Może dlatego, że wszyscy czekają w tej historii na śnieg, kojarzy mi
się ona ze świąteczną, familijną opowieścią, pełną tęsknoty, nadziei i
obietnic. Kiedy w końcu długo wyczekiwany, biały puch, pojawia się na kartach
książki, towarzyszy mu dodatkowy, niemały cud. To takie swoiste, podwójne ukoronowanie
pełnego napięcia oczekiwania – jak to na Gwiazdkę.
Historia opowiedziana przez DiCamillo jest dosyć nieprzewidywalna.
Pewnego zimowego, ponurego dnia, na targu, swój namiot rozbija wróżka. Staje
ona na drodze dziesięcioletniego chłopca – Piotrusia - który podświadomie
czuje, że coś w jego monotonnym życiu jest nie tak. Bo gdyby naprawdę wierzył, że jego mała siostrzyczka Adela nie żyje, czy
pytałby o nią? Chłopiec wiedziony dziwnym przeczuciem, postanawia skorzystać z
usług tajemniczej kobiety. Zawierza intuicji, a ona w odpowiedzi, ustami
wróżki, każe mu podążać za słoniem. Piotruś oczywiście czuje się oszukany i
zakłopotany zarazem. Bo jak słoń? Skąd? I gdzie? Jak się okazuje nie można w
życiu polegać tylko na racjonalnych przesłankach. Cuda lubią sobie z nich kpić.
I tak jest i tym razem: słoń pojawia się niespodziewanie, z hukiem i trzaskiem
w operze. A swoim nagłym pojawieniem się przewraca życie mieszkańców Baltese do
góry nogami – nie mają oni bowiem w ogóle pomysłu, co z TAKIM przybyszem
zrobić.
Baśń ta ma słodko-smutny smak. Ukazuje nam w bardzo prosty sposób, jak
bardzo dziecko boi się odrzucenia i obojętności. Na pewnym etapie rozwoju człowieka, to jeden z podstawowych lęków,
które nim targają. To ów lęk sprawia, że Piotruś trwa przy swoim opiekunie -
schorowanym, nieszczęśliwym żołnierzu. Dzięki niemu „posiada” bowiem namiastkę
domu, a dom – wiadomo - to największa wartość, chociażby był „niedobry”. Trzyma
się go więc kurczowo i nie zauważa, że to nie jest „jego” miejsce. Obserwujemy tutaj ten sam mechanizm, działający u dzieci, które wolą pozostać przy
okrutnym rodzicu niż trafić do domu dziecka. Odzywa się w nich wtedy ogromna
potrzeba przynależności, z której, bądźmy szczerzy, tak naprawdę borykamy się
przez całe życie. Nie wyrastamy z niej nigdy. Zmienić może się tylko natężenie
tej potrzeby i związanego z nią lęku. DiCamillo w rewelacyjny sposób łączy ten element
historii z symboliczną bezdomnością słonia. Ten został wykorzeniony,
uprowadzony ze swojego świata. Stracił dom, stracił więc też wolność. Bo
prawdziwa wolność to dom, czyli miejsce w czyimś sercu. Słoń z dala od „swojego kawałka
rzeczywistości” traci ją, zostaje uwięziony, a jego serce złamane. Z czasem
wyrwana z kontekstu istota, traci także swoje imię, tożsamość, a z nimi chęć do
życia.
U DiCamillo pojawia się znów motyw zwierzęcia wyrwanego ze swojego
świata, zamkniętego i samotnego w swym nieszczęściu. Podobnie jak Tygrys, Słoń
symbolizuje uwięzione emocje, potrzeby, odbieranie sobie prawa do szczęścia. Bohaterowie mogą stać się szczęśliwi dopiero, gdy posłuchają swojego
wewnętrznego głosu i uwolnią zwierzę, czyli w ujęciu metaforycznym, tak naprawdę
samych siebie. Doświadczają tego po kolei: śpiewający żebrak i jego ślepy pies,
okaleczona arystokratka, nieszczęśliwy magik, chory wojak, osierocone dzieci
(Znów mamy chłopca i dziewczynkę, którzy muszą spotkać się, by jak w
tradycyjnej baśni zbudować jedność, dokonać scalenia tożsamości.), słoń ze
złamanym sercem, rzeźbiarz ze złamanym kręgosłupem, lokaj tęskniący za
dzieciństwem i dwoje ludzi gotowych wreszcie podzielić się swoją miłością. Gdy
spoglądam na tę galerią nietuzinkowych, naznaczonych przez los (albo po prostu
życie) postaci, zastanawiam się, jak to się dzieje, że pisarka w tak krótkiej
baśni umieściła tak wiele wątków i znaczeń. I podziwiam ją za siłę jej słów,
których nie musi nadużywać, by powiedzieć wszystko. Jakby zawarła z nimi
tajemniczy pakt.
Magiczny słoń to baśń pełna
ulotnej, delikatnej magii. To dzięki jej obecności, łatwiej zaakceptować nam
nieprzewidywalność kapryśnego losu i związane z nim perypetie bohaterów. Tekst jest nasączony oniryzmem, fabuła przypomina w swej płynności
senne marzenie. Baśniowa atmosfera jest tutaj znacznie bardziej odczuwalna niż
w omawianej przeze mnie wcześniej historii: Tygrys się budzi. To ona
jest głównym źródłem sukcesu książki. I pewnie to z jej powodu większość osób
uważa, ją za przyjemniejszą w odbiorze od poprzedniczki.
Klimat powieści, jej nostalgię, oddają czarno-białe ilustracje Yoko
Tanaki. I mimo iż budzą one w czytelniku irracjonalny niepokój, zarazem niosą w
sobie spokój i pewną łagodność. Zdają się
ciepłym, miękkim głosem mówić: teraz
jesteś smutny, ale jeśli posłuchasz swego serca odnajdziesz szczęście.
Okładka również została dopieszczona, czerwone wypukłe litery przykuwają wzrok
i zachęcają do lektury. Wydawnictwo zapewniło więc oprawa graficzną na bardzo
wysokim poziomie.
Tak jak już pisałam przy okazji Tygrys się budzi, książki Kate
DiCamillo mają wydźwięk uniwersalny. Treści w nich
zawarte trafiają zarówno do dzieci, jak i do dorosłych. Niekoniecznie każdy
odczyta tę baśń tak samo, pewne obrazowanie bowiem, z czasem przestaje
przystawać do „dorosłego” sposobu myślenia. Jak widzimy, wielopłaszczyznowość
snutych przez nią opowieści, niesie z sobą wiele możliwości interpretacyjnych.
Zwłaszcza, że niemal każdy czytelnik, bez względu na osobiste doświadczenia, jest
w stanie zidentyfikować się z postaciami z jej książek.
Czytliwość: 6/6
Okładka: 5/6
Wydanie: 6/6
Ogólnie: 5/6
Autor: Kate DiCamillo
Ilustracje: Yoko Tanaka
Tytuł: Magiczny słoń
Tytuł oryginału: The Magican’s Elephant
Tłumaczenie: Agnieszka Cioch
Wydawnictwo: Philip Wilson
Rok wydania: 2009
Okładka: miękka
Ilość stron: 190
Cena: 26,90 zł
Cena: 26,90 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz