…Czyje oczy
nieśmiertelne
mogły stworzyć
twą symetrię?
W jakiej
głębi, jakiej dali,
mógł się ócz
twych ogień palić?
Jakie skrzydła
nieść go śmiały?
Jakie ręce go
skrzesały? /Wiliam Blake/
Kate
DiCamillo, pisarka obdarzona niezwykłą wyobraźnią i umiejętnością wczuwania się
w drugiego człowieka, na stałe zagościła w moim sercu. Sama już nie zliczę, ile razy wracałam do jej
książek i stworzonych przez nią postaci. Jej fenomen polega na tym, że mimo iż
treści jej baśni przesiąknięte są trudnymi emocjami, potrafi ona pisać o nich
tak, by nie przytłoczyć czytelnika bólem i cierpieniem. Paradoksalnie, to co
trudne daje nadzieję i siłę. Czyli dzieje się tak, jak powinno dziać się w baśni. I wiecie
co jeszcze? Mimo, że bohaterami jej książek są głównie dzieci, to nie ma dorosłego,
który nie borykałby się w swoim życiu z podobnymi problemami. Dlatego jej
książki są niezwykłe – czytamy je dzieciom, a w trakcie lektury odnajdujemy coś dla siebie, coś, co sprawia że pracujemy nad sobą.
Tygrys
się budzi opowiada o tym, że ucieczka przed samym sobą,
przed własnymi uczuciami, to nie tylko i wyłącznie domena dorosłych. Dzieci złamane traumatycznymi doświadczeniami, również mogą w podobny sposób zareagować na spadające na nie nieszczęście,
którego często nie pojmują ani nie rozumieją. Potrafią wtedy być bardzo okrutne
i to niekoniecznie wobec innych, ale głównie wobec samych siebie. W samoobronie
paradoksalnie mogą działać autodestrukcyjnie: tłumić w sobie emocje tak
głęboko, że skatowany umysł zaczyna poprzez ciało wołać o pomoc.
Mamy okazję
poznać dwójkę właśnie takich rozbitków. Rob to dwunastoletni chłopiec, który przeżywa
ból po śmierć matki w dosyć specyficzny sposób. Zamyka się w skorupie swojego ciała, nie
pozwalając by jakiekolwiek emocje wydostały się z niego na zewnątrz, ani by nic
nie przeniknęło do środka. Od pogrzebu nie uronił więc ani jednej łzy, nie
pozwala sobie również na żadne marzenia. Jeśli dodać do tego wycofanego i
zamkniętego w sobie ojca, który nie mówi o uczuciach i sam nie radzi sobie ze
stratą, przeprowadzkę, zmianę środowiska, odizolowanie od grupy rówieśniczej,
otrzymujemy dosyć ponury obraz. Zwłaszcza, że między wersami dostajemy wraz z
bohaterem prawdziwą szkołę dziobania. Rob podobnie jak łabędziątko z Brzydkiego kaczątka Andersena, znajduje
się w stanie odizolowania, odrzucenia przez grupę, która zwiera szeregi przeciw
niemu. To za dużo dla małego chłopca. Nie dziwimy się więc, że to wszystko, co
mogłoby go dotknąć zostaje przez niego skrzętnie upchnięte do schowanej na dnie
serca walizki: nie pozwala sobie na żadne uczucia, ani radość ani na żal.
Rob miał
sposób na omijanie różnych rzeczy w myślach. Wyobrażał sobie, że jest walizką,
wypchanym do niemożliwości kuferkiem, takim jak ten, który zabrali z
Jacksonville po pogrzebie. Wszystkie swoje uczucia włożył do tego kufra,
poupychał je ciasno, a potem usiadł na nim i zamknął na klucz. Dzięki temu mógł
nie myśleć o przykrych rzeczach.
Podświadomość nie
chce jednak współuczestniczyć w prowadzonej na poziomie świadomym mistyfikacji: daje znać o swoich potrzebach wywołując reakcję
somatyczną – paskudną wysypkę na nogach, która nie chce się zagoić. Jak łatwo się domyśleć, to nie ułatwia chłopcu
funkcjonowania w szkole, wiemy, jak zazwyczaj ludzie reagują na inność...
Drugą
bohaterką baśni jest Sistine, dziewczynka z rozbitej rodziny, opuszczona przez ojca i nierozumiana
przez matkę. Ze swoją
samotnością, opuszczeniem i bólem radzi sobie zupełnie inaczej niż Rob. I tak
jak chłopiec jest pełen tłumionego, tłamszonego wewnątrz smutku, dziewczynka jest pełna złości,
której pozwala co jakiś czas wybuchać z niepohamowaną,
kipiącą wściekłością siłą. To, że tych dwoje dzieci z problemami - outsiderów - się zaprzyjaźni było oczywiste. To, że w tak odmienny sposób reagują na cierpienie i odrzucenie
grupy, sprawi, że jedno pomoże drugiemu.
Najważniejsze
w baśni jest to, że Rob ma tajemnicę,
którą mimo swej nieufności, w końcu dzieli się z Sisitine: wie, gdzie jest
uwięziony tygrys. Postanawiają, że
wspólnymi siłami podejmą próbę, by go uwolnić. Tygrys jest symbolem siły tego, co uwięzione, a
powinno być wolne. Emocje tak jak i zwierzęta nie powinny tkwić stłamszone w
zamknięciu, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Dzieci im są bliższe
otwarcia klatki, tym bardziej same stają się otwarte, zaczynają uwalniać słowa,
które tworzą ich świat. Każde z nich uwalnia swojego tygrysa.
Ciekawą
postacią, która mimo epizodycznej roli została wyraźnie zarysowana w fabule,
jest czarnoskóra pokojówka Willie May.
Dzieci traktują kobietę jak prorokinię, nie waha się ona bowiem nazywać rzeczy
po imieniu, nie gra przed nimi, nie traktuje ich protekcjonalnie. Mówi dzieciom
otwarcie jaka jest rzeczywistość i odnosi się do nich z szacunkiem. W swoim
postępowaniu jest podobna do autorki książki, która nie traktuje swoich
młodszych czytelników z góry, ale całkiem – ale to całkiem - poważnie.
Autorka
książki jest doskonałą obserwatorką. Świat wykreowany przez DiCamillo widzimy
oczami Roba. Przez pryzmat
własnego nieszczęścia nie dostrzega barw. Symbolicznie ukazuje to pogoda:
wiecznie leje, jest szaro i ponuro. Wraz z Tygrysem wracają kolory: żywe,
agresywne dzikie, a za nimi podąża słońce. Pisarka niesamowicie mistrzowsko
prowadzi narrację, doskonale gra także obrazem. Za prostymi, nieskomplikowanymi
zdaniami podążają niesamowite światy, a ładunek emocjonalny ukryty w nich,
odmalowuje przed nami nietuzinkowe postacie. Dodatkowo podczas lektury nasunęło
mi się pewne skojarzenie: coś w tej książce przypominało mi Gaimanowego Odda i lodowych olbrzymów. Rob także struga figurki, tak samo jak Odd, nigdy nie wie,
jaki kształt jest ukryty w drewnie. To ono tak naprawdę decyduje, nie
rzeźbiarz. To piękna metafora. Każdy z nas jest takim kawałkiem drewna i musi
odkryć, jaką rzeźbę/kształt w sobie nosi i jak ją z siebie wydobyć. Rob i Sistine muszą wybrać czy dotychczasowe doświadczenia zdeterminują ich przyszłość, czyniąc z nich przegranych ludzi, czy zmotywują ich do szukania własnych dróg i miejsca na ziemi.
Można odczytać
tę książkę na wielu płaszczyznach, można np. potraktować całość jako swoistą
metaforę. Tygrys się budzi,
przypomina konwencją baśń: bohater napiętnowany wewnętrznym stygmatem, wchodzi do lasu, by pokonać
słabości, odnajduje skarb, scala swoją tożsamość. I jak to w baśniach, nie dla każdego jest szczęśliwe zakończenie. Poświęcenie w tej historii ma wymiar symboliczny, ale to nie czyni go mniej bolesnym ani mniej dotkliwym, tak dla czytelnika jak i bohaterów. Czy to
dobra książka? Za każdym razem, gdy ją czytam, na zakończeniu płaczę. Potraktujcie
to jako odpowiedź.
Czytliwość:
6/6
Okładka: 5/6
Wydanie: 6/6
Ogólnie: 5/6
Autor: Kate
DiCamillo
Tytuł: Tygrys
się budzi
Tytuł
oryginału: The Tiger Rising
Tłumaczenie:
Agnieszka Cioch
Wydawnictwo:
Philip Wilson
Rok wydania:
2008
Okładka:
miękka
Ilość stron:
162
Cena: 19,90 zł
Cena: 19,90 zł
Sam pomysł jest bardzo interesujący i dzięki twojej recenzji postaram się tej książki poszukać. Całe szczęście ze natrafiłam na twoją opinię, bo inaczej na pewno bym nawet na ta ksiazke nie spojrzala, jej okladka wedlug mnie jest dosc odpychajaca.
OdpowiedzUsuń