17 czerwca 2014

Kosmiczny Pinokio / Gra Endera - Orson Scott Card/ DKK

Żal za minionym światem jest w istocie żalem za samym sobą. Ale przecież żalem nie zatrzyma się świata.../Wiesław Myśliwski/

Ziemia żyje w lęku przed kolejną inwazją kosmicznych robali. Ludzkość zjednoczona w walce ze wspólnym wrogiem, to kolos chwiejący się na glinianych nogach… Witamy więc w świecie, w którym najdoskonalszą bronią są dzieci. Wyszkolone, bezwzględne, nieomylne.

O klasyku, takim jak Gra Endera, napisano już setki tekstów. Miarą klasy tego utworu niech będzie fakt, że całkiem niedawno wznowiono jego wydanie (tym razem Prószyński i S-ka) i nakręcono na jego podstawie nieco (cóż za eufemizm!) nieszczęsny film. Niewiele książek dostępuje takiego zaszczytu, więc na pewno warto zainteresować się tą pozycją. Mimo niekwestionowanych zalet, nie wszystko w niej zachwyca. Nie macie wyboru: podzielę się z Wami moimi odczuciami.

Po pierwsze, jeśli nawet ktoś zgadza się ze mną, że podczas lektury, gdzieś tam w tle uparcie brzęczą Władcy much, to gdy zaczynam mówić o Pinokiu, to się na mnie patrzy jakbym się z choinki urwała… Mimo to, nie potrafię pozbyć się wrażenia, że Ender chce zostać prawdziwym chłopcem… Jego tragizm polega na tym, że ma świadomość tego, że nigdy nim nie będzie. Pinokio miał nadzieję i szansę więc próbował. Ender wie, że to niewykonalne, jego droga skręca w zupełnie inną stronę. Gdy drewniany chłopiec wyrwał się władzy „dorosłych”, by realizować swoje marzenie, mały geniusz był manipulowany i rzeźbiony. Nawet zgodził się, by zrobiono z niego broń, odzierając go tym z podmiotowości. Fabuła uzasadnia jego decyzję – ratuje przecież naszą planetę (załóżmy, że jest przed czym). Gdy odnosi sukces w skali globalnej, to w wymiarze mikro-jednostki, mimo całego geniuszu, chłopiec musi dopiero zacząć („po wszystkim”) budować swój indywidualizm. To buntownicy - tacy jak Pinokio - osiągają swoje cele, a Ender dopiero na końcu książki zaczyna je wyznaczać i powoli stawać się tym, kim ma być. I właśnie dobre pytanie - „dopiero?”, nie zapominajmy, że przecież jest tylko dzieckiem i nie pomoże mu żadna dobra wróżka - chociaż jego siostra, Val, trochę do tej roli pretenduje. Nie mogłam oprzeć się również wrażeniu, że Peter (brat) to mroczne alter ego Endera. Jego obecność w historii ma dla mnie symboliczny wymiar. Bez ucieczki przed nim (przed Peterem, którego nosi w środku, który jest częścią jego duszy), Ender nie odnalazł by siebie.

Czy to dziecko jest więc bohaterem? Czy tylko białą kartą, po kolei zapisywaną przez rodziców, Graffa, otoczenie? Formułowany przez kolejne postacie, staje się sumą wyreżyserowanych przez innych epizodów. Tutaj wcale nie chodzi o kolejne lekcje, ani Szkołę Bojową, uczy się przez relacje z innymi – chłonie, nasącza się emocjami. Rozumie, że zabijanie to nie gra i dlatego jest nieszczęśliwy. Jak dziecko jednak, szkoli się bo chce wygrać, chce wygrać - więc gra.

To, co mnie niepokoi – pewnie słusznie – to ukazana przez autora moralna przepychanka, relatywizm i jego względność. W Grze Endera zabójstwo nie jest złem, gdy się go dokonuje profilaktycznie. Eliminowanie niebezpieczeństwa wydaje się słuszne, zwłaszcza, gdy nie znamy zamiarów wroga (?), ukazuje jednak smutną prawdę o ludzkości. Wytyka nam prosto w oczy, że jesteśmy agresywnym gatunkiem i dzięki agresji wyewoluowaliśmy i istniejemy nadal. Wykorzystanie Endera, czyli istoty z niewykształconym superego, które mogłoby niekorzystnie wpływać na jego decyzje, również pozostaje moralnie dwuznaczne (znów eufemizm). Czy takie podejście jest krótkowzroczne czy wizjonerskie? Degraduje czy uwzniośla? Czy istniejemy więc dzięki tkwiącemu w nas pierwiastku zła? Ender jest zbyt inteligentny, by tego nie zauważać, rozumie w czym uczestniczył. Jak jednak mówić w przypadku tresowanego sześcio-, ośmio-, dziesięcinolatka o odpowiedzialności za własne czyny?

Pomysł na powieść był świetny, mam jednak wrażenie, że przenoszenie go na papier nie do końca się udało. Rozumiem, że rozdmuchane do granic sztuczności i niewiarygodności, relacje Endera Wigginsa z innymi bohaterami książki, hiperbolizacja nienawiści do niego i późniejszych hołdów – uzasadniona jest przez temat. Nie do końca jednak wszystko kupiłam. Kontekst polityczny wiele wyjaśnia i jest konieczny, ale zgrzytała mi wpleciona w sci-fi realna - właśnie - sytuacja polityczna, która się już zdezaktualizowała! Zły Układ Warszawski i super, świetni, wspaniali Amerykanie, którzy jak zwykle uratują planetę. Opisy walk i strategie działań na salach treningowych mnie trochę nużyły, zwłaszcza, że były schematyczne, bardzo podobne do siebie: latanie w próżni i zamrażanie. Właściwie powtarzały się cale fragmenty tekstu. Powodowało, to, że książkę czytało się nierówno – lecę przez strony jak szalona, by nagle ledwie przedzierać się przez kolejne zdania. Walki nie są na szczęście, mimo pierwszoplanowości, najważniejsze. Atmosferę powieści budują rozmyślania i rozterki Endera, proces kształtowania się w nim stratega. I tutaj znów zgrzyt. Wiem, że te 6 letnie dzieci były niewyobrażalnie genialne i przeżyłabym dialogi, słowa, ale jeśli chodzi o koordynację ruchową… Nie ważne, jak były inteligentne – ciało w tym wieku ma przecież swoje ograniczenia!

Wszystko w tekście zostaje sprowadzone do gry. Kolejne manipulacje, maski i pozory. Nawet  dziecko, które marzy o przejęciu władzy nad światem, gra swoim wizerunkiem, tak sprytnie, że przy pomocy sieci osiąga swój cel. Wszechobecność i skala zjawiska składnia nas do refleksji nad tym, jak łatwo ulegamy wpływom opinii kreowanych przez media. Także autor swoim tekstem o manipulowaniu, wodzi nas za nos. Prowadzi akcję na tyle sprytnie, że miejscami wątpiłam w istnienie Robali, myślałam, że to jakiś spisek. Siłą tej książki jest zakończenie - z założenia – zaskakujące, dlatego ani mru mru na jego temat! Pod koniec książki robi się interesująco również ze względu na rozwinięcie tematu obcej cywilizacji, tego jak zderzają się dwa różne światy, dwie różne rzeczywistości. Zamykający fabułę nagły zwrot akcji, jest w tym przypadku zabiegiem przemyślanym w najdrobniejszym szczególe, a później następuje sprytne otwarcie na ciąg dalszy… i Card napisał kolejne tomy.

Wydawnictwo Prószyński S-ka zamieściło w tym najnowszym wydaniu deser dla fascynatów: opowiadanie o Janie Pawle Wieczorku – ojcu Endera – napisane specjalnie dla polskich fanów. Wyjaśnia, że geniusz Endera nie wziął się znikąd, a władze doskonale wiedziały komu pozwolić na „Trzeciego” i, że: Polacy to ludzie uparci (…). Upór tkwi w ich słowiańskim charakterze. Okładka bezsprzecznie wpisuje książkę w gatunek sci-fi, nie zdradza wiele, zwłaszcza, że jej centralnym elementem nie zdaje się być chłopiec z kosmiczną giwerą, lecz wisząca w tle, ogromna planeta… Trudno na pierwszy rzut oka odgadnąć, że z głównym bohaterem odbędziemy podróż jak najdalej w kosmos i jak najgłębiej w siebie.

Mimo niedostatków, to przykład literatury, która zdziera z człowieka jego pozę. Pokazuje jak łatwo manipulować naszymi  wyborami, by wydawały nam się słuszne. A zarazem daje pocieszenie w osobie dziecka, które rozumie. Które mimo skażenia, chowa gdzieś głęboko w sobie kawałek siebie i nie daje sobie go odebrać. Dzięki temu, gdy następuje koniec, paradoksalnie ma od czego zacząć. To świadczy o sile i geniuszu tego chłopca - nie jego strategia walki, ale pokora i wrażliwość. I w tym wymiarze książka niesie właśnie pocieszenie. Pocieszenie te jest żywą tkanką, która wyrasta ze śmierci - tego nielubianego w popkulturze straszydła, przebranego w obrzydłe tabu i wyklętego wroga, a tak naprawdę towarzysza, który jest przy nas od zawsze i z którym trzeba się liczyć. Wypełnione nią zakończenie łagodzi wyrok nad ludzkością i daje szansę, nadzieję na nowy początek.

Fabuła jest nieco naiwna. Na szczęście pozostaje ona tylko tłem dla tego, co w książce najważniejsze. Zawarte w niej treści są uniwersalne, ponadczasowe, a stawiana przez nią diagnoza jest dosyć drastyczna. No cóż, nie całkiem biało-czarny świat może nieść z sobą bolesne prawdy. Dla fanów sci-fi pozycja obowiązkowa.

Czytliwość: 4/6
Wydanie: 6/6
Okładka: 5/6
Ogólnie: 4/6

Autor: Orson Scott Card
Tytuł: Gra Endera
Tytuł oryginału: Ender’s Game
Tłumaczenie:  Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydanie: I
Rok wydania: 2012
Okładka: miękka
Ilość stron: 325
Cena z okładki:  32 zł

Fragment: 
Ziemia jest głęboka, Ender, i żywa aż do serca. My, ludzie, żyjemy tylko na wierzchu, jak te robaki, mieszkające wśród śmieci w stojącej wodzie przy brzegu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...