28 września 2013

Czy zasługujemy na to, by przetrwać? /"Noc zombie" Brian Keene/



Wariacje na temat są nadal bardzo atrakcyjne, bo umarlaki na dobre opanowały nasze umysły. Jeżeli ktoś lubi zombie – pozycja obowiązkowa. Jeżeli nie – może się okazać męcząca.
Fabuła nie jest zbytnio skomplikowana - jak na powieść drogi przystało. Jim Thurmond, jeden z niewielu ocalałych, od czasu apokalipsy chroni się w bunkrze. Czeka...właściwie sam nie wie na co: nieuchronny koniec, szaleństwo, samobójstwo, cud lub…telefon od syna Danny’ego, który wyrywa go z odrętwienia i niemocy. Postanawia przemierzyć kraj, stawić czoła niebezpieczeństwu i go uratować. A raczej właściwie go spotkać i się pożegnać, że tak złośliwie zauważę, bo niby jak ma go uratować przed tym, co się dzieje?
Nasz nieskomplikowany bohater, spotyka podczas podróży innych ocaleńców. Czytelnik właściwie poznaje tych „innych” wcześniej i pozostaje mu tylko czekać, aż drogi „wybranych” nareszcie skrzyżują się na kartach powieści. Ludzie, którzy może nigdy nie mieliby okazji się spotkać, będąc niedobitkami, wchodzą sobie zadziwiająco często w drogę. Mało prawdopodobne, absurdalne, ale skuteczne – wartka akcja powieści szybko zakleszcza nas w swoim świecie. Już od pierwszych zdań, świetnie zbudowany klimat prezentuje nam rzeczywistość, która się rozpadła i której nie da się już poskładać. Myśleć inaczej jest naiwnością. Atmosferę mamy więc pesymistyczną, ponurą i ciężką. Znany świat przestał istnieć, nie obowiązują już stare zasady: jeśli ktoś chce przetrwać, musi zapomnieć o moralności, wątpliwościach. Pisarz zgotował nam więc prawdziwe piekło na ziemi.


Każdy z bohaterów radzi sobie na swój sposób. Frankie – była heroinistka, rzuca nałóg nie dobrowolnie, lecz z powodu braku narkotyków – bo niby kto miałby je produkować i gdzie? Mimo traumy związanej ze śmiercią swojego dziecka, pozostaje twardą kobietą. Niestety jej wewnętrzna siła nie chroni jej przed męską dominacją, która niezaprzeczalnie dominuje w tej powieści i tworzy Nowy Świat. Wydźwięk brutalnej prawdy nie oszczędza naszej wyobraźni, jednak Frankie nie jest w stanie nic złamać. Mimo panujących warunków, nie wszystko jest stracone: jeśli przeżyjesz i nie zostałeś bezwolnym niewolnikiem, masz szansę na zawieranie głębokich przyjaźni. Taka właśnie połączyła Jima z Martinem, pastorem, który próbuje odnaleźć na nowo swoje powołanie, wśród chaosu i anarchii.
Wyjątkowo, mamy stuprocentową pewność, kto ponosi winę za całe zamieszanie. Tym razem, świat zniszczyli naukowcy, dokonujący nieodpowiedzialnych eksperymentów. W wyniku działań, m.in. jednego z głównych bohaterów powieści: Bakera, z innego wymiaru – nie pierwszy raz – przedostały się do naszej rzeczywistości istoty/ demony, które używają ludzkich ciał jako środków transportu. Mimo, iż żywią się mięsem, nie uszkadzają  nadmiernie ciał, by łatwo było się nimi/w nich poruszać. Zależy im również na mózgach, w których się najwyraźniej gnieżdżą. Tradycyjnie już, zombie można więc zabić, rozwalając mu mózg. W tym tekście wydarzyło się jednak coś, co przełamało klasyczny wizerunek umarlaka: zombie myślą, używają narzędzi, broni, prowadzą samochody…Nie przemawia do mnie takie rozwiązanie. Nie lubię TAKICH chodzących trupów. Wolę, gdy są bezmyślną, niszczącą siłą, z którą nie da się dyskutować i która nie serwuje złośliwych wyjaśnień i uwag. A te – nie dość, że im się gęby nie zamykają - mają konkretny cel: dokonać całkowitej anihilacji ludzkości. Działają nawet według ustalonej strategii. Zgrzyta mi to, zwłaszcza, że dodatkowo zostały przerobione na demoniczne, mitologiczne (?) istoty.

