15 stycznia 2014

Ruda Śląska – Halemba /Kopidoł i Kwiaciareczka – Kazimierz Szymeczko/

Jak to u Szymeczko: zgrabny i intrygujący tytuł. Wydawnictwo znów postarało się o przyciągającą wzrok okładkę: kolorową, letnią, w żywych, nasyconych barwach. Grafika iście miłosna: trumna ze strzałą amora i wpadający sobie w objęcia….no właśnie kto? Para nastolatków – Wiktor i Małgosia - których los nareszcie pchnął ku sobie. Gdyby nie on zaprzepaścili by szansę na bycie razem, ponieważ klasycznie: ona mu się podoba, on jej, ale oboje są nieśmiali, niepewni tego jak wypadną, co ta druga strona o nich pomyśli itd. Zauroczenie trwające kilka lat, nareszcie ma szansę przerodzić się w wakacyjną miłość, gdy jedno z nich popada w tarapaty.

Ale zacznijmy od początku – banalnie zapowiadające się zakończenie roku szkolnego, kończy się jednak z przytupem tj. porządną bijatyką. Wiktor - jako główny napastnik i agresor - miał już wcześniej problemy z powodu swoich pięści. Nie bije się dlatego, że „lubi” lecz z powodu trudności związanych z radzeniem sobie z negatywnymi emocjami i głębokiego poczucia przyzwoitości. Aby poprawić swój nadszarpnięty wizerunek i nauczyć się cierpliwości, podczas wakacji ma być wolontariuszem w domu opieki nad osobami niepełnosprawnymi (Ośrodek Najświętsze Serce Jezusa Caritas w Rudzie Śl). Za jego namową wolontariuszką zostanie również podkochująca się w nim Małgosia. Dziewczynę oprócz tego wyzwania, czeka również sporo pracy na straganie rodziców. I wszystko toczyłoby się leniwie, spowolnionym wakacyjnym rytmem, gdyby nie przykra przygoda Artura. Ten prostoduszny i na wskroś uczciwy, mieszkaniec ośrodka i zarazem przyszywany brat Małgosi, staje się ofiarą pozbawionego jakichkolwiek skrupułów „żartu”. W efekcie senna fabuła przeradza się w akcję rodem z filmu sensacyjnego: odwetowej rozgrywki na granicy prawa, w którą zaangażują się głównie ojcowie pary nastolatków.

http://lovalova.pinger.pl/m/8295951/tak-wlasnie-minely-dwa-miesiace-bycia-razem-i-to-koniec-no-tak-wakacyjna-milosc-moglam-sie-tego-spodziewac
Donkiszoteria Szymeczko mnie roztkliwia…Pisarz ma wyraźnie poczucie misji - chce uratować wizerunek młodzieży XXI wieku. Jego bohaterowie radzą sobie w szkole, są wrażliwi, inteligentni. Nie funkcjonują w wirtualnym świecie, tylko w rzeczywistym tu i teraz. Co za tym idzie wolą namacalnie w nim uczestniczyć, a dzięki tej aktywności - w pewnym sensie - pozostają niewinni. Są mniej skażeni tym strasznym wirusem, który w przyszłości wykończy ludzkość, wyniszczając jej szare komórki (tak w ramach dygresji: może stąd biorą się moje ukochane zombie?). Małgosia i Wiktor mają  w sobie również wiele empatii – a zjawisko to podobno współcześnie nie występuje. Pisarz tworzy więc idealne wizerunki nastolatków: trochę się pobuntują, trochę głupot porobią - ale nie groźnych, żeby nie było, tylko w granicach bezpieczeństwa i dobrego smaku - po czym wszystko wraca do normy. Poza tym są bardzo rozsądni, mają też bardzo dojrzałe przemyślenia i formułują poważne sądy. Powoduje to, że ich postępowanie jest mocno przewidywalne i nudne. To wiek, gdy człowiek jest nieco bardziej zwrócony ku własnemu wnętrzu. Próbuje zrozumieć świat poprzez siebie nie odwrotnie. Prawdziwość tych postaci można więc swobodnie poddać w wątpliwość.

