Ksiądz Natanek miał
rację!!!! Harry Potter to samo Zło!!! Wcielenie Szatana!!! No nie mogłam się
powstrzymać. Przypuszczam, że nad aktorem Danielem Radcliffem zawsze
będzie już wisiała klątwa Chłopca, który
przeżył spotkanie z Sami Wiecie Kim. Podobnie jak nad aktorem, który grał
McGyvera, jak mu tak było? No właśnie…hm…McGyver…? Jedna rola potrafi wrosnąć
tak głęboko, że zaczyna zastępować prawdziwą skórę. Gdy zobaczyłam, że - zgodnie z pierwowzorem książkowym - Merrin jest ruda, pomyślałam, że „Harry” ma coś z tymi
rudymi pannami, czym znów wpięłam go w rolę czarodzieja… Chłopak walczy i najwyraźniej
zależy mu na tym, by – ledwo gdy wydostał się z jednej roli - nie zaszufladkowano go w rolach amanta. Ciągnie go
do horroru, nie do komedii romantycznych (chociaż jego typ urody, to by właśnie
sugerował). Jeżeli już jesteśmy przy horrorach, to Kobieta w czerni – co by jednak nie mówić –
od Rogów jest filmem miliard razy ciekawszym. Książka znów okazała się więc lepsza od filmu. I po co to komu było?
Obsadzenie Radcliffa
w roli Igga nie było pomyłką. Zgodnie z tym, co pisałam o bohaterze książkowym
– to były ciepłe kluchy. Podobnie w filmie – totalna ciastolina. Niestety
rogi kompletnie do Daniela nie pasują, zamiast diabła mamy więc nędznego satyrka
z różkami. Niby nawala się, jak autobus w godzinach szczytu, miota się wściekle
i łypie groźnie okiem, sikając na dewocjonalia ale… ta delikatna twarz plus
rogi to zbyt duży kontrast, że w efekcie powstaje komedia. Podczas seansu miałam
ochotę krzyczeć: zabierzcie mu te widły, bo się dzieciak pokaleczy!! Jego gra
aktorska nie jest na szczęście skrajnie tragiczna, chociaż dwojący się i
trojący na ekranie Igg, wypada nienaturalnie. Nie potrafi oddać rozpaczy wynikającej
z powodu wykluczenia, odtrącenia, straty. Nie czułam gniewu bohatera, wiedziałam
tylko, że chcę go czuć. Odniosłam wrażenie, że przyjaciele w sumie też, go ani ziębią
ani grzeją, więc o co ten szum? W książce wiadomo o co. W filmie już nie
bardzo.
Satyrek w pełnej krasie |
Jeszcze gorzej wypadły inne postacie: elegancki i w wersji
filmowej „estetycznie” okaleczony Lee - jest bo jest (Max Minghella). Drepcze z
nogi na nogę, wypełnia tło, chociaż powinien być jedną z wyrazistszych a nie
marginalnych postaci. Nikt nam nie wyjaśnia tego, co się dzieje w jego głowie.
Nikt nam nie tłumaczy, jakimi ścieżkami kluczą jego myśli. Lee to właściwie nie
Lee. Nie wiem tylko czy to z winy scenariusza, czy tego, że aktor przypadkiem
dostał się w ostatniej chwili na plan i improwizował. Wątek Lee – Igg – Merrin
traci z tego powodu cały impet i tragizm, stając się kiczowatym romansem.
Element, który mnie dobił, to atrakcyjna Glenna (Kelli Garner) – WTF? No tak
zapomniałam, to amerykańska produkcja – wszyscy są piękni i gładcy. Merrin (Juno
Temple), jak i w książce, w filmie wiele do powiedzenia nie ma – w końcu nie
żyje. Jest ładna i wszyscy się w niej kochają – to wystarczy. Najlepiej i
najbardziej wiarygodnie wypadł Terry (Joe Anderson), no i węże – nie sposób
odmówić im naturalnego talentu aktorskiego i niewymuszonego uroku.
Mam się wzruszyć? |
Potworność ukryta pod
maską zwyczajności została starta na
proch i w ten sposób zniszczono jeden z istotniejszych aspektów książki. Okoliczne
trupy w szafach okazały się niegodnymi uwagi paprochami. W przypadku filmu nie
miałam skojarzeń z Małym Księciem, kolejność spotkań Igga przestaje mieć sens,
poza tym została potraktowana na skróty.
Groteskowość książki zachowana została na szczęście w absurdalnej atmosferze. Mroczne fragmenty
przeplatają się z kiczowatymi. By był to horror za mało nas jednak nastraszono
- grozy jak na lekarstwo. Najostrzejszy moment to ten, w którym - jakby to ująć, żeby nie spojlerować – śmierć
ponosi antagonista. Gdyby patrzeć na film, jak na kryminał – intryga jest zbyt prosta, tak jak w książce
łatwo się domyślić, kto zgwałcił i zabił Merrin. Miszmasz gatunkowy i zabawa
formą się nie udała. Co jednak trzeba przyznać: zakończenie filmu broni się
lepiej, niż zakończenie książki, mimo, iż żadne z nich do dobrych nie należy.
Fabuła oddana jest w miarę wiernie.... Wiadomo: coś wycięto, coś wklejono, coś zmodyfikowano.
Właściwie, w efekcie powstała dosyć luźna adaptacja Rogów Hilla. To co powoduje, że
film jest nielogiczny dla tych, którzy nie czytali książki, to brak
wyjaśnień i emocjonalnej głębi. Filmowcy zapomnieli, że nie każdy, kto będzie
oglądał film – czytał książkę i dośpiewa sobie brakujące wątki.
Zachęcam
do zapoznania się z analizą i interpretacją treści książki TUTAJ.
Rok: 2013 (świat), 2014 (Polska)
Reżyseria: Alexander Aja
Scenariusz: Keith Bunin
Produkcja: Kanada, USA
czyli czytać, nie oglądać ;)
OdpowiedzUsuń