03 stycznia 2015

Ciężko, duszno../Necrofobia – Daniel De La Vega /2014

Dante jest krawcem, dla którego śmierć brata bliźniaka stała się nie tylko osobistą tragedią, ale i spowodowała u niego traumę oraz chorobliwą reakcję na każdy aspekt związany ze śmiercią. Nic dodać, nic ująć - można by pomyśleć. Treściwy, konkretny opis - niech film broni się sam. Minęło pierwsze dziesięć minut – trzeba przyznać dosyć długie intro - a ja zastanawiałam się „co autor miał na myśli”. No i zastanawiałam się przez następną godzinę. A akcja toczyła się mozolnie, bardzo mozolnie…

Ciężki film. Jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy, gdy chcę określić jego nastrój to: sztywny. Nie ma w nim dynamiki, akcji. Przesuwające się obrazy są statyczne. Z jednej strony stanowi to kwintesencję filmu, z drugiej odbiera mu szansę na to, by widz dobrnął do jego końca. Akcja, w tym obrazie, nie jest więc ważna. Mam wrażenie, że aktorzy również - mogliby w zasadzie nic nie mówić. Pojawia się tutaj kilka postaci stanowiących tło dla zmagań Dantego (Luis Machín). I to on, pierwsza postać tego dramatu ma przekonać nas, że jego lęk jest prawdziwy, że jego zło jest prawdziwe itd. Z początku wychodziło to drętwo, nie kupowałam gry Luisa. Jednak, gdy się już przyzwyczaiłam, zaczęłam wierzyć „w” tę postać i „tej” postaci.


Rozumiem, co chciano nam przekazać. Umysł nie mieści się w tradycyjnym ujęciu czasu, miejsca. Myśl nie ma formy, jaką chcielibyśmy by miała. Ten film przedstawia nam piekło Dantego - jego świat czyli jego umysł, który staje się otaczającą go rzeczywistością. Szaleństwo i paranoja wymykają się tradycyjnej formie, wystają poza utarte schematy. Nie ma tu mowy o powolnym popadaniu w szaleństwo. Jego studium, rozsmakowywaniu się w nim. Zbieżność imion nie jest oczywiście przypadkowa. Osią fabuły, akcji, filmu (!) jest człowiek. Człowiek, który oswaja śmierć, której panicznie się boi, który zatapia myśli w alkoholu, jest bliski popełnienia samobójstwa, nie radzi sobie z poczuciem winy i ze zdradą żony. Poza tym to osobowość mnoga. A jego kolejne tożsamości symbolizowane są przez manekiny z zakładu krawieckiego. Tak martwe, a tak przeraźliwie ludzkie…

Reżyser - Daniel De La Vega - bardzo chciał zbudować swój film dźwiękiem - który zaskakuje, wywołuje ciarki, jest nagły i przystaje do kolejnych scen. Mamy więc: staroświecki terkot telefonu, kapiącą z kranu wodę, chaotyczne tykanie zegarów. Sceny przepełnione dojmującą ciszą są nagle, znienacka przerywane kontrami: nachalnymi, przesadnie donośnymi odgłosami. Dodatkowym środkiem wyrazu stała się intensywna gra światłem i cieniem - podobnie jak dźwięk oparta na kontraście i hiperboli. W Necrofobii dbałość o szczegół jest przeogromna, mamy czas dokładnie przyjrzeć się: cmentarnej bramie, staremu budzikowi, nożycom krawieckim, poduszeczce na igły, zaśniedziałemu lustru, folii i …odpiłowanej ludzkiej ręce. Szczegóły, różnorodne ujęcia - czuć, że wszystko zostało pod tym kątem dopieszczone. W pewnym momencie temu surowemu obrazowi zaczyna jednak brakować – paradoksalnie - minimalizmu. Rodzi się przesyt szczegółu. Przekarmiony i znudzony widz przestaje odczuwać fascynującą, klaustrofobiczną, schizofreniczną i duszną otoczkę. Atmosfera umiera. Dzieje się tak dlatego, że pomysł, cokolwiek ciekawy, rozrósł się do niebotycznych rozmiarów, wszystkiego jest za dużo. Poza tym nie zgadzam się z tym, że to horror. Wydaje mi się, że filmowi bliżej raczej do thrillera psychologicznego.

Opis filmu - treściwy. Podsumowanie równie krótkie: nie polecam. No chyba, że ktoś naprawdę czuje, że musi.

Kraj: Argentyna
Rok: 2014
Reżyser: Daniel De La Vega
Scenariusz: Daniel De La Vega, Nicanor Loreti, Germán Val


1 komentarz:

  1. Właśnie miałam go oglądać... cóż, teraz chyba mam wątpliwości :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...