27 stycznia 2014

Psy w poczekalni, czyli Legenda o Tęczowym Moście /Teraz jestem w Tęczowym Moście - Bogumiła Śpiewakowska/


Słowem wstępu

Zaintrygowały mnie opinie o tej książce – wszystkie pozytywne i wychwalające. Jak to możliwe, by coś podobało się wszystkim? Nierealne. Chyba, że tylko określona grupa osób jest zainteresowana tą pozycją i po nią sięga – grupa o bardzo zbliżonych oczekiwaniach. Miałam okazję przeczytać i rozwiać swoje wątpliwości:  nie identyfikuję się z tą grupą.

Temat, chociaż nieco już wykorzystany w literaturze, był obiecujący: głęboka „przyjaźń” między człowiekiem a psem, miała szansę zyskać, jako motyw literacki, nowy wymiar. „Był”, „miała” – czas przeszły, jak się łatwo domyślić, oznacza, że nadzieje te okazały się płonne. Po lekturze długo biłam się z myślami, czy w ogóle podjąć się pisania tego tekstu, bo wychwalający, to on nie będzie.

Czytałam recenzje, w których wyraźnie zaznaczano, że osoby, które nie kochają zwierząt lub nie poniosły straty nie zrozumieją książki i w ogóle nie powinny po nią sięgać, bo im się nie spodoba. Kocham zwierzęta, mimo tego ta lektura do mnie nie trafia, bo oprócz zwierząt kocham także dobrą literaturę.

Kolejny argument popierających książkę, to forma pamiętnika, która w odczuciu odbiorców zezwala na dowolność formy, jej niedoskonałość, błędy. Nic bardziej mylnego. To bardzo infantylne podejście. Pamiętnikarstwo to też sztuka, pamiętnik nie upoważnia więc do tego by promować słaby talent.

Jedyne, co mnie w tej książce naprawdę urzekło, to pochwała wielorasowości i kundlowatości, powiedzenie wprost, że można być pięknym na miliard sposobów. Dowód na to, że wymiarem miłości nie jest czyjeś udokumentowane pochodzenie, czy idealny wygląd. Ważny staje się dla nas po prostu ktoś, kto niespodziewanie staje na naszej drodze, a niekoniecznie ktoś wymarzony, określony i wyszukany. Ważne jest również podkreślanie, że czworonóg staje się członkiem rodziny na dobre i na złe.

http://www.magnatt.com/inne/krople-wody-na-piorach/
Czas, miejsce akcji i takie tam…

Najpierw jednak garść suchych faktów. „Teraz jestem w Tęczowym Moście” Bogusławy Śpiewakowskiej składa się z dwóch części. W pierwszej zawarte są cztery opowiadania, w których autorka opisuje nam swoje życie z Floksią: od momentu, w którym się nawzajem odnalazły, aż do momentu odejścia suczki („Piesku, będziesz Floks”, „Dwanaście lat z Floksią”). W jednym z tekstów pani Bogumiła oddaje głos swojej czworonożnej przyjaciółce, która przedstawia nam swoją wersję wydarzeń – widzianą oczami psa („Teraz jestem w Tęczowym Moście”). Ostatnie opowiadanie z tej części dotyczy spacerów po Psim Polu, zawartych tutaj znajomościach, tych ludzkich i tych zwierzęcych („Spotkania na Psim Polu”): ludzie lubią się i dzielą wspólną pasję, z czworonogami bywa różnie. Druga - zdecydowanie lepsza literacko część książki – to zbiór kilku opowiadań, w których przeplatają się losy ludzi i psów (np. „Elegia dla Drania”, Dotyk psiej sierści”), w jednym z tekstów cofamy się nawet do koszmaru drugiej wojny światowej („Zaklinacz psów”). Tylko jedno z zamieszczonych tutaj opowiadań nie jest oparte na faktach i jest czystą fikcją literacką, ale za to całkiem prawdopodobną („Pies swatką? Dlaczego nie?”). Na końcu książki autorka przedstawia nam legendę O Tęczowym Moście i kilka faktów z istnienia tej legendy w Internecie („Fenomen Tęczowego Mostu”, „Legenda o Tęczowym Moście”).

