Na dnie
dzbana
pod letnim księżycem
ośmiornica drzemie /Bashō/
pod letnim księżycem
ośmiornica drzemie /Bashō/
Jak szpieg, to: przystojny,
wysportowany, z dystansem do rzeczywistości, ponadludzko wytrzymały, znający
setki sztuk walki i stosujący gadżety o różnorodnych właściwościach. Taki niby półbóg z atrybutami.
Koniecznie posiadający krystaliczną osobowość bez ryski na sumieniu (oczywiście
w granicach tego, co się przystojnym szpiegom wybacza bez mrugnięcia okiem) lub
skrajnie czarny charakter. Czyli to bohater lub antybohater o niezłomnej woli,
ślepo wierny przyświecającej mu idei. Skoro mamy już agenta, to musiałoby się z
nim coś ciekawego dziać: może paść ofiarą spisku, wykonywać niebezpieczne
misje, odbijać zakładników, ratować świat, lub odwrotnie: porywać, torturować,
dążyć do zagłady ludzkości. Przedstawione wyobrażenie jest dobrze znane i
zgrabnie wpisuje się w schemat powieści szpiegowskiej. Żadne sztywne ramy i
schematy nie obowiązują jednak w książce Kim Young-ha Imperium świateł. Poza tym, że główny bohater jest agentem - który
ze swoją agenturą niewiele chce mieć już wspólnego - z typową powieścią
szpiegowską niewiele tę lekturę łączy. W sumie nie wiadomo, kto jest dobry a
kto zły. Agenci wrogich wywiadów w oczach czytelnika nie są ani biali ani
czarni, lecz oscylują w szarościach.
Tak więc: Kim Kiyŏng, to nie
bezkrytycznie posłuszna rozkazom maszyna z wypranym mózgiem, to nie efekt
eksperymentu w laboratorium, ale zbitka emocji i wątpliwości - jak każdy z nas.
Szpieg
wykreowany przez Young-ha, okazuje się więc być po prostu człowiekiem:
zmęczonym życiem mężem i ojcem (takie to mało bondowskie). Przecież został
wyszkolony tak, by „nie rzucać się w oczy” i to stanowi jego najważniejszą i
chyba jedyną umiejętność. W związku z tym, urodą też nie może się wyróżniać - i
nie wyróżnia.
Kim Kiyŏng jest ogniwem północnokoreańskiej
siatki szpiegowskiej, o którym – taką ma nadzieję – centrala dawno już
zapomniała. Ponad 20 lat temu został
wydelegowany do Seulu. Zadomowił się na południu i ułożył sobie spokojnie
życie, pracując w agencji importującej zagraniczne filmy. Jego żona Mari i
córka Hyŏnmi nie wiedzą tym, kim w rzeczywistości jest Kiyŏng. Nadchodzi jednak
dzień, w którym wszystko się zmienia i jego życie szpiega zostaje odarte z
pozorów. Bohater dostaje wezwanie do natychmiastowego powrotu (za 24 godziny) w
postaci rozkazu nr 4 zaszyfrowanego w haiku Bashō*. Kim nie zna przyczyny i
celu wezwania. Ma więc wątpliwości czy chce wracać do ojczyzny – w której może
czekać na niego śmierć. Jego domem jest Korea Południowa! Jak ma wrócić do
reżimu, skoro zaznał wolności?! Więcej zaryzykuje zostając, czy wyjeżdżając? A
na dodatek, rozbudzona nagle na nowo intuicja i czujność podpowiada mu, że jest
śledzony…
Samotni w tłumie
* ¼ Koreańczyków, czyli jakieś 25
mln ma na nazwisko KIM
Charakterystyczny dla pisarza styl narracji pozwala nam nie tylko spojrzeć na bohaterów z boku, ale także wejść w ich skórę. Uczestniczymy w jednym dniu z życia trojga członków, wydawać by się mogło, zwyczajnej rodziny: Hyŏnmi, Mari, Kim Kiyŏnga. Dzień ten, na pierwszy rzut oka, niczym się nie wyróżnia, pozbawiony jest nawet konkretnej daty, okazuje się jednak dniem przełomowym w życiu całej trójki. Każde z bohaterów jest zmuszone do podjęcia decyzji, które zaważą na ich dalszym życiu. Czas przecieka im przez palce, nieubłagane odliczanie trwa i nie chce się zatrzymać. Gdy piasek w klepsydrze się przesypie ich życie nigdy nie będzie już takie same. Akcja, rozpisana na godziny, rozgrywa się w przeciągu doby, a my mamy wrażenie, że trwa o wiele dłużej. Mimo braku brawury, z każdą godziną odczuwamy, jak akcja przyśpiesza, a atmosfera wokół postaci zagęszcza się. Uświadamiamy sobie, ile może wydarzyć się podczas jednej godziny, a nawet minuty, jaka jest waga ich/naszych decyzji w każdej sekundzie życia.