Poza tym bohaterom brakuje zadziorności i młodzieńczej buńczuczności, nie są tak charakterni i mocno zarysowani jak np. Wywrotka. Małgosi brakuje Basinej „strzygowatości”, to grzeczna dziewczynka, trochę za bardzo zachowawcza. A Wiktor to pozytywny, idealny, honorowy buntownik, pozbawiony jednak odrobiny mroczności i tajemniczości, przez co bezbarwny.

http://www.ppe.pl/blog-38408-3016-kolejna_edycja_wyborow_miss_gier_video_2013___kandydatki_nr__15_i_16__rydia_of_mist_oraz_aerith_gainsborough-1208-galeria.html
Znaczna część akcji skupia się na perypetiach bohaterów w Caritasie i ta część, jeśli chodzi o budowę postaci jest najlepsza. I Wiktor i Małgosia dostają tutaj lekcję życia: o tolerancji a raczej akceptacji, cierpliwości, odwadze. Przekonują się, że własna nieomylność jest mitem, który świat szybko obala, dzięki czemu uczą się przepracowywać swoje błędy i weryfikować opinię na swój temat. Wiktor dodatkowo przekonuje się, że mięśnie wypracowane na atlasie nie czynią z niego jeszcze mężczyzny.
 
Warto zaznaczyć, że dokładnie podany jest czas akcji: krok po kroku, prawie godzina po godzinie od 28 czerwca do 5 lipca. Autor podaje nam nie tylko daty, ale także określa kolejne dni tygodnia, możemy więc sprawdzić w kalendarzu, w którym konkretnie roku jesteśmy – to tak dla dociekliwych.

Szymeczko tworzy fabułę bardzo mocno osadzoną w rzeczywistości. Umiejscawia akcję w realnych punktach na mapie Śląska, dbając o szczegóły tego osadzenia. Dlatego podaje charakterystyczne punkty odniesienia, kto był/zna ten wie: Wirek Plaza i targowisko, rudzki cmentarz przy ul. Wolności, ulice rudzkiej dzielnicy Halemby i ośrodek Caritasu, który nawet dla nas opisuje:

Budynek Caritasu ma cztery piętra,(…) a prawie go nie widać od strony ulicy. Kiedyś był to hotel robotniczy, ale kopalnia zrezygnowała z utrzymywania mieszkań służbowych. Przysłonięty drzewami, pałacykiem Donnersmarcków i blokami leży jednocześnie w centrum i na uboczu.

Budynek Caritasu ozdobiony jest malowidłem Jezusa Miłosiernego. Tynk trochę popękał i dziesięciometrowy obraz wygląda, jakby był poskładany z kilkunastu puzzli.

http://pl.wikipedia.org/wiki/GrabarzJak i we wspomnianej „Wywrotce” nie ma tutaj miejsca na rozemocjonowanie i granie na sentymentach, o zapomnianym lub niedocenionym pięknie regionu. Mimo to, w powieści wyraźnie pobrzmiewa patriotyzm lokalny, jednak wzmianki o Ślązakach i Śląsku przemycane są bardzo delikatnie. Pompę i wyolbrzymianie, Szymeczko – i słusznie – wysyła do lamusa. Dzięki temu udało mu się osiągnąć efekt swojskiego klimatu i przychylnej atmosfery powieści – mamy wrażenie, że czytamy o sąsiadach.

Rześki, świeży i prosty, czyli charakterystyczny dla pisarza język oraz lekki styl, dopełnia swoim poczuciem humoru. Nie mąci treści slangiem młodzieżowym i nie razi po oczach przekleństwami. Dlatego każdy może się odnaleźć w lekturze, a użycie poprawnej polszczyzny umożliwi jej odczytanie nawet po latach. Autor nie kryje się również – po raz kolejny – ze swoim ironicznym stosunkiem do naszego polskiego bagienka. Jawnie kpi z absurdów w których żyjemy. Ma wyraźne zacięcie społeczne, ale tym razem zrobił o krok za daleko i zabrnął w tłumaczenie oczywistości: markety i obcy kapitał wykańczają rodzimych przedsiębiorców, internet niszczy relacje międzyludzkie itp.  I w związku z tym znów przyczepię się kwestii związanej z wiekiem grupy docelowej powieści: takie informacje dla 10-12 latka mogą być odkrywcze, a dla 16 latka…

Pierwszoosobowa narracja powieści prowadzona jest na dwa głosy. Wydarzenia poznajemy z dwóch punktów widzenia na raz. Czytelnikowi nic więc nie umyka, ale zarazem nie pozostaje wiele miejsca na tajemnicę czy zaskoczenie, więc te są w zaniku. Wiemy co myśli każde z bohaterów i domyślamy się jak postąpi, to pozbawia powieść miłego dreszczyku niepewności.

