaterializowanie wróży koniec spokojnego życia, a raczej wieczne męki w piekle, to wcale nie aż taka literacka fikcja. Jest obscenicznie, jest obrzydliwie, ale czy tylko na kartach książki? Nie dajmy się zwieść pozorom, bo cóż broni wylać się na rzeczywistość brutalnym wyobrażeniom? Ale ja to – jak zwykła mawiać jedna z bohaterek – „pojebana jestem”, więc myśli mi chodzą własnymi drogami.
Pradawne zło jest pełne pasji, mocy i
energii. Dlatego efekt zamierzony przez autorów został osiągnięty. Mam wrażenie, że pisarze sami świetnie się bawili tworząc. Momentami
można się domyśleć, który napisał jaką część tekstu, ale to raczej bez
znaczenia. Czy jest strasznie? Raczej nie dla dorosłego horrorowego wyjadacza.
Ten będzie pochłaniał kolejne strony z sentymentem. Kilka literówek nie psuje
efektu, a okładka wspaniale oddaje towarzyszącą lekturze aurę fascynującego
kiczu.
Autor: Robert Cichowlas, Łukasz Radecki
Tytuł: Pradawne zło
Wydanie: I
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2013
Okładka: miękkie
Ilość stron: 279
Cena: 29,90 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz