Tak
mniej więcej wyglądała moja przygoda z powieścią spod znaku wakacyjnej
sielanki, kurzu, pyłu, niemiłosiernego upału i ptasich awantur.
Uwielbiam
książki, które przenoszą mnie w czasie. A tutaj od pierwszego zdania rzucono
mnie w kocioł wakacyjnej wyprawy na wieś. Tak, to zawsze była WYPRAWA. Nie
wyjazd, nie wycieczka, nie podroż z punktu A do B, tylko właśnie WYPRAWA. Od
pierwszej strony wiedziałam już, że będę Dziki
szczaw czytała przez pryzmat własnych wspomnień. Mój umysł będzie podsyłał
mi zapamiętane obrazy, przepuszczające je przez filtr książki. Nie pomyliłam
się: zachwycałam się wspomnieniem prawdziwego wiejskiego odpustu (kto nigdy nie
był niech żałuje!), harcami na łące, czy
w polu (nieszczególnie mi przykro z powodu wyjedzonego groszku) i obżarstwem w
sadach, przypomniał mi się zapach mleka prosto od krowy (dojonej ręcznie!)… i
woda prosto ze studni. Tak , ta miała zupełnie inny smak, próżno go dziś
szukam… Z rozrzewnieniem czytałam fragmenty o remizie strażackiej, wiejskim
sklepiku, zardzewiałych znakach drogowych, zagubionych na dróżkach widmach. Miejsce
w którym rozgrywa się akcja powieści, to jedno z tych zakątków, gdzie przejeżdżające
auto staje się wydarzeniem na miarę lądowania UFO. Mam egoistyczną nadzieję, że
są jeszcze takie miejsca, w których czas
się zatrzymał. Kto by za tym nie tęsknił??
Cóż
może być lepszego, na upalne popołudnie, od klasycznej młodzieżówki? Klasycznej
– nie przesiąkniętej przedwczesnym rozseksualizowaniem - takiej w stylu Musierowicz,
Siesickiej i Szymeczko. Z treści wyłania nam się obraz nastolatków nieskażonych
współczesnym wirusem pośpiechu. U Gil piszą nawet listy! I to papierowe!!! Czy
młodzież jeszcze taka naprawdę jest? Mam nadzieję, że chociaż część tak. Bo,
jak czytam o seks-obozach wakacyjnych, to cieszę się, że wychowywałam się w
innych czasach. Kiedy to, ktoś komuś co najwyżej „skradł całusa” – wiem, zaleciało muzeum. Mimo wszystko uważam,
że dzieciństwo powinno zostać dzieciństwem, na sprawy dorosłych zostaje potem
cała wieczność i jeszcze się zdążą przejeść… Wielu treść książki wyda się nieco naiwna. Jak
dla mnie jest to jeden z atutów tej powieści – przyda się bowiem czasem
oderwanie od brutalnej rzeczywistości.
Agnieszka
Gil zabiera czytelnika do, rozpływającej się w lipcowym upale, małej wioski nad
Pilicą. To miejsce, w którym Dorota wraz z dorastającą córką Łucją dawno nie
były, powrót w znajome okolice, cieszy je więc tym bardziej. Tutaj, z dala od
wielkomiejskiego tłumu i gwaru, samotnie chodzi się po polach, lasach, ma się
ściorane kolana, kąpie się w rzece - nikt nie umiera się z tego powodu i nikt
nie wzywa służb mundurowych, by odebrać rodzicom dzieci (wiecie do czego piję:
TUTAJ). W takich oto okolicznościach przyrody, Dorota zderza się z
przeszłością, a Łucja poznaje Mirka (taki, modny w literaturze młodzieżowej, bad boy) i Sławka (typowy – ale niegroźny - czarny
charakter, skrojony na miarę snującej się w ukropie akcji). Stajemy się
świadkami rodzących się pierwszych uczuć, takich przyprawiających o zawrót
głowy i drżenie serducha. Co za tym idzie, z tą sielanką w tle, rozgrywają się
pierwsze utarczki, nieporozumienia. Trochę trudno się młodym dogadać, gdy przedzierają się przez różnice –
można nawet zaryzykować stwierdzenie – kulturowe. Na przeszkodzie stają też
ambicje rodziców...