Pani Bogumiła, Pańcia Floksi, mieszka w Warszawie na Bielanach, tam również znajduje się Psie Pole. Autorka tworzy mapę podróży ze swoją czworonożną podopieczną po różnych zakątkach Polski, oprócz Warszawy, zwiedzamy: Kazimierz Dolny, Wilgę, Rowy, Konstancin itd.  Przedstawia nam również historie ludzi i zwierząt poznanych na wyjazdach i po sąsiedzku w Warszawie. Wszystkich bohaterów książki – tych czworonożnych oczywiście - nie sposób jednak wymienić, m. in. na kartach pojawiają się wzmianki o: Floksi, Czice, Ramirze, Kamie, Kropce, Sami, Azie, Rózi, Homerze, Miśku, Hultaju, Piszczyku, Gacku, Piegusie…Opis autentycznych wydarzeń i postaci stanowi dużą wartość reportażową opowiadań i może stać się podwaliną do szerszej pracy o społeczności: psiej i ludzkiej, oraz łączących je relacjach.

http://tapety.joe.pl/na-pulpit/zwierzeta/psy/slodki-szczeniaczek/
Legenda o psiej poczekalni

Wbrew intencjom, najsłabszym punktem tego zbioru opowiadań jest legenda, na której została oparta ich treść, czyli Legenda o Tęczowym Moście. Dla niewtajemniczonych: Tęczowy Most, to takie miejsce, gdzie zwierzęta, które zakończyły już swój żywot, czekają na swoich właścicieli, by razem z nimi przejść po Moście i być razem już na zawsze. Poza tym, że tęsknią nie dzieje im się nic złego: nie chorują, nic je nie boli, nie są głodne, są po prostu szczęśliwe.


Miejsce to własnymi słowami opisuje dla nas Floksia:

„Teraz jestem w Tęczowym Moście. W miejscu  tym przebywają psy i inne zwierzęta, które już odeszły, a dla których mocniej biło czyjeś serce (…) ale każde z nas tak ogromnie tęskni za swoim ukochanym człowiekiem i czeka…
Wiem, że kiedyś przyjdzie po mnie moja Pańcia znów mnie przytuli, ucałuje i razem przekroczyliśmy Tęczowy Most…”.

Na pierwszy rzut oka idea bardzo ciekawa, po bliższych oględzinach okazuje się, że czegoś jej jednak brakuje. Kwint esencją legendy są słowa: „dla których mocniej biło czyjeś serce”, i tutaj budzą się już moje pierwsze wątpliwości, względem tej „krainy szczęśliwości”. Zastanawiam się więc, co ze zwierzętami, które żyły i odeszły będąc bezdomnymi, tymi które są bestialsko katowane przez „opiekunów”, z tymi porzuconymi, które już nigdy nie znajdują nowego domu, tymi których nikt nie pokochał? Nie zaznały miłości za życia, nie zaznają jej też po śmierci? One nie mają na kogo czekać, więc są gorsze i nie zasługują na pobyt w Tęczowym Moście (od razu idą dalej, czy może w ogóle nigdzie?)? Najwyraźniej trzeba wymyślić dla nich jakąś inną legendę, inne miejsce tymczasowego (lub stałego) pobytu. Legenda o Tęczowym Moście, jest stworzona przede wszystkim dla ludzi by nieść im pociechę – i to jest zrozumiałe. Z tych samych względów, jest również egoistyczne, ponieważ my jako gatunek, szukamy w niej ukojenia tylko dla własnego bólu. Dlatego nie uważam, aby ta legenda była piękna, mnie nie zachwyca, działa zbyt wybiórczo – niestety.

*Ważna jest jeszcze jedna kwestia. W kontekście książki uznajemy istnienie zwierzęcej duszy za niepodważalne. Dlaczego jednak miałby to być byt zależny od człowieka, czekający w przedsionku do nieba (?)

http://www.garnek.pl/elza100/6049940/polana-w-lesie
Psiarze kontra reszta świata

W opowiadaniach psiarze jawią się jako osoby wyróżniające się na tle społeczeństwa, co jest w sumie zrozumiałe z racji szczególnych upodobań i silnego poczucia przynależności do wspólnoty. Jednak sposób obrazowania tych ludzi, nawiązujących szczególną relację z psami, stawia ich w roli tych, którzy mają dostęp do jakieś tajemnicy, odkryli prawdę, która dla innych pozostaje ukryta, tych „wyjątkowych”, wśród których i autorka miała okazję i szansę się odnaleźć. Ich wewnętrzny świat zdaje się rządzić innymi zasadami. I w tym nie byłoby niczego złego, gdyby autorce udało się uniknąć: generalizowania, moralizowania i idealizowania. Szkoda, że pewne kwestie wyłożone są w książce łopatologicznie, przez co tracą urok. Czytelnik pozbawiony jest szansy zinterpretowania pewnych zjawisk, dojścia do własnych wniosków. Zamiast stworzyć klimat opisami i narracją, autorka uśmierca tekst dosłownością.

Pani Bogumiła chce widzieć wśród psiarzy wartościowych ludzi  (a ludzie lubiący inne zwierzęta już nie?): „Ludzie , który mają psy są zwykle dobrzy, szlachetni, wyrozumiali, uczynni, na krzywdę wszystkich żyjących istot”. Kto by nie chciał aby otaczały go właśnie takie osoby? Pisarka obracała się widać w bardzo przychylnym środowisku, godne pozazdroszczenia.

Kolejne przekonanie pisarki, pozostaje tylko w sferze marzeń przeciętnego Kowalskiego. Według niej psy są dyskretne i swoje potrzeby załatwiają w ukryciu - tak, dyskretne są szczególnie te, które robią to na środku chodnika. Pewnie są psy, które nie lubią załatwiać się poza skwerkami, laskami czy trawnikami same z siebie, ale bardzo często jest to kwestia wychowania. Są również osobniki, które nie krępują się niczym i żadnym miejscem i lepiej nie próbować zwracać uwagi ich właścicielom – ci szlachetni psiarze potrafią dosadnie bronić swoich domniemanych praw. Wiemy, że jednym z palących polskich problemów jest wszechobecność psich fekaliów. Autorka jednak ani słowem nie wspomina o tej kwestii, ani o tym, że kiedykolwiek sprzątała po swoim psie. Wniosek nasuwa się sam.

http://tapety.tja.pl/tapeta_104740.html
Bo kiedyś było lepiej…

W przywołanych przez pisarkę obrazach Psie Pole to arkadia pełna dobrych fluidów i prądów, które sprawiają, że psy są szczęśliwe, a ludzie stają się lepsi, co z czasem niestety uległo zmianie, gdyż poletko zmodernizowano. Psiarze tworzyli pewną społeczność, którą łączyły pupile, wspólne tematy i wzajemne zrozumienie, ale to już się skończyło (może to tylko subiektywne odczucie autorki?). Niestety jako czytelnik, nie odczułam magii miejsca, którą nieudolnie pisarka próbowała kilkakrotnie przywołać, wychwyciłam tylko jej silną identyfikację z tą grupą i desperacką tęsknotą za tym, co minęło. Sama kilkakrotnie otwarcie przyznaje, że kiedyś nie było tyle przemocy, napadów itd. Teraz żyje w świecie, z którym już nie chce się identyfikować. Dni spędzone z Floksią jawią się jej jako czas pełen pozytywnych wrażeń, dobrych ludzi i  dlatego ciepło je wspomina. Linia jej życia została przedzieloa grubą kreską na czas z Floksią i bez Floksi.

Kto właściwie jest bohaterem książki?

W pierwszej części książki – we wspomnieniach – nie zawsze jest jasne, o kim są te opowiadania: o psach czy jednak o ludziach? Teoretycznie najważniejsi powinni być czworonożni bohaterowie i ich losy. No i niby jest o nich i o relacjach z nimi, jednak czegoś brakuje. Doskonale wiem, o jaką zażyłość między pańcią a Floksią chodzi, ale gdybym nie wiedziała, z tej książki bym tej wiedzy na pewno nie wyniosła. Nie rozumiałabym nadal.

Nie wiem, co ma wnieść do opowiadań o psach - których miały być głównymi bohaterami – podziału na kiedyś i dziś, pochwał na temat ludzkich zachowań społecznych. Dzięki znajomościom ze wspólnych spacerów, jeden z psiarzy załatwia sobie wizytę u lekarza psiarza bez kolejki. …– to chyba nie o to miało chodzić w tej książce. Czemu ta informacja w ogóle ma służyć? Posiadanie psa i wychodzenie z nim na spacer, to sposób na poprawienie statusu społecznego, albo szansa na przydatne znajomości? A przecież miało być o psach i ludziach kochających psy. Skoro już w książce muszą być zamieszone nazwiska różnych osób, to niech nie będą ujawniane ich zawody: kardiolodzy, homeopaci itd. Poznawajmy ludzi przez ich historie i ich psy, na tym budujmy ich tożsamość, nie na tym, jaką pracę wykonują. Z punktu widzenia historii o relacji między psem a człowiekiem, wprowadzanie takich treści powinno być nienarzucające się, inaczej to chybiony, zniechęcający zabieg.

http://www.sluzbaochronyzwierzat.com.pl/T%C4%99czowy-most.php
Odmienne pojmowanie świata

Względem własnych błędów lub wobec błędów innych psiarzy – nie pada ani jedno negatywne zdanie. Tym samym marginalizowane są wszelkie niedopatrzenia. Nie każdy jest urodzonym treserem i nie każdy pies musi być wytresowany, ale są pewne sprawy, które powinno się przepracować. Nikt nie reaguje na agresywne zachowania Kamy, nieobliczalny pies terroryzuje ludzi i zwierzęta w okolicy. Właściciele nie reagują. Również pańcia Floksi wykazuje się kompletnym brakiem wyobraźni, gdy sama szczuje psem (hydraulika, samotnego mężczyznę na spacerze). Ale i do odpowiedzialności za zwierzaka trzeba dojrzeć. Autorka doznaje tego, gdy Floksia kradnie komuś w domu jedzenie: „Wówczas po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że nikt inny tylko ja jestem odpowiedzialna za tego rozhukanego szaleńca i że Floksia jest naprawdę moja”. Dlaczego jednak nikt nie pracuje z Floksią nad jej lękami? Suczka wyjada cukier z cukierniczki i całe jedzenie z misek, gdy ktoś przychodzi do domu. To bez wątpienia szczęśliwy pies, ale takie zachowanie mogło okazać się niebezpieczne dla jej zdrowia.

Nie jest to znakiem minionych czasów, że ludzie nie rozumieją do końca potrzeb psów i ich sposobu pojmowania świata. Personifikacja zwierząt nie upoważnia człowieka do mierzenia jego postępowania ludzką miarą. Pies jest zgoła innym stworzeniem, „wyznającym” odmienne wartości, i trzeba umieć to rozróżnić i zaakceptować, by zwierzę nie czuło się zagubione, tylko bezpieczne i szczęśliwe. Można psa traktować jak członka rodziny, ale nie powinno mu się narzucać ludzkiego pojmowania świata i ludzkiego rozumienia rzeczywistości, tylko uszanować jego odmienność i stworzyć mu optymalne warunki do życia po swojemu w ludzkim stadzie.

Świat oczami psa? A jednak nie

W związku z powyższym „opowiadana” przez Floksie historia jest niestety bardzo słaba. A szkoda. Mieliśmy szansę puścić trochę wodze fantazji zobaczyć ludzki świat z innej perspektywy, oglądany oczami psa. Pisarka sama w paru miejscach słusznie zauważyła, że pies mówi, słucha całym swoim ciałem i całym ciałem czuje świat, który go otacza. Nie umiała tego jednak wykorzystać, ewidentnie zabrakło na to pomysłu. Tekst przedstawia nam typowo ludzkie spojrzenie, aż nazbyt ludzkie. I tak nagle trzymiesięczny pies pamięta, rozróżnia i potrafi nazywać: kiełbasę czosnkową, makaron z mięsem. Wie, że jedzie do weterynarza i jest dumna z tego, co o niej powiedział – rozumiała znaczenie słowa? Wiedziała, że Pani bała się, że wybuchnął gaz i co to w ogóle oznacza. Mocno naciągane, zbyt dorosłe, zbyt sztuczne - tak jak dorosły nieudolnie udaje dziecko, tak tutaj człowiek udaje psa.  Jedyne ciekawe psie akcenty w tym opowiadaniu dotyczą tego, co nie koniecznie jest zrozumiałe dla człowieka i wytłumaczone zostaje po psiemu, np. psy gonią koty, bo te służą do gonienia - przecież ciągle uciekają.

http://guliverpsieserce.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?1,2009
Psie serce

Opowiadania od razu skojarzyły mi się z polsatowym serialem: „Psie serce”. Prezentowano w nim świat widziany z perspektywy psów, które „mówią” tzn. myślą na głos. Myśli te poznaje tylko widz. Każdy odcinek był osobną historią i występował w nim inny psi bohater. Celem serialu było uchwycenie i zobrazowanie wspaniałej i wyjątkowej relacji – wzajemnego oddziaływania - jakie zachodzą między psem i jego właścicielem. Zdarza się przecież, że pies staje się całym światem człowieka: jedynym powiernikiem, przyjacielem, pomocnikiem, zrozumieniem i wsparciem. Pomysł na serial więc był interesujący, ale wykonanie kiepskie: wiało nudą, resztki fabuły dobijało sztuczne aktorstwo. Prawdziwi bohaterowie – treserzy - pozostali poza planem,  ale dzięki nim najlepszymi aktorami byli Ci czworonożni, którzy ratowali widza przed zaśnięciem. Śpiewakowska również oddała gdzieniegdzie głos psom – jaki był tego efekt już wiemy – również mało porywający.
Podobnie więc w założeniach idea serialu i książki były obiecujące, ale wykonanie pozostawiło wiele do życzenia.

Pisz sercem, a nikt cię nie skrytykuje

Pod koniec książki, autorka zarzuca innym, że zbyt roztkliwiają się nad swoimi pupilami, że ich wypowiedzi, czy wspominania na ich temat są zanadto nasycone patosem. Przyganiał kocioł garnkowi. Sama zachowuje się jak rodzic, który podnieca się każdą kupką dziecka. Jednak nie potrafi przekazać swojej radości w taki sposób by zainteresować tym innych. Nie liczy się tyle temat, co forma jego podania. W każdym zachowaniu Floksi doszukuje się znamion mądrości, wyjątkowości, bezgranicznej inteligencji. Nie odmawiam sprytu, ani uroku tej suczce, tylko po co wytykać innym coś, co robi się samemu? (Ja też tak robię!) Daje również do zrozumienia, że nie powinno się oceniać tych tekstów, ponieważ są one pisane sercem. Acha. Czyli jeżeli, tekst zawiera w sobie duży ładunek emocjonalny, to usprawiedliwione są wszystkie niedociągnięcia? I zapewne odnosi się to również do zbioru opowiadań, który mam teraz przed sobą. Prośba do mnie nie trafia - tekst niech broni się sam, żadne usprawiedliwiania nie wchodzą w grę. Po co w kółko przypominać czytelnikowi, że pierwsze opowiadanie cyklu wygrało jakiś tam konkurs. To go niestety nie ratuje. Jest, było i będzie kiepskie.

http://staystrongbaby.pinger.pl/
Podsumowanie

Za sprawą tej książki setki ludzi poznaje legendę i dzięki temu może ona dalej żyć własnym życiem i dawać nadzieję, tym, którzy stracili swoich towarzyszy. Skoro komuś to pomaga, to dobrze, ale niedoróbki i wybiórczość – tego mimo wszystko nie można przemilczać.

Spodziewałam się, że wraz z autorką wyruszę w podróż okalaną wzruszającymi wspomnieniami, na temat więzi nie do końca wytłumaczalnych, dzięki którym świat okazuje się lepszym miejscem. Zwłaszcza, że treść książki jest oparta na faktach. Nic mnie jednak nie porwało, nawet odrobinkę nie pociągnęło. Momentami z książki wychodzi kiczowaty moralitet, o tym co jest w życiu najważniejsze, jakim warto być i jak postępować. Aczkolwiek są również momenty urocze - kilka opowiadań pozbawionych drażniącego komentarza odautorskiego i moralizujących wtrąceń. Budzą emocje, empatię i ciepło, wzruszają, chociaż nie próbują bezczelnie roztkliwiać. Rozumiem więź łączącą autorkę z jej psem. Jednak nie umiała sprawić bym tę więź poczuła. Czegoś zabrakło.

 „Recenzenci” próbują manipulować odbiorcami wpędzając tych wątpiących w poczucie winy. Ale kim trzeba być by nie wątpić? Kim trzeba być by bezkrytycznie przyjmować bezskładną papkę? Czy wystarczy pomysł, zamiar, ciekawy temat? Nie. Liczy się to, w jaki sposób zostanie przekazany. W głowie, czy sercu Pani Bogumiły nie wątpię, że wspomnienia zapisane są pięknie. Na papierze straciły swój urok, emocje, czar. Ludzie zachwycający się książką, czytając widzą swoje własne wspomnienia, czytają kluczem własnych emocji. Dla kogoś patrzącego obiektywnie: czaru nie ma, prysł, wyparował, odszedł. Nie udało się przekazać emocji. Książka nie umywa się chociażby do „Psiego roku”- w tej lekturze czuje się autentyzm, którego w „Legendzie…” nie ma.
Czytliwość:3/6
Wydanie: 3/6
Okładka: 3/6
Ogólnie: 3/6


 
Autor: Bogumiła Śpiewakowska
Tytuł: Teraz jestem w Tęczowym Moście
Wydawnictwo: ZYSK i S-ka
Wydanie: I
Rok wydania: 2009
Oprawa: miękka
Ilość stron: 190
Cena: 29,90

 
Fragment:
W ten oto sposób znalazłem się w ciemnej komórce, daleko od domu, razem z innymi ukradzionymi nieszczęśnikami. Jaki byłem głupi! Dlaczego ja pies-filozof nie przewidziałem, co może mnie spotkać. Ale cóż! Jak mawiał Seneka Młodszy: Tylko dla niewielu rozum własny jest najlepszym przewodnikiem.

1 komentarz:

  1. Rozumiem co czują ludzie wierzący w Tęczowy Most. Wiara w to, że jest miejsce, w którym zwierzę będzie szczęśliwie czekać na swojego pana, to dla niektórych, jak opowieść o niebie, ale bez ludzi. Problem w tym, że zanim się coś napisze, trzeba się nad wieloma kwestiami zastanowić...

    http://alicyawkrainieslow.blogspot.com/2014/02/internetowy-cmentarz-dla-zwierzat.html

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...