09 stycznia 2014

Katowice lat dwudziestych / Śląskie dziękczynienie – Konrad T. Lawendowski/

Poszukując „śląskich” inspiracji trafiłam na kryminał retro pt. Śląskie dziękczynienie. To jedna z cyklu (piąta z kolei) powieści o Jerzym Drwęckim, Konrada T. Lewandowskiego – rodowitego warszawiaka, jak to z treści szybko wynika. Pisarz wysyła swojego bohatera w liczne podróże, w trakcie których ten prowadzi zagmatwane śledztwa. Akcja wybranej przeze mnie powieści rozgrywa się na interesującym mnie terytorium: mamy więc okazję nie tylko znów zajrzeć do Katowic, ale zajrzeć do Katowic lat dwudziestych i spojrzeć na nie okiem nadkomisarza warszawskiej policji.

Dzięki swojej skuteczności w rozwiązywaniu spraw kryminalnych i znajomościom w kręgach Ziemiańskiej, Jerzy Drwęcki jeszcze przed trzydziestką zostaje nadkomisarzem. Jego zdolności śledcze oraz umiejętność postępowania z ludźmi są powszechnie znane i powodują, że zostaje on wyznaczony do realizacji delikatnej misji politycznej: ma zachęcić Wojciecha Korfantego  do ugody z obozem sanacyjnym, z Józefem Piłsudzkim na czele. Zadaniem tym uraczył nadkomisarza jego przyjaciel, sam Wieniawa – Długoszewski. Znajomości jak widać nie zawsze służą, mogą również sprowadzić kłopoty. Nasz bohater po przybyciu do Katowic zatrzymuje się u „omy Loski”, która w ten sposób spłaca dług wdzięczności u babci Ireny. Tutaj odkrywa tajemnicę „ajntopfu” i zaprzyjaźnia się z osieroconym Walikiem, któremu pomaga w nauce i służy jako męski wzór postępowania. Przykrywką dla działań Drwęckiego na Śląsku, ma być przeprowadzony przez niego cykl wykładów z kryminalistyki dla miejscowej policji. Prowadzone w ramach ćwiczeń śledztwo, dotyczące przypadkowej ofiary zamarznięcia, szybko okazuje się być sprawą morderstwa pozorowanego na wypadek. Przestępstwo to okazuje się mieć drugie dno i wpędza nadkomisarza i jego zespół w niemałe tarapaty. Morderstwo ściśle związane jest z jego misją, w której ktoś wytrwale próbuje mu przeszkodzić i sprowokować do powrotu do Warszawy. Drwęcki musi więc działać ostrożnie, ale zdecydowanie. Nie będę zdradzała szczegółów tej intrygi i następujących jeden po drugim zwrotów akcji. W każdym razie, jak to Drwęcki, nie da sobie w kaszę dmuchać i doprowadzi do triumfu sprawiedliwości, na ile oczywiście można o takiej mówić, biorąc pod uwagę tło polityczne.

http://murdok.wrzuta.pl/obraz/61NIIZKYPjY/tapety_hd_full_hd
Jerzy Drwęcki to zawsze gotowy do działania, nieustraszony „superpolicjant”. Właściwie można mu przyporządkować same pozytywne cechy: jest otwarty na ludzi, błyskotliwy, inteligentny, sumienny, odpowiedzialny, wierny ideałom, ale nie fanatyczny, ma serce do dzieci i sprawiedliwości. Poza tym: potrafi się bić, strzelać, posiada ogromną wiedzę, a jego przenikliwość pozwala mu na przewidzenie działań przestępcy, zanim ten w ogóle o popełnieniu przestępstwa pomyśli. Przeciwnicy nadkomisarza po prostu nie mają najmniejszych szans, nawet FBI, czy międzynarodowe agencje śledcze nie mogą się z nim równać. Myślałam, że tak idealne postacie się już trochę w literaturze i filmie „zużyły”, ale po przeczytaniu książki muszę stwierdzić, że pozytywne nastawienie i optymizm, które z sobą niosą, są bezcenne. Nic jednak nie zmieni faktu, że to papierowy bohater, pozbawiony jakiejkolwiek emocjonalnej głębi, wewnętrznej motywacji, która byłaby motorem działań i podstawą jego istnienia.

http://www.digart.pl/praca/6176638/katowice_osiedle_gwiazdy.html
Autor starał się wiernie oddać realia epoki. W wartką akcję, umiejętnie wplótł  również wiejsko-miejski pejzaż Katowic i topografię miasta. Interesująco przedstawił panoramę okolic i wrażenie, jakie robią one na przyjezdnym. Warstwa obyczajowa powieści ciekawi i wciąga. Bohater poznaje zwyczaje, rytuały i styl życia charakterystyczny dla regionu, w którym Drwęcki bardzo szybko się odnajduje. Przy okazji pisarz skupił się na problemach Ślązaków i Śląska, które do dziś nosi piętno „poniemieckości” - niestety powielił wiele krzywdzących stereotypów. Owszem, jest coś takiego jak uwarunkowanie kulturowe, ale  nakreślony przez niego portret Ślązaka jest zbyt jednoznaczny: prostolinijny, niewykształcony, toporny ale bitny, prostoduszny, lubiący życie „na kupie”, naiwny i łatwy do zmanipulowania. Problem w tym, że ludzi się tak zaszufladkować nie da. Wszelka generalizacja prowadzi donikąd, a zbytnie upraszczanie fałszuje wiedzę o świecie. To tak jakby powiedzieć, że każdy Irakijczyk jest fanatykiem, że każdy Chińczyk jest pracowity, a każdy Polak to patriota, który chce zginąć za ojczyznę. A ludzie są różni. Możliwe, że nadkomisarz Drwęcki, przebywając na Śląsku, miał okazję obracać się w otoczeniu takich właśnie osób, nie oznacza to jednak, że wszyscy Ślązacy tacy właśnie są. Lewandowski  zresztą, złapał się we własną pułapkę ogólników, przedstawiając nam śląsko-zagłębiowski duet policjantów. Z jednej strony są oni uosobieniem odwiecznej niechęci jednych do drugich, z drugiej jednak, ukazują bezsens podziałów i niczym nieuzasadnionej wrogości poprzez swoją przyjaźń. Pisarz ukazał więc, jak krzywdzące i bezsensowne jest myślenie stereotypami, z których jednak, sam chętnie skorzystał.

https://www.google.pl/search?q=tapety&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=wETSUrakKOjA7AbxzYC4Dg&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1366&bih=663#q=tapety+krymina%C5%82+zima&tbm=isch&facrc=_&imgdii=_&imgrc=M5LmhwQ72-YLyM%253A%3BLTCLlQR39NdXBM%3Bhttps%253A%252F%252Flh6.googleusercontent.com%252F-I1ZVP4xhIzw%252FUh4hKCx7gqI%252FAAAAAAAABao%252F8dtnV8z0Jwk%252Fs800%252FP1000358.JPG%3Bhttp%253A%252F%252Fnpm.pl%252Fforum%252Fprintview.php%253Ft%253D4649%2526start%253D0%2526sid%253Dac377cab8e35eea0c256678ac89658ce%3B800%3B600
Co zasługuje w książce na uwagę i budzi zarazem sprzeciw, to zbyt jednoznaczne wybielanie Piłsudzkiego i oczernianie Korfantego. Owszem Sanacja nie musiała kochać ikony powstań śląskich, Wieniawa mógł o nim mówić co chciał, ale niejako potwierdzanie pewnych oskarżeń w fabule jest zbyt stronnicze. Pragnę jednak zwrócić uwagę na fakt, że fikcji literackiej nie wolno traktować jak podręcznika do historii. Znakomicie oddana przez pisarza warstwa historyczna powieści, oparta jest na rzeczywistych przesłankach, ale one stanowią tylko szkielet. Reszta to dzieło wyobraźni pisarza. Powiedzmy, że ideologia kontra makiawelizm jest interesującym wątkiem, przykładowo zaprezentowanym na owych postaciach historycznych. Pomysł sam w sobie jest ciekawy, trzeba więc spojrzeć na wszystko z dystansem.

To czego nie można już Lewandowskiemu darować, to kompletna ignorancja. Pisarz nie odrobił lekcji, nie poczytał o gwarze śląskiej, nie zasięgnął najwyraźniej żadnej rady. Bezceremonialnie miesza gwarę z językiem ogólnopolskim, kłując po oczach różnymi dziwolągami – składniowymi i leksykalnymi. Nie odmienia wyrazów, zapisuje je z błędami (żymloki nie żemloki), o istnieniu niektórych w ogóle nie ma pojęcia (zamiast żeby powinno być coby)… Oprócz tego pojawiają się w tekście literówki.

Poza tym język powieści nie jest skomplikowany. Akcję rozładowują liczne żarty sytuacyjne – amerykańskie dziękczynienie na Śląsku, słuchacze kursu itp . Dzięki nim intryga mimo zawiłości, nie wydaje nam się ciężka. Autor przemyślał fabułę, nie mamy wątpliwości, że od początku wie dokąd zmierza. Wątki są wyważone i nic nie rozcieńcza niepotrzebnie akcji. Intryga kryminalna sprawnie przepleciona została z wątkami społecznymi i obyczajowymi. Akcję dodatkowo ubarwia obecność międzynarodowych morderców.

Dobrym pomysłem było wprowadzenie do treści informacji na temat albumu Vogla. Drwęcki wykorzystuje w śledztwie proponowane przez niego metody klasyfikacji, które na tamten czas były sporym osiągnięciem, a na dziś stanowią ciekawostkę, krok w rozwoju kryminalistyki. Podczas lektury zauważamy również, że to co od dwudziestolecia się nie zmieniło, to to, że ludziom ze świecznika zdarza się nagminnie manipulować resztą społeczeństwa. Żądza władzy i pieniądza nadal mają się dobrze. Zmieniły się zwyczaje, samochody, prawa i broń – ale nie ludzkie słabości.

Śląskie dziękczynienie to przeciętny kryminał o triumfie praworządności nad polityką. Czyta się szybko, bo to książka lekka i przewidywalna, w sam raz na leniwy, upalny dzień. Jeżeli ktoś lubi rozrywkę kryminalną retro i niezbyt przejmuje się niedociągnięciami w rożnych warstwach powieściowych, to polecam. Mnie nadkomisarz Drwęcki nie zachęcił do zapoznania się z resztą jego przygód.

Okładka 4/6
Wydanie 4/6
Czytliwość 5/6
Ogólnie 4/6

Autor: Konrad T. Lewandowski
Tytuł: Śląskie dziękczynienie
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Wydanie: I
Rok wydania: 2009
Oprawa: miękka
Ilość stron: 267
Cena: 24,90 zł


Fragment:


Na dworcu kolejowym w Katowicach padał szary śnieg. W każdym płatku, jeśli się dobrze przyjrzeć, tkwiło po kilkanaście czarnych grudek sadzy lub popiołu. Powietrze, podobnie jak w Łodzi, miało słodkawy posmak spalonej siarki, ale tu dodatkowo z wyraźną nutą metaliczną, przywodzącą na myśl starą wojskową konserwę albo  wodę pitą z przerdzewiałego blaszanego wiadra. Podróże kształcą! Niniejszym nadkomisarz Drwęcki mógł się już pochwalić, że po aromacie powietrza w danym mieście potrafi stwierdzić, czy dominuje w nim przemysł lekki, czy ciężki…

Wyzwanie dochodzeniowe było wszakże niebanalne, bo Sawilski opowiadał kiedyś, jak podczas swojej pierwszej wizyty na Śląsku odwiedził najpierw trzy ulice Karola Miarki, zanim znalazł tę właściwą, bo każda górnośląska miejscowość obowiązkowo musiała mieć ulicę tego imienia, a granice administracyjne między miastami, mieścinami i wioskami znali chyba tylko najwytrwalsi geodeci. Dla niewtajemniczonego gorola ulica Miarki albo wyskakiwała znienacka zza rogu co kilka kilometrów, albo jawiła się labiryntem, częściowo podziemnym, wijącym się zamaszystymi pętlami, zakosami, kopalnianymi szybami, chodnikami i polnymi dróżkami od Zaolzia po Wrocław.

…po czym zarządził wyjazd do Nikiszowca. Przyłapał się na myśli, że mimo wszystko ciekaw jest tej niespodziewanie odkrytej na Śląsku Ameryki…
Pierwsze wrażenie było takie, jakby wjechali w ceglany labirynt. Całe miasteczko wydawało się składać z jednego dwupiętrowego domu, pozałamywanego w setki zygzaków i wyposażonego w niezliczone bramy prowadzące to na podwórka, to na inne ulice, albo przegradzające te ulice w poprzek bez widocznego powodu. W centrum szeregi bram układały się arkadowe mosty unoszące zawieszone nad ziemią ciągi okien.

2 komentarze:

  1. Czyli mamy coś w stylu projektu "Katowice -stylowe od zawsze" :)

    http://www.muzeumslaskie.pl/index.php?id=951

    OdpowiedzUsuń
  2. Co prawda ubolewam, że lewandowski przeniosł drweckiego z warszawy <3 na prowincję, ale bez przesady... korfanty nie anioł i soazmy lokalnego patriotyzmu trichę nie przystają do rozrywkowej wszak lektury. Powinnaś raczej byc wdzięczna autorowi - nie lubię ślązaków, a po tej książce spojrzaĺam na nich z wiekszym zrozumieniem. Jakby nie patrzeć, mieli przesrane;) i od kiedy to drwecki jest papierowy???

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...