28 grudnia 2014

Nie ma marzeń zbyt wielkich ani marzycieli zbyt małych /Niezwykłe przygody latającej myszy – Torben Kuhlmann/

A ja nadal w około świątecznym, bajkowym nastroju. Popełnię więc jeszcze jeden tekst o książce dla młodszego czytelnika. Bohaterami historii, które towarzyszą nam od dzieciństwa, najczęściej są zwierzęta, które poprzez alegorię przekazują nam wiele życiowych mądrości. Nie bez kozery więc w tytule recenzji umieściłam cytat z Turbo – bajki o najszybszym ślimaczku świata. Jego marzenie się ziściło, wystartował w wielkim wyścigu. Podobnie bohaterowi omawianej książki, nic nie mogło stanąć mu na drodze realizacji marzenia: mysz przeleciała nad Atlantykiem. Gdy tylko ujrzałam na okładce małego gryzonia, uruchomił się w mojej głowie ciąg skojarzeń. Pamiętacie odważną myszkę, czyli Dzielnego Despero Kate DiCamillo? (tak moi drodzy, to była książka – animacja była nią inspirowana), a dzielne myszy z ruchu oporu z Dolota i rozbrajający okrzyk: Sabooootaaaaaaaż!!! -? Przykłady można by mnożyć...Myszka jest symbolem odwagi. Bo nieważne jak mały i wątły jesteś, nieważne jaką rolę społeczną próbuje Ci się wtłoczyć. Możesz być tym kim chcesz i osiągać wszystkie wymarzone cele, zwojować świat albo i więcej. Musisz mieć tylko odwagę by to zrobić, wierzyć w siebie i nie poddawać w się w obliczu porażek, tylko traktować je jak kolejne lekcje. Trzeba przyznać, że morał płynący z bajki jest bardzo inspirujący i motywujący – również dla dorosłego.


To tylko jeden poziom odczytywania tej bajki. Oprócz tego mamy jeszcze skrojoną na miarę dziecka – w pigułce - lekcję o historii lotnictwa. Nasz mały bohater podobnie jak pierwsi konstruktorzy „latających aparatów” : da Vinci, Ader, Lilienthal, czerpie początkowo inspiracje z natury, wzorując się na skrzydłach nietoperza. Przy kolejnych próbach wzbicia się w przestworza, sięga już  po rozwiązania technologiczne, eksperymentując z parą, przekładniami, w końcu - z silnikiem spalinowym. Jego wysiłki odzwierciedlają, nieco symbolicznie, przemożną ludzką potrzebę podróży, docierania w nowe, nieznane miejsca. Odwieczne: Citius-Altius-Fortius. Wyczyn naszego mysiego lotnika, podziwiany tak przez myszy jak i ludzi, stał się – tak z przymrużeniem oka – inspiracją dla pewnego chłopca, który w przyszłości miał stać się legendą lotnictwa. A mowa o  Charlesie Lindberghu – pierwszym człowieku, który przeleciał nad oceanem Atlantyckim bez międzylądowań.

Okładka książki jest hipnotyzująca. Każda kolejna strona również. Od ilustracji nie da się oderwać wzroku. Sama już nie wiem ile razy je przeglądałam, wychwytując coraz to nowe drobiazgi. Możemy delektować się detalami, które są niejako ikonami gwałtownego rozwoju technologicznego na przełomie XIX i XX stulecia. Widzimy dziesiątki, setki kół zębatych, przekładni, dźwigni ...tego wszystkiego, co wprawia w ruch, napędza różnego typu maszyny, statki parowe, lokomotywy. Widzimy pędzących gazeciarzy, ruchliwy, pełen zgiełku dworzec w Hamburgu. Jak dla mnie te ilustracje stanową prawdziwą treść książki. Jej kwintesencję. Bo tekst sam w sobie pozostawia trochę do życzenia. Według tytułu mysz miała mieć niesamowite przygody – w takie raczej ich nie ma. Możemy je sobie dopisać, śledząc rysunki. Niestety mało jest też podano szczegółów, nie ma żadnych dialogów np. między myszką a  a innymi bohaterami książeczki: kotami, sowami nietoperzami. Dzieci uwielbiają dialogi…czytając je można modulować głos, wydawać dodatkowe dźwięki. Nie poznajemy także żadnych konstrukcyjnych szczegółów, np. jak wykorzystuje swoje znaleziska myszka. A fabuła zasadza się wokół tego, że przyjaciele naszego bohatera  wyprowadzają się za ocen, do kraju wielkich możliwości, czyli USA (nawet myszy dały się wrobić w wielki sen), i nasz wynalazca chce do nich dołączyć. Nie zważając na kolejne niepowodzenia, na grożące mu nieustannie niebezpieczeństwo, konstruuje kolejne maszyny i dolatuje wreszcie do Nowego Jorku.

Ta książka wymaga więc od osoby czytającej ją dziecku wyobraźni. To jak bowiem wypełnimy historie między tekstem zależy od naszych zdolności gawędziarskich. Obrazki są cudowne i otwierają przed czytaczem ogromne możliwości. Spotkanie kota z myszą w porcie, można przedstawić jako scenę rodem z dzikiego zachodu – spotkanie dwóch rewolwerowców w samo południe. Posiłkując się różnymi szczegółami można opowiadać w nieskończoność. Zdecydowanie nie przypadnie do gustu tym, którzy lubią drogi na skróty i wolą dostać gotowe przygody niż sami je wyłuskiwać.

Dopracowane w szczegółach wydanie. Twarda okładka, stylizowana na starą księgę, dopieszczona i starannie wykonana. Podobnie środek. Duże literki, spore odstępy i wiele światła, dzięki którym i młodsi czytelnicy nie zmęczą się lekturą. Świetna historia – ta opisana zarówno słowem jak i obrazem - posiadająca ponadto drugie dno.

Autor książki jest zafascynowany lataniem. Doświadczamy tego na każdej stronie niniejszej książeczki, która stanowi – uwaga! - jego pracę dyplomową. Przy okazji stanowi też jego debiut literacki. Nie można odmówić mu talentu. Widać, że książkę napisał ogromny pasjonat. Wie, co to znaczy podążać za marzeniem i je osiągać. Nieważne ile wrogo nastawionych sów i kotów, próbuje stanąć Ci na drodze i udowodnić, że nie dasz rady. 

Czytliwość: 5/6
Okładka: 6/6                                                 
Wydanie: 6/6
Ogólnie: 5/6

Autor: Torben Kuhlmann
Tytuł: Niezwykłe przygody latającej myszy
Tytuł oryginalny: Lindbergh. Die abenteuerliche Geschichte einer fliegenden Maus
Tłumaczenie: Marta Krzemińska
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2014
Okładka: twarda
Ilość stron: 90
Cena z okładki: 34,99 zł






Książkę mogłam przeczytać dzięki:






1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...