Pisarz bardzo szybko wyjaśnia nam, skąd się wzięły zombie i dlaczego. Nad tym nie musimy się głowić. Wyraźnie więc daje nam do zrozumienia, że co innego jest ważne, coś innego powinno przykuć naszą uwagę. Zombie bowiem są tylko tłem dla ludzkich poczynań, tysiąckroć gorszych, od tego co fundują żywe trupy. Za walającymi się jelitami, kryje się coś okropniejszego – człowiek. To horror o ludziach! Głód popycha do kanibalizmu, mężczyzn gubi ich huć, ludzie przemieniają się w bezwzględne i okrutne maszyny, liczy się tylko władza. Rządzi siła. Jeśli chcemy dotrzeć do współczesnej młodzieży i pokazać im, do czego doprowadza brak empatii, warto uzupełnić stare lektury nowymi. O dziwo „Noc zombie” prowokuje bowiem do zadawania pytań: dlaczego „ludzie ludziom zgotowali ten los?”, zamiast zjednoczyć się w walce;? Czy tak naprawdę zasługujemy na to by przetrwać, istnieć, skoro tacy jesteśmy i tylko do tego jesteśmy zdolni? Skąd w nas ciche przyzwolenie na zło?
Treść nie pozostała wolna od pewnych nieścisłości i błędów logicznych, np. zombie są niby powolne i to ich jedyny słaby punkt, ale zaskakująco wiele rzeczy są w stanie zrobić w tym samym momencie: podciąć gardło, uskoczyć (uskoczyć!), coś wybełkotać i wrzasnąć. Wygląda na to, że słabe punkty nie są jednak słabymi punktami, w każdym razie nie na tyle, byśmy mieli chociażby minimalne szanse. Poza tym skoro zombie mogą być zwierzętami (które też mówią), nie tylko groźnymi lwami, potężnymi jeleniami, ale również ptakami, gryzoniami, królikami itd. – co wybaczcie, jest groteskowe – jakim cudem niektórzy ludzie ciągle żyją? Przecież gryzonie i ptaki są w stanie przedrzeć się wszędzie, usunąć przeszkody i wpuścić resztę pobratymców. Skoro ludzkość przegrywa w walce z bezmyślnymi zombiakami-ludźmi w innych powieściach, filmach itp., to walka w „Nocy zombie” jest kilkakrotnie bardziej bezsensowna i bezcelowa. Poza tym, niektóre sceny gore są tak przesadzone , że nie spełniają swoich zadań: nie szokują, bo są zbyt karykaturalne. Ale kto by się tam czepiał, z zombie najwyraźniej po prostu tak trzeba, zwłaszcza gdy tworzy się jakąś fantastyczną ideę zapomnianej religii, mitologii?


Jak to z wydawnictwem Amber bywa, są pewne niedostatki: mała czcionka i brzydki papier. Rekompensuje nam to, na szczęście, lekki styl pisarza, który sprawia, że historia „sama się czyta”. Brain Keene stworzył postacie papierowe i sztampowe, ale mimo to, potrafił nas do nich przywiązać. Nawet, jeśli ktoś pojawił się tylko epizodycznie, to czujemy się z nim w jakimś stopniu emocjonalnie związani. Autor w zgrabny sposób wykorzystuje również funkcjonujące w popkulturze schematy. Kluczem do sukcesu jest wypełnienie ich w taki sposób, by intrygowały. Kopie właściwie nie rażą, chociaż nie udało się w pełni uniknąć  klasycznych, melodramatycznych wstawek – nie chcę spojlerować, kto przeczyta zauważy je na pewno. W każdym razie przełamał przesłodzony, hollywoodzki wizerunek amerykańskich żołnierzy, którzy nie są wcale dobrzy i szlachetni.

Noc zombie ma tylko zapewniać prostą rozrywkę, a jednak jest w tej powieści „coś”. Świadczy o tym chociażby fakt, że niedomówienie w zakończeniu wznieciło duże niezadowalanie czytelników. Doprowadziło ono do tego, że pisarz MUSIAŁ napisać kontynuację. Ciąg dalszy, w Polsce, wydano pod tytułem: Miasto żywych trupów.

A jeżeli chodzi o inspiracje, to psychopatyczny pułkownik Schow bardzo przypomina psychopatycznego Gubernatora z „The Walking Death”...
Ogólnie: 4/6
Wydanie: 3/6
Okładka: 3/6
Czytliwość:  5/6

Autor: Brian Keene
Tytuł: Noc zombie
Tytuł oryginału: The Rising
Wydawnictwo: Amber
Tłumaczenie: Grażyna Grygiel, Piotr Staniewski
Rok wydania: 2008
Oprawa: miękka
Ilość stron: 245
Cena: 29,80zł

Fragment:

Zmarli po omacku szukali wejścia do jego grobowca. Wśród nich słyszał żonę, równie mocno łaknącą go po swojej śmierci, jak za życia. Ich słabe, monotonne krzyki przenikały na dół przez trzymetrową warstwę gleby i skał.
Lampa naftowa rzucała migotliwe cienie na ściany z tufowych bloków. Zatęchłe powietrze pachniało ziemią. Zacisnął dłoń na rugerze. Nad sobą usłyszał wrzask Carrie, ryjącej ziemię zakrzywionymi palcami.




Druga część - Brian Keene Miasto żywych trupów
 


 

1 komentarz:

  1. Opowieści o ostatnich bastionach ludzkiej cywilizacji bywają różne. W większości raczej dają nadzieję na przetrwanie. Keene przypomina, że apokalipsa to piekło na ziemi, które niekoniecznie ma happy end. Ludzkość musi przetrwać? A co jeśli nie potrafi.

    „Noc zombie” nie jest głęboką opowieścią psychologiczno-filozoficzną o ludzkiej naturze. To tylko horror, w którym jest wiele niedorzeczności, ale czy to ważne :) świetnie się czyta.

    Zapraszam na drugą stronę lustra: http://alicyawkrainieslow.blogspot.com/2013/10/a-ty-o-co-poprosibys-swoja-zota-zombie.html

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...