Najsławniejsi
szpiedzy w historii to ci, których złapano podczas wykonywania misji. A
najlepsi szpiedzy, to ci, których nigdy nie odkryto. Przeszli na emeryturę lub
umarli anonimowo. Kim Kiyŏng
uważał siebie za szpiega należącego do grupy tych najlepszych. Niestety
przecenił swoje umiejętności. Dlatego jego historia ma gorzki smak: wbrew temu,
co sądził - agentem był ledwie przeciętnym, od lat inwigilowanym. Dodatkowo
przeceniał swój zmysł oceny sytuacji i ludzi: nie rozpoznał w Sŏnggonie
wrogiego agenta (podwładny, któremu współczuje, był śledzącym go agentem z Południa),
twierdził, że Mari jest kobietą, która w ogóle nie odczuwa pożądania – a ta ma
dwudziestoletniego kochanka. Gdy poznał prawdę, legła w gruzach jego wizja
samego siebie. Można mu jeszcze zarzucić, że jako agent zawodzi w sytuacji
kryzysowej: wręcz rozprawia na prawo i lewo, kim jest (Soji, Mari) nie licząc
się z tym, że może to usłyszeć ktoś niepożądany. Żal nam go, ponieważ do samego
końca nie zdawał sobie sprawy z tego, że to on jest ośmiornicą uśpioną na dnie
dzbana. Myślał, że jest przyczajonym agentem północy, a w rzeczywistości tkwił
w pułapce południa.
Poza tym Kiyŏng okazał się być człowiekiem,
który niewiele znaczył, na którym nie zależało tym, na których liczył: ani Soji
ani Mari nie chciały z nim uciec. Gdyby nie
został złapany, zostałby całkiem sam…. Na szczęście oszczędzono Kimowi życia z
konsekwencjami podjętej decyzji (żadna nie byłaby dla niego dobra), zmuszono go
by został, zdecydowano za niego. Kiyŏng jest postacią tragiczną i nie
chciałabym być w jego skórze. Konflikt tragiczny, w który został wplątany,
wybór niebędący żadnym wyborem, to symbol uwikłania człowieka w bezlitosną
machinę polityki i historii. Jak i Kim, tak każdy z nas jest wobec niej
bezbronny.
Nasz bohater został złamany, w ciągu jednego
dnia stracił grunt pod nogami, a efektem tego stała się przymusowa wegetacja u
boku żony. Wegetacja najgorszego typu: życie
ze świadomością prawdy. Soji wcale go nie kocha, tak jakby chciał, żona nie
dość, że ma kochanka, to jeszcze odważyła się wziąć udział w seksualnym
trójkącie, jako agent też od dawna był skończony. Uczono go by etapami, powoli
rezygnował z siebie na rzecz nowej tożsamości, by „wyhodował” sztuczną
osobowość, zapominając o poprzedniej. Efekt jest taki, że nie wie już kim się
stał, był, będzie? Zwłaszcza, że, to kim wydawało mu się, że jest, zostało
obnażone i zniszczone. Pod koniec patrzymy już tylko na strzępy z człowieka.
Mari przechodzi kryzys wieku średniego,
uważa, że to czas, gdy przedstawicielki jej płci odkrywają wszystkie minusy
bycia kobietami. Mimo, że
nadal jest piękna i atrakcyjna, nie potrafi pogodzić się z upływem czasu.
Dlaczego policjant odpuszcza młodej dziewczynie, a jej nie? Młodsze kobiety
stanowią realne zagrożenie, na które reaguje agresją. Umawiając się z młodszym
o prawie 20 lat mężczyzną (Ko Sŏnguk) decyduje się na eksperyment, który
poniekąd sprawia, ze czuje się upokorzona. Kobieta jednak swoje upokorzenie
przekuwa w broń przeciwko mężowi.
Hyŏnmi, to dorastająca córka Mari i Kiyŏnga. Nastolatka podobnie
jak rodzice doznaje rozdwojenia: miota się pomiędzy byciem dzieckiem (jej
zachowania i wypowiedzi momentami są bardzo infantylne) a wkraczaniem w
dojrzałość (zakochuje się pierwszy raz; powoli budzi się jej ciało, dla
kontrastu ciało jej matki powoli więdnie). Dziewczyna dorastając buduje
swoją tożsamość, która w pełni nie jest jeszcze ukształtowana: raz potrafi
przeciwstawić się grupie, broniąc przyjaciółki, raz na siłę chce się w tę grupę
wpasować i odwraca się od niej. Są sytuacje, w których brakuje jej odwagi, by
być „inną”, pozornie akceptuje również „inność” Chinguka, po to by zmienić (!)
chłopca. Hyŏnmi stanowi przeciwwagę dla rodziców, podobnie jak oni szuka swojej
prawdziwej osobowości, nie sztucznego „ja”. W jej sytuacji jednak nie jest ona
jeszcze w pełni ukształtowana. Dziewczynka ma więc szansę dokonać wyborów,
które dadzą jej więcej szczęścia.
Każde z osobna zmierzyło się ze sobą,
spojrzało w głąb siebie i zobaczyło prawdę. Ale czy ją zaakceptowali? Miały być wielkie zmiany i są – ale nie
takie jakich oczekiwali. Ona stwardniała, on zmiękł. A Hyŏnmi wkracza właśnie w
etap popełniania błędów i wyciągania z nich wniosków. Niestety dzieje się to w
momencie, w którym życie jej rodziców wywróciło się do góry nogami, co nie
pozostanie bez wpływu na nią.
Kobiety u Kima
W kolejnej powieści Kima, kobiety są przedstawione seksualnie,
dotykowo. Na szczęście już w mniejszym stopniu niż w Mogę odejść… - tutaj autor skupił się na nieco innych aspektach
cielesności. Momentami wyziera jednak z tekstu znana nam już wulgarność
uprzedmiotawiająca kobiety: kochanek zamiast powitania w restauracji serwuje
Mari tekst: „masz piękne piersi”, a po chwili dodaje: „Jesteś już mokra, co?”.
Koreanki w górnych partiach ciała pozbawione są krągłości, Mari, sądząc po
reakcji mężczyzn, jest wyjątkowa. Koreańczycy nie potrafią ukrywać swojej
niezdrowej fascynacji biustem, dlatego też w Korei pracę znajduje wiele
Rosjanek hojnie obdarzonych przez naturę (oczywiście jako panie lekkich
obyczajów). Pojawia się również opis seksu w trójkącie, który daje przyjemność
i niezdrowe zaspokojenie tylko mężczyznom - Mari myśli o tym raczej w
kategoriach wrestlingu i walki. Dlaczego dojrzała kobieta akceptuje takie
zachowanie? I wbrew sobie godzi się na miłosny trójkąt, na prośbę kochanka? Czy
jedyną odpowiedzią są jej uczucia i zagubienie? Myślę, że autor, decydując się
na taką kreację postaci miał na celu symboliczne wyolbrzymienie konsekwencji
jej decyzji. I mam nadzieję, że nie jest to tylko efekt dania upustu jego
fantazjom na kartach książki.
Poczuć Seul
Pisarz łagodzenie wprowadza nas w świat
Seulu, nie zarzuca egzotyką, obcością kultury. Czujemy się w nim tak dobrze, że
czasami zapominamy, że nie jesteśmy w Europie.
Przypominają nam o tym drobiazgi, które umiejętnie, dyskretnie wplata w treść:
nazwy, posiłki, wspomnienia. Prowadzi czytelnika wodząc go za kubki smakowe. To
właśnie wspomniane potrawy, między innymi, przypominają nam, że jesteśmy w
Korei.
Opisana przez niego metropolia to żywy
organizm.
To sam Kim Kiyŏng w skali makro. Momentami ma się wrażenie, że bohater biega po
Seulu bez celu, w rzeczywistości jednak poszukuje swojej tożsamości, goni za
nią i zarazem przed nią ucieka. Rzeczywiste przemieszczanie się obrazuje
wewnętrzną gonitwę myśli, wspomnień i wyobrażeń. Miasto budzi w nim
wspomnienia, przypomina, że był świadkiem wielu przemian: ekonomicznych,
społecznych, gospodarczych. Każe wspominać dzieciństwo i dorastanie w reżimie,
i uświadamia mu, że nie wie jak teraz żyje się na Północy. Mimo otwartych
przestrzeni atmosfera gęstnieje, czytelnik czuje, jak Kim się dusi.
Podobnie jak w powieści Mogę odejść, gdy zechcę i tutaj autor toczy z czytelnikiem swoistą grę o sposób
odczuwania powieści: smakiem (posiłki), dotykiem (kobiety), wzrokiem (malarstwo),
słuchem (muzyka) itd. Oprócz tego wyraźnie widoczne staje się jego upodobanie
do montażu historii postaci: sklejania poszczególnych, szczątkowych scen
(często partii retrospektywnych) na ich historie. Skrawki losów postaci
pobocznych nie są dobrane przypadkowo, ich funkcją jest dopełnianie losów
trzech głównych bohaterów. Ich drogi często krzyżują
się od niechcenia i jakby przypadkowo. Autor lubuje się w przypadkowości,
chwilowości i ulotności chwil i sytuacji. Doba z życia głównego bohatera, to
chwyt od dawna znany w literaturze. Kim wykorzystał jego potencjał w
charakterystyczny dla siebie sposób: jeden dzień, krok po kroku, detal po
detalu - znowuż śledząc z obiektywem rzeczywistość, oddala ja i przybliża,
jakby wspólnie z czytelnikiem kręcił film. Twórczości tego pisarza nie
można więc interpretować jednowymiarowo nie dostrzegając korespondencji między
różnymi dziedzinami sztuki, zwłaszcza nie odczytując jego odniesień do
malarstwa. Tytułowe Imperium świateł
to aluzja do obrazu L’Empire des lumières z 1954
surrealisty René Magritte’a, który ukazuje zarazem dzień (niebo) i noc (dom w
ciemności). Bardzo wyraźnie są również tematyczne i klimatyczne nawiązania do
Joyce’a i Kafki.
Imperium świateł
W pierwszym odruchu doszukujemy się w tytułowym imperium Seulu:
tętniącej życiem, nigdy nie śpiącej metropolii. To miasto –
serce wroga - doczekało się nawet swojej północnej podróbki. To jednak bubel,
atrapa, odbicie w krzywym zwierciadle, które tylko pozoruje się na jasność
oryginału, a pozostaje jego niemrawym cieniem. Przypomina raczej efekt jakiegoś
chorego żartu, paradoksalnego wesołego miasteczka w horrorze, gdzie wciąż
czujemy się obserwowani. To w tym miejscu Kim i jego towarzysze byli
przygotowywani do życia w demokratycznym kraju, ciągle oceniani i zmuszani do
wykonywania prozaicznych czynności, w taki sposób, by nikt ich nie rozszyfrował
(założenie konta w banku, zrobienie zakupów). Szkolenie w ułomnej wersji
czegoś, co istnieje realnie, nie przygotowywało jednak agentów w pełni do życia
w innym świecie: gdzie można samodzielnie myśleć, głośno wyrażać opinie i mieć
swój indywidualny gust, upodobania. Wszyscy wiedzieli, że uczestniczą w umownej
grze, gdzie każdy statysta może być donosicielem.
