A ja nadal w około świątecznym, bajkowym
nastroju. Popełnię więc jeszcze jeden tekst o książce dla młodszego czytelnika. Bohaterami historii,
które towarzyszą nam od dzieciństwa, najczęściej są zwierzęta, które poprzez
alegorię przekazują nam wiele życiowych mądrości. Nie bez kozery więc w tytule
recenzji umieściłam cytat z Turbo –
bajki o najszybszym ślimaczku świata. Jego marzenie się ziściło, wystartował w
wielkim wyścigu. Podobnie bohaterowi omawianej książki, nic nie mogło stanąć mu
na drodze realizacji marzenia: mysz przeleciała nad Atlantykiem. Gdy tylko
ujrzałam na okładce małego gryzonia, uruchomił się w mojej głowie ciąg skojarzeń.
Pamiętacie odważną myszkę, czyli Dzielnego
Despero Kate DiCamillo? (tak moi drodzy, to była książka – animacja była
nią inspirowana), a dzielne myszy z ruchu oporu z Dolota i rozbrajający okrzyk: Sabooootaaaaaaaż!!!
-? Przykłady można by mnożyć...Myszka jest symbolem odwagi. Bo nieważne
jak mały i wątły jesteś, nieważne jaką rolę społeczną próbuje Ci się wtłoczyć.
Możesz być tym kim chcesz i osiągać wszystkie wymarzone cele, zwojować świat
albo i więcej. Musisz mieć tylko odwagę by to zrobić, wierzyć w siebie i nie
poddawać w się w obliczu porażek, tylko traktować je jak kolejne lekcje. Trzeba
przyznać, że morał płynący z bajki jest bardzo inspirujący i motywujący –
również dla dorosłego.
To tylko jeden
poziom odczytywania tej bajki. Oprócz tego mamy jeszcze skrojoną na miarę
dziecka – w pigułce - lekcję o historii lotnictwa. Nasz mały
bohater podobnie jak pierwsi konstruktorzy „latających aparatów” : da Vinci,
Ader, Lilienthal, czerpie początkowo inspiracje z natury, wzorując się na
skrzydłach nietoperza. Przy kolejnych próbach wzbicia się w przestworza, sięga
już po rozwiązania technologiczne,
eksperymentując z parą, przekładniami, w końcu - z silnikiem spalinowym. Jego
wysiłki odzwierciedlają, nieco symbolicznie, przemożną ludzką potrzebę podróży,
docierania w nowe, nieznane miejsca. Odwieczne: Citius-Altius-Fortius. Wyczyn
naszego mysiego lotnika, podziwiany tak przez myszy jak i ludzi, stał się – tak
z przymrużeniem oka – inspiracją dla pewnego chłopca, który w przyszłości miał
stać się legendą lotnictwa. A mowa o
Charlesie Lindberghu – pierwszym człowieku, który przeleciał nad oceanem
Atlantyckim bez międzylądowań.
Okładka książki
jest hipnotyzująca. Każda kolejna strona również. Od ilustracji nie da się
oderwać wzroku. Sama
już nie wiem ile razy je przeglądałam, wychwytując coraz to nowe drobiazgi.
Możemy delektować się detalami, które są niejako ikonami gwałtownego rozwoju
technologicznego na przełomie XIX i XX stulecia. Widzimy dziesiątki, setki kół zębatych, przekładni, dźwigni ...tego wszystkiego, co wprawia w ruch,
napędza różnego typu maszyny, statki parowe, lokomotywy. Widzimy pędzących
gazeciarzy, ruchliwy, pełen zgiełku dworzec w Hamburgu. Jak dla mnie te
ilustracje stanową prawdziwą treść książki. Jej kwintesencję. Bo tekst sam w
sobie pozostawia trochę do życzenia. Według tytułu mysz miała mieć niesamowite
przygody – w takie raczej ich
nie ma. Możemy je sobie dopisać, śledząc rysunki. Niestety mało
jest też podano szczegółów, nie ma żadnych dialogów np. między myszką a a innymi bohaterami książeczki: kotami,
sowami nietoperzami. Dzieci uwielbiają dialogi…czytając je można modulować
głos, wydawać dodatkowe dźwięki. Nie poznajemy także żadnych konstrukcyjnych
szczegółów, np. jak wykorzystuje swoje znaleziska myszka. A fabuła zasadza się
wokół tego, że przyjaciele naszego bohatera
wyprowadzają się za ocen, do kraju wielkich możliwości, czyli USA (nawet
myszy dały się wrobić w wielki sen), i nasz wynalazca chce do nich dołączyć.
Nie zważając na kolejne niepowodzenia, na grożące mu nieustannie niebezpieczeństwo,
konstruuje kolejne maszyny i dolatuje wreszcie do Nowego Jorku.
Ta książka
wymaga więc od osoby czytającej ją dziecku wyobraźni. To jak bowiem wypełnimy
historie między tekstem zależy od naszych zdolności gawędziarskich. Obrazki są
cudowne i otwierają przed czytaczem ogromne możliwości. Spotkanie kota z myszą
w porcie, można przedstawić jako scenę rodem z dzikiego zachodu – spotkanie
dwóch rewolwerowców w samo południe. Posiłkując się różnymi szczegółami można
opowiadać w nieskończoność. Zdecydowanie nie przypadnie do gustu tym, którzy
lubią drogi na skróty i wolą dostać gotowe przygody niż sami je wyłuskiwać.
Dopracowane w
szczegółach wydanie. Twarda okładka, stylizowana na starą księgę, dopieszczona
i starannie wykonana.
Podobnie środek. Duże literki, spore odstępy i wiele światła, dzięki którym i
młodsi czytelnicy nie zmęczą się lekturą. Świetna historia – ta opisana zarówno
słowem jak i obrazem - posiadająca ponadto drugie dno.
Autor książki
jest zafascynowany lataniem. Doświadczamy tego na każdej stronie niniejszej
książeczki, która stanowi – uwaga! - jego pracę dyplomową. Przy okazji stanowi
też jego debiut literacki. Nie można odmówić mu talentu. Widać, że książkę
napisał ogromny pasjonat. Wie, co to znaczy podążać za marzeniem i je osiągać.
Nieważne ile wrogo nastawionych sów i kotów, próbuje stanąć Ci na drodze i
udowodnić, że nie dasz rady.
Czytliwość: 5/6
Okładka:
6/6
Wydanie: 6/6
Ogólnie: 5/6
Autor: Torben
Kuhlmann
Tytuł: Niezwykłe
przygody latającej myszy
Tytuł
oryginalny: Lindbergh. Die abenteuerliche
Geschichte einer fliegenden Maus
Tłumaczenie:
Marta Krzemińska
Wydawnictwo:
Wilga
Rok wydania:
2014
Okładka: twarda
Ilość stron: 90
Chyba zakupię, grafika faktycznie obłędna :)
OdpowiedzUsuń