21 grudnia 2013

Witaj diable rogaty..... /Rogi - Joe Hill/


To, co kiedyś nazywaliśmy szatanem, czartem, lucyferem, belzebubem itd. dziś przyjęło miano nieświadomości. Współczesny diabeł jeszcze dobitniej i dogłębniej tkwi w nas samych. Ma tylko nową, modną nazwę.
Gdy dowiedziałam się, że główną osią utworu będzie wzdychanie do martwej ukochanej, to ścierpłam. Taplanie się w bagnie wspomnień i wyrzutów sumienia mogłoby wywołać u mnie gorączkę i dreszcze. Założyłam jednak, że skoro za historię wziął się syn Kinga, nie mógł jej zepsuć, musi mieć w genach patent na konstruowanie ciekawych historii. Po lekturze mogę stwierdzić, że rzeczywiście bardzo wiele Kinga w Hillu: podobny styl budowania napięcia, malowania świata, opisu wspomnień małego chłopca, demaskowanie zaścianku i potwora, nawet sposób poruszania się w świecie popkultury też jest u niego nieco wtórny. Jednak mimo to, a co dla mnie ważniejsze, powieść czyta się tak, jakby posiadanie rogów było czymś oczywistym i co drugi człowiek je miał – to mi wystarczyło: więc wchodzę w to, biorę, czy popularniej "lajkuję".
Ignatius Perrish, to miasteczkowy parias, wyklęty i przeklęty. Mimo braku dowodów i tak wszyscy uważają go za winnego strasznej zbrodni. Miał przecież motyw i sposobność by zgwałcić i zabić słodką Merrin. W efekcie nieprzyjemnych doświadczeń oraz niecnych poczynań po pijaku - wyrosły mu namacalne, „najzwyklejsze” w świecie rogi. Właściwie to istnienie rogów przyjmuje on ze stoickim spokojem, czasami tylko budzą w nim potrzebę refleksji, co jest zrozumiałe - w końcu jest istotą ludzką, co z tego, że nietypową? Wraz z nimi pojawiła się jednak moc. Nowe umiejętności stają się dla chłopca przekleństwem, ale z czasem - oswojone - zmieniają wymiar i smak jego egzystencji. W sumie Igg przeszedł już tyle, że niewiele może go zaskoczyć. Odkąd ma rogi już nikt niczego przed nim nie ukryje, ma szansę poznać sprawcę swoich nieszczęść! Tego, który odebrał mu to co miał w życiu najcenniejszego. Odpryski jego życia w końcu złożą się w całość. 
Odniosłam wrażenie, że najmniej dowiedziałam się z treści książki o głównym bohaterze. Tak jakby pełnił tylko funkcję przekaźnika, z tożsamością w zaniku. Jego rogi są katalizatorami, które dały mu wolność. Wszyscy mają go za potwora, więc po prostu się nim staje. Nie jest to jednak demonstracja zła ani słabości. Igg jako „diabelskie nasienie” wymierza sprawiedliwość, zachowuje także „czystość” myśli. Autor prezentuje nam w konstrukcji Igga, inną interpretację szatana: jako smutnego, odrzuconego nieszczęsnego demona, któremu bliżej do bycia człowiekiem, niż niektórym ludziom. Nie ma epatowania złem, dzielenia na czarne i białe. W takim kontekście to bezduszny Lee powinien paradować z widłami, a nie wrażliwy Igg. Dodatkowo nasz bohater jest niejako zawieszony w czasie, którym pisarz wytrwale żongluje – miesza, krąży w nim, ukazując jego płynność - na złość nieczułemu Stwórcy?

Igg jako ciepłe, nijakie kluchy prezentuje się jako życiowa ciapa i my go takiego nawet lubimy. Jednak jeśli chodzi o Merrin, mimo usilnych starań autora, jest mdła. Zbyt krucha i jakaś taka słodka, wręcz porcelanowa. Merrin niby zwykła dziewczyna, a prawie jak anioł – jak właściwie autor chce byśmy na nią patrzyli? Jak na przedmiot budzący pożądanie? Jak na zabawkę o którą chłopcy się kłócą? Taki kontekst ją właściwie całkowicie przysłania. Merrin to przedmiot nie podmiot - podobnie jak Igg  - pełni tylko rolę, przekazuje coś i zanika, jej istnienie zamyka się w srebrnym krzyżyku. Nie pomagają próby nadania jej charakteru. Moment, w którym sugeruje się czytelnikowi, że dziewczyna nie jest tak cudowna i porządna, jak wszyscy sądzą, zaczyna - paradoksalnie - kształtować ją. Widzimy światełko w tunelu - będzie antybohaterka! Niestety szybko dowiadujemy się, że motywy jej postępowania były oczywiście szlachetne i wszystko trafia szlag - czar pryska.

Powieść Hilla bogata jest także w symbole. Na pewnym etapie Igg zaczyna posługiwać się swoim nowym atrybutem – widłami. Intrygujące jest to, że to właśnie one uczyniły z Lee potwora: wypranego z uczuć, empatii i współodczuwania. Symboliczne stały się narzędziem przyczynowo – skutkowym. Nie bez znaczenia jest również fakt, że Merrin umarła pod wiśnią. Drzewo to jest bowiem symbolem ofiary złożonej z siebie, ofiary z krwi. Czyż wszystko nie składa się w bardzo wyraźny obraz? Oprócz tego: rogi – symbol siły i mocy – pojawiają się akurat u pozornie słabego Igga. Wraz z rogami pojawiają się również gady. Wąż – często postrzegany jako istota wroga człowiekowi lub jako strażnik świętych rejonów lub świata podziemnego, jako zwierzę duszy, symbol pokusy i - podobnie jak rogi - seksualny (męski - falliczny kształt i żeński - chłonący wszystko brzuch) oraz symbol siły ciągłej odnowy i życia. Symbole te dopełniają się wzajemnie, a historię złudnego spotwornienia czynią spójną. Igg przewrotnie staje się życiem, trwaniem, duchowością…
Po raz kolejny okazuje się, że diabeł jest w każdym z nas. Chowa się za maskami, etykietkami, pozorami. Z tym, jak chcemy być postrzegani, a jak jesteśmy postrzegani, mieszka w odgrywanych przez nas społecznych rolach. Jest w każdym w nas, ukrywa się w naszej nieświadomości – jest nią. Rogi Igga uwalniają każdego, bo skłaniają do ukazania swojego prawdziwego oblicza, choćby było plugawe i podłe. Przy pomocy narzędzi wyrastających głównemu bohaterowi z czubka głowy, autor rysuje obraz małomiasteczkowej społeczności i prawdziwego potwora. Nie trzeba zbyt wielu aluzji, byśmy zrozumieli ten przekaz. Mówienie więc o szatańskim cieniu, który spowił miejscowość byłoby nadużyciem – spójrzmy lepiej na własne cienie.

Powieść zaczyna się z przytupem: bez owijania w bawełnę, konkretnie. Potem następuje zapis drogi, kolejne przystanki. W początkowej fazie historia skojarzyła mi się z Małym Księciem – Igg wędruje z miejsca do miejsca, spotyka kolejne osoby, które wyjawiają mu jakieś prawdy – o sobie i swoich pragnieniach. Zbiera kolejne cegiełki. Na szczęście autor nie pociągnął w tej formie całej historii, fragment o którym mowa nie należał do najlepszych. Szybko dowiadujemy się, kto zabił. Poszukiwanie winnego nie jest więc głównym celem do którego zmierza treść. Poszukiwana jest tożsamość potwora. Pewne wątki powieści Hill niepotrzebnie ponaciągał, co zahamowało jej zgrabne tempo. Przesadził z retrospekcją, zamiast skupić się na rogach Igga (chociaż, to miało zapewne ukazać mnogość punktów widzenia). Kolejnym grzeszkiem stało się domykanie na siłę wątków. Nie wiem, po co końcowe sceny na otarcie łez? By nikt nie został sam? W wyniku tego powstał niby happy end – jakieś niezidentyfikowane pół na pół.
Wydanie niestety nie jest wolne od literówek. Uwagę czytelnika przykuwa jednak bardziej gorzkie w smaku, czarne poczucie humoru. Kilka elementów historii wyraźnie składa się na atmosferę grozy. Mimo to, powieści Hilla nie nazwałabym horrorem. Rogi to raczej kryminał nasycony manifestacjami paranormalnymi. Ciekawy koncept złożył się na dosyć ograny temat, na szczęście zrealizowany nieszablonowo, chociaż bez odkrywczych fajerwerków czy trzęsienia ziemi.

Na podstawie powieści powstał film. Recenzja TUTAJ
Autor: Joe Hill
Tytuł: Rogi
Tytuł oryginalny: Horns
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydanie:
Rok wydania: 2010
Oprawa: miękka
Ilość stron: 374
Cena: 39,00 zł

Fragment:
Nie twierdzę, że Bóg umarł. Mówię wam, że żyje i miewa się dobrze, ale nie może nikogo uratować, ponieważ sam jest potępiony za swoją zbrodniczą obojętność. Stracił szansę, kiedy zażądał czci i poddaństwa, zanim zaoferował opiekę. To klasyczny układ z gangsterem. Natomiast diabeł z całą pewnością nie jest obojętny. Diabeł zawsze pomaga tym, którzy pragną grzeszyć, co jest innym określeniem życia. Jego telefon nigdy nie jest zajęty. Zawsze ktoś go odbierze.
To chyba najstarsza diabelska zasada: zawsze można ufać, że grzech ujawni to, co w człowieku jest najbardziej ludzkie, tak jeśli chodzi o dobro, jak i zło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...