Człowiek
udomowił psa, ale to kot udomowił człowieka /Marcel Mauss/
Gdy
tylko zobaczyłam tytuł książki, to wiedziałam, że będzie moja. No przecież (!)
jest o kotach – czy to nie wystarczający argument?!! Dodatkowo zachęciły mnie opinie
według których to taki wschodni Harry
Potter. Z tej krzyżówki wychodzi koci
Potter więc czego chcieć więcej? Moja kotka – pacyfistka nie była zbytnio
zachwycona, gdy zmuszałam ją do towarzyszenia mi podczas lektury. Zniosła to
jednak po swojemu - godnie – cierpliwie pobłażając mojemu wybrykowi. Ciekawe
czy i ona wybierze się kiedyś do kociej szkoły? Mieszkając ze mną - czytać i
pisać umie już na pewno. Tylko dla wygody udaje, że jest inaczej!
KIM
jest dla nas kot, zależy od naszych doświadczeń i od tego jak postrzegamy jego
rolę i miejsce w społeczeństwie (tak w społeczeństwie!). Od wieków, ten mały
drapieżnik, pozostaje tuż obok człowieka i pobudza jego wyobraźnię – obrastając
wprost proporcjonalnie do zainteresowania w symboliczne znaczenia. Niektórzy
twierdzą, że za samo bycie kotem, kotu należy się medal. I muszę przyznać, że im
dłużej obserwuję, tym bardziej wierzę, że coś w tym jest…
Każdy,
kto mieszka z kotem zdaje sobie sprawę z wyjątkowości towarzystwa, w którym się
obraca. Każdy kto mieszka z kotem, zastanowi się zanim powie: „mam kota”,
ponieważ powszechnie wiadomo, że jeśli ktoś, tu kogoś ma – to raczej to kot
jest właścicielem… Przysłowiowy Mruczek, to magiczna mozaika, która pozwala -
wedle uznania - ze sobą obcować. Doznanie takiego zaszczytu jest podwójne
ważne, zważywszy na to, że jest zdolny do odczuwania typowo ludzkich emocji –
czyli jak widać nie tylko ludzkich. Świadomość tego pozwala spojrzeć na świat
człowieka z innego punktu widzenia, zmienić pryzmaty i określić na nowo jego
miejsce w świecie, jako fragmentu całości, a nie całości samej w sobie.
Bo
jak wyglądałby świat, gdyby słońce zgasło? Gdzie były nędzny człowiek, gdyby
waleczny kot nie pokonał ciemności? Takie pytania przychodzą nam do głowy
podczas lektury Szkoły Kotów. Zamiast
pisać recenzję, jak na razie zamęczam Was przemyśleniami, więc najwyraźniej
książka pobudza do refleksji – napływającej w rytmie kolejnych uderzeń ogona. I
to oczywiście świadczy o jej wartości i o tym, że koty na całym świecie mówią
takim samym językiem. Ufff - przechodzę
do rzeczy.
***
Kim Jin- kyung napisał tę książkę na podstawie
opowieści, którą pocieszał swoje córki, gdy odszedł ich ukochany Saliks. Szkoła Kotów to dowód na to, że
najpiękniejsze historie rodzą się z miłości.
W
pierwszym tomie przygód Saliksa, Miłki i Mesana (futrzaści: Ron, Harry i
Hermiona) zderzamy się ze światem nie do końca nam znanym. Wydawać by się
mogło, że będzie to typowa historia o więzi między chłopcem i jego pupilem, na
którego "przyszedł czas" i z którym trudno się pożegnać. Fabuła skręca
niespodziewanie z utartych torów i nagle znajdujemy się z dala od ludzi, w
kocim świecie, którym rządzą kocie prawa – uściślając: kocie prawa i magia. Jedno
z praw mówi: kot, który siedzi zbyt długo
w ciszy i bez ruchu, nie ma nic wspólnego z prawdziwym kotem – serio?!!! To
ja nie mieszkam z prawdziwym kotem?! Tak wiem, jak pójdzie do szkoły, to się
dopiero nauczy… Nasz bohater, aby się tam dostać musi przejść bolesną
inicjację, zerwać wszelkie kontakty ze światem ludzi. Od tej pory będzie
już należał do innej rzeczywistości
(piękna metafora, prawda?). W tym fantastycznym świecie, zderzamy się z
tajemnicą, przygodą i nietypową magią. Na razie dane nam jest poznać tylko zarys
historii, podziwiać szczątkowe informacje o kolejnych bohaterach. Na więcej
soczystych kawałków musimy jeszcze poczekać. Póki co, jedno wiemy na pewno –
mimo wieku (kot trafia do szkoły, gdy kończy piętnaście lat) – psotnicza natura
sprowadzi na trójkę bohaterów niemałe kłopoty. Przez skórę czujemy, że nawarzą niezłego
piwa, zwłaszcza, że Kotcienie depczą im po ogonach…
Jak
widzimy, dziecko w trakcie lektury zostaje zderzone ze światem ciemności,
wyważoną porcją grozy (podawaną w drobnych kęsach i rozbrajanej humorem) i
pytaniami o sprawy „ostateczne”. Czy Saliks umarł, stał się dobrym duchem i od
tej pory przyjdzie mu walczyć z zagubionymi złymi kocimi duchami-cieniami (Nie
wszystkie koty są dobre?? Matko, mój świat runął, życie już nigdy nie będzie
takie samo!)? Czy śmierć to brama – inicjacja, którą trzeba przejść by trafić
do tajemniczej pieczary? A może koty nie umierają i żyją setki/tysiące lat tuż
obok nas (to by pasowało do ich kocich żyć i wcieleń)? Nienarzucające się
treści dają swobodę interpretacji. Dzięki temu każdy odnajdzie odpowiedź pasującą do jego potrzeb.
***
Oprócz
głównej osi fabularnej, której szczegółów bezpośrednio nie chcę zdradzać
(chociaż na pewno, co nieco mi się wymsknie), w tej bajce odnajdujemy wiele
informacji z dziejów kotów, znanych nam poniekąd z podręczników historii. I tutaj
pojawiają się już pewne problemy, ponieważ losy tego futrzaka, tak często
zazębiające się z losami ludzi, pełne są tajemnic i nieścisłości.
Koty
jako obrońcy spichlerzów ze zbożem zyskały sobie miłość Egipcjan. Ci uczynili z
nich istoty boskie, za których skrzywdzenie, czekała dotkliwa kara – nawet
śmierć. Egipski bóg słońca, co noc przepływający przez Krainę Ciemności, w
egipskiej mitologii narażony był na atak ze strony zła. Ochraniały go więc lwy
- w ich oczach odbijał się blask rozpraszający mrok. W tekście Kima, dachowiec
nie jest gorszy od lwa, bóg słońca przybiera bowiem postać kota i w tej formie pokonuje
zło. Ta wersja mitu podoba mi się nawet bardziej. Poza tym Solaris ma świetlny
miecz, niczym wojownik JEDI, (no dobra przeginam – kryształowy miecz, który
rozprasza ciemność), którym co noc zabija Węża. Bliskość Egiptu i kotów
podkreśla jeszcze postać Bastet – bogini muzyki, radości, tańca, płodności,
macierzyństwa, która łączona była właśnie z bóstwem słońca. Jako pasjonat
mitologii autor książki na pewno tego nie przeoczył i w kolejnych tomach nas
jeszcze czymś, w związku z kocią boginią, zaskoczy.
Jak zaznacza Kim, złoty wiek kotów miał zakończyć się wraz z rozwojem chrześcijaństwa, które wszędzie doszukiwało się kontaktów z szatanem. Opisuje on wyrywkowo czasy, w których koty palono na stosach. Według innego badacza historii kotów Laurence Bobisa – nie ma dowodów na to, by takie wydarzenia, jak eksterminacja kotów, miały mieć kiedykolwiek miejsce. I powszechne przekonanie o tym należałoby włożyć między mity, wierzenia, przesądy. Jak było naprawdę - nie wie nikt. Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z książką wspomnianego badacza: Kot. Historia i legendy wydanej przez Avalon.
***
Wracając
do powieści Kima, im bardziej zagłębiamy się w fantastyczny świat spod znaku
pazura, tym bardziej dociera do nas, że koty nie podlegają ludzkiemu poczuciu
czasu i przestrzeni. Płynność tych elementów świetnie oddają zagadkowe motywy
powieścio-bajki, np. grota, która
znajduje się w wielu miejscach na raz i opowieść profesora, o tym, że uczestniczył w bitwie, która odbyła się na
długo przed tym, zanim się urodził. Nasi bohaterowie, podobnie jak czytelnik,
muszą się nowego postrzegania istnienia nauczyć – wychowane z ludźmi nabyły
bowiem ich nawyków (i ograniczeń).
Nie
dziwi mnie fakt, że książka jest polecana przez koreańskie instytucje
edukacyjne. Nasączona jest wartościami takimi jak: przyjaźń, tolerancja,
akceptacja, otwartość. Przekazuje młodemu pokoleniu ważną prawdę, że trzeba być
w życiu po prostu sobą:
…najbardziej
magiczną sztuką dla kota jest bycie kotem. Nie dotyczy to tylko kotów, ale
wszystkich stworzeń tego świata. Bycie sobą to najbardziej niezwykła ze sztuk.
Nawet
każdy z opisanych kotów – mimo szczątkowych, jak do tej pory informacji – ma
inny charakter!! I w tej różnorodności tkwi piękno i siła. W tekście przemycono także między wersami
mądrość związaną z nauką i lękiem przed błędami. Nie popełnia błędów tylko ten,
kto nic nie robi i nie uczy się niczego ten, kto nie popełnia błędów! Zwróćcie
uwagę, ile razy i z jakim entuzjazmem, mimo porażek, nasi bohaterowie
niezmordowanie ćwiczą zaklęcia? I ile z tych „porażek” mają satysfakcji i
przyjemności? Kolejna prawda dotyczy tego, jak zarządzamy złymi emocjami i jaką
krzywdą mogą nam one wyrządzić:
Wśród kotów
porzuconych przez ludzi są takie, które żywią wobec nich złe uczucia, Jeśli
długo je skrywają, nie mogą się usamodzielnić. Żyją uczepione wyłącznie złych
emocji. Stają się ciemnymi stronami ludzkości, czyli właśnie Kotcieniami.
Poza
tym bardzo podobał mi się tańczący żeń – szeń (chcę takiego!), od razu skojarzył
mi się z mandragorą. Korzeń, ludzik - wiadomo. Spodobało mi się też „pisanie pazurem”, które nabrało
nowego, kociego znaczenia. Może się doszukuję, ale w kwestii zwalczających się
wzajemnie bliźniąt i ich wojny, która kiedyś na pewno się skończy – nie macie
wrażenia, że chodzi o obie Koree?
***
Zadaję
sobie sprawę z tego, co można by tej pozycji zarzucić. Akcja skacze i jest za
mało opisów. Kolejne elementy można by nieco rozwinąć, potraktować głębiej,
zatrzymać się nad nimi na chwilę. Pobawić się znaczeniami i słowem. Skakanie od
obrazu do obrazu powoduje, że lektura zdecydowanie przeznaczona jest dla
młodszych czytelników. Tak, do tego może przyczepić się Człowiek Zachodu. Nie
zapominajmy jednak, że to inna kultura napisała tę książkę, inny sposób –
bardziej fragmentaryczny – postrzegania świata: przez sceny, symbole -
niekoniecznie płynność przejść i rozmach. Możliwe, że forma bajki całkiem
niezamierzenie odzwierciedla sprężystość i elastyczność natury jej głównych
bohaterów. Poza tym dostaliśmy do rąk dopiero początek fantastycznej przygody,
która jest świetnym wstępem do świata literatury dla naszych – przede wszystkim
– najmłodszych i tak przy okazji przyjemną rozrywką, dla nieco starszych
czytelników. Podczas czytania warto wyłączyć typowo „dorosłą” perspektywę - ja po
kolejne tomy sięgnę na pewno!
Wydanie
Kwiatów Orientu dopieszczone i na bardzo wysokim poziomie. Ilustracje urzekają
fenomenalnym połączeniem kociej miękkości ze stonowanymi barwami. Żadnej
ostrości, mocnego konturu… Ilustracje nie krzyczą – dopełniają łagodnie treść o
kolejne warstwy.
Czasami nie warto używać wielkich słów, by likwidować odwieczne lęki. Najlepiej w prosty sposób przekazywać skomplikowane prawdy. Bajki takie jak ta są tego najlepszym przykładem.
Czasami nie warto używać wielkich słów, by likwidować odwieczne lęki. Najlepiej w prosty sposób przekazywać skomplikowane prawdy. Bajki takie jak ta są tego najlepszym przykładem.
Czytliwość:
6/6
Wydanie:
6/6
Okładka:
6/6
Ogólnie:
6/6
Autor: Kim Jin- kyung
Ilustracje: Kim Jae-hong
Tłumaczenie: Edyta Matejko-Paszkowska i Choi Sung Eun (Estera
Czoj)
Tytuł: Szkoła kotów
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Rok wydania: 2013
Wydanie: I
Okładka: miękka
Ilość stron: 166
Cena z okładki: 35,00 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz