26 czerwca 2014

Wydobyte z cienia szuflady /Ludzie Cienia – Łukasz Orzechowski/

Od razu Krakowa nie zbudowano. Tak jak pisałam w osobnym poście o Wydawnictwie Książkożercy, by stać się pisarzem trzeba wykonać wiele pracy, zapłacić frycowe i walczyć. Dlatego tekstów debiutantów nie czyta się tak, jak tego, co wychodzi spod pióra „starego wygi”. Nie należy ich również w ten sam sposób oceniać… Trudno jednak wyzuć się całkowicie z emocji i nie rzucić czasem tabletem o ścianę. Dla recenzenta, to też wyzwanie i ważna nauka. Jest więc pan dla mnie, panie Łukaszu, ogromną lekcją.

Na stronie Książkożerców udostępniono antologię Łukasza Orzechowskiego. Z opisu e-booka wynika, że będziemy mieć do czynienia z fantastyką. Po lekturze mam wątpliwości. Pojawia się tutaj coś na kształt opisu wewnętrznych rozterek pisarza, który dzieli się z nami swoimi – niestety –nieodkrywczymi przemyśleniami, sci-fi, bajka, kryminał i trochę fantastyki.

Uznałam, że jeżeli jeden na szesnaście zaprezentowanych tekstów będzie dobry, to będę zadowolona z lektury. Na szczęście znalazła się ta perełka i jest nią opowiadanie Pan Deszczu.  Tekst zasługuje na uwagę, ze względu na podjętą w nim grę literacką, grę słowem, znaczeniem. Ten eksperyment pokazuje, że autor ma potencjał i ma szansę odnaleźć się na rynku wydawniczym. Póki co, reszta tekstów pokazuje nam nad czym ewidentnie powinien jeszcze popracować. Styl do poprawki całkowicie, maniera nachalnego moralizowania i patosu wyżerającego oczy musi zniknąć. Filozofia – i owszem w literaturze wskazana – ale sugestią, plazmoidalnie, z czuciem - nie z liścia w pysk! Niestety autor sprawia wrażenie, jakby zachłysnął się nową wiedzą i siłą chciał się nią z nami podzielić. A to nie tędy droga. Moralne wstawki i wykłady, to niezaprzeczalna wartość, ale wtedy, gdy są zgrabnie wtopione w tekst i nie rażą sztucznością.

Na kolejnych stronach spotykamy postacie, które się niczym od siebie nie różnią, chociaż występują w różnych przestrzeniach i czasie. Razi brak indywidualizacji, aż nader wyraźne jest, że każdy wypowiadający się w książce to sam autor, nie kreowana postać. Obce imiona (wyjątkiem jest opowiadanie o Cyprianie) też nie pomagają. Przecież nie dodają tekstom światowości(!), dlaczego więc nie postawić na polskie? Ewidentnie intrygujące wizje, rodzące się w umyśle twórcy, nie są wstanie zmieścić się w języku, którym ten na chwilę obecną dysponuje. Forma nie jest w stanie oddać jego wyobrażeń, przez co czytanie staje się męczące. Co ma budować napięcie, emocje, ma zaskakiwać – nie robi tego. Zakończenia też nie porywają, są płaskie.

Dodatkowo w tekstach w wielu miejscach zamiast przecinków są kropki (lub odwrotnie). Po kropkach zdania nie są rozpoczynane wielką literą. Poza tym pojawia się multum błędów stylistycznych, nieprawidłowa odmiana słów, zbytnio rozbudowane zdania, w sensie których gubi się najwyraźniej sam autor.

Postanowiłam napisać parę słów o każdym opowiadaniu. Niedociągnięcia, które odnotowuje w niektórych, tyczą się większej ilości tekstów, nie chcę jednak wszystkiego w kółko powtarzać. Błędy stylistyczne zamieszczone w recenzji nie są wszystkimi. To te, które akurat chciało mi się przepisać.

JEST DRUGA, UKRYTA STRONA CZŁOWIEKA

W skrócie: naukowiec borykający się z niemocą twórczą, odkrywa straszną prawdę o sobie.

Opowiadanie przypomina mi wypracowanie szkolne. Warsztat do poprawki: albo gramy formą i tworzymy tekst poetycki, finezyjny, albo piszemy prozę. Nieumiejętne mieszanie elementów rodzi chaos. Zwłaszcza, gdy do słów „przyklejają się” powtórzenia, splątane szyki, pompatycznie rozdmuchane wyrażenia. Autor sprawia wrażenie, jakby chciał się pochwalić, że zna jakieś sformułowania, jak: pióro z inkaustem, Pętla Möbiusa. Użycie tych słów, zderzone z kiepskim stylem sprawia, że nie pasują do tekstu. Poza tym patos zabija tę zgrabną historię. Trzeba więcej wyczucia. I niekoniecznie dyktować czytelnikowi morał na zakończenie. Jeśli nie dotarł do niego sam, to znaczy, że nie dorósł do przekazanej treści.

To, co miało podkreślić dramatyzm sytuacji, czyli to, że ślepiec miał na utrzymaniu żonę i trójkę kalekich dzieci, spowodowało, że buchnęłam śmiechem. Podkręcanie wrażenia w tym wypadku przyniosło odwrotny efekt od zamierzonego.

Poza tym takie drobnostki: …ile ziaren piasku jest na pustyni Sahara – nie lepiej „na Saharze”?; które nazwał namiotem  - wypadało by słowo „namiot”, napisać wielką literą bądź w cudzysłowie, by oddać sens zdania.)

CIEPŁY, WIOSENNY DESZCZ

Typowa wprawka, ćwiczenie w budowaniu opisu – nawet zgrabnie wyszło. Chociaż i tutaj wkradły się zgrzyty – brak płynnych przejść: mieszka gdzie mieszka i nagle lubi jesień.

OPTIMA

Rok 2025, nowe zaostrzone przepisy. Kara śmierci za wszystko – nie załapać się nie sposób. Można by z tego nakręcić film, w stylu zabili go i uciekł, zbuntował się przeciwko nieludzkiemu systemowi, z psychopatą w tle. Takie kryminalne sci-fi. Tom Cruise lubi takie role, tylko, że on jeszcze uratuje świat przy okazji. Zakończenie chyba miało być zaskakujące. Taki królik z kapelusza, ale zamiast tego pozostaje niesmak po nieskładnej akcji. I te moralizowanie na końcu…


Główny bohater, John, według opisu ma około pięćdziesiąt lat, czyli według autora: Nie był młody, czuł, że się starzeje, widział postępujące zmiany swego oblicza, zwiastujące wiek emerytalny. Powiedz pięćdziesięciolatkowi, że jest prawie emerytem i poczekaj na reakcję… Poza tym, rodzina jest dla niego najważniejsza więc czas spędza głównie w pracy, na siłowni i biegając z psem. Trochę nielogiczne, ale ok, niech będzie. Autor powalił mnie też stwierdzeniem o narodzinach syna Johna: Maggie urodziła go późno, bo mając lat około trzydziestu. Może nich najpierw zweryfikuje informacje zanim pośle w świat takie bzdury…

Początkujący pisarze często popełniają pewien błąd, i Orzechowski też się na niego złapał – do przesady rozdmuchane, niepotrzebne, nie wnoszące nic do tekstu, szczegółowe opisy np. wyposażenia domu. Bohaterowie kulawi – jakoś nie widzę dramatu ojca…. Akcja i napięcie – pisarz nie potrafi jeszcze stopniować akcji.

Dodatkowo: To, co wszyscy nazywali toaletą, w rzeczywistości było dość obszernym pomieszczeniem, całym wyłożonym kafelkami, niegdyś zapewne ciemno – żółtymi, błyszczącymi czystością, teraz usianymi plamami, pociemniałymi, matowymi z licznymi zaciekami, na środku z sufitu zwieszało się kilka łańcuszków, które służyły do otwierania zimnej wody, lejącej się z podziurawionych rur, stanowiących swego rodzaju prysznic. w rogu, po lewej i prawej stronie znajdowały się odpływy wody.

To było jedno zdanie (chyba, że ta kropka rzeczywiście była kropką i nie została pomylona z przecinkiem) – spokojnie można by je podzielić na kilka krótszych, które lepiej oddałyby sens wypowiedzi. Opis stałby się mniej męczący. I według mnie „ciemnożółtymi” nie „ciemno-żółtymi”.

I jeszcze ten styl: Gdyby mu udało się uciec, udowodniłby nieprzydatność, doprowadziłby do klęski systemu. Poza tym te zdanie jest dziwnie wtrącone w tekst, jakby nie w tym miejscu, co trzeba.

DUSZA BYTEM NIEŚMIERTELNYM

Mam nieustanne wrażenie, że autor dzieli się z nami - ze swojego punktu widzenia - jakimiś odkryciami… To jakaś kalka notatek z zajęć? Z interpunkcją ostro na bakier.

PAN DESZCZU

Inne, świeże, świetny absurd lekkości. Zapis wizji wykreowanych przez naćpany mózg. Może to metafora, a może ciąg skojarzeń? Nieistotne. Dobrze się czyta ten literacki eksperyment, naszpikowany grą słów i znaczeń. Dla tego tekstu warto czytać ten zbiór opowiadań.

MARS - 432

Takie sci-fi o ludziach i ich potrzebie władzy – nihil novi - bitwach na Marsie i jak zwykle ta przeklęta polityka. Gdyby to nakręcić, w tle koniecznie powinno pobrzmiewać techno (trans czy coś takiego) – muzyka zbudowałaby atmosferę, której nie ma. Sam tekst nie wzbudza niepokoju, chociaż z intrygą pisarz poradził już sobie lepiej niż poprzednio. Nadal nie potrafi jeszcze przekazać tego, co ma w głowie. Opowiadanie ma sens do pewnego momentu – podobnie jak Optima. Potem zaczyna być w nim za dużo wszystkiego. Staje się zlepkiem fragmentów, które przestają coś znaczyć dla czytelnika.

CO CZYNI CZŁOWIEKA ZDOLNYM DO ROZUMOWANIA

Coś podobnego do wpisu o duszy, czyli kolejna wprawka o tym, że próbuję powiedzieć Wam coś mądrego. Miało być inteligentnie, błyskotliwie, a jest miazga…

JAK TRYBIK W MASZYNIE

Myśliwi gonią Johna - strażnika (znów obce imię…) - przez las, ten w jakimś tunelu chowa mikroprocesor. W pułapce jest zmuszony zawrzeć sojusz. Autor nie pozwala nam zapomnieć, jak bohater ma na imię, bo John to i John tamto… I na dokładkę taki kwiatuszek: John dał mu, co chciał.

KSIĘGA

Przypomina mi to trailer z filmu fantastycznego, mamy więc do czynienia z trailerem do opowiadania. Czekam więc na te właściwe z konkretnym rozwinięciem.

WOLA JAKO DROGA POZNANIA

I znów kilkuzdaniowe przemyślenia, czyli irytujące truizmy część trzecia.

CIENIE

Za dużo filozofowania, tekst jest zbyt nachalny, zbyt oczywisty. Czytelnik powinien do treści docierać sam, a nie dostawać nią w pysk! Ona powinna nurtować, sugerować, znaczyć!

ŚMIERTELNOŚĆ JAKO NIEUNIKNIONY FAKT LUDZKIEGO BYTU

Część czwarta  truizmatycznego wykładu. I tu stokrotka: „Jednak samego faktu śmiertelności nie możemy zaprzeczyć, Zatem czy zaprzeczyć śmiertelność?”

O POKUSIE, KTÓRA PROWADZI DO ZGUBY

Tytuł sugeruje bajkę, pierwsze zdania również - więc można uznać, że to bajka. Tekst ten jest powiązany z pierwszym opowiadaniem w antologii. Nie wiem czy było tak dobre, by się bawić w kontynuację tematu. Może dla autora ma ono jakieś znaczenie symboliczno-sentymentalne?

Orzechowski jeśli chce trafić do ludzkich serc, musi się pozbyć nachalnej maniery prawienia morałów na prawo i lewo.

I: A nawet gdyby, ludzie i tak mieliby problem z podporządkowaniem się jemu. Czujecie to -”jemu”…

ANIOŁ Z PIEKŁA RODEM

To chyba w założeniu miało być zabawne. Mamy demona - anioła i różowe króliczki, które chcą zapanować nad światem, radioaktywne zwierzaki itd. Fabuła jest prowadzona wielotorowo, i zazębia się w najmniej oczekiwanych momentach. Jednak efekt zamierzony przez autora – przypuszczam, że komiczno-absurdalny – nie został osiągnięty. Opowiadanie zamiast zaskakiwać i wzbudzać coraz większe zainteresowanie, po dziesięciu stronach nuży. W ogóle nie interesuje mnie, co będzie dalej i tym bardziej nie jestem zainteresowana poszukiwaniem sensu wypowiedzi. Nie chce się już zastanawiać, co autor ma na myśli. Jest po prostu męczące.

To kolejny tekst, w którym autor pokazuje, że jeszcze nie oswoił się z dłuższą formą wypowiedzi. Takowe mu po prostu nie wychodzą. Sam gubi się w swojej szczątkowej, przydługawej fabule, a co dopiero czytelnik. Fragmentaryczność może pobudzać do refleksji, interpretacji tekstu, w tym wypadku jednak powoduje tylko, że mamy wrażenie, iż autor nie potrafi jeszcze przekazać swoich wizji, nie potrafi wyrazić słowami tego, co siedzi mu w głowie. A widać że siedzi tam wiele ciekawych pomysłów i ja bym ich nie skreślała.

Ten tekst jest jakby TYM centralnym, które łączy wszystkie opowiadania w pewnym wyższym, ledwie uchwytnym sensie. Umiejętniej zbudowane postacie mogłyby zawojować ta antologią i porwać nas do swojego świata. Tak się jednak nie stało, brakuje im miąższu, mięśni, krwi…

ISTOTA LUDZKA

Autor ponownie tłumaczy nam oczywistości. Tym razem na tapecie: czym jest człowiek? Znów zderzamy się z wielkim pytaniem, na które odpowiedz jest nad wyraz krótka. Filozofowie roztrząsają odpowiedzi na TAKIE pytania od wieków. Ogólnie tekst gładki, jak niemiecka autostrada - i to wcale nie jest komplement.

JESIEŃ ŚWIATA

Jak dla mnie to opowiadanie o powolnej, nieuniknionej entropii. O tym, że linearna cywilizacja przegrywa z cykliczną naturą. W porównaniu z innymi czyta się je dobrze, jest ciekawe. Tym razem udało się Orzechowskiemu delikatnie wpleść uniwersalny sens w treść. Wybór co do tekstu zamykającego zbiór, jak widać trafny.  

***

Tak jak pisałam, perełka jest, więc nie uważam czasu z tym e-bookiem za stracony. Czy polecam? Jeśli ktoś naprawdę ma zbędne 10 zł i chce zobaczyć, jak wyglądają pierwsze pisarskie próby, nie będzie narzekał. Czytelnika liczącego jednak na inspirującą, ciekawą lekturę, czeka gorzki zawód. Wiele jeszcze upłynie wody zanim Łukasz Orzechowski wypracuje unikatowy styl, pojmie sens słów i określi cel swojej pisarskiej drogi. To nie jest łatwy kawałek chleba, dlatego w moim odczuciu zasługuje na ogromny podziw sam fakt, że został już wydany. To milowy krok na drodze do sukcesu (jak już nie sukces). Pana Orzechowskiego czeka wiele pracy, nie powinien z nią jednak zostać sam. Przydałby się jakiś mentor, który pomoże wyeliminować dotychczasowe błędy. Ktoś, kto będzie pierwszym recenzentem – wskaże nielogiczności w tekście, urwane fabuły, nachalność elementów niespójnych itd., i ktoś, kto stanie się pierwszym korektorem, który pomoże poprawić np. interpunkcję. Wielu pisarzy ma takie zaufane osoby (które się znają na rzeczy!!) i nie pokazują tekstu nikomu zanim "Ci zaufani" nie „podziałają”. W każdym razie życzę panie Łukaszu jeszcze więcej odwagi i samozaparcia.

Tak na marginesie, dobrze byłoby zapisać daty powstania kolejnych tekstów, by czytelnik mógł obserwować rozwój twórczości.

A projekt okładki Anny Dobrzańskiej jest rewelacyjny, trafia do czytelnika poprzez niesamowity klimat niepokoju, który wzbudza. Wyobrażam sobie, że tak właśnie wyglądała bohaterka MARSA – 432. Tak czy siak ma w sobie coś z cienia duszy i bladej materii, śmiertelnej nieśmiertelności, bytów które tak fascynują autora.

Autor: Łukasz Orzechowski
Tytuł: Ludzie Cienia
Wydawnictwo: Książkożerca
Wydanie: I
Rok wydania: 2014
Okładka: e-book
Ilość stron: 168
Cena z okładki: 9,99 zł



1 komentarz:

  1. Wątpię, że się skuszę... W ogóle nie przepadam za fantastyką, a dla jednego opowiadania nie zaryzykuję czytania całego zbioru...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...