10 września 2014

Sen ośmiornicy w służbie reżimu /Imperium świateł – Kim Young-ha/

Na dnie dzbana
pod letnim księżycem
ośmiornica drzemie /Bashō/

Jak szpieg, to: przystojny, wysportowany, z dystansem do rzeczywistości, ponadludzko wytrzymały, znający setki sztuk walki i stosujący gadżety o różnorodnych właściwościach.  Taki niby półbóg z atrybutami. Koniecznie posiadający krystaliczną osobowość bez ryski na sumieniu (oczywiście w granicach tego, co się przystojnym szpiegom wybacza bez mrugnięcia okiem) lub skrajnie czarny charakter. Czyli to bohater lub antybohater o niezłomnej woli, ślepo wierny przyświecającej mu idei. Skoro mamy już agenta, to musiałoby się z nim coś ciekawego dziać: może paść ofiarą spisku, wykonywać niebezpieczne misje, odbijać zakładników, ratować świat, lub odwrotnie: porywać, torturować, dążyć do zagłady ludzkości. Przedstawione wyobrażenie jest dobrze znane i zgrabnie wpisuje się w schemat powieści szpiegowskiej. Żadne sztywne ramy i schematy nie obowiązują jednak w książce Kim Young-ha Imperium świateł. Poza tym, że główny bohater jest agentem - który ze swoją agenturą niewiele chce mieć już wspólnego - z typową powieścią szpiegowską niewiele tę lekturę łączy. W sumie nie wiadomo, kto jest dobry a kto zły. Agenci wrogich wywiadów w oczach czytelnika nie są ani biali ani czarni, lecz oscylują w szarościach.


Tak więc: Kim Kiyŏng, to nie bezkrytycznie posłuszna rozkazom maszyna z wypranym mózgiem, to nie efekt eksperymentu w laboratorium, ale zbitka emocji i wątpliwości - jak każdy z nas. Szpieg wykreowany przez Young-ha, okazuje się więc być po prostu człowiekiem: zmęczonym życiem mężem i ojcem (takie to mało bondowskie). Przecież został wyszkolony tak, by „nie rzucać się w oczy” i to stanowi jego najważniejszą i chyba jedyną umiejętność. W związku z tym, urodą też nie może się wyróżniać - i nie wyróżnia.

Kim Kiyŏng jest ogniwem północnokoreańskiej siatki szpiegowskiej, o którym – taką ma nadzieję – centrala dawno już zapomniała. Ponad 20 lat temu został wydelegowany do Seulu. Zadomowił się na południu i ułożył sobie spokojnie życie, pracując w agencji importującej zagraniczne filmy. Jego żona Mari i córka Hyŏnmi nie wiedzą tym, kim w rzeczywistości jest Kiyŏng. Nadchodzi jednak dzień, w którym wszystko się zmienia i jego życie szpiega zostaje odarte z pozorów. Bohater dostaje wezwanie do natychmiastowego powrotu (za 24 godziny) w postaci rozkazu nr 4 zaszyfrowanego w haiku Bashō*. Kim nie zna przyczyny i celu wezwania. Ma więc wątpliwości czy chce wracać do ojczyzny – w której może czekać na niego śmierć. Jego domem jest Korea Południowa! Jak ma wrócić do reżimu, skoro zaznał wolności?! Więcej zaryzykuje zostając, czy wyjeżdżając? A na dodatek, rozbudzona nagle na nowo intuicja i czujność podpowiada mu, że jest śledzony…
                  
