Dopóki nie wzięłam tej książki do ręki i jej sugestywna
okładka – łopatologicznie - nie „wytłumaczyła” mi, o co chodzi z tytułem,
sądziłam, że treść będzie obracać się w klimatach samochodowych. Tytułowa
WYWROTKA okazała się jednak pseudonimem głównej bohaterki: rolkarki z powołania
i zamiłowania. Powieść ta jest zapisem sześciu burzliwych dni z jej życia.
Wspomnienia i rozterki (także miłosne, których na szczęście jest niewiele a jak
już się pojawiają, to są tylko delikatnie naszkicowane) przeplatają się z codziennymi
zmaganiami nastolatki. Pewnie nie powinnam generalizować, ale to lektura raczej
dla dziewczyn.
Los nie oszczędzał rodziny Basi. Ojciec dziewczyny w wypadku
na kopalni stracił nogę. Nie chciał wracać do pracy pod ziemią i założył własny
biznes. Ani on sam, ani państwo nie było w stanie ochronić go przed
przestępcami wymuszającymi haracze. W końcu stał się kozłem ofiarnym policji i
trafił do więzienia. Rodzina została skazana na życie z zapomogi i z tego, co
przedsiębiorczo „dorobi”. Nastolatka wykazała się silnym charakterem, zmysłem
do interesu i praktycznie to ona przejęła opiekę nad młodszym bratem i mamą. Dziewczyna
zaczęła dorabiać: pomagając emerytom, na wyścigach rolkarskich i innych
drobnych przedsięwzięciach. Biznesowa smykałka, umiejętności rolkarskie oraz
zmysł przywódczy ugruntowały jej pozycję w szkole i w dzielnicy. Zapewniła
sobie respekt i wzbudziła niekłamany
podziw u płci przeciwnej. Przebojowa bohaterka kieruje się w swoim działaniu
swoistym kodeksem honorowym: nie chce mieszać emocji z biznesem - nie zawsze
jej to wychodzi, dziewczyna jest bowiem wrażliwa, mimo tego co próbuje innym i
sobie wmówić – nikogo również nie oszukuje ani nie naciąga. Rozsądnie z daleka
trzyma się od szemranych typków i tego, co mogłoby ją pociągnąć na dno. Nie
wydaje jej się atrakcyjne, to co innych tak szybko gubi. Perypetie nastolatki i
jej przyjaciół w pewnym momencie zmieniają się w prawdziwie kryminalną intrygę z
wartką akcją i bandyckimi pościgami, a ich szczęśliwe zakończenie nie do końca
takim właśnie jest.
Lektura – mimo swej lekkości - nie pozwala na to, by czytelnikowi
umknęło to, co najistotniejsze. Okazuje się, że można żyć z godnością w kraju w
którym opieka udaje, że działa, policja ma związane ręce, a oświata kuleje.
Można być pokaleczonym przez los i nie dać się mimo to złamać. I chociaż
graniczy to z ekonomicznym cudem, można przetrwać przy odrobinie zaradności - nie tylko rozkładać bezradnie ręce. Ma to
oczywiście swoją cenę. W przypadku Basi bycie dorosłą ponad wiek czyni ją
„starą - maleńką”: uzależnioną od kawy, co na pewno odbije się na jej zdrowiu,
i myślącej w kategoriach, o których nie powinno jej się nawet śnić. Jej
zaradność i dojrzałość przemieszana z normalnymi młodzieńczymi odruchami, to
nie tylko mieszanka wybuchowa, to także niekorzystne dla niej rozedrgania
emocjonalne. Dorosłość ponad wiek, nie jest więc tylko czymś, co niesie z sobą
pozytywy.
Treść
książki opatrzona jest szerokim tłem społecznym, spotykamy: nie takich głupich
policjantów, honorowych meneli, uczciwych handlarzy, emerytki pozostawione same
sobie, młodocianych gangsterów, zbirów spod ciemnej gwiazdy i charakterystycznych
dla regionu górników…Autor sypie wręcz z rękawa różnorodnymi bohaterami. Pan
Szymeczko pozwolił sobie także na swobodną kpinę z otaczających nas absurdów,
satyrę na rzeczywistości przeciętnego Polaka - skazanego na ciągłą walkę z
przepisami i urzędami. Wyszło mu to całkiem zgrabnie i przystępnie – nie zamulił
powieści traktatami polityczno-społecznymi.
Podoba mi się to, że książka nie jest sentymentalną pocztówką. Autor nie maluje przed czytelnikiem ckliwych obrazków. Przypuszczam, że zupełnie inny odbiór ta pozycja będzie miała wśród okolicznych mieszkańców – którzy dokładnie wiedzą, gdzie, co i jak – a inny wśród mieszkańców innych miast czy regionów. Szymeczko nie daje szans na wyobrażenie sobie miejsca akcji, ponieważ nie stosuje opisów. Najwięcej podaje nazw ulic, które oczywiście nic nie mówią tym, którzy nie bywają w Katowicach lub ich nie znają. Podawanie tych nazw nie jest niezbędne i niczego tak naprawdę do treści nie wnosi. Jednak dokładne umiejscowienie akcji na realnej mapie Katowic, odczytuję jako ukłon w stronę lokalnych czytelników. Dokładnie wiem, o który pomarańczowo-granatowy budynek chodzi, o jakie roboty za dworcem PKS, o co chodzi z tajemniczą Superjednostką, wiem gdzie jest cmentarz przy parafii św. Szczepana itd. Dzięki temu mogę inaczej odtworzyć klimat powieści i wyobrazić sobie dokładnie przygody bohaterów, mimo wspomnianego braku opisów. A poza tym, od teraz, przemierzając kolejne ulice Katowic, jestem czujna i rozglądam się za rolkarzami i deskarzami.
Podoba mi się to, że książka nie jest sentymentalną pocztówką. Autor nie maluje przed czytelnikiem ckliwych obrazków. Przypuszczam, że zupełnie inny odbiór ta pozycja będzie miała wśród okolicznych mieszkańców – którzy dokładnie wiedzą, gdzie, co i jak – a inny wśród mieszkańców innych miast czy regionów. Szymeczko nie daje szans na wyobrażenie sobie miejsca akcji, ponieważ nie stosuje opisów. Najwięcej podaje nazw ulic, które oczywiście nic nie mówią tym, którzy nie bywają w Katowicach lub ich nie znają. Podawanie tych nazw nie jest niezbędne i niczego tak naprawdę do treści nie wnosi. Jednak dokładne umiejscowienie akcji na realnej mapie Katowic, odczytuję jako ukłon w stronę lokalnych czytelników. Dokładnie wiem, o który pomarańczowo-granatowy budynek chodzi, o jakie roboty za dworcem PKS, o co chodzi z tajemniczą Superjednostką, wiem gdzie jest cmentarz przy parafii św. Szczepana itd. Dzięki temu mogę inaczej odtworzyć klimat powieści i wyobrazić sobie dokładnie przygody bohaterów, mimo wspomnianego braku opisów. A poza tym, od teraz, przemierzając kolejne ulice Katowic, jestem czujna i rozglądam się za rolkarzami i deskarzami.
Język powieści jest rześki, ironiczny i prosty. Należy
pogratulować autorowi przetworzenia na język literacki współczesnej nowomowy
młodzieżowej, dzięki temu powieść nie stanie się nieaktualna, gdy zmieni się
akurat modny młodzieżowy slang.
Pisarzowi udało się przekuć również myśli w słowa i przedstawić je bez
przekleństw. Może język jest zbyt idealistyczny jak na dzisiejszą młodzież, ale
dzięki temu treść dostępna jest dla każdego czytelnika. Użycie poprawnej
polszczyzny umożliwia przebrnięcie przez dialogi każdemu – nie tylko
wtajemniczonym. Styl powieści również jest przejrzysty, nieskomplikowany,
utrzymany w klimacie typowej literatury młodzieżowej. Największym atutem
książki jest jej zakończenie. Bez rozckliwiania czytelnika lukrowanym happy
endem autor daje pstryczka w nos, tym którzy oczekiwali jego klasycznej formy.
Razi wątek Cecylii – naciągany i dodany na pół gwizdka.
Autor, chciał – może - ukazać odwieczny problem związany z okresem dojrzewania,
ale nie wyszło to najlepiej. Pisarz poza tym przemyca jeszcze inne wątki
wychowawcze: radź sobie, kombinuj, ale nie kradnij, miej sumienie – robi to
jeszcze nienachalnie, ale już na krawędzi nużącego moralizatorstwa.
To powieść dla nastolatków o sile pasji, która może stać się
życiem, o przyjaźni i uczciwości, a także o wszechobecnej ludzkiej znieczulicy
i obojętności. O tych, którzy z pełną świadomością wybierają złą drogę i są z
tego dumni. O tym, że dobrze się uczyć, to nie wstyd. O tym jak dogadać się z
otoczeniem, znaleźć swoje miejsce w grupie, pierwszych zauroczeniach,
niełatwych decyzjach i wyzwaniach.
Trudno
mi jest uwierzyć, że bohaterowie książki żyją w erze komputerów. Dobrowolnie
uprawiają sport – nie w ramach promocji zdrowego trybu życia, ale z pasją. Skoro nastolatkowie XXI wieku są tak zaradni
i „przytomni umysłowo”, to jest nadzieja, wbrew temu co próbują wyolbrzymiać i
kreować media. Oby. Wiem, że to fikcja literacka, ale mimo to mam nadzieję… W
każdym razie, to zawsze byłaby jakaś alternatywa dla galerianek.
To moja pierwsza lektura z serii PLUS MINUS 16 i muszę przyznać, że nie rozczarowuje, mimo, iż jestem zwolenniczką – jeśli już lektury młodzieżowej – to fantasy i sci-fi. Zapomniałam już jak to jest być nastolatką i pewnie dlatego uważam, że ta pozycja „daje radę”. Ale co sądzi o tym kategoria wiekowa 14+ rozczytana w Greyu i podobnych „arcydziełach”? Trudno osądzić, czy granica wiekowa w tym przypadku nie została zawyżona i jest pobożnym życzeniem wydawnictwa. Książka dotrze raczej do współczesnych 10-12 latków.
P.S. Zawsze jest pogoda na
rolki, tylko łożyska o tym nie wiedzą.
Okładka 6/6
Wydanie 6/6
Czytliwość 5/6
Ogólnie 5/6
Autor: Kazimierz Szymeczko
Tytuł: Wywrotka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literatura
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literatura
Seria: PLUS MINUS 16
Wydanie: I
Rok wydania: 2012
Oprawa: twarda
Ilość stron: 144
Cena: 21,90 zł
Wydanie: I
Rok wydania: 2012
Oprawa: twarda
Ilość stron: 144
Cena: 21,90 zł
Fragment:
Wracam do domu, przyglądając
się, jak w dzielnicy kwitnie życie towarzyskie. Stara część żyje swoim rytmem.
Nie jest już typowo robotnicza, a na białe kołnierzyki będziemy musieli jeszcze
poczekać. Bogucice wyglądają lepiej niż te przedwojenne, wspomniane w jednej z
książek Marka Krajewskiego. Aż takiej patologii u nas nie ma. A może jest,
tylko nie o wszystkim wiem. Cóż…Gdy człowiek za dużo czyta, to prędzej czy
później dowie się czegoś ciekawego, podniosłego lub gorzkiego na temat swojego
miasta albo i o sobie. Wieczory są długie, więc ludzie znajdują czas, by
pogadać na podwórkach. Nie ma już akordeonistów i gitarzystów. Grupki pod
familokami liczą nie więcej niż pięć osób. Najczęściej starszych. Może
komentują kolejny odcinek serialu. Ojciec opowiadał mi, że pamięta, jak pod
jednym domem zbierało się i trzydziestu ludzi. Nie licząc dzieci. Wystawiano
radia do okien, śpiewano lub oglądano mecze w czarno-białych telewizorach. A
gdy zachodziło słońce opowiadano o skarbnikach, wodnikach, kolegach z wojska i
komentowano po cichu wiadomości z Głosu Ameryki. No i dziwiono się, że reszta
Polski uznaje towarzysza Gierka na Ślązaka. Każdy w Bogucicach wie, że to
Zagłębiak zza Przemszy. Starsze panie zwracały się do siebie „za dwoje”, czyli
przez „wy”. Jeszcze starsze „za troje”: Zjedzą oni, Jadwigo, kołocza? A to oni
upiekli, Mariko? A tak w ogóle, to każde pokolenie było ze sobą po imieniu i
wszyscy się znali. Prehistoria. I tak więcej tego klimatu zostało między
kamienicami niż na osiedlach w północnej części dzielnicy.
Zastanawia mnie tylko, czy pod względem tła, książka nie jest zbyt lokalna? Nie wszyscy chyba poczują klimat… Ma ona jednak ogromną wartość, jeśli chodzi o treść – jest o pasji, o chęci życia i doznawania. Jak na lekturę młodzieżową to trzyma poziom. Chętnie usłyszałabym opinię jakiegoś szesnastolatka, co o tej pozycji sądzi :) Czy książka jest mu bliska, czy może nie porusza tych strun, co trzeba…
OdpowiedzUsuńA czy przeszkadza lokalność w książach o Zielonej Górze albo Londynie? Ile książek jest dokładnie osadzonych w realiach innych miast i okolic? Przewaga mieszkańców jest tylko taka, że mogą określić na ile opisy, dane są fikcją literacką. Z żadnym szesnastolatkiem nie rozmawiałam, ale bibliotekarki mówiły mi, że zdecydowanie zbyt dziecinna....Trzebaby zrobić eksperyment.
OdpowiedzUsuńTak sobie myslę, że biorąc na celownik teksty o Śląsku, spowodowałam, że pewne ich elementy (lokalność) zostały w odbiorze/ interpretacji wyolbrzymione. Ogólnie nie mają one jednak większego wpływu na ich "czytliwość".
OdpowiedzUsuńMożna udostępnić jakiś fragment dotyczący Bogucic, dokładniej jakieś nazwy?
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam, autor raczej nie bawi się w opisy lecz raczej wymienia z nazwy kolejne ulice, więc trudno byłoby coś sensownego dopasować - konkretne miejsca, to jedno zdanie. Mogę jednak "pogrzebać" w tekście. Jakieś konkretne miejsca są szczególnie poszukiwane?
OdpowiedzUsuńChodziłoby mi o ul. Ścigały, Nadgórników, może Park...
OdpowiedzUsuńDo książki będę miała dostęp dopiero za kilka dni. Tak, jak obiecałam pogrzebię w tekście i spróbuję coś wyłuskać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń