08 stycznia 2014

Katowice Centrum – Stary dworzec /Ciemność płonie – Jakub Ćwiek/

„Oto bowiem zdarzyło się coś, co zmienia lepiej lub gorzej ułożone życie w twór życiopodobny, w wegetację, gdzie dominującym uczuciem jest lęk o jutro, a motywacją chęć przetrwania niezależnie od stopnia upodlenia. Jak powypadkowy paraliż, życie po niezliczonych chemiach, gdy rzyga się już własnymi organami i żółcią…jak reszta dni spędzona na dworcu wśród żebraków, ćpunów i innych ludzkich odpadków”.

„Twór życiopodobny” zamiast codziennej egzystencji, to dar widzenia i dotykania Ciemności. Siły, o której istnieniu wolelibyśmy nie wiedzieć. Najgorsze, że wystarczy chwila, by zwróciła na nas uwagę, dostrzegła nas i włączyła do grupy przeklętych.

KLĄTWA MROKU

Dotkliwie przekonała się o tym Natka – zamieszkała w Katowicach studentka kulturoznawstwa. Z pozoru błahe wydarzenia miały bowiem zaważyć na całym jej życiu: nieświadoma wartości przedmiotu, oddała pewnemu starcowi dziwną monetę, przyjmując tym samym na siebie jego przekleństwo. Okazana przez niego Natce pomoc, została odpowiednio zmanipulowana przez Ciemność - tego testu jej więzień nie zdał. Skorzystał bowiem z okazji, by uciec z koszmaru i wrócić na łono utraconej dawno rodziny. Naznaczony przez Ciemność nie mógł jednak tak naprawdę odejść, chyba, że za cenę życia najbliższych… „Wybrani” – świadomi wydarzeń – oczekiwali na przybycie nowo zrekrutowanej, w jedynym bezpiecznym miejscu - na dworcu w Katowicach. Surowy moloch zagwarantował jej schronienie przed Ciemnością, natomiast współtowarzysze niedoli: opiekę, pomoc i - co najważniejsze - wyjaśnienia. Dziewczyna nadspodziewanie szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu, akceptując także reguły gry – te ludzkie i te nieludzkie - według których teraz przyszło jej żyć. Wykluczeni z normalnego życia, które wciąż się wokół nich toczy, niewzruszenie trwają, byle do następnego wschodu słońca. Prawdziwa walka o przetrwanie zaczyna się wtedy, gdy Ciemność postanawia powiększyć swoją strefę wpływów, wystawiając swoich więźniów na coraz liczniejsze próby. Otwarte zakończenie powieści daje nadzieję, ale i zarazem prowokuje do zadawania pytań – czy to aby nie początek kolejnej rundy tej podstępnej gry?

http://jakubcwiek.pl/
To nie jest genialna powieść która przedefiniuje nasze istnienie. To przyjemne czytadło, które - odkąd dworca nie ma - nabrało dodatkowego znaczenia. Dziś przywołuje wspomnienia i budzi sentyment. Ćwiek poprzez tę powieść zmienił sposób myślenia/pisania o Katowicach i chwała mu za to. Większość powieści, których akcja rozgrywa się w tym mieście jest na wskroś obyczajowa, ewentualnie historyczna z nutką kryminału. Młody pisarz pokazał, że warto mrocznie i tajemniczo, że miasto ma niewykorzystany potencjał. Można  nawet wraz z bohaterami zastanowić się: czy Ciemność jest wszędzie, czy tylko na Śląsku. Może to efekt nadmiernej eksploatacji złóż, które uwolniły potwora z ziemskich trzewi? Płonąca Ciemność mogłaby urosnąć do roli mitu, miejskiej legendy, śląskiego potwora. Niestety aby tak się stało, czegoś w powieści zabrakło.

