W ostatnim czasie
skandynawskie kryminały opanowały światowe rynki czytelnicze. "Pokuta", autorstwa Olle
Lönnaeusa jest jednym z nich. Już na okładce wydawca porównuje twórczość
Lönnaeusa dorobku Larrsona, co moim zdaniem jest kompletnym nieporozumieniem.
Styl obu pisarzy jest na tyle różny, że nie powinien być oceniany i mierzony tą
samą miarą. Pokuta to spotkanie z czymś odmiennym, intrygującym i świeżym.
Tomelilla, główne miejsce
akcji powieści, jest położona w południowej Szwecji. Została wystylizowana na
niewielką, słoneczną, senną miejscowość, która jednocześnie jawi się
czytelnikowi jako prowincjonalna, pełna cieni, wręcz koszmarna. Sielskie wrażenie
zawdzięczamy przyrodzie, mrok tworzą mieszkańcy oraz efekty ich czynów. Główny
bohater – Konrad – wraca po prawie trzydziestu latach nieobecności do rodzinnej
miejscowości. Powrót nie jest jednak dobrowolny ani powodowany tęsknotą, nie
przybywa bowiem do arkadii lecz do traumatycznych wspomnień i nierozwiązanych
tajemnic, które odcisnęły piętno na jego życiu. Przyjeżdża wezwany przez
policję, gdy jego adopcyjni rodzice: Herman i Signe zostają brutalnie
zamordowani. Rozpoczyna się trudne śledztwo, w którym szybko staje się głównym
podejrzanym. I tutaj łatwo nasuwa się myśl, że Pokuta jest jednak typowym
kryminałem. Nic bardziej mylnego. Zagadka śmierci pary staruszków, do których
stosunek bohatera jest dosyć obojętny, to jedynie tło zdarzeń o wiele
ważniejszych: poszukiwania matki oraz samego siebie. Konrad snuje się (!) po
kartach książki, prowadząc śledztwo na własną rękę. Właściwie, wszelkie dowody,
poszlaki, tropy przychodzą do niego same, układanka układa się sama. Na sennej
scenie życia Konrada kolejne postacie, w ten czy inny sposób, podają mu
wskazówki i gotowe odpowiedzi. Bohater nie ma wpływu na to, co się dzieje,
pozostaje bierny, to sama jego obecność napędza rozwój wydarzeń. Sam w sobie
jest kluczem do otwarcia dawno zamkniętych drzwi. Nie ważne jak daleko uciekał,
przeszłość go odnalazła i zażądała swoich praw.
Pokuta nie jest typowym
kryminałem, akcja nie pędzi, nie skręca gwałtownie, a snuje się, bo nie jest
jedynym istotnym wątkiem, a jedynie pretekstem. Powieść ma bowiem również
wymiar egzystencjalny (doznanie oczyszczenia) oraz narodowościowy (odnalezienie
tożsamości). Konrad
musi zmierzyć się ze swoją przeszłością, gdyż tylko tam może odnaleźć siebie. Symbolem tych wydarzeń, jak
i ich uwieńczeniem, jest wykucie na grobie matki imienia Agnes (nie Agnieszka):
„Agnes”, ma być napisane „Agnes”. Tak miała na imię przez te wszystkie lata,
kiedy jej szukał. Imię Agnes to łacińska forma greckiego słowa hagne,
które oznacza „czysta”, „nieskazitelna”, matka staje się symbolem oczyszczenia.
Jednak jej imię ukazuje również przewrotność losu: główny bohater może ma
polskie – obce – korzenie (za co jest szykanowany i co jest źródłem jego
odtrącenia), ale mentalnie jest „swój” – jest człowiekiem związanym ze światem,
który go ukształtował: „Agnes” – tak ją tu nazywali i Konrad z czasem
zrozumiał, że i on tak powie, jeśli kiedykolwiek będzie o niej mowa.
Uporządkowanie przeszłości,
pozwala Konradowi na to, by poszedł dalej i spokojnie spojrzał w przyszłość.
Egzystencjalne zagłębiane się we wnętrze, to podróż w przeszłość, a im głębiej
sięga tym bardziej otwiera się na świat i innych ludzi. Dowodem na to jest rodzące
się uczucie do Gertrud. Romans tak jak inne wydarzenia dzieje się leniwie, tak
„po prostu”. Od początku wiadomo, że coś te parę połączy, więc nie jest to
żadne zaskoczenie. Pokuta nie jest przecież romansem. Lönnaeus wprowadzając
postać Gertrud buduje wokół niej wątek związany z przeszłością kobiety. I co
zakasujące wątek ten nie wnosi nic nowego do fabuły. To samo można powiedzieć o
wielu wątkach powieści: porwaniu, tułaczce, liczne historie drugo- i
trzecioplanowych postaci, niekoniecznie wnoszą coś konstruktywnego w treść.
Podejrzewam, że miał na celu dodatkowe ukazanie czytelnikowi głębi psychiki
Konrada, jednak uważam, że efekt nie został osiągnięty. Bohater jest już na
tyle naznaczony przez nieszczęśliwe dzieciństwo, swoją „inność”, że jego morska
tułaczka, porwanie i groźba śmierci niczego nie zmieniają, a tym samym nie
robią wrażenia. Wydają mi się wręcz niepotrzebne, to co najważniejsze działo
się i dzieje w Tomelilla.
Jak już wspomniałam, Pokuta
to kryminał z nietypową akcją, leniwą, a w
zasadzie momentami nieobecną. Nie zaskakuje, gdyż od początku można się
spodziewać, jakie będzie rozwiązanie zagadki, od początku wiadomo, kto do kogo
zapała uczuciem. Bezruch to jednak pozór, brak wartkiej akcji nie jest
zabiegiem bezcelowym. Wprowadza bowiem dodatkowego bardzo ważnego – wręcz
elektryzującego – bohatera: przyrodę i związaną z nią aurę. Temperatura wpływa
na odbiór rzeczywistości, spowalnia działania, reakcje, myśli. Upał, duszność
wzmagają klaustrofobiczność miejscowości i neurotyczność głównego bohatera.
