Poznaliśmy się 5 minut temu, „On” uwiódł mnie,
jednak chwilowo uważam nasz romans za zawieszony…
Zastanawia mnie, która z książek pisarza została
napisana tak naprawdę jako pierwsza. „Szkarłatny blask” pozostaje daleko w tyle
za debiutanckim „On”. A szkoda. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe potknięcie i
to „On” ukazuje prawdziwie możliwości pisarza i że znów zachwyci mnie w
kolejnej książce - „Leśniczówce”.
Klepiący biedę absolwent socjologii porzuca
znienawidzoną, mało ambitną pracę i rusza naprzeciw przeznaczeniu. Otrzymuje
spadek – chatę w lesie Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego – który ma pomóc
ziścić się jego marzeniom o lepszym życiu. O tym, że to początek koszmaru, a nie
pięknego snu, przekonuje się dość szybko. Zanim w ogóle dociera na miejsce, złe
moce dają mu się we znaki. No cóż przed przeznaczeniem się nie ucieknie. Na szczęście Łukasz ma
przyjaciół: Witka i Martę którzy, tak jak i on, zostali „napisani” wprost pod
wymagania horrorów i nie uciekają z krzykiem przed byle niebezpieczeństwem. Czyli żwawo popychają akcję do przodu.
Motyw zła, które odgradza grupkę przyjaciół od świata
w leśnej chacie jest znany w popkulturze i zasadza się na nim fabuła wielu
horrorów. Historia sama w sobie nie jest skomplikowana. Łukasz Henel i tym
razem sięga po sprawdzone i znane elementy: demony, duchy, niewidzialną siłę,
mrok, las, tajemnice, niezbadane miejsca, okultyzm. Sporo tego prawda? Nie wiem
jednak, czy pisarz chce być rozpoznawany po skrzypiącej podłodze, poczuciu
bycia obserwowanym i zamkniętych w duszącym, klaustrofobicznym lęku bohaterach.
W obu jego powieściach pojawiają się też świece, piwnice w których „ktoś”
zatrzaskuje bohatera, księża i burze. Elementy te zamiast jednak zostać odkryte
na nowo, stają się tylko kalkami z poprzedniego tekstu. Tym razem, to co
sprawdzone nie wystarczyło, by zbudować nastrój i stopniowo zagęszczać
atmosferę, bo zabrakło tym elementom indywidualizmu. No cóż, uniwersalny, światowy worek gotowych inspiracji zawiódł.
Chwaliłam pisarza za to, że stosuje się do zasady
według której lęk wzbudza niewiadoma i to, co nieuchwytne. W „On” ogarniała nas
niewiadoma w misternie uknutej fabule, wyważonej i budowanej element po
elemencie. W „Szkarłatnym blasku” – klocki się chyba rozsypały, a historia
stała się przewidywalna, z przewidywalnym „boogeymanem”. Zabrakło wyczucia w ujawnianiu
kolejnych kawałków układanki. Zbudowanie powieści z krótkich rozdziałów, w
których autor żongluje czasem, miejscem i bohaterami, miało być zabiegiem
utrzymującym zainteresowanie czytelnika na wysokim poziomie. Jednak wątki zbyt
łatwo ze sobą od początku powiązać, również za szybko scalają się w jedno.
Reszta powieści przeradza się w nagłe zwroty akcji i karkołomne ganianie w te i
wewte bohaterów. W efekcie powstaje przygodówka
z elementami grozy - dla młodzieży - która usilnie próbuje nas przestraszyć.
Zakończenie pojawia się siłą rozpędu, podobnie jak pomoc znikąd,
najwyraźniej konieczna dla zamknięcia akcji - zbyt naiwne, zwłaszcza w
horrorze. Jakby tego było mało, uracza nas jeszcze prawie happy endem (i tutaj "prawie" nie robi wielkiej różnicy). Takich powieści
nie powinno kończyć się dobrze!
Główny bohater (alter ego pisarza?) po studiach
humanistycznych, zderzając się z brutalną nadrzeczywistością, zachowuje się w
sposób często nieuzasadniony. I nie chodzi tutaj o klasyczne w horrorach
„rozdzielmy się” lub stosowanie się z uporem maniaka do zasady: „o, tam jest
niebezpiecznie i ktoś chce nas zabić, chodźmy tam”. Najbardziej uderzyło mnie
pewne zdarzenie: po zmroku lepiej nie wychodzić na zewnątrz, bo szaleje wtedy
zło, ale główny bohater po prostu musi zostawić kompanów i pojechać do sklepu.
I może nie byłoby to aż tak dziwne (załóżmy, że głód jest silniejszy od strachu
przed demonami i duchami), gdyby nie fakt, że na te zakupy Łukasz jeździ
praktycznie codziennie i codziennie robi zapasy na kilka dni (jest uzależniony
od shoppingu?). Brawa dla autora za to, że chce by bohaterowie byli prawdziwi
tzn. jedli, spali itp., ale przesadził z urealnianiem. Henel nie uniknął nieścisłości,
jak widać. W efekcie trójka przyjaciół nie postępuje logicznie, zbyt łatwo
przychodzi im rozwiązanie zagadki, której sekret strzeżony jest od wieków. Są
jak trójka Jamesów Bondów paranormalnego świata, walczący z duchami, demonami i
Organizacją. Poza tym działania Nowej Synagogi są nieporadne i nieskoordynowane
– a podobno działają na szeroką saklę, są obecni wszędzie na świecie i to od
wielu wieków. Takie potknięcia w sumie mi nie przeszkadzają, są jednak
zauważalne, więc nie mogłam o nich nie wspomnieć. To, co mi nie daje spokoju,
to mój brak zainteresowania blaskiem i jego szkarłatnością, zero emocji,
całkowita obojętność – tak być nie powinno. Nie trafiła do mnie scena ataku nad
jeziorem. Zamiast pobudzić przerażenie, poprzez ukazanie potęgi zła, wypada
karykaturalnie. Autor próbuje zaatakować nas hordą opętanych ludzi,
bezlitośnie rozszarpujących się nawzajem, krwią i ogniem (motyw żywych pochodni kojarzy mi się z "Ciemność płonie" Jakuba Ćwieka). Jeśli jednak chodzi o
budowanie napięcia i wzbudzanie w czytelniku pierwotnego lęku, pobudzaniu jego
uśpionych instynktów, lepiej wychodzą mu intymne koszmary, nie masowe
potworności. Informacje zza grobu pojawiają się zdecydowanie zbyt szybko,
właściwie dostajemy wszystko kawę na ławę – tutaj przedobrzone (na dokładkę
brak indywidualizacji postaci, wujek pisze takim samym stylem jak autor). Nie
przemówiła do mnie również relacja Marty i Łukasza. Miałam nadzieję, że
dziewczyna okaże się szpiegiem, ale nie, niestety to porządna, wymarzona partnerka
dla głównego bohatera. Bo jego „eks” to zła
kobieta była i spotkała ją za to kara…Groteskowe. Wracając do motywu
sztucznego„romansu” Marty i Łukasza – scena wykradania zwłok ze szpitala,
bardzo podobna do tej z filmu „Jak w niebie”, nakręconego na podstawie
nienajlepszej książki, o której już pisałam tutaj.
Jako, że bohater jest socjologiem, nie mógł nie
podzielić się z czytelnikiem swoimi spostrzeżeniami na temat społeczeństwa i
polskich realiów, ludzkich dylematów i frustracji. Pisarz najwyraźniej nie lubi
policjantów i urzędów pracy (a kto lubi?). Chyba na odcisk weszły mu także panie zza lady w
małych miejscowościach, nie znające standardów obsługi klienta. W „Szkarłatnym
blasku”, jak i w „On” nie powstrzymuje się przed wbiciem kilku szpilek w
funkcjonariuszy państwowych i uśmiech (a raczej jego brak) sklepowych. Wyraźna
jest też apoteoza studiów humanistycznych - ideologicznych, jednak niezapewniających spokojnej przyszłości. Tutaj komentarza nie trzeba, wiele ofiar
systemu i przemian gospodarczych się z tym zgodzi. Na czele z Alicyami.
Książka fragmentami przypomina przewodnik
historyczno-przyrodniczy po okolicy. Reklama regionu jest mało subtelna, trudno
byłoby ją przeoczyć. Na miejsce akcji autor wybrał teren pełen niezbadanych
jeszcze bunkrów i cmentarzy – tajemniczy i w pewnym sensie dziewiczo piękny,
oczekujący na odkrycie. Sugestywne opisy przyrody, powodują, że w ogóle nie
dziwimy się, że akurat tam gnieżdżą się demony i otwierają wrota do piekieł -
gdzie indziej by miały?
Atutem Henela jest jego wyobraźnia. Połączył
okultyzm, wycofaną, owianą legendą książkę Witwickiego, psychometrię i
malownicze rejony Kurska. Warsztat pisarza również stoi na wysokim poziomie.
Lekki, prosty styl sprzyja lekturze, a plastyczność języka sprawia, że ożywa
odludna okolica i krążące wokół niej cienie. Wydanie powieści jest czytelne, a
marginesy i odstępy „wygodne” dla oka. Jednak okładkowa grafika oraz spory, wypukły
tytuł, to nieco na wyrost dana obietnica...
P.S. Pewnie, gdybym przeczytała "Szkarłatny blask" jako pierwszy - moja opinia byłaby łagodniejsza, mając już jednak porównanie z możliwościami pisarza - nie mogłam przemilczeć pewnych kwestii.
P.S. Pewnie, gdybym przeczytała "Szkarłatny blask" jako pierwszy - moja opinia byłaby łagodniejsza, mając już jednak porównanie z możliwościami pisarza - nie mogłam przemilczeć pewnych kwestii.
Okładka: 5/6
Wydanie 6/6
Czytliwość 4/6
Ogólnie 2,5/6
Wydanie 6/6
Czytliwość 4/6
Ogólnie 2,5/6
Autor: Łukasz Henel
Tytuł: Szkarłatny blask
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Wydanie: I
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka
Ilość stron: 309
Cena: 29,90 zł
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Wydanie: I
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka
Ilość stron: 309
Cena: 29,90 zł
Fragment:
Słońce już prawie skryło się za horyzontem, a on nadal nie wiedział, dokąd
idzie ani gdzie dokładnie się znajduje. Mógł podążać w stronę Kurska, ale
równie dobrze, i to wydawałoby się w tej chwili najbardziej prawdopodobne, mógł
się od niego oddalać w niewiadomym kierunku. Wrodzona złośliwość losu sprawia,
że najbardziej godne obstawienia są złe scenariusze. Właśnie z tej przyczyny
wszyscy prorocy wieszczą zwykle katastrofy i wojny, wiedzą bowiem dobrze, że
ponure scenariusze muszą prędzej czy później się ziścić, zapewniając udaną
przepowiednię.
Szkoda, że ta tak bardzo gorsza jest od "On"...
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Zapowiadała się ciekawie, ale chyba sobie odpuszczę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anath
Czytałam jedną po drugiej, może po dłuższej przerwie nie dostrzega się aż takiego przekalkowania. Biłam się długo z tym, czy w ogóle o tym pisać.
OdpowiedzUsuń