CIEMNOŚĆ

Pozycja ta jednak niezaprzeczalnie coś w sobie ma, dlatego bronię się przed nazwaniem jej bajeczką. Horrorem na pewno nie jest. To muśnięta grozą, lekko nią przyprószona, powieść fantasy, a w zasadzie urban fantasy. Horrorek, który nas ani nie obrzydzi, ani nie przestraszy, nie zaleje też potokiem krwi, mimo że wytrwale próbuje. Ciemność, mimo iż ma przerażać w ogóle tego nie robi, bardziej przeraża beznadzieja i bezsilność bohaterów… Na dzień dobry dostajemy w twarz (żeby nie napisać po prostu „w pysk”) Ciemnością, kłębiącą się i skwierczącą umarłymi. Zakorzeniony w podświadomości pierwotny lęk przed mrokiem i ogniem, nie zostaje w czytelniku w ogóle pobudzony. Nie mamy więc okazji wystraszyć się niewiadomego, od razu ofiarowuje się nam pakiet możliwości zjawy, której wygląd również nie pozostaje dla nas tajemnicą. Plastyka opisu to jedno, a groteskowe przerysowanie to drugie. Pisarz przedobrzył, jakby nie mógł się już doczekać, żeby przedstawić nam swój „świetny” pomysł. Brak stopniowego budowania napięcia robi swoje. A potem już tylko powtarzane w kółko: palenie, skwierczenie, topienie, orgastyczne wrzaski i bla bla…. Ile można czytać takich samych opisów płonących trupów, które niezmordowanie wciąż płoną od nowa? – to tyle jeśli chodzi o przerażenie.

Ciemność – jak już wspomniałam - opisana jest bardzo plastycznie. Oddziałuje na zmysły czytelnika: węchu - palone mięśnie, skóra, metal; wzrokowe - płynność płonącej Ciemności, czyli połączone w bezwzględną i okrutną jedność żywioły wody i ognia (może nawet powietrza - wciąż faluje, parzy); słuchowe - przerażające okrzyki bólu połączone z niewyobrażalną ekstazą; dotykowe: wysuszone oczy, usta, palący gorąc, wtapiające się w palone ciało, topiące się ubrania, gotująca się w żyłach krew; smak - suchość w ustach, smak własnego palonego ciała. Powstało więc coś na kształt klasycznego piekła, w którym karany jest każdy ludzki zmysł. Ćwiek udowadnia, że klasyka nie musi być wcale zła, czasami warto skorzystać z jej zasobów, jak widać, słychać i czuć.

Płonąca Ciemność jest zjawiskiem paranormalnym. Tym samym wykracza poza granice ludzkiego poznania. Dlatego jest nam tak trudno ją sobie wyobrazić. Pisarz dwoi się i troi, by przybliżyć nam jej wizerunek. Za każdym  razem czegoś brakuje, coś nie gra (Bo jak można płonąć bez blasku? Jak można coś widzieć w najciemniejszej Ciemności?). Załóżmy więc, że pewnego rodzaju „nieogarnialność”, to cecha charakterystyczna tego typu zjawisk, i to zupełnie normalne, że nasz umysł ma problem z ich klasyfikowaniem.

http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/11008-dnd-3-5-fr-obledny-kult.html
Ciemność porównana zostaje nawet do Styksu, to bardzo ciekawa i sugestywna interpretacja starego mitu. Ciemność stanowi, jak Rzeka Śmierci, przedsionek do innego świata, może nawet do samego piekła. Niezaprzeczalnie ma Ona w sobie coś z niezwykłej rzeki - lejącego, wylewającego, płynnego, ciekłego.

Co istotne ten tajemniczy i okrutny twór, sam ustala reguły gry, bohaterowie dostosowują się do niech po omacku, bardziej zgadując, niż wiedząc co robić i jak się zachować. Z niewiedzy popełniają błędy, a wtedy jest już za późno na ratunek. Czytelnik wie o istocie Ciemności tyle co bohaterowie, czyli niewiele. Pewne jest tylko to, że wszyscy są wobec niej równi: ksiądz, dziecko, przypadkowy morderca, pisarz… i, że jest podstępna i nie zna litości.


LUDZIE

Jakub Ćwiek ukazał meneli jako ludzi walczących, bohaterskich, chociaż nie nieomylnych i niekrystalicznych. Chociaż na co dzień odpychani i opluwani, rehabilitują się w walce, mimo lęku. Dla pisarza i dla czytelnika dworcowi bezdomni odzyskali twarze, stali się na powrót ludźmi. Przywrócono im godność, zerwano etykietki. Krwiożercza zmora to nie ich jedyna przeciwniczka, jak łatwo się domyślić, jest nią również znieczulica społeczna, generalizowanie i osądzanie. Autor na szczęście daleki jest od prawienia kazań. Sugeruje ale nie zanudza.

http://kato100.wordpress.com/2011/01/16/dworzec-pkp/
Postacie, jak już pisałam, nie są krystaliczne, lubimy bohaterów właśnie za ich niedoskonałość. To uszkodzeni ludzie z pięknymi duszami, którzy pozostali wierni wartościom mimo upodlenia. Przyłapujemy się jednak, na tym, że to myślenie życzeniowe, a bohaterowie ulepieni są z papierowej masy - zbyt idealni, lojalni, opiekuńczy, honorowi, prostolinijni – taka charakteryzacja na „dream team”. Próba nadania im charakteru poprzez wyciąganie „brudów” z przeszłości, nie zdaje egzaminu. Ponieważ nawet uczynione przez nich zło zostaje usprawiedliwione, pomniejszone: tak jakoś samo wyszło, przypadkiem i nie oni są mu winni lecz zły świat. Mimo to, nie odnajdujemy w powieści wewnętrznych dywagacji, spowiedzi, strumieni świadomości, monologów wewnętrznych, wątpliwości. Na szczęście pisarz nie bawi się w pogłębianie psychologiczne postaci. Zarysowanie wystarczy, byśmy i tak zastanawiali się czy tacy ludzie zasłużyli na karę? Może Ciemność lubi wyzwania, lubi łamać tych najtwardszych?

Najmniej urzeka Natka. Niby jest główną bohaterką, ale właściwie nią nie jest. Jej losy mało mnie obchodzą, jest bezosobowa. Dziewczyna zbyt szybko przyjęła jako fakty informacje o Ciemności, właściwie od razu rozgościła się i zadomowiła na dworcu. Żal nam Darka, Izy, Tadka, Literata, nawet Mietka, ale nie Natki, ponieważ od początku wiemy, że jej się uda, że się uwolni. Czujemy, że będzie to okupione ofiarami i to nas denerwuje.

http://yoniec.blogspot.com/2010/11/polskie-dziecko-brutalizmu-zniknie-i.html
Jak dla mnie główną bohaterką powieści jest Ciemność, to ona nas najbardziej intryguje siejąc zniszczenie. Rozkapryszona wciąż nagina reguły gry, i przez te swoje ślepe okrucieństwo pozostaje fascynująca. Ludzie są tylko pionkami w jej grze, są jak hodowla mrówek, zamknięci w terrarium, wciąż obserwowani.
DWORZEC

Miejsce akcji to nie wymyślone „gdzieś tam”, tylko realne „tutaj”. Jakub Ćwiek dostrzegł potencjał pozornie pozbawionego go miejsca - dzięki czemu je dla nas upamiętnił, świetnie oddając jego klimat. Miejsce akcji, to katowicki dworzec - żywa pułapka, w której utknąć może każdy: nie ważne czy podróżny, czy włóczęga, czy pracownik. To nie na darmo zwany „umieralnią”  bezdomnych, bunkier  pełen kolorowego chłamu. W powieści ten surowy moloch, przerażający tak samo za dnia jak i w nocy, staje się areną, na której do walki z potworem staje nieuzbrojony człowiek. Ta wyspa z betonu, paskudna, szara, kanciasta i śmierdząca, została literacko przekształcona również w bezcenny azyl. Świat dworca to organizm rządzący się własnymi prawami. Wszelkie ingerencje ze świata zewnętrznego są dla niego szkodliwe. To co wydaje się być pomocą, tutaj staje się kamieniem u szyi. Nie można naprawić tego, czego się nie rozumie, czego reguł istnienia się nie zna. Tak samo jak świat z poza Dworca nie rozumie, jego „mieszkańców”, tak samo niepojmowalna dla człowieka jest Ciemność, która „trawi” Wybranych.

http://yoniec.blogspot.com/2010/11/polskie-dziecko-brutalizmu-zniknie-i.html
Stary dworzec, dziecko brutalizmu, wyklinany za toporność został obecnie zastąpiony bryłą waginopodobną - równie nie komponującą się z zabytkowymi kamienicami, jak jej poprzednik. Niestety przebudowa spowodowała, że nie doczekamy się ekranizacji książki. Może ze względu na poziom naszej kinematografii (coście uczynili Wiedźminowi!!) lepiej, że tak się stało. Mimo, to mam cichą nadzieję, że jeśli kogoś będzie stać na zbudowanie repliki starego dworca, to i stać go będzie na nakręcenie filmu na poziomie i z godnej jakości efektami specjalnymi. Scenarzysta, który się tego podejmie, będzie miał ułatwione zadanie: książka to gotowy scenariusz z podziałem na sceny, fabuła ma również wzorcową konstrukcję.
Swoboda wyobraźni połączona z realizmem miejsca akcji, stanowi o sile tej powieści.

Usidla ona czytelnika. Nie wiemy nawet kiedy, a tkwimy po uszy w fabule i nie możemy się oderwać. Tylko po lekturze jest ten kac – że co w niej właściwie takiego było…im dłużej myślimy, tym więcej wyliczamy jej wad i błędów. I nadal nie wiemy jak nas zaklęła…
POTKNIĘCIA

http://www.supernatural.com.pl/uploads/gallery/ogar.piekielny.02.jpg
Problemem na pewno nie jest zbyt prosty język, tacy sobie bohaterowie, ani niestraszna potwora, tylko powtórzenia, pewna banalność, przewidywalność zakończenia i zbyt wiele niedomówień. Wątki rwą się, i zostają porzucane i to nie tylko te poboczne. Fragmentaryzacja treści – owszem - jest świetnym zabiegiem, dzięki któremu utrzymuje się zainteresowanie czytelnika. W tym przypadku żonglowanie fragmentami fabuły prowadzi do pewnych niezgodności i błędów logicznych. Szkoda, że pisarz stracił czujność. Więc jak to jest z tą Ciemnością jest wszędzie i widzi wszystko, czy skupia się na jakimś wybranym aspekcie rzeczywistości? Dlaczego wszystkim płoną włosy, ale te dziewczęcia studiującego pozostają nietknięte? Dlaczego raz się płonie od razu, a innym razem udaje się uciec? Istnieje podejrzenie, że pomysł przerósł twórcę - nie wyjaśniono nam istoty Ciemności. Czy autor sam pogubił się w tym, co wykreował? Poza tym ten dramatyzm sceny końcowej…Można było go uniknąć, gdyby z dworca – bezpiecznego miejsca - wyszła osoba z dwoma monetami – wiem, że byłby to banalny happy end, ale rozwiązanie zaproponowane przez pisarza jest po prostu zbyt naciągane, przesycone emocją, która miała nas wzruszyć.

Są w książce dwie sceny po przeczytaniu których, swobodnie można odłożyć książkę i fuknąć pod nosem: „no way”. Można nie przełknąć rehabilitującego się demona Darka i postaci księdza Mateusza. Jest też kilka niepotrzebnych wtrętów, które niczego do akcji nie wnoszą, a wręcz ją rozbijają, jak np. opisywanie relacji Grześka z jego dziewczyną.

http://niewiarygodne.pl/gid,11872834,img,11872845,kat,1017185,title,Kaplan-Kosciola-Szatana-prezentuje-10-najstraszniejszych-demonow,galeriazdjecie.html?smgajticaid=6120be
Dialogi są trochę zbyt banalne, podobnie jak usta, w które włożone są słowa. Język postaci nie jest do końca wystylizowany ani zindywidualizowany. Znalazło się kilka niegroźnych błędów np. „…gdy nadjeżdża się nocny pociąg”. Poza tym, pisarz potwierdza zasadę, że nie da się napisać książki, w której nie pojawiłaby się chociaż jedna, choćby przez mgnienie widoczna naga pierś i takiej bez słowa „kutas”. Niczego to do treści nie wnosi, fabuła przetrwałaby i bez tego, ale widać nie mógł inaczej. Momentami treść jest rozmemłana i przesłodzona. Ale na szczęście autor nie brnie ślepo w tym kierunku i w porę ratuje sytuację.


KOŃCOWE WNIOSKI

Wydawnictwo popisało się okładką: książka stylizowana jest na pudełko zapałek z dworcem w tle. Zapałki – siarka – płomień - płonie ciemność, płoną ludzie. Całkiem logiczne i zgrabne.  Projekt nie jest na tyle niepokojący byśmy myśleli, że sięgamy po horror. Jest na to nieco zbyt subtelny - owszem jeden „zapałek” jeszcze żyje/płonie i wyraźnie cierpi katusze - a reszta ma już główki z samych czaszek, ale to trochę za mało… i dobrze, książka jak już pisałam horrorem nie jest.

Jak to u Ćwieka bardzo liczne są nawiązania do popkultury: „Świt żywych trupów”, książki Kinga,a nawet Rowling. Odnajdujemy w tekście również wątki autobiograficzne. Pojawia się postać pisarza – Literat – odczytywany jako alterego Ćwieka. Mądry, błyskotliwy, zgłębiający tajemnicę Ciemności, jednak świadomy tego, że ociera się tylko o jej powierzchnię. Na dworcu szukał inspiracji, z wyboru został Przeklętym. Trudno nie zauważyć analogii z losami autora: on również szukał natchnienia - i znalazł je jak widać – spędzając wiele nocy na dworcu, poznając go od podszewki, tak jak i jego mieszkańców. Ćwiek wie o czym pisze, realnie oddaje życie bezdomnych i miejsce w którym wegetują. Ta warstwa powieści jest więc w odbiorze czytelnika najautentyczniejsza.

http://www.filmweb.pl/news/%22Silent+Hill+2%22+od+tw%C3%B3rcy+%22Solomona+Kane'a%22-66849
Autor pokusił się również o autointerpretację własnego dzieła, wplatając ją niewinnie w tekst:  „Była to opowieść z gatunku realizmu magicznego o facecie, któremu sypie się życie i który nieubłaganie zbliża się do swojego Styksu. Fakt, że rolę Rzeki Śmierci pełniła tu katowicka ulica, jeszcze dodawał uroku”. Czy pisarz – nieskromnie - oczekiwał również, że wzorem Natki, czytelnik podąży szlakiem wyznaczonym przez jego powieść?

Powieść nie burzy schematów, ale ma swój specyficzny klimat, który mami i wciąga. Na pewno znajdą się oddani wyznawcy tej katowickiej wariacji Silent Hill i w ogóle się temu nie dziwię. Ogólnie: książkę świetnie się czyta a czasami nie jest potrzebne nic więcej.


Okładka 6/6
Wydanie 6/6

Czytliwość 6/6

Ogólnie 4/6


Autor: Jakub Ćwiek
Tytuł: Ciemność płonie
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Wydanie: I
Rok wydania: 2008
Oprawa: miękka
Ilość stron: 309
Cena: 27,99 zł


Fragment:
„Pięć lat minęło, odkąd zziajany i przerażony trafił tu po raz pierwszy, ale dopiero teraz zauważył, jak wiele się od tego czasu zmieniło. Jak bardzo tu teraz kolorowo.
<<To nie są prawdziwe zmiany – poprawił się w myślach. – To tylko wielobarwne graffiti na obszczanym murze. Z daleka wyglądają ładnie, ale z bliska czuć, że też śmierdzą>>.
Po lewej zza stoiska z cukierkami patrzyła na podróżnych kartonowa modelka L’ Oréala. Kusząca i apetyczna – jak wszystkie dziewczyny zaczynające swą karierę od rozkładówek – nie była jednak w stanie przekonać starszego mężczyzny, by choć zajrzał do dworcowej perfumerii. Sam pomysł wydawał mu się groteskowy.
Rozumiał – kantory, saloniki prasowe, a nawet kawiarnie czy sklepy muzyczne, zdążył nawet przywyknąć, że rozmieszczono je bez ładu i składu. Rozumiał cholerne w wózki z obwarzankami i oscypkami, choć nie podałby ręki komuś, kto je kupuje.
Ale perfumeria? W miejscu, które cuchnie jak dom starców?!”
„Dworcowy bar z całych sił próbował uchronić się przed zarazą postępującej obskurności, która z biegiem czasu infekowała podobne miejsca. Przeszklone ściany –dwie – oddzielały bar od betonowego tarasu, a jedna od głównej hali dworca – myto na bieżąco, dzięki czemu do środka wpadało prawdziwe dzienne światło, nie mgła jasnej szarości. Nikt nie próbował zamknąć przestrzeni nad głowami podwieszanym sufitem i wchodząc tam, nie miało się wrażenia, że za chwilę zabraknie powietrza. Prawdziwa katedra dla pielgrzymów pod wezwaniem świętego Intercity”.
„Kiedyś, przy okazji rozmowy w większym gronie o rodzinnych stronach, Kryśka stwierdziła, że w każdej dyskusji o przewadze dowolnego miasta nad Katowicami jako argument ostateczny pada zawsze kwestia rynku.
- To zupełnie jak z tą niepisaną zasadą – powiedziała wtedy, popijając z kufla tyskie – ze jeśli dyskutuje się z kimś dostatecznie długo, to ten ktoś wreszcie wyciągnie ci jako argument Hitlera i nazizm. Możesz dywagować o stokrotkach, o jogurtach, a austriacki kurdupel i tak wypłynie niczym śnięta ryba. Tak samo tu. Nieważne są dobre drogi, średnicówka, liczba kin czy cholernych teatrów. Najważniejszą sprawą jest właśnie ten zasrany placyk. Nie masz go, to znaczy nie masz niczego…
Natka przypomniała sobie te słowa, idąc ulicą 3 maja właśnie w stronę marnej katowickiej namiastki rynku. (…)
Pamiętała te wszystkie historie, jak to nie da się przejechać z Ligoty do Centrum w białej koszuli, żeby nie poszarzała, ponur żarty, że oto wjeżdża do świata wiecznego listopada, gdzie na drzewach wiszą tylko najwytrwalsze liście, dawno już pożółkłe.
- To świat po ekologicznej apokalipsie – mówili znajomi – z ludźmi o ziemistej skórze, martwych twarzach z brwiami i rzęsami zabarwionymi węglem na czarno i zaawansowaną pylicą…
Właściwie wszystkie ich katastroficzne przepowiednie okazały się bzdurą, ale gdy Natka jako śląska neofitka usiłowała przekonać do Katowic przyjaciół, sprawdzały się słowa Kryśki. Rynek, a właściwie jego brak , zamykał sprawę i kończył dyskusję.
Coś w tym było, bo właściwie co to za miasto bez rynku? W czasach, gdy niemal wszystkie polskie metropolie inwestowały w eleganckie starówki, kładły kolorowe kostki i kłóciły się z konserwatorami zabytków o kształt okien, stolica Śląska wciąż miała tylko łysy plac poprzecinany torami tramwajów, szary, mdły i bezbarwny.
Zamiast cieszących oko wymuskanych kamieniczek nad placem górowały gmach niegdysiejszej „Trybuny Śląskiej”, a obecnie „Dziennika Zachodniego”, i stojący z drugiej strony dom towarowy, z którego szyb dopiero niedawno zmyto legendarne już logo PSS „Społem”. Pomiędzy nimi, świątek piątek, zima czy lato, stało namiotowe miasteczko kwiaciarzy z różami przykrytymi brudną folią i tandetnymi koszykami pełnymi sztucznych fiołków i bratków.
Natka widziała to wszystko i wcale jej się to nie podobało, ale doceniała szczerość Katowic i ich mieszkańców. Tu nie było przecież starego miasta, które można by odnowić, a więc tym bardziej nikt nie miał zamiaru budować sztucznego. Nikt też się nie silił, by stworzyć centrum pod gusta turystów czy coraz liczniejszej rzeszy studentów”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...