Samotni w tłumie
* ¼ Koreańczyków, czyli jakieś 25 mln ma na nazwisko KIM


Charakterystyczny dla pisarza styl narracji pozwala nam nie tylko spojrzeć na bohaterów z boku, ale także wejść w ich skórę. Uczestniczymy w jednym dniu z życia trojga członków, wydawać by się mogło, zwyczajnej rodziny: Hyŏnmi, Mari, Kim Kiyŏnga. Dzień ten, na pierwszy rzut oka, niczym się nie wyróżnia, pozbawiony jest nawet konkretnej daty, okazuje się jednak dniem przełomowym w życiu całej trójki. Każde z bohaterów jest zmuszone do podjęcia decyzji, które zaważą na ich dalszym życiu. Czas przecieka im przez palce, nieubłagane odliczanie trwa i nie chce się zatrzymać. Gdy piasek w klepsydrze się przesypie ich życie nigdy nie będzie już takie same. Akcja, rozpisana na godziny, rozgrywa się w przeciągu doby, a my mamy wrażenie, że trwa o wiele dłużej. Mimo braku brawury, z każdą godziną odczuwamy, jak akcja przyśpiesza, a atmosfera wokół postaci zagęszcza się. Uświadamiamy sobie, ile może wydarzyć się podczas jednej godziny, a nawet minuty, jaka jest waga ich/naszych decyzji w każdej sekundzie życia.

Najsławniejsi szpiedzy w historii to ci, których złapano podczas wykonywania misji. A najlepsi szpiedzy, to ci, których nigdy nie odkryto. Przeszli na emeryturę lub umarli anonimowo. Kim Kiyŏng uważał siebie za szpiega należącego do grupy tych najlepszych. Niestety przecenił swoje umiejętności. Dlatego jego historia ma gorzki smak: wbrew temu, co sądził - agentem był ledwie przeciętnym, od lat inwigilowanym. Dodatkowo przeceniał swój zmysł oceny sytuacji i ludzi: nie rozpoznał w Sŏnggonie wrogiego agenta (podwładny, któremu współczuje, był śledzącym go agentem z Południa), twierdził, że Mari jest kobietą, która w ogóle nie odczuwa pożądania – a ta ma dwudziestoletniego kochanka. Gdy poznał prawdę, legła w gruzach jego wizja samego siebie. Można mu jeszcze zarzucić, że jako agent zawodzi w sytuacji kryzysowej: wręcz rozprawia na prawo i lewo, kim jest (Soji, Mari) nie licząc się z tym, że może to usłyszeć ktoś niepożądany. Żal nam go, ponieważ do samego końca nie zdawał sobie sprawy z tego, że to on jest ośmiornicą uśpioną na dnie dzbana. Myślał, że jest przyczajonym agentem północy, a w rzeczywistości tkwił w pułapce południa.

Poza tym Kiyŏng okazał się być człowiekiem, który niewiele znaczył, na którym nie zależało tym, na których liczył: ani Soji ani Mari nie chciały z nim uciec. Gdyby nie został złapany, zostałby całkiem sam…. Na szczęście oszczędzono Kimowi życia z konsekwencjami podjętej decyzji (żadna nie byłaby dla niego dobra), zmuszono go by został, zdecydowano za niego. Kiyŏng jest postacią tragiczną i nie chciałabym być w jego skórze. Konflikt tragiczny, w który został wplątany, wybór niebędący żadnym wyborem, to symbol uwikłania człowieka w bezlitosną machinę polityki i historii. Jak i Kim, tak każdy z nas jest wobec niej bezbronny.

Nasz bohater został złamany, w ciągu jednego dnia stracił grunt pod nogami, a efektem tego stała się przymusowa wegetacja u boku żony. Wegetacja najgorszego typu: życie ze świadomością prawdy. Soji wcale go nie kocha, tak jakby chciał, żona nie dość, że ma kochanka, to jeszcze odważyła się wziąć udział w seksualnym trójkącie, jako agent też od dawna był skończony. Uczono go by etapami, powoli rezygnował z siebie na rzecz nowej tożsamości, by „wyhodował” sztuczną osobowość, zapominając o poprzedniej. Efekt jest taki, że nie wie już kim się stał, był, będzie? Zwłaszcza, że, to kim wydawało mu się, że jest, zostało obnażone i zniszczone. Pod koniec patrzymy już tylko na strzępy z człowieka.

Mari przechodzi kryzys wieku średniego, uważa, że to czas, gdy przedstawicielki jej płci odkrywają wszystkie minusy bycia kobietami. Mimo, że nadal jest piękna i atrakcyjna, nie potrafi pogodzić się z upływem czasu. Dlaczego policjant odpuszcza młodej dziewczynie, a jej nie? Młodsze kobiety stanowią realne zagrożenie, na które reaguje agresją. Umawiając się z młodszym o prawie 20 lat mężczyzną (Ko Sŏnguk) decyduje się na eksperyment, który poniekąd sprawia, ze czuje się upokorzona. Kobieta jednak swoje upokorzenie przekuwa w broń przeciwko mężowi.

Hyŏnmi, to dorastająca córka Mari i Kiyŏnga. Nastolatka podobnie jak rodzice doznaje rozdwojenia: miota się pomiędzy byciem dzieckiem (jej zachowania i wypowiedzi momentami są bardzo infantylne) a wkraczaniem w dojrzałość (zakochuje się pierwszy raz; powoli budzi się jej ciało, dla kontrastu ciało jej matki powoli więdnie). Dziewczyna dorastając buduje swoją tożsamość, która w pełni nie jest jeszcze ukształtowana: raz potrafi przeciwstawić się grupie, broniąc przyjaciółki, raz na siłę chce się w tę grupę wpasować i odwraca się od niej. Są sytuacje, w których brakuje jej odwagi, by być „inną”, pozornie akceptuje również „inność” Chinguka, po to by zmienić (!) chłopca. Hyŏnmi stanowi przeciwwagę dla rodziców, podobnie jak oni szuka swojej prawdziwej osobowości, nie sztucznego „ja”. W jej sytuacji jednak nie jest ona jeszcze w pełni ukształtowana. Dziewczynka ma więc szansę dokonać wyborów, które dadzą jej więcej szczęścia.

Każde z osobna zmierzyło się ze sobą, spojrzało w głąb siebie i zobaczyło prawdę. Ale czy ją zaakceptowali? Miały być wielkie zmiany i są – ale nie takie jakich oczekiwali. Ona stwardniała, on zmiękł. A Hyŏnmi wkracza właśnie w etap popełniania błędów i wyciągania z nich wniosków. Niestety dzieje się to w momencie, w którym życie jej rodziców wywróciło się do góry nogami, co nie pozostanie bez wpływu na nią.

Kobiety u Kima

W kolejnej powieści Kima, kobiety są przedstawione seksualnie, dotykowo. Na szczęście już w mniejszym stopniu niż w Mogę odejść… - tutaj autor skupił się na nieco innych aspektach cielesności. Momentami wyziera jednak z tekstu znana nam już wulgarność uprzedmiotawiająca kobiety: kochanek zamiast powitania w restauracji serwuje Mari tekst: „masz piękne piersi”, a po chwili dodaje: „Jesteś już mokra, co?”. Koreanki w górnych partiach ciała pozbawione są krągłości, Mari, sądząc po reakcji mężczyzn, jest wyjątkowa. Koreańczycy nie potrafią ukrywać swojej niezdrowej fascynacji biustem, dlatego też w Korei pracę znajduje wiele Rosjanek hojnie obdarzonych przez naturę (oczywiście jako panie lekkich obyczajów). Pojawia się również opis seksu w trójkącie, który daje przyjemność i niezdrowe zaspokojenie tylko mężczyznom - Mari myśli o tym raczej w kategoriach wrestlingu i walki. Dlaczego dojrzała kobieta akceptuje takie zachowanie? I wbrew sobie godzi się na miłosny trójkąt, na prośbę kochanka? Czy jedyną odpowiedzią są jej uczucia i zagubienie? Myślę, że autor, decydując się na taką kreację postaci miał na celu symboliczne wyolbrzymienie konsekwencji jej decyzji. I mam nadzieję, że nie jest to tylko efekt dania upustu jego fantazjom na kartach książki.

Poczuć Seul

Pisarz łagodzenie wprowadza nas w świat Seulu, nie zarzuca egzotyką, obcością kultury. Czujemy się w nim tak dobrze, że czasami zapominamy, że nie jesteśmy w Europie. Przypominają nam o tym drobiazgi, które umiejętnie, dyskretnie wplata w treść: nazwy, posiłki, wspomnienia. Prowadzi czytelnika wodząc go za kubki smakowe. To właśnie wspomniane potrawy, między innymi, przypominają nam, że jesteśmy w Korei.

Opisana przez niego metropolia to żywy organizm. To sam Kim Kiyŏng w skali makro. Momentami ma się wrażenie, że bohater biega po Seulu bez celu, w rzeczywistości jednak poszukuje swojej tożsamości, goni za nią i zarazem przed nią ucieka. Rzeczywiste przemieszczanie się obrazuje wewnętrzną gonitwę myśli, wspomnień i wyobrażeń. Miasto budzi w nim wspomnienia, przypomina, że był świadkiem wielu przemian: ekonomicznych, społecznych, gospodarczych. Każe wspominać dzieciństwo i dorastanie w reżimie, i uświadamia mu, że nie wie jak teraz żyje się na Północy. Mimo otwartych przestrzeni atmosfera gęstnieje, czytelnik czuje, jak Kim się dusi.

Podobnie jak w powieści Mogę odejść, gdy zechcę i tutaj autor toczy z czytelnikiem swoistą grę o sposób odczuwania powieści: smakiem (posiłki), dotykiem (kobiety), wzrokiem (malarstwo), słuchem (muzyka) itd. Oprócz tego wyraźnie widoczne staje się jego upodobanie do montażu historii postaci: sklejania poszczególnych, szczątkowych scen (często partii retrospektywnych) na ich historie. Skrawki losów postaci pobocznych nie są dobrane przypadkowo, ich funkcją jest dopełnianie losów trzech głównych bohaterów. Ich drogi często krzyżują się od niechcenia i jakby przypadkowo. Autor lubuje się w przypadkowości, chwilowości i ulotności chwil i sytuacji. Doba z życia głównego bohatera, to chwyt od dawna znany w literaturze. Kim wykorzystał jego potencjał w charakterystyczny dla siebie sposób: jeden dzień, krok po kroku, detal po detalu - znowuż śledząc z obiektywem rzeczywistość, oddala ja i przybliża, jakby wspólnie z czytelnikiem kręcił film. Twórczości tego pisarza nie można więc interpretować jednowymiarowo nie dostrzegając korespondencji między różnymi dziedzinami sztuki, zwłaszcza nie odczytując jego odniesień do malarstwa. Tytułowe Imperium świateł to aluzja do obrazu L’Empire des lumières z 1954 surrealisty René Magritte’a, który ukazuje zarazem dzień (niebo) i noc (dom w ciemności). Bardzo wyraźnie są również tematyczne i klimatyczne nawiązania do Joyce’a i Kafki.

Imperium świateł

W pierwszym odruchu doszukujemy się w tytułowym imperium Seulu: tętniącej życiem, nigdy nie śpiącej metropolii. To miasto – serce wroga - doczekało się nawet swojej północnej podróbki. To jednak bubel, atrapa, odbicie w krzywym zwierciadle, które tylko pozoruje się na jasność oryginału, a pozostaje jego niemrawym cieniem. Przypomina raczej efekt jakiegoś chorego żartu, paradoksalnego wesołego miasteczka w horrorze, gdzie wciąż czujemy się obserwowani. To w tym miejscu Kim i jego towarzysze byli przygotowywani do życia w demokratycznym kraju, ciągle oceniani i zmuszani do wykonywania prozaicznych czynności, w taki sposób, by nikt ich nie rozszyfrował (założenie konta w banku, zrobienie zakupów). Szkolenie w ułomnej wersji czegoś, co istnieje realnie, nie przygotowywało jednak agentów w pełni do życia w innym świecie: gdzie można samodzielnie myśleć, głośno wyrażać opinie i mieć swój indywidualny gust, upodobania. Wszyscy wiedzieli, że uczestniczą w umownej grze, gdzie każdy statysta może być donosicielem.

Finałowa scena, w której jasność świateł odbitych w morzu zlewa się z czernią nocy, stanowi obraz odwrotny do tytułowego. Tutaj kontrast zachodzi pomiędzy czarnym niebem, a tym co rozświetlone poniżej. Kiyŏng wyłącza się na to, co się dzieje: huk, starzały, race, wszystko dzieje się jakby gdzieś obok niego, on w zadumie podziwia surrealistyczny widok. Wszystko, co się dzieje wydaje się być nieracjonalne, oderwane od rzeczywiści, jakby było snem, a nasz bohater po prostu obudzi się następnego dnia. Dopełnieniem tej sceny jest moment opisany tymi oto słowami: Reflektor poszukiwaczy został skierowany na Kiyŏnga jak szedł, oświetlając jego sylwetkę. Schwytany w ostrym świetle, zatrzymał się. Jego twarz była spokojna i łagodna, jak u człowieka, który w końcu zaakceptował swoje przeznaczenie. Jednak po skrupulatnym przyjrzeniu się, można było zauważyć łzy spływające w dół, wypełniające rowki i bruzdy na twarzy. Wyglądał jak duch, bez cieni na twarzy. Reflektory zostały skierowane z powrotem na ciemne morze.

Znów podkreślone zostaje zderzenie jasności z ciemnością, i walka z rozproszeniem ogarniającej ciemności: nikłe światełko latarni na obrazie i ostre światło reflektora przecinającego noc. Podobnie Kim staje się tylko grą światła i cienia, grą człowieka, który odkrył, że nie wie, która z dwóch walczących w nim tożsamości jest jego prawdziwą. Wprowadzono go w świat pogranicza, niby oddzielny, ale wspólny. Symboliczne zespolenie nocy z dniem obrazuje nie tylko walką „ja” i „on”, ale również zderzenie północy i południa politycznie i gospodarczo.

Czy warto?

Nie wiem jakiego zakończenia oczekiwałam. Ale te wybrane przez Kima - prozaiczne, proste - jest chyba najlepszym podsumowaniem całej historii. Życie zadrwiło z głównego bohatera, wplątało go w dziwną historię, wykorzystało i porzuciło. Zostawiło go samego sobie. A on, wraz z żoną, znów musi zacząć udawać. Razem będą nadal pełnić swoje społeczne funkcje.

Obawiałam się, że na treść będzie składała się seria wybuchów, pościgów, mordobicia albo, że utknę w zawiłościach manifestu politycznego, pogubię się w faktach dokumentu. Zachęcona wcześniejszą lekturą zaufałam jednak koreańskiemu pisarzowi i słusznie, bo czytałam powieść z ogromną przyjemnością. Książka nie jest na tyle osadzona w „tu i teraz” Korei Południowej, by stanowiło to barierę dla europejskiego czytelnika. Ta pozycja obroni się także po latach. Porusza bowiem tematykę uniwersalną: plątaninę ludzkich rozterek, tajemnic, rozpaczy, wyborów, międzyludzkich dramatów i samotności. Wszystkie elementy i wątki umieszczone w powieści są uzasadnione i nie uzurpują sobie bezprawnie miejsca w celu: rozciąganie treści do oporu. W tej książce jest miejsce na miłość, nienawiść i wszystko, co znajduje się pomiędzy.

To kawał dobrej literatury, która wciąga i nie przytłacza. Pobudza niezależnie od miejsca zamieszkania do refleksji i zadania sobie kilku, tylko z pozoru, łatwych pytań: jak ja bym postąpił/a, jak ja bym się czuł/a? Czy sam/a wiem kim jestem?

Myślę, że Imperium świateł to wdzięczny materiał na dobry film (jeżeli reżyser nie przesadzi z podrasowaniem tekstu i nie dobije wszystkiego efektami specjalnymi) lub serial (coś a’la 24 godziny- jednak mniej akcji, więcej dbałości o szczegóły). 

Autor: Kim Young –ha
Tytuł: Imperium świateł
Tłumaczenie: Anna Diniejko-Wąs
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Wydanie: I
Rok wydania: 2010
Okładka: miękka
Ilość stron:  274
Cena z okładki: 38,00 zł

Czytliwość 5/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 4/6
Ogólnie 5/6

Fragment:
- Nie wiem dlaczego w literaturze koreańskiej nie ma historii o mężczyźnie, który z desperacją próbuje bronić swojego domu. Ludzie tracą rodziny i domy. Długi rujnują życie. Majątki są przejmowane przez innych. Dlaczego nikt nie chwyci za broń? Co z protestami, samopoświęceniem? Gdy studiowaliśmy, ludzie się zbierali i protestowali, ponieważ ktoś był torturowany. Tamci protestujący dzisiaj stanowią rdzeń społeczeństwa i mają rodziny. Zastanawiam się, dlaczego ludzie tak łatwo oddają domy w ręce lichwiarzy i rekinów bankowych. […]
- Ta historia ilustruje kulturę amerykańskiego Zachodu. Gdy ktoś przyjdzie zabrać ci dom, bronisz go na śmierć i życie. A jeśli to nie działa, postanawiasz się zemścić. Dlaczego nie mamy kultury zemsty? Dlaczego ludzie nie wezmą odwetu za swoje straszliwe cierpienia? Czy kiedykolwiek czytałeś powieść koreańską, gdzie występuje motyw zemsty?[…]
-  Właśnie. W przeciwieństwie do ludzi Zachodu, Koreańczyków nie obchodzi specjalnie dobro i zło. Ponieważ nie myślimy o świecie w tych kategoriach, nie mamy powodu, aby się mścić. Zawsze powtarzamy: ciężkie czasy mogą dotknąć każdego lub coś podobnego.

Ciekawostki wygrzebane z książki Imperium świateł Kim Young-ha:

119 – uniwersalny numer ratunkowy w Korei Południowej, pod który można dzwonić w razie nagłego wypadku;
Wŏn – jednostka walutowa w Korei Południowej i Północnej. 1000 wŏnów południowokoreańskich stanowi równowartość około 2,5 złotych;
Manhwa jest koreańskim odpowiednikiem japońskiej mangi;
Koreańczycy uważają, ze pozostawienie włączonego wiatraka na noc w zamkniętym pomieszczeniu grozi śmiercią!!!!!
Fugu – rodzaj morskiej ryby z rodziny rozdymkowych. Jest wysoce trująca, a mimo to uchodzi w Japonii za kulinarny rarytas;
P’yŏngyang (czyt. Pjongjang), znany również w błędnej transkrypcji z języka rosyjskiego jako Phenian – stolica Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej;
Hanbok- koreański strój narodowy;
Makkŏlli – tradycyjny koreański alkohol na bazie sfermentowanego ryżu;
J-Pop – skrót od japońskiego popu;
Chawanmushi – krem jajeczny na parze, przepis poniżej: 
Dildo – sztuczny członek, nazwa tego urządzenia prawdopodobnie pochodzi od włoskiego diletto –przyjemność;
Kimchijeon –przekąska w formie pikantnych placków, przepis poniżej: 
Ośmiornica w dzbanie – sposób połowu ośmiornic. Wieczorem ośmiornice układają się do snu w dołach na dnie zbiornika. Poławiacze podkładają im dzbany, w których te niczego nie świadome zasypiają, a następnie zostają wyłowione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...