Rzadko
mówił o magii, a gdy już zaczynał, przypominało to lekcję historii i nikt nie
mógł go słuchać.
Strange
-
Czy mag może zabić za pomocą magii? – spytał Strange’a lord Wellington.
Strange
zmarszczył brwi. Pytanie najwyraźniej nie przypadło mu do gustu.
-
Mag zapewne może – przyznał – lecz dżentelmen z pewnością nie powinien.
Wydana w 2004 roku powieść „Jonathan Strange i pan Norrell” jest pierwszą książką pisarki, która trafiła do sprzedaży. Po niespełna roku otrzymała nagrodę Hugo i World Fantasy Award. W 2013 roku Wydawnictwo Mag w serii „Uczta Wyobraźni” wydało ją w 800 stronicowej wersji ze skromnymi marginesami (wcześniej w trzech tomach). Ta napisana z rozmachem iście wiktoriańska powieść, to mieszanka stylów: Dickensa, Austin, Pratchetta. Przysłowiowa kropka nad „i” to przepiękna oprawa z nastrojową i niepokojącą grafiką. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że książkę poleca sam Neil Gaiman.
Przytłaczające, dla niektórych, gabaryty książki pozwalają na to, by fabuła toczyła się powoli, by się nieśpiesznie rozkręcała. Mnóstwo osób porzuca tę powieść, zanim ona zacznie się na dobre (czyli w okolicach 400-500 strony, jak dla mnie). Byłabym hipokrytką, gdybym napisała, że książka wciągnęła mnie od pierwszych stron i od razu poznałam z czym mam do czynienia. Forma była dla mnie zaskoczeniem - musiałam się "przeprogramować". Przed przystąpieniem do tej lektury należy uzbroić się w cierpliwość i czas na wejście w wykreowany świat – nieco zapomniany, nieco obcy, ale całkiem znajomy - po prostu magiczny. Wymaga ona dużego skupienia i uwagi. Setki wątków pozornie niezwiązanych ze sobą, kluczą, by w końcu przeciąć się w nieoczekiwanym momencie. Każdy najmniejszy fakt zostaje dokładnie wytłumaczony i wyjaśniony. Wszystko jest logiczne – każda dygresja, każde wtrącenie, każda postać. Nie mamy więc poczucia, że gubimy się w chaosie, mimo iż długo nie wiadomo, ku jakiemu celowi zmierzamy, która z intryg jest tą główną. Liczne epizody zdają się żyć własnym życiem, odchodzą, gdzie je oczy poniosą, a my za nimi. Każdy z nich mógłby być osobną opowieścią. Tę książkę trzeba smakować, degustować, bo jest ucztą, nie pośpiesznym posiłkiem, czy fast foodem.
Zapomnijmy o
zwrotach akcji, sensacyjnej fabule. To nie miejsce na pojedynki na różdżki, ani
magiczny survival: „Jak przeżyć w świecie, w którym elfy wcale nie są miłe i
dobre”. Żonglerka elementami fantasy, nie pozwala nam się jednak nudzić:
legendy, przepowiednie, opętania, zapomniane księgi, statki widmo, wskrzeszania
zmarłych, elfy, kruki, baśniowe światy do których dostajemy się przez
zwierciadła, tajemnicze przedmioty, szczypta historii, echa niewolnictwa. I to
tylko namiastka tego, co serwuje nam pisarka.
Tekst
oprawiony jest przypisami, które co prawda wybijają z rytmu i rozpraszają
podczas czytania (stanowią bowiem osobne opowieści), sprawiają jednak, że
historia staje się autentyczna, potwierdzona. To ciekawy zabieg stworzenia pozornie
prawdziwych wydarzeń, wpiętych w mroczny, nasiąknięty magią klimat
powieści. Opowieść o magach stanowi fikcję literacką stworzoną na kształt biografii,
opierającej się na faktach historycznych. Fabuła dopieszczona jest obecnością autentycznych
postaci: Napoleona Bonapartego, Jerzego III, lorda Byrona, malarza Thomasa
Lawrenca, lorda Liverpoola, jest wiarygodna.
Na co
tygodniowych spotkaniach towarzystwa magów studiuje się, dyskutuje, docieka.
Jego członkami są dżentelmeni – i jako tacy, nie brudzą sobie oni rąk pracą,
czyli jej praktykowaniem. Teoretycy Ci za sprawą przybyłego z zaścianka,
ekscentrycznego Norrella, w katedrze w Yorku, dowiadują się, czym jest magia
praktyczna. Ten traktowany z przymrużeniem oka dziwak, pomaga w wojnie z
Napoleonem i wskrzesza Lady Pole, co przynosi mu sławę, a na nią ściąga klątwę.
Norrell nie udziela się w życiu towarzyskim, uważa, że magia to nie zabawa, więc
jej odrodzenie dusi w zarodku. Chce zatrzymać ją tylko dla siebie, likwiduje
więc potencjalnych konkurentów i wykupuje wszelkie księgi o magii i zazdrośnie
ich strzeże (momentami przypominał mi małego pokurczonego Golluma strzegącego
pierścienia). Jest jedynym magiem, do czasu aż pojawia się Strange - porywczy,
arogancki samouk. Zaintrygował mistrza na tyle, by ten wziął go pod swoje
skrzydła. Norrell chciał jednak kontrolować go i ukierunkowywać poglądy, nie dopuścić
by dowiedział się zbyt wiele. Uczeń przerasta jednak mistrza i postanawia
kroczyć własną drogą. Odbiera mu również powód do dumy – to on wspiera teraz
rząd w walce i odnosi spektakularne zwycięstwo. Praktykując magię po swojemu,
szybko przekonuje się, jak jest ona niebezpieczna. Plątanina zaklęć, klucząca
drogami krainy Faere zmierza do jednego, dramatycznego punktu… Koniec nie jest
jednak tak ostateczny, jakbyśmy mogli sądzić - w świecie magii nic nie jest mierzone naszymi kryteriami poznawczymi.
Clarke tak
jak i Pratchett nie lubi elfów. Według ludowych podań to nie są dobre, miłe i
uczynne istoty, ani walczący w słusznej sprawie bohaterowie Tolkiena. To istoty
podstępne, pozbawione empatii. Leniwe, toczą rozrywkowe życie. Nie liczą
się z ludzkim życiem. Norrell słusznie odnosił się do nich z niechęcią, Strange
na szczęście w porę pojął swój błąd. Dżentelmen „o włosach jak puch ostu” – to
okrutnik, bawiący się więzieniem innych. Na tle szeroko zakrojonej panoramy
społecznej spór dwóch magów napędza fabułę, ta niepospolita więź dwóch mężczyzn
intryguje. Wzajemna fascynacja zamienia się z czasem w niechęć – oś utworu. Konflikt
uwypukla różnice charakterów: arogancja, pochopność, nadmierna ostrożność, lęki
– wymieszane ożywiają tekst. Dzięki dwóm bohaterom poznajemy dwakroć więcej
ludzkich przywar. Smutno byłoby nimi wszystkimi obarczyć tylko jednego.
Ścierając się, ukazują swoje wewnętrzne motywacje, głębię psychologiczną. Powieść to uniwersalna
satyra na ludzkie ułomności, które są częścią nas bez względu na to, czy
jesteśmy magami, czy zwykłymi śmiertelnikami. Dopiero, gdy zaakceptujemy swoją
niedoskonałość, jesteśmy w stanie zacząć rozumieć świat i działać. Przekonują
się także o tym magowie, którzy w sytuacji kryzysowej, zgodnie z przeznaczeniem,
dokonują wielkich rzeczy – wspólnie. Pisarka posiada doskonały zmysł i talent
do przedstawienia rzeczy znanych w nowym kształcie.
Postacie
kobiece, zepchnięte nieco na boczny tor – jak to w XIX wieku bywało - w
rzeczywistości nadają fabule płynności. To one niezauważane, pomijane przez
mężczyzn krążących z nosami w książkach, toczących jałowe wywody i spory o
wyższości świąt nad świętami, namacalnie doświadczają na sobie zaklęć. W obu
przypadkach konsekwencje są nieprzyjemne. Postaci drugoplanowych, które w
różnych partiach powieści odgrywają kluczowe role i popychają akcję do przodu,
jest multum. Każda z nich zasłużyła sobie na osobny rys psychologiczny, na
charakterystykę, osobowość i tożsamość. Dopracowani w każdym szczególe, są
„jacyś”, pełnokrwiści. Clarke włożyła w ich budowę wiele energii, ale efekt
jest wart tego nakładu pracy.
Stylizacja
powieści na XIX wieczną wymaga użycia specyficznego języka. Ten Clarke jest finezyjny,
plastyczny przez co zabudowana przez nią barwna fabuła ożywa. Jestem pełna
podziwu dla pracy jaki autorka włożyła w pisanie, i jej ogromnego talentu w posługiwaniu
się słowem – pisze z lekkością, opisy w jej wykonaniu przedstawiają
rzeczywistość namacalną, wyobraźnia aż buzuje pod naporem obrazów. Efekty są
piorunujące a świat – realny. Podróżujemy więc poprzez dzikie ostępy, morza, lądy
i światy, z Londynu do Hiszpanii czy słonecznej Italii, a stamtąd do Faerie,
krainy zamieszkałej przez elfy, tajemniczej krainy pełnej niedefiniowalnego
smutku, mroku, kruków, dzwonów, deszczu…Malownicze pejzaże dopełnia
angielski, absurdalny humor, żarty sytuacyjne i językowe. Delikatnie
przemycona, ale dosadna, ironiczna krytyka społeczna.
Oddać Anglii
magię, to nie takie proste, nie chodzi przecież o kuglarskie sztuki. Magii nie
obowiązują ograniczenia miejsca i czasu, przenika więc do nas z kart książki. Kto
nie chciałaby się rozkoszować nią w rzeczywistości… Czy skomplikowałaby ludziom
życie? I tak świetnie robimy to bez niej, myślę więc, że nie ma się czego lękać.
Książka dla czytelników
smakujących w słowach. Delektujcie się więc a potem z niepokojem lub odwagą
wejrzyjcie w swoje lustra. Kto wie, gdzie Was zaprowadzą?
Czytliwość:5/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 6/6
Ogólnie: 5/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 6/6
Ogólnie: 5/6
Autor: Susanna Clarke
Tytuł: Jonathan Strange i Pan Norrell
Tytuł oryginalny: Jonathan Strange and Mr Norrell
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Wydawnictwo: Mag
Wydanie: I
Rok wydania: 2013
Oprawa: twarda
Ilość stron: 810
Cena: 59,00 zł
Tytuł oryginalny: Jonathan Strange and Mr Norrell
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Wydawnictwo: Mag
Wydanie: I
Rok wydania: 2013
Oprawa: twarda
Ilość stron: 810
Cena: 59,00 zł
Fragment:
Pewna dama
(niekoniecznie przewyższająca mądrością autorkę tych słów) zauważyła, że świat
bardzo jest łaskawy dla młodych, którzy albo umierają, albo biorą ślub. Wyobraź
sobie zatem, czytelniku, zainteresowanie towarzyszące pannie Wintertowne! Żadna
młoda dama nie znalazła się w tak uprzywilejowanej sytuacji: umarła we wtorek,
wskrzeszono ją w środę nad ranem, a za mąż wychodziła w czwartek. Zdaniem
niektórych to aż za wiele wrażeń w jednym tygodniu.
Tutaj czytamy:
Tutaj czytamy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz