13 marca 2014

Fantasy w epoce wiktoriańskiej, "gicz strusia" i kot /Nie licząc psa - Connie Willis/ DKK


Trzech mężczyzn w łódce nie licząc psa i kota. A jednak podczas lektury, oczami wyobraźni to siebie widzę dryfującą w łódeczce po Tamizie w letni, ciepły dzień. Otacza mnie malownicza sceneria wypełniona promieniami słońca. Atmosfera nasączona jest serdecznością i brak w niej jakiejkolwiek agresji, smutku. Nawet w obliczu nadchodzącej katastrofy wnikającej z gmerania w przeszłości – świetnie się bawię.


Przeciążony pracą Ned zostaje wysłany na przymusowy urlop, z 2057 roku do 1888 roku. Przy okazji ma wypełnić jedno, drobne zadanko. Cierpiąc jednak na zaawansowaną dyschronię, niewiele kojarzy i mało co pamięta, właściwie zachowuje się jak ktoś niepoczytalny. Szybko, więc zakłóca funkcjonowanie i tak nadwerężonego już kontinuum czasoprzestrzennego. Świadomy konsekwencji, podejmuje karkołomne próby naprostowania rzeczywistości z pomocą licznej ekipy sobie podobnych naukowców. Czasoprzestrzeń jest jednak mądrzejsza od najtęższych ludzkich głów i naprawia się sama, szkody, bowiem nie były tak wielkie jak sądzono. 


„Strusia noga biskupa” – to tajemniczy przedmiot, wokół którego pętli się fabuła. To COŚ okazuje się być wyjątkowo paskudnym wcieleniem bezguścia i tandety (ale, tak dla ścisłości nie jest strusią nogą). To żaden artefakt, jednak poszukiwany jest z narażeniem zdrowia i życia, przez zastępy historyków - naukowców, we wszystkich możliwych odnogach czasu. Oprócz tego przedmiotu w powieści ważniejszą rolę odegra także pewna KOTKA, mająca słabość do rzadkich okazów ryb. Pojawia się również buldog Cyryl, którego nie można nie darzyć sympatią, a nawet współczuciem, gdy jego  pan dokona nienajlepszego wyboru miłosnego…Wesołe perypetie dość licznej grupy bohaterów, mimo ich dobrych intencji, coraz bardziej plątają akcję i co za tym idzie przyszłość. Kropkę nad "i" dorzucają miłośnicy kotów, przemycając w czasie urocze puchate kuleczki...Chociaż czy tak naprawdę są do tego czworonogom potrzebni? Terry Pratchett pisał przecież: Wydaje się bowiem, że pewne koty bezproblemowo podróżują w czasie i przestrzeni, a zatem jedyne miejsce i czas, co do którego możemy być pewni, że stamtąd przybywają, to teraz.


Początek powieści nie był zbyt zachęcający – trudno było mi się połapać "co i jak", pod koniec również lektura zagubiła swoją lekkość i świeżość. Oprócz kulawego wstępu i zakończenia męczyły mnie wykłady o czasoprzestrzeni i poślizgach, historyczno-fizyczne, filozoficzno-historyczne i filozoficzno-historyczno-fizyczne wywody. Mierziło mnie także mnóstwo wtrętów typu: co by było gdyby, które w mniejszej ilości byłby znośniejsze, a przegadane wychodziły mi uszami (albo raczej oczami). Poza tym dobrze się bawiłam. Urzekła mnie leniwa atmosfera, powolne tempo życia – mimo, iż bohaterowie dosłownie i w przenośni ścigają się z czasem. Wykorzystanie stereotypowego myślenia o epoce wiktoriańskiej było strzałem w dziesiątkę. Odpowiednio wyolbrzymione i przekolorowane wywołuje komiczny efekt. Do tego smakowite anegdoty, i zawiłości przyczynowo-skutkowe serwowane na wesoło i humor sytuacyjny. Postacie nie są skomplikowane ani głębokie. Wycięte raczej z prostego szablonu – dżentelmeni, kapryśne damy w falbankach, ludzie urodzeni po to by służyć innym - wiemy, czego się po nich mniej więcej spodziewać. Nawet podróżnicy zagubieni w czasie, dopasowują się (z niemałym nieraz bólem) do realiów epoki. Zaskoczeniem jest – zgodnie z założeniem autorki - jedynie pan C. Gdybyśmy zbyt wcześnie wpadli na to, kim jest, położyłoby to całą powieść na łopatki. Sprytnie więc go przed nami ukryła.


Jeżeli chodzi o tytuł powieści to pochodzi ona od tytułu pewnego dziełka Jerome’a „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)”, których nota bene Ned (i jego dwóch towarzyszy w łódce plus pies) miał okazję spotkać na rzece. Pisarka ma lekki styl, ale zdarza jej się doprowadzać do przerostu, przesady, zbyt dużego nagromadzenia, które nużą. Okładkę ciężko mi ocenić, gdyż lata dziewięćdziesiąte rządziły się swoimi prawami - i niech zostaną nietknięte.


Nie odczytuję tej książki w innych kategoriach niż rozrywkowe, po prostu nie należy spodziewać się po niej zbyt wiele. To fantastyczno-przygodowy kryminał ze sporą dawką poczucia humoru, rozgrywający się na historycznym tle. Jeśli macie ochotę na pogodne czytadło i  Anglię epoki wiktoriańskiej w komedii pomyłek, mogę z czystym sumieniem polecić.


Czytliwość: 4/6
Wydanie: 5/6
Ogólnie: 4/6



Autor: Connie Willis
Tytuł: Nie licząc psa
Tytuł oryginalny: To say nothing of the Dog
Tłumaczenie: Lucyna Łuczyńska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1997
Oprawa: miękka
Ilość stron: 522
Cena: 29,00 zł


P.S W związku z tym, że rozmowa i tak zeszła na "Doktora Who", "Zdarzyło się jutro" i inne zagubienia w czasie, na następne spotkanie postanowiłyśmy przygotować się z klasyki będącej inspiracją do książki pani Willis, czyli "Trzech panów w łódce (nie licząc psa)" Jerome'a.




http://l-przestrzendkk.blogspot.com/

Tekst ukazał się również na portalu KOCIE TAJEMNICE:


3 komentarze:

  1. Fajnie Tu u Ciebie! :3
    Świetny wpis :)
    Zapraszam też do siebie :3
    Pozdrawiam Natalia Z :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ani jedna książka mnie nie zainteresowała, no cóż... :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...