Kipiące powietrze zwiększa podatność na złe przeczucia, wzmaga wrażenie bycia
obserwowanym i bezbronnym. Przyroda współgra z akcją powieści od samego
początku, stąd budowa klamrowa utworu.
Szalejąca w prologu burza rozpoczyna akcję, sygnalizuje wydarzenie, jest
niemym świadkiem beznadziejnej ucieczki Agnieszki. Podobnie sygnalizuje
zakończenie, potężne grzmoty i ulewa towarzyszą Konradowi i Gertrud w momencie
odnalezienia grobu i winnych zbrodni (tych niedawnych i tych sprzed lat). W
momencie, gdy wszystko zostaje wyjaśnione a winni ukarani, do miasteczka
wkracza spokój, mordercze upały kończą się i pada orzeźwiający, lekki deszcz.
Można odnieść wrażenie, że oba wydarzenia naznaczone nawałnicami dzielą lata
suszy, bezlitosnej duchoty, jakby przyroda zamarła w bezruchu i przez ten cały
czas nie spadła ani jedna kropla deszczu i właśnie po to potrzebna jest
specyficzna akcja. Konrad uzyskuje swoje symboliczne odbicie w świecie przyrody
pod postacią bezpańskiego psa, łazęgi, często przebywającego (mieszkającego?)
na cmentarzu. Pies wciąż wraca w to samo miejsce symbolizując przywiązanie
bohatera do przeszłości, niemożność stworzenia prawdziwego domu, mieszkającego
na cmentarzysku tych niejasnych i tych bardzo wyraźnych wspomnień. Gdy zagadka
zostaje rozwiązana pies znika, a bohater staje się wolny. Lönnaeus wprowadzając
„pozaludzkiego” bohatera do powieści, uzyskuje bardzo ciekawą formę wyrazu. To
właśnie dzięki temu zabiegowi powieść nabiera swojego charakteru. Umożliwia
bowiem również zmysłowe odczytywanie utworu. Szczególną uwagę zwraca się na nagromadzenie smaków,
zapachów i pewną lepkość otoczenia. Powietrze jest gęste i ciężkie, a
kwaskowata woń potu przeplata się często z zapachem kawy i duszącego kurzu.
Jeśli chodzi o smaki to na pierwszy plan wysuwa się sól (słony smak ciała) i
wszelkie słodkości (te wszystkie cukierniczki) oraz cynamon (bohaterowie wciąż
kupują cynamonowe drożdżówki lub bułeczki).
Pokuta jest dobrą książka na upalne lato jeśli chodzi o
rozsmakowanie się we wrażeniach zmysłowych, bo z pewnością nie jest ona lekturą
lekką. Ukazuje nam inny obraz krajów skandynawskich, w którym upada mit
Bullerbyn. Sielskość,
wesołość i beztroskie dzieciństwo jest już tylko wspomnieniem. Wszystko ulega
zmianom, pogrąża się niebezpieczeństwie, ludzie stają się sobie obcy,
jednocześnie zamykają się w małych społecznościach niedostępnych dla innych.
Pojawia się napięcie a tym samym zostaje utracony spokój. Skandynawia nie jest
już krainą spokoju ale zagubienia. Konrad jest tylko jednym z wielu:
wyobcowanych, odtrącanych, zaszczutych przez nacjonalistyczne zapędy lub po
prostu prymitywny ludzki strach przed „innym”. Takich jak on jest wielu, a stać
się nim może każdy. Skandynawskie kryminały wskazują dosadnie na problemy jakie
dotykają współcześnie żyjących tam ludzi. Pokuta wpisuje się w ten nurt równie
dobrze jak powieści o komisarzu Wallanderze. On właśnie wciąż wspomina Szwecje
sielankową, która już nie istniała w latach jego młodości. Na co dzień zmaga
się z brutalnymi morderstwami, narastającym nacjonalizmem, wyzyskiem, brakiem
zaufania i bezwzględnymi ludźmi. Henning Mankell doskonale oddaje narastający w
Szwecji mrok, zagubienie, obcość, która bezpośrednio dotyka Wallandera i powoli
niszczy.
Powieść Olle Lönnaeusa
zasługuje na uwagę pod wieloma względami, tym bardziej przykre jest, że
wydawnictwo REA nie popisało się publikując książkę. Zawiera ona wiele błędów
okołotekstowych, które niestety rzucają się w oczy. Wielka szkoda. Mimo to
polecam jej przeczytanie. Szczególnie latem, gdy niemal namacalne staje się
upalne napięcie miedzy bohaterami, ciężar bagażu ich doświadczeń, wichry
burzliwej świadomości, że wiele niezależnych od nich czynników ma wpływ na
kształt ich „być”. Pokuta to książka o tych, którzy rozliczają się ze swoimi
zaniedbaniami i winami, w bardziej lub mniej skuteczny sposób.
Czytliwość:4/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 4/6
Ogólnie: 4/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 4/6
Ogólnie: 4/6
Autor: Olle Lönnaeus
Tytuł: Pokuta
Tytuł oryginalny: Det som ska sonas
Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska
Wydawnictwo: REA
Wydanie: I
Rok wydania: 2011
Oprawa: miękka
Ilość stron: 380
Cena:39,90
Tytuł oryginalny: Det som ska sonas
Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska
Wydawnictwo: REA
Wydanie: I
Rok wydania: 2011
Oprawa: miękka
Ilość stron: 380
Cena:39,90
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz