13 kwietnia 2014

Tainaron. Takie miejsce, którego nie ma, bo jest / Tainaron - Leena Krohn/

Czasami po prostu tak się zdarza, że jakaś książka przyciągnie wzrok – konkretnie jej okładka. Tak było w tym przypadku. Ta Tainaronu niby nie ma czym skusić: białe, matowe tło a na nim dwie ważki (?) z połyskującymi skrzydłami, oprócz tego intrygujący tytuł i zdanie na zachętę: Opowieść o fantastycznym świecie niesamowitych owadopodobnych stworzeń. Obietnica jak się okazało  na wyrost, podobnie jak opinia (blurb) z tyłu okładki, która znacznie rozmija się z rzeczywistością - najwyraźniej komentatorzy nie czytali tego o czym pisali, o tym jednak później - nie ubiegajmy faktów. Oprócz wizualnego bodźca, dodatkowo do zakupu zachęciła mnie informacja, że autorka książki, Leena Krohn, jest Finką. Fińska literatura jest, jak na razie, słabo w Polsce znana i wydaje się w pewnym sensie egzotyczną ciekawostką. Tak więc stało się: kupiłam i przeczytałam, tę wydaną po raz pierwszy w 1985 roku powieść epistolarną, czyli (lekcje polskiego się kłaniają) taką składającą się z listów. I co? Wstępnie napiszę tyle, że na szczęście lubię ważki.

Bezimienna, na wskroś samotna, bohaterka – którą mógłby być każdy, przeprawia się przez mityczny Okeanos, by zamieszkać, zwiedzić (?) tajemnicze miasto humanoowadów. Jest w nim gościem, obserwatorem, jednak z czasem zaczyna się scalać z miejscem w którym przebywa. Etapy zagłębiania się w ten żywy byt, którym niezaprzeczalne jest Tainaron, zostają nam ukazane w 30 listach. Nieliczne z nich powiązane są fabularnie. Jak wiemy listy mają same w sobie charakter szczątkowy, fragmentaryczny – są wycinkiem z czyjejś rzeczywistości. Podczas lektury mierzymy się z subiektywizmem przetworzonych już spostrzeżeń osoby piszącej. Stąd też brak w tych omawianych emocjonalnego zaangażowania. Nie obcujemy z momentem ich doznania, poznajemy je przekute już w nostalgiczną refleksję. Co za tym idzie będąc narratorem, bohaterka wprowadza nas w świat, którego chcąc nie chcąc dotykamy przez pryzmat jej doświadczeń. Listy z Tainaronu wysyłane są do „kogoś”. Praktycznie niczego się o tej osobie nie dowiadujemy – odbiorca nie ma więc do spełniania ważniejszej roli w całej historii. Jest, ponieważ istotą listu jest posiadanie nadawcy i adresata. Tajemniczość odbiorcy prowokuje nas  jednak do snucia domysłów. Może to były kochanek, który odszedł albo umarł (w każdym razie nie odpisuje, jest Wielkim Nieobecnym)? Zastanawiałam się także, czy adresatem nie jest sama bohaterka - może wysyła je do siebie sprzed zmiany, do siebie sprzed podróży do tajemniczego miasta, do kogoś kim kiedyś była? Być może Tainaron jest mitycznym przystankiem, przedsionkiem do śmierci lub po śmierci, takim swoistym czyśćcem w którym dojrzewamy do dalszej drogi? Ciekawe czy każdy z nas odbywa taką podróż, czy tylko Ci zagubieni?

Tainaron to żyjące miasto, podlegające nieustannej metamorfozie, to architektoniczna metafora życia. Coś co z pozoru wydaje nam się stateczne, ulega ciągłej przemianie – to jedyna stała. Zmiana w tej historii (i nie tylko) ma wymiar ogólny i jednostkowy. Jeden nakłada się na drugi i uzupełniając się, oddają piękno trwania, ruchu, cyklu życia. Miasto Miast, zawierające w sobie cząstkę wszystkiego co kiedykolwiek istniało, to fantastyczna i fascynująca sceneria, a jednocześnie TYLKO tło dla zwyczajnych zdarzeń z którymi boryka się każdy – przemijania, śmierci, tęsknoty, samotności, prób zrozumienia istoty świata. Każdy z nas mógłby być autorem/odbiorcą tych listów, każdy z nas mógłby pisać do wydarzeń z przeszłości, które ukształtowały go takim, jakim jest teraz. Migawki i echa z poprzedniego trwania towarzyszą bohaterce na każdym kroku, wciąż odczuwa też niepokój, co zważając na nietypowość otoczenia nie dziwi. Jej przeszłość uzupełniona zostaje przez bieżące wydarzenia, które prowokują ją do otwarcia umysłu i podążania ku czemuś – nie wiemy jednak ku czemu… ja snuję więc tysiące domysłów. Czy przyjdzie jej tkwić w tym miejscu dopóki nie pojmie i nie oswoi się z brakiem stateczności w życiu, wyzwoli się ze sztywnych norm myślenia, by wreszcie być szczęśliwą i wejść na kolejny etap autorozwoju (ewolucji?). Czy po to ucieka się do "kokonu” - by dokonać ostatecznej transformacji? Zmieniając swój wygląd, konstrukcję wewnętrzną i zewnętrzną – zbliżamy się do śmierci, a może wieczności?

Jest onirycznie, tajemniczo, w kilku miejscach – tylko! – uroczo, z czasem zaczynamy się więc przy czytaniu męczyć. Jak widzicie wiele tu niewiadomych. Możemy się domyślać historii bohaterki, przyczyn przybycia do miasta, domyślać, domyślać…. Ciągle tylko domysły. Zamiast swobodnej interpretacji, dającej satysfakcję czytelnikowi jest potworne znużenie. Czytany intuicyjnie, ten subtelny poetycki, delikatny obraz, to ewidentnie niewykorzystany potencjał. Mnogość metafor, alegorii, refleksji sprawia, że to co piękne staje się po prostu banalne. Przeładowanie i przyciężkość tego co nam przekazuje narratorka powoduje, że w ogóle nas nie interesuje co porabia i co myśli…

Metafory i symbole gonią się po kolejnych stronach, a nam się nie chce bawić z nimi w berka... Porównywanie tego utworu do „Małego Księcia” jest na wyrost i nie wiem, kto mógł wpaść na taki pomysł. Owszem odnajdujemy tutaj głębokie treści ukryte pod pozorną prostotą, sensy wyłaniające się niepostrzeżenie jedne z drugich. „Mały Książę” to jednak inny kaliber. To, co u fińskiej pisarki drażni nachalnością u Exupéry’ego porusza głębokie struny. Dziełko Krohn nie powoduje, że zapuścimy się w wewnętrzne "ja" i dokonamy w nim niesamowitej przebudowy, przepoczwarzenia.

Znalazło się jednak kilka perełek. Jedną z nich jest historia z listu piątego, w którym bohaterka zwierza się z tajemniczych nocnych hałasów – pobudza wyobraźnię. Nutka grozy i jedna z tych zagadek na które nie poznamy odpowiedzi, jeśli nie odważymy się jej odkryć, wciąga i zachęca. Autorka sama jednak nie miała najwyraźniej pojęcia, jak wyjaśnić tę historię, by jej nie zniszczyć banalnym lub zbyt przekombinowanym rozwiązaniem, więc pozostawiła sprawę niewyjaśnioną – narratorka uciekła. List w którym poznajemy największą formę zniewolenia, ukrytą w pozornej władzy, jest tym, który poruszył mnie najgłębiej:.. tutaj nie ma żadnej "mnie", proszę się tylko rozejrzeć i zrozumieć! I tu, zwłaszcza tu, jest mnie mniej niż gdziekolwiek indziej [...] Jestem bowiem wielką dziurą, która rodzi to miasto. Jestem drogą, którą każdy musi przebyć! Jestem słownym przestworem z którego każdy podnosi się bezradny, wilgotny, pomarszczony...Najlepszy warsztatowo, mój faworyt, to list pierwszy – który dawał obietnicę wspaniałej lektury (niestety nie dotrzymaną). To opis wspaniałej łąki, pełnej nieznanych nam kwiatów, czasu rozkwitu i zapylania – mnóstwo świetnych erotycznych odniesień („pachwiny liści”, „delikatny meszek otaczający wargę kwiatu”) - bombardowanie czytelnika feerią barw, zapachów i dźwięków. Tutaj zaczyna się pochwała cyklu życia, która zostanie szczegółowo (niestety) omówiona w pozostałych listach o przemijaniu, nieśmiertelności itd. Pamiętajmy więc: „na łące egoizm jednostki służy szczęściu ogółu”.

Szukanie źródeł pomysłu i inspiracji w przeróżnych zbiorach mitologicznych spełzło na niczym. Byłam bardzo niepocieszona z tego powodu. Wujek Google niestety nie pomógł nawet przy wyszukiwaniu pomocnej literatury. Książki które posiadam też nie udźwignęły tematu. Zrozumiałam wtedy, że źle szukam. Nie tędy droga. Niekoniecznie trzeba odnaleźć mit, który pisarka przetworzyła i ubrała na nowo, lecz wsłuchać się w echa czegoś dalszego. Przemijanie i zmiany są obecne w życiu człowieka od zawsze i to w takim wymiarze, że próżno ich szukać w pojedynczym aspekcie. Kluczem do zrozumienia tej powiastki filozoficznej, znajdującej oddźwięk w codziennym życiu i naszych nieustanych dylematach – to szukanie odpowiedzi na nurtujące ludzkość od wieków pytania, na które nie udzielimy sobie nigdy jednoznacznej odpowiedzi. Nieprzypadkowo owadopodobne istoty są mieszkańcami tajemniczego miasta – to one są symbolem metamorfozy, istotą zmiany.

Lubienie ważek nie ułatwiło mi czytania, ponieważ w treści zasadniczo nie występują, a zdjęć, czy szkiców w niej nie ma. Pozostała mi więc ładna okładka wypełniona właściwie niczym, napisanym dla samego pisania.

Czytliwość:2/6
Wydanie: 5/6 
Okładka: 5/6 
Ogólnie: 3/6


Autor: Leena Krohn
Tytuł: Tainaron
Tytuł oryginału: Tainaron
Tłumaczenie: Sebastian Musielak
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2008

Wydanie: brak
Okładka: miękka
Ilość stron:158
Cena: brak

Fragment:
…choćbym trwała przy nim od początku do końca, i to nie tylko przez jedno życie, lecz drugie i nawet trzecie , i tak bym go nigdy nie poznała. Jego kontury, które kiedyś sama zakreśliłam, by móc go zobaczyć i nazwać, teraz się rozmyły , uwalniając wielkiego nieznajomego […], bardziej rzeczywistego niż ten, którego  niegdyś znałam: małego i różniącego się od innych.

1 komentarz:

  1. Nie wiem czy masz talent do wybierania książek, ale co recenzja to żałuję, że ich nie przeczytałem :) dzięki za recenzję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...