Finałowa scena, w której jasność świateł odbitych w morzu zlewa
się z czernią nocy, stanowi obraz odwrotny do tytułowego. Tutaj
kontrast zachodzi pomiędzy czarnym niebem, a tym co rozświetlone poniżej.
Kiyŏng wyłącza się na to, co się dzieje: huk, starzały, race, wszystko dzieje
się jakby gdzieś obok niego, on w zadumie podziwia surrealistyczny widok.
Wszystko, co się dzieje wydaje się być nieracjonalne, oderwane od rzeczywiści,
jakby było snem, a nasz bohater po prostu obudzi się następnego dnia.
Dopełnieniem tej sceny jest moment opisany tymi oto słowami: Reflektor poszukiwaczy został skierowany na
Kiyŏnga jak szedł, oświetlając jego sylwetkę. Schwytany w ostrym świetle,
zatrzymał się. Jego twarz była spokojna i łagodna, jak u człowieka, który w
końcu zaakceptował swoje przeznaczenie. Jednak po skrupulatnym przyjrzeniu się,
można było zauważyć łzy spływające w dół, wypełniające rowki i bruzdy na
twarzy. Wyglądał jak duch, bez cieni na twarzy. Reflektory zostały skierowane z
powrotem na ciemne morze.
Znów podkreślone zostaje zderzenie jasności z
ciemnością, i walka z rozproszeniem ogarniającej ciemności: nikłe światełko
latarni na obrazie i ostre światło reflektora przecinającego noc. Podobnie Kim
staje się tylko grą światła i cienia, grą człowieka, który odkrył, że nie wie,
która z dwóch walczących w nim tożsamości jest jego prawdziwą. Wprowadzono go w
świat pogranicza, niby oddzielny, ale wspólny. Symboliczne zespolenie nocy z
dniem obrazuje nie tylko walką „ja” i „on”, ale również zderzenie północy i
południa politycznie i gospodarczo.
Czy warto?
Nie wiem jakiego zakończenia oczekiwałam. Ale
te wybrane przez Kima - prozaiczne, proste - jest chyba najlepszym
podsumowaniem całej historii. Życie
zadrwiło z głównego bohatera, wplątało go w dziwną historię, wykorzystało i
porzuciło. Zostawiło go samego sobie. A on, wraz z żoną, znów musi zacząć
udawać. Razem będą nadal pełnić swoje społeczne funkcje.
Obawiałam się, że na treść będzie składała
się seria wybuchów, pościgów, mordobicia albo, że utknę w zawiłościach
manifestu politycznego, pogubię się w faktach dokumentu. Zachęcona
wcześniejszą lekturą zaufałam jednak koreańskiemu pisarzowi i słusznie, bo
czytałam powieść z ogromną przyjemnością. Książka nie jest na tyle osadzona w „tu
i teraz” Korei Południowej, by stanowiło to barierę dla europejskiego
czytelnika. Ta pozycja obroni się także po latach. Porusza bowiem tematykę
uniwersalną: plątaninę ludzkich rozterek, tajemnic, rozpaczy, wyborów,
międzyludzkich dramatów i samotności. Wszystkie elementy i wątki umieszczone w
powieści są uzasadnione i nie uzurpują sobie bezprawnie miejsca w celu:
rozciąganie treści do oporu. W tej książce jest miejsce na miłość, nienawiść i
wszystko, co znajduje się pomiędzy.
To kawał dobrej literatury, która wciąga i
nie przytłacza. Pobudza
niezależnie od miejsca zamieszkania do refleksji i zadania sobie kilku, tylko z
pozoru, łatwych pytań: jak ja bym postąpił/a, jak ja bym się czuł/a? Czy sam/a
wiem kim jestem?
