Myślenie naprawdę nie boli – w
mózgu nie ma zakończeń nerwowych…mimo wszystko, organ ten nie ogarnia zadawanego mu cierpienia i wyłącza się przy tej
lekturze. Na szczęście potrzebny za bardzo nie jest.
Odcinek dennego popkulturowego
serialu, w którym to wszyscy są piękni i bogaci. W tle pojawia się morderstwo,
które rzekomo stanowi centrum akcji i ma być przyczynkiem i usprawiedliwieniem
powstania tego chłamu. Banał, banałem popychany, głębia w tym zawarta na
poziomie niestrawnej dawki kiczu, gdy się już ją zwróci … Dobra, przyznaje
człowiek chce się czasem odmóżdżyć, zażyć taniej rozrywki, byle nikt nie kazał
mu myśleć, nie przesadzajmy jednak. Ostatnio słyszałam, że w momencie, gdy
oglądamy jakąś głupotę w telewizji, jedna książka popełnia samobójstwo. Ta akurat
by mogła. Nie pogniewałabym się. Wolałabym poobcować z drzewem, które zostało
ścięte, by ona mogła pójść do druku. Ale skoro straciłam już swój czas na to by
ją przeczytać, mogę jeszcze trochę poświęcić, by ostrzec innych.
Scott Western, zachodząca gwiazda
rocka lat 70, rozważa (rany, zbyt wielkie słowo!!) błędy swego życia,
podczas imprezy z okazji wydanej płyty na luksusowym jachcie. Wokół niego kręci się pełno sępów,
chcących sławy lub taniej rozrywki czerpanej z przerysowanych plotek. To ostatnie
podrygi gwiazdy Scotta. Tajemniczy „ktoś” w końcu spycha go - niewiernego męża i wyrodnego
ojca - w morskie odmęty. Morderca wie, że jego ofiara nie potrafi pływać. Nie
wiem, po co to w kółko jest podkreślane, nawet gdyby umiał: sporo wypił, a nawet gdyby
był trzeźwy, w starciu z morzem nie miałby zbyt wielkich szans. Pisarka dodatkowo
tworzy naiwny kontrast – on ginie, gdy inni się bawią na jego przyjęciu.
Ojejku.
Policja uznaje wszystko za wypadek
i sprawa ucicha, do momentu, aż w życiu dorosłej już córki Scota – Charlie - nie
pojawia się tajemniczy dziennikarz Millington. Ta "tajemnicza"persona to pijak i pisarzyna chcący stworzyć
biografię jej zmarłego ojca. Jak nagle się pojawia, tak szybko ginie w pożarze.
Plastikowa do bólu fabuła miota córkę rockmena od podejrzanego do podejrzanego.
Podejrzana jest jej matka, Shanna -dziewczyna ojca, meneger, były członek
kapeli, handlarz narkotyków itd. Oczywiście (a jest to bardzo ważne dla tej treśći) wredna zołza, która odbiła
męża jej matce, starzeje się brzydziej od jej rodzicielki. No tak – samo życie.
Oczywiście na samym końcu, w
przerażających okolicznościach typu: wysiadł prąd, Charlie jest w obcym miejscu (i co gorsza - Shanna, każe jej
przymierzać swoje stare, niemodne!!! kostiumy), okazuje się, że to Shanna jest tą złą. Pijana, chce więzić Charlie by też ją w końcu zabić. Jednak
jej pomocnik i sługa: przystojna, rosła i silna, prawa ręka – Sven - okazuje
się być dobrym człowiekiem i uwalnia dziewczynę. Scott chciał wrócić do porzuconej przez siebie rodziny, czym sprowokował swoją wieloletnią partnerkę. Mamy, więc do czynienia z komiczną i
kiczowatą rehabilitacją bohaterów. Komiczną, bo tak serio na serio...
Patos nie przystoi do treści i śmieszy. I dlatego śmiem spojlerować.
Nie spotkamy tutaj wielu postaci, a
wszystkie i tak są do siebie podobne. Bohaterowie są jednowymiarowi, płascy,
płytcy. Ciency mniej więcej tak, jakby ich powycinano z jakiegoś szmatławca. Ich
losy i kolorowe gazety mają to do siebie, że nawet się nimi podetrzeć nie można…
Charlie jest mądra, bystra, nie ma
problemów w szkole i jeszcze uprawia sport (błagam…). Pomaga jej przystojny i
ociekający przyzwoitością Sam Lawrence, który koniec końców zasługuje na
niełaskę, bo nie okazał się PRZYSTOJNYM dziennikarzem, jak twierdził, tylko PRZYSTOJNYM
policjantem detektywem. Przystojnym, który oczywiście zakochuje się powoli w
dziewczynie i na końcu – jakie to niespodziewane – dobija się o jej uczucia.
Zostanie oczywiście przygarnięty spowrotem, bo – nie czarujmy się - jest
przystojny. Prawdziwe LOFE.
Charlie ma także przyjaciółkę Lisę,
tzw. wypełniacz tła, z którą czasem rozmawia, gdy pisarka nie ma innego
pomysłu.
Książka podobno ma poziom taki,
jaki ma, bo jest skierowana do młodzieży – i potem się dziwić, że czytelnictwo
wśród młodych umiera. Nie traktujmy młodzieży jak idiotów, bo przestaną czytać
w ogóle. Treści dla młodzieży nie muszą być miałkie, to także ludzie (!), często o wyrafinowanych gustach. A w tej powieści poziom dialogów jest żenujący, a intryga słabo
skonstruowana. Wszystko dzieje się według schematu: od punktu A do B, od B do
C. Brakuje jakiejkolwiek treści: elementów normalnego życia. Podrzucanie
fałszywych tropów jest też bardzo nieudolne.
To lekkie czytadło: naiwne w
utrzymywaniu napięcia, naiwne w budowaniu treści. Czas w tym „dziele” stoi w
miejscu - ruszająca się wskazówka zegara nas nie zmyli, nie z nami te numery. Miejsca
akcji (akcji - śmiech) niby się zmieniają, ale gdyby pisarka nie próbowała dobitnie
tego podkreślać, nic byśmy nie zauważyli. Razi również brak zindywidualizowania
postaci, chociażby przy pomocy dialogów lub jakiejkolwiek charakterystyki.
Powala nas moralizatorstwo na
poziomie: twoje grzechy cię dopadną i zło zawsze zostanie ukarane, bo przyleci wróżka i machnie swoją magiczną różdżką…
Jedyne, co przemawia na plus tej
książki, to fakt, że trafiła w ręce dobrego korektora, nie ma w niej wielu
literówek, no chyba, ze przez łzy rozpaczy ich nie zauważyłam...
Czytliwość: 1/6
Ogólnie : 0/6
Wydanie: 4/6
Okładka: 4/6
Tytuł: Śmierć w wodzie
Autor: Jill Eckersley
Tłum: Elżbieta Zawadowska – Kitel
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2001
tytuł oryginału: Dead In the water
Ilość stron: 142
Cena z okładki: 13,80
Fragment:
Charlie
dostała dreszczy.
Czy po
siedemnastu, właściwie nawet osiemnastu latach można było dojść prawdy? Jakiego
rodzaju dowodami dysponował Mick Millington? Czy w ogóle miał jakieś dowody,
czy też był zwykłą hieną, próbującą zrobić pieniądze dzięki starym powiązaniom
z showbiznesem? Pił chyba nałogowo toteż nie mógłby utrzymać żadnej posady.
Pewnie usłyszał jakąś starą plotkę i potraktował ją stanowczo zbyt poważnie.
Ale czy
ktoś w ogóle chciałby go słuchać?
Nawet za 5 zł nie warto...
OdpowiedzUsuń