http://pl.freepik.com/index.php?goto=41&idd=29385&url=aHR0cDovL3d3dy5zeGMuaHUvcGhvdG8vMTEyOTkwMw==Odniosłam wrażenie, że pisarz osiadł na laurach, tworzy książki wciąż o tym samym schemacie, według szablonu (mimo, iż to powieść młodzieżowa, wcale schematyczna być nie musi). Wiem, że zmiany są trudne, ale ta forma powieści mogłaby na jakiś czas pójść na urlop… W Kopidole i Kwiaciareczce brakuje pazura, treść jest przewidywalna, rozlazła i momentami mdła. Zbyt długo również czekamy na to dokąd zmierza akcja. Autor najpierw próbuje nas rozbudzić emocjonalnie, przywiązać do postaci, by nagle wciągnąć nas w wartką akcję, ale przetrzymuje nas zbyt długo, więc nic z tego nie wychodzi. W innych pozycjach „czuło się”, że jest drugie dno, ciemna strona i niebezpieczeństwo, na które narażony jest bohater. W tej książce jest właściwie tylko słonecznie i miłośnie.

To co mi się u pisarza zdecydowanie podoba to fakt, że wbrew modzie goszczącej w polskich serialach pokazuje, że w naszym kraju nie żyją tylko lekarze, prawnicy, dentyści, artyści, dyrektorzy, prezesi itd. Jest gro ludzi wykonujących mniej prestiżowe zawody i również ich można przedstawić ciekawie i niestandardowo, czyli bez uderzania w martyrologiczne tony i te cierpiętniczo-bezrobotno-biedne. Lekcją dla młodych jest fakt, że miłość nie zależy od zasobności portfela i wykonywanego zawodu.

Prowokująca graficznie okładka prosi się odrobinę nasycania akcji przyjazną, słoneczną metafizyką lub nawet czymś z pogranicza soft grozy – nieepatującej przemocą. Nie mówię, że od razu jakieś śląskie wampiry, ale w sumie… dlaczego nie? Świat nie raz już przekonał się o tym, że romans można wykroić ze wszystkiego – nie zapominajmy bowiem, że osią Kopidoła i Kwiaciareczki jest zaczątek związku obojga i ich rozterki miłosne. Wspominanie we własnej powieści o świeżo napisanej przez siebie książce zapachniało mi megalomanią i pozwolę sobie tego nie skomentować. Ponownie wyrażę jednak obawę, co do trafności określenia wieku grupy docelowej przez wydawnictwo (patrz recenzja Wywrotki).

Poza tym: Uwaga! książka zawiera lokowanie produktu: „Mitologii” Parandowskiego!
 
Okładka 6/6
Wydanie 6/6
Czytliwość 5/6
Ogólnie 4/6

 
Autor: Kazimierz Szymeczko
Tytuł: Kopidoł i Kwiaciareczka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literatura
Seria: PLUS MINUS 16
Wydanie: I
Rok wydania: 2013
Oprawa: twarda
Ilość stron: 223
Cena: 23,90 zł


Muzyczna inspiracja, to: Piotr Fronczewski„Chłopcy z naszej ulicy”:
Fragment:
 
-Znam ulicę niedługą, która dla mnie została stworzona
Na podwórku – piłkarski stadion, przy śmietniku reduta Ordona
Kto na lody w upał pożyczy, da parasol, gdy pada deszcz
Tylko chłopak z naszej ulicy – i dziewczyna czasami też
O te bruki potłukłeś kolana, grając dzielnie na lewej obronie
Tu dłużyła się noc przepłakana, gdy dozorca cię z pasem dogonił
I na kogo można tu liczyć, gdy nieszczęście kłuje jak jeż?
Na chłopaków z naszej ulicy, na dziewczyny czasami też!

 
(…)Pan Gemander też jest z naszej dzielnicy. I jeszcze kilkudziesięciu innych halembian, którzy muszą trzymać się razem. Może już tylko kilkunastu. Sto lat temu dzielnica miała dwa tysiące trzystu mieszkańców. Teraz ma dwadzieścia pięć tysięcy. Nie twierdzę, że mieszkają tu anioły. Reymont napisał w „Chłopach”: „W gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam”. Gromada składa się z ludzi. Z takich Danielów, Naocznych, Hetmanioków, Gemanderów. Idź na nowy cmentarz i poczytaj nazwiska na tablicach przy krzyżu. Albo na stary rudzki. Tam już leżą pokolenia chłopaków z naszej ulicy, która stoi, jak stała, choć coraz trudniej się połapać kto jest kim.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...