29 stycznia 2014

Ciemność nadchodzi /On - Łukasz Henel/

Dopiero nominacja do Złotego Kościeja zmotywowała mnie skutecznie do lektury. Ciągle odkładałam  ją na nieokreślone później. Ale w końcu nadszedł czas tej historii, i pomyślałam: „pora ją przeżyć”. I co mogę powiedzieć? Jeśli lubicie takie klimaty, nie stosujcie się do ostrzeżenia na okładce i czytajcie po zmroku – warto! Łukasz Henel z łatwością daje nam to, czego oczekujemy – STRACH.

Sunąc od słowa do słowa, zatęskniłam za charakterystycznym zapachem lasu, za niepokojem, jaki wzbudza zapadająca nagle cisza. Ona nigdy nie wróży dobrze bohaterom –, ale nie łudźmy się nam również nie. Zwłaszcza, gdy jedyne, co nam zostaje to chrzęst ściółki pod stopami...Sprawa jeszcze bardziej komplikuje się w nocy. Jeśli ktoś miał okazję być na odludziu, w lesie po zmroku, doświadczył prawdziwej, nieprzeniknionej ciemności. Nam mieszczuchom tylko wydaje się, że wiemy co to jest. Żyjemy jednak wśród oświetlonych witryn sklepowych, podświetlonych skwerków, świateł drogowych i latarni. W lesie z dala od miast, w bezksiężycową i bezgwieździstą noc, nie ma żadnego źródła światła, żadnej łuny, poblasku, odbić – nic (no chyba, że ktoś potrafi „świecić oczami”). Mrok oblepia nas, a my ślepi w jego uścisku, odczuwamy pierwotny lęk. Gdy doświadczałam tego po raz pierwszy, byłam jak sparaliżowana. I to najbardziej urzekło mnie w tej powieści. Widać, że Henel wie o czym pisze, że wie, co to jest „nic” i skazane na nie, nasze ucywilizowane zmysły. Niezwykle plastycznie oddał wszelkie wrażenia, których ofiarami stajemy się w tym stanie: dotyk niewidzialnego i niepokój zmysłów. Jeśli ktoś nie rozumie o co chodzi, niech zafunduje sobie małą survivalową przygodę…
http://www.nautilus.org.pl/?p=artykul&id=2490
W ciemności sprawy się komplikują – to już ustaliliśmy. A co, jeśli dodamy do tego jeszcze: deszcz, błoto, opuszczony pałac na leśnym wzgórzu i czające się w nim Zło? To już mamy sytuację, której raczej nie zazdrościmy głównemu bohaterowi. Jak łatwo zauważyć, Henel korzysta ze sprawdzonych, klasycznych elementów do budowy atmosfery i historii grozy. Oprócz już wymienionych mamy: czarownicę, przeklęty medalion, opuszczoną chatkę, duchy, legendy, przesądy, tajemnicze zniknięcia, nieufnych – świadomych wszystkiego – miejscowych, burze, stare groby i zatęchłe piwnice. Narzędzia te – same w sobie skuteczne (bo kto się nie boi piwnicy?) – w niewłaściwych rękach i tak nie przyniosłyby zamierzonych efektów. Pisarz jednak wie co robi i oklepane schematy wypełnia ciekawą treścią, przetwarza je i odświeża. Ogromnym plusem jest również uczynienie z przyrody jednej z główniejszych postaci książki, żyjącej własnym życiem, nieokiełznanej siły, która nurza bohaterów we wszechobecnym zapachu wilgotnego mchu.
I tak wchodzimy do świata wsi Wilki, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje. W miejscowościach takich jak ta czas się zatrzymał. Nie tylko dlatego, że są położone  na uboczu, z dala od głównych arterii miast, chodzi o coś więcej. Tutaj, jak to zazwyczaj bywa, zło rozdaje karty i prześciga same siebie w knuciu intryg. Ludzie są tylko zabawkami w Jego dłoniach. A młody biznesmen znalazł się w złym miejscu w złym czasie (a może to było przeznaczenie, fatum i czekano na niego?) i jedna jego decyzja pociągnęła za sobą lawinę skutków. Porażających skutków.
http://ancientlord.wordpress.com/tag/zlo/
Wymowny, wieloznaczny tytuł, tchnie tajemnicą, jak większość stronic powieści – do samego końca nie wiemy zbyt wiele. Ogarnia nas poczucie zagrożenia, nie wiemy z której strony nadejdzie, ani w jakiej formie. Fabuła niezauważalnie rozszerza się i wysuwa swoje macki w różne strony. Na początku jest to historia jednego bohatera, jednak Zło zatacza coraz większe kręgi. Sięga po inne ofiary, nie oszczędzając nikogo. Pisarz kolejne elementy „układanki” odsłania z ogromnym wyczuciem, atmosferę czyniąc coraz bardziej klaustrofobiczną. Podkreślając tym bezradność bohatera: połkniętego i trawionego w trzewiach zła i starchu. Henel nie zapomniał, że „potwór” aby straszyć i skutecznie siać zniszczenie musi być obecny przez swoją nieobecność. Nie rzuca się go na pierwszą stronę z dokładnym opisem, metką i kodem kreskowym. Czytelnik i bohater zostają pchnięci w wir niewiadomej. Stanu tego nie można jednak przedłużać w nieskończoność. Autor ma wyczucie, co do chwil uchylania rąbka tajemnicy – nie spóźnia się.
Nasz bohater jest wciąż czujny, pełen adrenaliny, znużony i… niekonsekwentny. Jest dla mnie fenomenem: boi się, ucieka – racjonalizuje (z uporem maniaka) i wraca, by za chwilę znów wleźć tam, gdzie nie trzeba – wystraszyć się, uciec – zracjonalizować i wrócić. Obłęd w ciapki. Wydawać by się mogło, że normalny człowiek, po jednej nocy uciekłby, gdzie pieprz rośnie z nawiedzonego miejsca. Jednak czy nasza perspektywa nie zmieniłaby się, gdybyśmy stali na skraju bankructwa, walczylibyśmy o swoją własność? Czy bylibyśmy aż tak logiczni, jak nam się wydaje? Nie zakładajmy, że wiemy wszystko lepiej… Autor świetnie nadał sens działaniom postaci, uzasadnił je - o zgrozo – dobrze i skutecznie! Poniekąd więc rozumiemy go. Ma obsesję na punkcie własności. Całkowicie zafiksował się na chronieniu dorobku życia. To zwykły człowiek rzucony w niezwykłą sytuację. Skutkuje to odrywaniem się od realiów i „łatką” bzika. Jest całkowicie nieświadomy tego co dzieje się wokół niego. W głowie mu tylko płomienny romans z autostopowiczką Beatą (kobieta oczywiście w oczywisty sposób piękna) - na szczęście zaprezentowany nam bez anatomicznych szczegółów. W porę jednak „przyjacielską” dłoń podaje mu ksiądz Jacek…
http://jaksar.wordpress.com/2013/02/23/magia-ludowa/
Przez większość historii autor wodzi nas za nos – mimo jej silnego osadzenia w znajomej konwencji, nie wiemy czego się tak naprawdę spodziewać.  W pewnym momencie wyprowadza nas w pole, wartka akcja skręca bez zapowiedzi. Autor bada naszą czujność – żaden element nie jest w treści zbędny, lub bez znaczenia. Końcówka jest jednak przewidywalna. Spodziewamy się, że następująca sielanka, cisza po burzy, to tak naprawdę cisza przed jeszcze większą burzą, a  autor zaraz uraczy nas jakimś „łubu-dubu”. I nie zawodzi nas, jest „łubu-dubu”, nawet z tanecznym przytupem. Fabuła musi się po porostu zamknąć w określony sposób, a zło wyruszyć na polowanie.
Nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła i nie miała żadnego „ale”. Przez pół książki męczyło, mnie pytanie, czy bohater chce garścią ziół bronić się do końca życia? Świece zrobił z parafiny, nie z wosku, a ta pali się krócej. Dlaczego nie zastanawia go, co się stanie, gdy się skończą? Scena, w której miejscowi pod sklepem ostrzegają bohatera – wydała mi się zbyt teatralna, a siostra ostrzegająca księdza – mimo celowej zmyłki, ten wątek przesadzony i niepotrzebny. Opieszałe działania (a raczej ich brak) policji w kwestii śmierci kilku osób, jest jednak zbyt opieszałe i - nawet jak na polskie warunki - niewiarygodne.
http://biuro-duchow.blog.onet.pl/2013/10/
Spójności fabule nadaje nienachalnie wplecione tło społeczne. Nie ma nudnych wykładów o beznadziejności, za to są humorystycznie (ale jaki gorzki to śmiech) wplecione spostrzeżenia o swojskich absurdach: policji, dla której głównie to ofiara jest podejrzana, o nudnych procedurach, trudnych realiach dla prowadzenia biznesu, bezsensownej walce z międzynarodowymi sieciami i korporacjami, wykańczającymi drobnych przedsiębiorców. Ten przekaz, wpleciony mimochodem, uzasadnia istnienie postaci i jej wewnętrzne motywacje postępowania. Dzięki nim bohater nie jest wyrwanym znikąd sztucznym tworem, ale osobą z krwi i kości.
Kolejnym atutem powieści jest język: prosty i dowcipny. Ta mroczna historia opowiedziana jest zgrabnym stylem i czyta się ją błyskawicznie. Mimo prostoty języka jest on niesamowicie plastyczny. Czuć wilgoć, słychać przytłaczającą ciszę, gdy ptaki nagle milkną, oczami wyobraźni pochłaniamy otaczającą nas scenerię, wraz z niepokojącymi cieniami… Powieść Henela, to bardzo wdzięczny materiał dla filmowca. To praktycznie gotowy do zekranizowania scenariusz. W filmie nadnaturalny klimat podkreślałyby przenikliwie zawodzące w tle skrzypce. Byle za realizację nie wzięli się polscy „specjaliści” od „Leśnych dołów”… Henel czerpie garściami z popkultury i klasyki, wyraźnie inspiruje się folklorem. Podobnie, jak twórcy epoki romantyzmu - tej mrocznej, pełnej legend, ludowych motywów i śmierci – zabiera nas w podroż do świata, który trwa nadal, mimo upływu wieków. Zmusza nas do refleksji nad tym: jak głęboko tkwimy w naszej przeszłości? Jak głęboko tkwi w niej Zło?
Nieskomplikowana okładka horroru z krwistym tytułem, przypomina te z lat dziewięćdziesiątych. Nie spodziewamy się po tak „oprawionej” książce wiele, jednak zostajemy mile zaskoczeni. Czerwień i czerń zawsze się sprawdzają, i tym razem stanowią zapowiedź intensywnych doznań. Nawet tytuł powieści przekonuje prostostą: tytułowy „On” intryguje, jak najszybciej chcielibyśmy się dowiedzieć „kto” czai się w ciemności. No właśnie „kto”? Sprawdzić musicie sami, jeśli starczy Wam odwagi :-)
Przeczytałam. Pakuję się i jadę w Polskę, biegać po lasach w poszukiwaniu zapomnianych legend i niech mnie licho, diabli a nawet południce… „Jest MOC” jak to się teraz mówi. Gorąco polecam!
P.S. Uważajcie na nieznajomych na leśnych drogach i niech wam brak śmieci w lesie zapali czerwoną lampkę.

Okładka 5/6
Wydanie 5/6
Czytliwość 5/6
Ogólnie 5,5/6
Autor: Łukasz Henel

Tytuł: On
Wydawnictwo: Videograf
Wydanie: I
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka
Ilość stron: 284
Cena: 31,90 zł

Fragment:
Większość ludzi sądzi, że człowiek bogaty nie może zbankrutować. W zasadzie odległość, jaka dzieli od bankructwa multimilionera i biedaka, jest taka sama.
Właśnie takie filozoficzne rozważania z pewnością napełniałyby moją głowę, gdybym tylko miał na to czas. Teraz, siedząc w środku lexusa, dyszałem ciężko, usiłując zrozumieć to, co widziałem. Dwa zmasakrowane, zakrwawione ciała mężczyzn. Nigdy nie widziałem na własne oczy czegoś takiego. Często widuje się podobne sceny, pijąc piwo i chrupiąc chipsy. Ale co innego stanąć twarzą w twarz z prawdziwymi ciałami facetów , którzy żyli jeszcze przed chwilą i – co więcej – byli na tyle żywotni, że próbowali rozwalić mi łeb. Co innego poczuć smród, zdając sobie sprawę, że po śmierci po prostu się wypróżnili. A może jeszcze przed śmiercią, ze strachu. Tylko, co do cholery, mogło ich tak wystraszyć?

1 komentarz:

  1. Jedyna jak do tej pory genialna polska powieść grozy, ale jak wszystko nic nie jest przecież doskonałe, w przypadku tej książki mogło być. To zakończenie autor wyraźnie widać chciał szybko zmajstrować i mu nie wyszło, a szkoda, bo można było tę genialną powieść inaczej zakończyć. Mam nadzieję, że Lukasz Henel zaskoczyn nas jeszcze tego typu powieścią i nie pożegnał się z lasem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...