Myślę, że Imperium
świateł to wdzięczny materiał na dobry film (jeżeli
reżyser nie przesadzi z podrasowaniem tekstu i nie dobije wszystkiego efektami
specjalnymi) lub serial (coś a’la 24
godziny- jednak mniej akcji, więcej dbałości o szczegóły).
Autor: Kim Young –ha
Tytuł: Imperium świateł
Tłumaczenie: Anna Diniejko-Wąs
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Wydanie: I
Rok wydania: 2010
Okładka: miękka
Ilość stron: 274
Cena z okładki: 38,00 zł
Czytliwość 5/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 4/6
Ogólnie 5/6
Fragment:
-
Nie wiem dlaczego w literaturze koreańskiej nie ma historii o mężczyźnie, który
z desperacją próbuje bronić swojego domu. Ludzie tracą rodziny i domy. Długi
rujnują życie. Majątki są przejmowane przez innych. Dlaczego nikt nie chwyci za
broń? Co z protestami, samopoświęceniem? Gdy studiowaliśmy, ludzie się zbierali
i protestowali, ponieważ ktoś był torturowany. Tamci protestujący dzisiaj
stanowią rdzeń społeczeństwa i mają rodziny. Zastanawiam się, dlaczego ludzie
tak łatwo oddają domy w ręce lichwiarzy i rekinów bankowych. […]
-
Ta historia ilustruje kulturę amerykańskiego Zachodu. Gdy ktoś przyjdzie zabrać
ci dom, bronisz go na śmierć i życie. A jeśli to nie działa, postanawiasz się
zemścić. Dlaczego nie mamy kultury zemsty? Dlaczego ludzie nie wezmą odwetu za
swoje straszliwe cierpienia? Czy kiedykolwiek czytałeś powieść koreańską, gdzie
występuje motyw zemsty?[…]
- Właśnie. W przeciwieństwie do ludzi Zachodu,
Koreańczyków nie obchodzi specjalnie dobro i zło. Ponieważ nie myślimy o
świecie w tych kategoriach, nie mamy powodu, aby się mścić. Zawsze powtarzamy:
ciężkie czasy mogą dotknąć każdego lub coś podobnego.
Ciekawostki wygrzebane z książki Imperium
świateł Kim Young-ha:
119
– uniwersalny numer ratunkowy w Korei Południowej, pod który można dzwonić w
razie nagłego wypadku;
Wŏn
– jednostka walutowa w Korei Południowej i Północnej. 1000 wŏnów
południowokoreańskich stanowi równowartość około 2,5 złotych;
Manhwa
jest koreańskim odpowiednikiem japońskiej mangi;
Koreańczycy uważają, ze
pozostawienie włączonego wiatraka na
noc w zamkniętym pomieszczeniu grozi śmiercią!!!!!
Fugu
– rodzaj morskiej ryby z rodziny rozdymkowych. Jest wysoce trująca, a mimo to
uchodzi w Japonii za kulinarny rarytas;
P’yŏngyang
(czyt. Pjongjang), znany również w błędnej transkrypcji z języka rosyjskiego
jako Phenian – stolica Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej;
Hanbok-
koreański strój narodowy;
Makkŏlli
–
tradycyjny koreański alkohol na bazie sfermentowanego ryżu;
J-Pop
– skrót od japońskiego popu;
Chawanmushi – krem jajeczny na parze, przepis poniżej:
Dildo
– sztuczny członek, nazwa tego urządzenia prawdopodobnie pochodzi od włoskiego diletto
–przyjemność;
Kimchijeon
–przekąska w formie pikantnych placków, przepis poniżej:
Ośmiornica w dzbanie – sposób
połowu ośmiornic. Wieczorem ośmiornice układają się do snu w dołach na dnie
zbiornika. Poławiacze podkładają im dzbany, w których te niczego nie świadome
zasypiają, a następnie zostają wyłowione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz