Pierwotnym
celem literatury fantasy nie było moralizowanie, pouczanie, indoktrynowanie
nikogo ani zaspokajanie najwyższych potrzeb estetycznych, lecz przeniesienie do
świata fantazji, niczym niekrępowanej wyobraźni w Krainę Niemożliwego,
dostarczenie czytelnikowi przyjemności i radości. Czy powieść fantasy Czarci most Anny
Bichalskiej wywiązuje się z tego zadania? I tak i nie. Nie jest to owszem
powieść z gatunku tych, które wpędzają nas w zadumę i skłaniają do przewrócenia
życia do góry nogami. Nie jest to również lektura czysto rozrywkowa, ponieważ w
byciu lekkim „czytadłem”, przeszkadza jej nieco toporny styl debiutantki.
Jeżeli jednak chodzi o ową „Krainę Niemożliwego”, to powieść trafia w sedno -
świat przedstawiony zachęca nas do tego, by przekroczyć próg nieznanego i
zaskakuje nas swoją różnorodnością. Co ważniejsze wejście do świata fantazji
znajduje się w Polsce, w małym, klimatycznym miasteczku o wdzięcznej nazwie: Czarci
most. To tutaj następuje zderzenie dwóch światów. Jak się okazuje, oba
wypełnione są po brzegi fantastycznymi bytami, trzeba tylko otworzyć wreszcie
oczy, by je dostrzec.
Świat
przedstawiony powieści, czyli jej główny atut, zbudowany został z kombinacji
elementów, mocno już zaadoptowanych przez popkulturę – wyrwanych z legend,
mitologii słowiańskiej i baśni (Kot w
butach, Czarodziej z krainy Oz, Roszpunka), a nawet z kina familijnego (Koń wodny: legenda głębin). Odnajdujemy tutaj
echa Tolkiena, Gaimana, nawet Rowling (Smolak bardzo przypominał mi Zgredka).
Nie mam nic przeciwko czerpaniu inspiracji i pomysłów od najlepszych. Jeśli
nadal Bichalska będzie wzorować się na podobnych MISTRZACH, kto wie, czy też
nie stanie się pisarką światowego formatu. Nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli debiutantka naprawdę tego chce, to
czeka ją jeszcze wiele pracy.

Książce ciążą także zbytnio rozbudowane dialogi - i dialogi w dialogach. Bichalska nie zastosowała się również do zasady
Stephena Kinga, o której przypomina on przy każdej okazji: należy unikać przysłówków
i innych dodatkowych słów w opisie dialogów. Autorka nie potrafi jeszcze pokazać i oddać w tekście prawdziwych emocji. Dlatego wykreowane przez nią postacie rażą sztucznością, nie są to istoty z krwi i kości. Ponadto brak
zindywidualizowanych postaci sprawia, że wszyscy mówią jednym „głosem”, nawet
przebudzony po 400 latach Lyrd (nota bene
w ogóle tym faktem nie szczególnie poruszony). Właściwie to nikt nie wysuwa się
na pierwszy plan, nikt nie wzbudza naszej sympatii, nawet Ten Zły nie jest
skrajnie antypatyczny. Wspomniany, główny szwarccharakter – który
oczywiście ma za sobą traumatyczne przeżycia (i głębokie poczucie krzywdy),
które sprawiły że wkroczył na drogę zła - nie wzbudza w czytelniku niechęci,
litości, ani trwogi. Imię głównego bohatera, Mikołaja, wypadało mi, co chwilę z
głowy. Wynikało to z faktu, że postać ta jest na tyle nijaka, że w ogóle się do niej nie przywiązywałam. A powinno być przecież inaczej. Zwłaszcza, że to właśnie dla pary głównych bohaterów: Mikołaja i Jagi, reszta osób stanowi tylko tło i
wypełniacz przestrzeni. Poza tym, postaciom zdarza się zachowywać niewiarygodnie, trudno jest więc w nie uwierzyć. Drażniła mnie również dziwna maniera: ktoś nie pytany, na dzień dobry zaczyna opowiadać o sobie,
albo odpowiadać na nie zadane jeszcze pytanie. I trochę za dużo tu „cholery”.
Może ktoś miałby ochotę policzyć ile razy w tekście te słowo występuje?
Momentami
miałam wrażenie, że czytam bajkową opowiastkę. Myślę, że tę historię spokojnie
można więc zakwalifikować jako powieść młodzieżową i to należącą do nurtu przygodowego fantasy.
Elementy, które miały stanowić zalążki grozy, którymi zresztą autorka
nadmiernie nie epatuje, nie budują odpowiednio mrocznej atmosfery. Nie
powodują, że dreszcz przechodzi czytelnikowi po plecach. Nie należy więc się ich obawiać.
Pośród debiutów, które ostatnio mi się
„przytrafiały” ten plasuje się na środku stawki. Nie porwał mnie jak On
Henela, nie zachwycił jak Śmierciowisko Głomb i Przebudzenia Doktora Sørena Kempnej. Nie
wzbudził jednak tak negatywnych odczuć, jak Skald Malinowskiego. Jestem skłonna
dać autorce kredyt zaufania i sięgnąć po jej drugą książkę. A będę jeszcze
bardziej niż „skłonna”, jeśli obieca umieścić w niej więcej książkowych duchów - bo te bardzo przypadły mi do gustu.
Czytliwość:3/6
Okładka: 4/6
Wydanie: 5/6
Ogólnie: 3/6
Autor: Anna Bichalska
Tytuł: Czarci most. Powieść fantasy
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2014
Wydanie: I
Okładka: miękka
Ilość stron: 330
Cena z okładki: 32,90 zł