07 grudnia 2014

Nad grobem /Open Grave - Gonzalo López-Gallego/ 2013

Dlaczego warto zobaczyć ten horror? Chociażby dlatego, że napisanie jego recenzji, tak by nie zawierała spojlera, to nie lada wyzwanie. Ja się już nawet nie gryzę w język, tylko walę młotkiem po palcach. Musiałabym być potworną egoistką, by zepsuć innym przyjemność oglądania. Dlatego nie użyję słów na litery: „x” i „y”, które zdradziłyby, w którą stronę zmierza akcja...


Początek filmu jest bardzo efektowny i niezmiernie nieprzyjemny dla zmysłów. Jeden z bohaterów (Sharlto Copley) „budzi się” w rowie pełnym gnijących trupów. Doznaje szoku, zwłaszcza, że jego ciało reaguje tak, jakby samo zwalczało rigor mortis. Przez myśl przeszło mi nawet, że powstaje on jako zombie. Jednak nieszczęśnik ów reaguje zbyt „żywo” na otaczający go w tej masowej mogile odór i nie pała chęcią skorzystania z dostępnego wokoło bufetu. Zamiast tego, zmagając się z obrzydzeniem, odzyskuje kontrolę nad swoim ciałem. Jedno jednak nie chce zacząć działać sprawnie: nie wraca mu pamięć. Chaos i niepewność, które towarzyszą mu w tej niewiarygodnie podłej sytuacji, potęguje niemożność opuszczenia dołu. Nieoczekiwanie jednak, tej deszczowej nocy, nadchodzi pomoc. Tajemnicza Azjatka (Josie Ho), zrzuca mu linę, po czym rozpływa się w ciemnościach (moje pierwsza  podejrzana: gdy on wyjdzie - ona na niego zapoluje). Nasz bohater - lub antybohater, tego nie wiemy -, wydostawszy się z grobu, w panice wyrusza przed siebie i trafia do zagadkowego domu. Okazuje się, że zabunkrowało się w nim już pięć innych osób i, co ważniejsze, żadna z nich nie pamięta kim jest. Co zrozumiałe atmosfera między bohaterami jest gęsta i napięta. Jedyne co wiedzą na pewno, to to, że mają mnóstwo pytań bez odpowiedzi: Co to za miejsce? Kto morduje? A może mordercą jest jedno z nas? Poszukując odpowiedzi rozpoczynają grę w: „chcę przeżyć” i „nie ufam”, co na dłuższą metę, nie jest dobrą strategią.

Jak wspomniałam bohaterowie nie tylko ulegli zbiorowej amnezji, ale nie wiedzą również gdzie przebywają. A okolica, co okazuje się już następnego dnia, do zbyt przyjaznych nie należy. Oprócz towarzystwa spoczywającego w masowym grobie, ekipa ocalałych na każdym kroku natrafia na rozsiane po lesie „ozdoby” w postaci ludzkich trucheł. Dzień nie uspokaja więc ich podsyconych nocą lęków, tylko dostarcza nowych pobudzających strach bodźców. Pomimo otwartej przestrzeni, po której mogą przemieszczać się dosyć swobodnie, towarzyszy im wciąż ciężka, klaustrofobiczna atmosfera.

Bardzo dobrze dobrana obsada, poradziła sobie świetnie. Aktorzy rewelacyjnie odegrali role osób zagubionych, nieufnych, balansujących na krawędzi szaleństwa. Wyobraźcie sobie: spoglądać w lustro i nie rozpoznawać człowieka, który patrzy na nas z odbicia - to niesamowita trauma. Tragedia, która dotyka postacie ma więc wymiar bardzo indywidualny. Tym większy podziw dla reżysera (Hiszpan: Gonzalo López-Gallego), który dopełnił obraz tej trwogi specyficzną estetyką, ukazującą prawdziwą istotę śmierci i znaczenie ludzkiego życia poprzez: postępujący rozkład, powolne gnicie – czyli kruchość ciała. Wrażenie tej kruchości, dodatkowo podkreślają liczne ujęcia z lotu ptaka. Przemyślany i trafny zabieg, który pozwala nam kontemplować daną chwilę w oderwaniu od całokształtu. A na zakończenie filmu zastanowić się nad wartością tego, czego tak usilnie broni nasze ego. I nabrać do tego dystansu.

Głównym atutem filmu jest to, że widz, tak jak bohaterowie, błądzi po omacku i niczego nie jest pewien. Fabuła polega na odgadywaniu, przypuszczeniach. Co chwilę wydaje nam się, że jesteśmy już blisko rozwiązania, że poukładaliśmy już wszystkie puzzle. A z każdym zakrętem akcji, sens nam się wymyka, znów nie wiemy o co chodzi, w którym miejscu jesteśmy, elementy znów do siebie nie pasują. Nawet, gdy jesteśmy już blisko rozwikłania zagadki i tak nie zdajemy sobie sprawy ze skali zjawiska, którego uczestnikami stali się bohaterowie. I tak strzelamy na oślep: Czyha na nich jakiś psychopata, są uciekinierami z psychiatryka? A może....? Przez niemal cały film reżyser konsekwentnie i skutecznie przykuwa naszą uwagę i pobudza ciekawość. Niemal – ponieważ pod koniec atmosfera trochę „siada”. Za dużo jest niejasności i zaczynamy się niecierpliwić. Wewnętrzne rozgrywki bohaterów tracą na świeżości i ostrości. Za to dźwiękowo (Juan Navazo) film dopracowany w każdym szczególe: podkreśla tajemniczość i napawa lękiem. 

Nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła. Gdyby nieznany sprawca wrzucił  mnie do dołu pełnego gnijących trupów, to oczywiście z radością pomknęłabym do najbliższego domu - samotnego w opustoszałej okolicy. Co z tego, że mam broń - może tam, ktoś ma lepszą? A może to ja mam paranoję… W scenariuszu nie uniknięto klasycznego: „rozdzielmy się”, hollywoodzkiego zakończenia i scen nie mających większego sensu, jak np. ta z siekierami - że tak zapytam: Serio, musieliście???!!! Biorąc pod uwagę, że niewiele kręci się teraz takich - summa summarum - „myślących” filmów, spokojnie można wybaczyć te i inne drobne potknięcia i cieszyć się z oglądania.   

Nie jest to dzieło wybitne, ale zwyczajnie, a co ostatnio rzadko się zdarza, DOBRE: przemyślane, nieprzewidywalne i nieoczywiste. Tutaj nic nie jest tym czym się na początku wydaje. To nie jest kolejne, sztampowe, przewidywalne dziełko wypełnione po brzegi efektami specjalnymi. Mamy bowiem do czynienia z horrorem raczej psychologicznym, w którym nie o epatowanie flakami chodzi. To obraz surowy i emocjonalny. Bohaterowie nie są również mistrzami survivalu w stylu Rambo czy Commando Matrix. Spotkałam się z opinią, że film ten jest zbyt trudny dla współczesnego przeżuwacza popcornu. Nie do końca się z tym zgodzę. Produkcja ta na pewno zachwyci tych, którzy nie oczekują bezmyślnej, krwawej jatki, wybuchów, płonących metropolii i mają ochotę zobaczyć coś bardziej „nastrojowego”. 

Rok: 2013
Kraj: USA
Reżyser: Gonzalo López-Gallego
Scenariusz: Chris Borey, Eddie Borey


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...