Zarysowany
wyraźnie w treści wiejsko-miejski konflikt, wynika z kompleksów, które
naznaczają bohaterów (właściwie bohatera – Mirka). W książce zostało to
dobitnie wyrażone prostym „świńskim” porównaniem: co dla jednych jest
codziennością, dla drugich stanowi egzotyczną atrakcję. Nie umkniemy temu, środowisko
głównie nas kształtuje. Dodatkowo na nasz los mają wpływ rodzice: ich przeróżne
style okazywania miłości rodzicielskiej i sposoby wychowywania. Tak docieramy
do głębszej prawdy: ludzie niby wszędzie są tacy sami, ale w różnych miejscach
mają różne priorytety, różne rzeczy wiedzą
i widzą. I to jest właśnie drugie dno tej powieści - zachwyt różnorodnością i
otwarcie na nią serca. Bo nikt nie jest
gorszy ani lepszy, to, że się różnimy jest właśnie piękne. Autorka pozostawia
jednak czytelnika z pytaniem: czy ze zderzenia takich dwóch światów może wyjść
coś dobrego? Cenić kogoś za odmienność, to jedna kwestia, a spędzić z nim
życie, to już inna para kaloszy…
Nie
wiem, czy młodzi bohaterowie unikną losu swoich rodziców. Mirek, tak dalece
daje się opanować poczuciu rozżalenia, że nie walczy o Łucję. Ślepo podąża
śladami ojca, który przecież pragnie, by syn miał inne życie niż on. Będzie
miał siłę, by wytrwale dążyć za marzeniem? Czy korespondencja się urwie, czeka
ich taki koniec, jak Dorotę i Irka? Autorka nie przesądza. Otwarte zakończenie
daje bohaterom możliwość zmiany losu. Bo to jednak pogodna książka. Z drugim dnem, ale
pogodna. Dająca nadzieję na wyjście z impasu.
Szczaw
– tak kwaśny, że unikają go nawet krowy - jest szeroko wykorzystywany w
ziołolecznictwie. W książce wzmianka o nim następuje około setnej strony. I to
wszystko. Zastanawia więc jego obecność w tytule. Znaczenie symboliczne nie
pozostawia jednak wątpliwości. Każdy z nas jest takim szczawiem i jest nim też
Mirek: kwaśny, nieokiełznany. Chłopak ma w sobie wiele wartości, trzeba je
jednak odkryć i nadać im „kształtu”. Stwierdzenie, że Mirek transformuje się ze
szczawiu w miód jest daleko idącą interpretacją. Mnie się jednak podoba.
Wielogłosową,
leniwą fabułę, dopełniają plastyczne opisy przyrody. Dbałość o szczegóły i
detale, oddziaływające na wszystkie moje zmysły spowodowały, że i mnie zasychało
w gardle i spodziewałam się usłyszeć chrzęst suchej ściółki pod stopami, gdy
wstanę z kanapy. Bardzo podobał mi się również motyw helskiego fokarium. Pamiętam historię foki Krysi, która padła, przez ludzką głupotę -wrzucanie „na szczęście” monet do basenu. Zdjęcia były wstrząsające.. Żarty sytuacyjne,
lekkie piórko i zgrabny język sprawiają, że ta intensywna, pachnąca i barwna
lektura jest idealna na wakacje. Śmiem twierdzić, że autorka opisała to, co
dobrze zna. Jej historia jest poniekąd zbudowana przez rzeczywistość, lekko
przyprószoną twórczym zamysłem.
Powieść Dziki szczaw mogłam przeczytać dzięki uprzejmości autorki.
Powieść Dziki szczaw mogłam przeczytać dzięki uprzejmości autorki.
Czytliwość: 6/6
Wydanie: 6/6
Okładka 4/6
Ogólnie: 5/6
Autor: Agnieszka Gil
Tytuł: Dziki szczaw
Tytuł: Dziki szczaw
Wydawnictwo: TELBIT
Rok wydania: 2008
Wydanie: I
Okładka: miękka
Ilość stron: 200
Cena z okładki: 27,00 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz