05 stycznia 2015

Wielka Stopa w natarciu /Exists - Eduardo Schánchez/2014

Po prostu lubię paradokumentalne niskobudżetówki, więc wciąż je tropię, wciąż na nie poluję. Dlatego po raz kolejny prezentuję Wam nie najwyższych lotów film, kręcony z „wolnej ręki”. Pamiętacie współreżysera Blair Witch Project? Tego „hitu” z 1999 roku, wypromowanego tak naprawdę przez medialną otoczkę? Minimalny budżet, scenariusz praktycznie żaden, found footage, o którym Zygmunt Kałużyński pisał, że to: „horror bez horroru”. Tak, Eduardo Schanchez postanowił odgrzać kotleta. Na jego kolejną produkcję składa się znów histeryczne bieganie po lesie i… histeryczne bieganie po lesie – w tym wypadku jednak przynajmniej widzimy przed czym bohaterowie uciekają. Tym razem reżyser bowiem zabiera nas do Teksasu, by ukazać nam przerażającego Sasquatcha. Jego dzieło, to jednak nie pierwszy found footage o Bigfoot'cie. Za taki można raczej uznać: The Legend of Bigfoot z 1977 roku (Harry Winer).


Główny atut filmu to stylizacja na paradokument, bo scenariusz sam w sobie – trzeba to nazwać po imieniu - jest mierny. Mamy do czynienia z wtórnym, przewidywalnym i sztampowym survivalem. Na szczęście wraz z bohaterami wchodzimy od razu na głęboką wodę, lub raczej należałoby w tym wypadku napisać: w głęboki las - twórcy darowali sobie przydługie wstępy z żałosnymi dialogami, w wykonaniu niezbyt rozgarniętej młodzieży. Akcja, w której wir zostają bezceremonialnie wrzuceni bohaterowie, pokazuje kto jest kim. Reżyser zaoszczędził nam standardowych wyskoków we wstępie, za pomocą których dokonuje się skróconej charakterystyki i  kategoryzacji poszczególnych osób. Bohaterowie bardzo szybko wpadają w oko cyklonu. Akcja zawiązuje się już w momencie, gdy piątka przyjaciół wjeżdża do lasu i uderza samochodem w COŚ. Po krótkich poszukiwaniach, uznając, że to jednak jeleń (a może jednak nie) jadą dalej, do chatki wuja (Brian Steele) dwójki bohaterów: Briana (Chris Osborn) i Matta (Samuel Davis). Potem jest, to co zazwyczaj w takich produkcjach: chłopcy rozrabiają, dziewczyny się pluskają itd. Na szczęście reżyser podał nam to w formie skondensowanej i akcja może toczyć się dalej. Prawdziwy władca pobliskich ziem ma jednak dużo istotniejszy powód do zemsty na nieproszonych gościach, niż tylko zakłócanie spokoju leśnych ostępów. Jednak zarówno bohaterowie jak i widz  nie zdają sobie z tego początkowo sprawy. A że owym rozjuszonym mieszkańcem lasu jest wielki, owłosiony przedstawiciel gatunku znanego głównie kryptozoologom, nie wróży to grupce młodzieży udanego wyjazdu. Przyjdzie im bowiem zmierzyć się z jego dziką, pierwotną naturą. Odpierać jego coraz gwałtowniejsze, niepohamowane  ataki i próbować ujść z życiem. 

Paradokument wymusza niejako naturalną grę: panom udało się utrzymać poziom, panie (Denise Williamson i Dora Madison Burge) trochę momentami przegięły z aktorską ekspresją. W każdym razie bohaterowie obsesyjnie trzymają się kamer. Jeżeli w przypadku Briana, który najwyraźniej ma manię filmowania wszystkiego, jest to uzasadnione, to w przypadku pozostałej czwórki, wypada sztucznie. Jak jednak inaczej reżyser mógłby „pilnować” ciągłości akcji, gdyby, obsada nie wracała się co chwilę po kamerki….? W każdym razie starają się, by owe ustrojstwa nie uchwyciły niczego wyraźnego. „Zderzenia” i „konfrontacje” z Wielką Stopą zazwyczaj dzieją się poza kadrem, czyli gdy sprzęt w ogólnym zamęcie gdzieś upada i nagrywa leśne plenery itp. Właściwie nie stajemy się świadkami bestialskiego mordu, krew na liściach, to jak na rasowy horror niewiele. Reżyser długo broni się też, przed ukazaniem nam źródła zagrożenia - tak w pełnej krasie. Pojawia się cień, rozmazana sylwetka między drzewami. Chociaż, jaki jest Sasquatch - w pewnym momencie – każdy widzi. Im bliżej końca filmu jest go coraz więcej, staje się coraz bardziej wyraźny, kompletny. Zresztą skoro wiemy, że mamy do czynienia z Bigfoot’em, to tak naprawdę można było zaoszczędzić widzowi jego widoku i pozostawić jego rzeczywisty wygląd w sferze domysłów. Poza tym w filmie dzieje się, to co zazwyczaj w horrorach: komórki nie mają zasięgu, pociskami obdziela się wszystko w około - bez większego zastanowienia, i mamy również, a jakże, klasyczne „rozdzielmy się”. Jeżeli chodzi o „typowe” wpadki: bohaterowie mogliby zachowywać się trochę ciszej. Nawet dzieci wiedzą, że jak się znajdzie kryjówkę w grze w chowanego, to się nie wrzeszczy ani nie piszczy, nie jęczy, bo wtedy można zostać wytropionym. Brak podstawowego instynktu i pomimo stwarzanych pozorów, brak chęci przetrwania i elementarnego zdrowego rozsądku, to już charakterystyczna cecha bohaterów horrorów.

Dobrze, że jako tako w tej produkcji broni się napięcie. I nie chodzi mi tutaj o sceny jump, które scenami jump nie są - są zbyt przewidywalne, by nas zaskoczyć. To klimat buduje napięcie. Las nie jest ładny. To nie zagajnik z sobotniego pikniku. To ponura, pierwotna, dzika puszcza, pogrążona w półmroku, z przygaszonymi, stłumionymi kolorami.  Atrakcyjne plenery nie są elementem, który ma przykuć naszą uwagę, rozproszyć i oderwać od istoty akcji. Obraz jest oszczędny, minimalistyczny. Jak to w filmie stylizowanym na dokument nie ma muzyki, jest tylko cisza lasu i przerywające ją ryki. W takich warunkach jesteśmy skłonni uwierzyć w biegającego po lesie bush-mana.

To film zdecydowanie dla fanów gatunku i legendarnej istoty. Stanowi „ciekawostkę”. Nie ma tu scen, które wryją się wam na lata w pamięć. Jedyne nad czym warto się zastanowić, to refleksja, że nie mamy w tym wypadku do czynienia z bezmyślnym katem. To nie bestia z kosmosu czy inne zmutowane monstrum, które po prostu lubi zabijać i odbieranie życia jest dla niego celem samym w sobie. Tutaj po obu stronach barykady stoją tak naprawdę ofiary, nie oprawcy. 

Mimo, iż nie jest to najgorszy obraz wszechczasów, to jednak chcemy by się już skończył. Niczego nowego nie pokazuje, ani niczym nie zaskakuje. Nawet Bigfoot nie zakochuje się w lasce w szortach. Mnie w pamięć zapadła najbardziej uśmiechnięta figurka żółwia na ganku, zdemolowanym przez Sasquatcha. Tak na przekór poważnym minom bohaterów, pochylających się nad rowerem zaginionego kolegi.

Kraj: USA
Rok:2014
Reżyser: Eduardo Schnáchez
Scenariusz: Eduardo Schnáchez, Jamie Nash

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...