Od razu Krakowa nie zbudowano. Tak jak pisałam w
osobnym poście o Wydawnictwie Książkożercy, by stać się pisarzem trzeba wykonać
wiele pracy, zapłacić frycowe i walczyć. Dlatego tekstów debiutantów nie czyta się tak, jak tego, co
wychodzi spod pióra „starego wygi”. Nie należy ich również w ten sam sposób
oceniać… Trudno jednak wyzuć się całkowicie z emocji i nie rzucić czasem
tabletem o ścianę. Dla recenzenta, to też wyzwanie i ważna nauka. Jest więc pan
dla mnie, panie Łukaszu, ogromną lekcją.
Na stronie Książkożerców udostępniono antologię Łukasza
Orzechowskiego. Z opisu e-booka wynika, że będziemy mieć do czynienia z
fantastyką. Po lekturze mam
wątpliwości. Pojawia się tutaj coś na kształt opisu wewnętrznych rozterek
pisarza, który dzieli się z nami swoimi – niestety –nieodkrywczymi
przemyśleniami, sci-fi, bajka, kryminał i trochę fantastyki.
Uznałam, że jeżeli jeden na szesnaście zaprezentowanych
tekstów będzie dobry, to będę zadowolona z lektury. Na szczęście znalazła się ta perełka i jest nią opowiadanie
Pan Deszczu. Tekst zasługuje na uwagę, ze względu na
podjętą w nim grę literacką, grę słowem, znaczeniem. Ten eksperyment pokazuje,
że autor ma potencjał i ma szansę odnaleźć się na rynku wydawniczym. Póki co,
reszta tekstów pokazuje nam nad czym ewidentnie powinien jeszcze popracować. Styl
do poprawki całkowicie, maniera nachalnego moralizowania i patosu wyżerającego
oczy musi zniknąć. Filozofia – i owszem w literaturze wskazana – ale sugestią,
plazmoidalnie, z czuciem - nie z liścia w pysk! Niestety autor sprawia
wrażenie, jakby zachłysnął się nową wiedzą i siłą chciał się nią z nami
podzielić. A to nie tędy droga. Moralne wstawki i wykłady, to niezaprzeczalna
wartość, ale wtedy, gdy są zgrabnie wtopione w tekst i nie rażą sztucznością.
Na kolejnych stronach spotykamy postacie, które się
niczym od siebie nie różnią, chociaż występują w różnych przestrzeniach i
czasie. Razi brak indywidualizacji, aż
nader wyraźne jest, że każdy wypowiadający się w książce to sam autor, nie kreowana
postać. Obce imiona (wyjątkiem jest opowiadanie o Cyprianie) też nie pomagają.
Przecież nie dodają tekstom światowości(!), dlaczego więc nie postawić na
polskie? Ewidentnie intrygujące wizje, rodzące się w umyśle twórcy, nie są
wstanie zmieścić się w języku, którym ten na chwilę obecną dysponuje. Forma nie
jest w stanie oddać jego wyobrażeń, przez co czytanie staje się męczące. Co ma
budować napięcie, emocje, ma zaskakiwać – nie robi tego. Zakończenia też nie
porywają, są płaskie.
Dodatkowo w tekstach w wielu miejscach zamiast przecinków
są kropki (lub odwrotnie). Po kropkach zdania nie
są rozpoczynane wielką literą. Poza tym pojawia się multum błędów
stylistycznych, nieprawidłowa odmiana słów, zbytnio rozbudowane zdania, w
sensie których gubi się najwyraźniej sam autor.
Postanowiłam napisać parę słów o każdym opowiadaniu.
Niedociągnięcia, które odnotowuje w niektórych, tyczą się większej ilości
tekstów, nie chcę jednak wszystkiego w kółko powtarzać. Błędy stylistyczne zamieszczone w recenzji nie są
wszystkimi. To te, które akurat chciało mi się przepisać.
JEST DRUGA, UKRYTA STRONA CZŁOWIEKA
W skrócie: naukowiec borykający się
z niemocą twórczą, odkrywa straszną prawdę o sobie.
Opowiadanie przypomina mi
wypracowanie szkolne. Warsztat do
poprawki: albo gramy formą i tworzymy tekst poetycki, finezyjny, albo piszemy
prozę. Nieumiejętne mieszanie elementów rodzi chaos. Zwłaszcza, gdy do słów
„przyklejają się” powtórzenia, splątane szyki, pompatycznie rozdmuchane
wyrażenia. Autor sprawia wrażenie, jakby chciał się pochwalić, że zna jakieś
sformułowania, jak: pióro z inkaustem, Pętla
Möbiusa. Użycie tych słów, zderzone z kiepskim stylem sprawia, że nie pasują do
tekstu. Poza tym patos zabija tę zgrabną historię. Trzeba więcej wyczucia. I
niekoniecznie dyktować czytelnikowi morał na zakończenie. Jeśli nie dotarł do
niego sam, to znaczy, że nie dorósł do przekazanej treści.
To, co miało podkreślić dramatyzm
sytuacji, czyli to, że ślepiec miał na utrzymaniu żonę i trójkę kalekich dzieci,
spowodowało, że buchnęłam śmiechem. Podkręcanie wrażenia w tym wypadku
przyniosło odwrotny efekt od zamierzonego.
Poza tym takie drobnostki: …ile ziaren piasku jest na pustyni Sahara
– nie lepiej „na Saharze”?; które nazwał
namiotem - wypadało by słowo
„namiot”, napisać wielką literą bądź w cudzysłowie, by oddać sens zdania.)
CIEPŁY, WIOSENNY DESZCZ
Typowa
wprawka, ćwiczenie w budowaniu opisu – nawet zgrabnie wyszło. Chociaż i tutaj
wkradły się zgrzyty – brak płynnych przejść: mieszka gdzie mieszka i nagle lubi
jesień.
OPTIMA
Rok
2025, nowe zaostrzone przepisy. Kara śmierci za wszystko – nie załapać się nie
sposób. Można by z tego nakręcić film, w stylu zabili go i
uciekł, zbuntował się przeciwko nieludzkiemu systemowi, z psychopatą w tle. Takie
kryminalne sci-fi. Tom Cruise lubi takie role, tylko, że on jeszcze uratuje
świat przy okazji. Zakończenie chyba miało być zaskakujące. Taki królik z
kapelusza, ale zamiast tego pozostaje niesmak po nieskładnej akcji. I te
moralizowanie na końcu…
Główny bohater, John, według opisu
ma około pięćdziesiąt lat, czyli według autora: Nie był młody, czuł, że się starzeje, widział postępujące zmiany swego
oblicza, zwiastujące wiek emerytalny. Powiedz pięćdziesięciolatkowi, że
jest prawie emerytem i poczekaj na reakcję… Poza tym, rodzina jest dla niego
najważniejsza więc czas spędza głównie w pracy, na siłowni i biegając z psem.
Trochę nielogiczne, ale ok, niech będzie. Autor powalił mnie też stwierdzeniem
o narodzinach syna Johna: Maggie urodziła
go późno, bo mając lat około trzydziestu. Może nich najpierw zweryfikuje
informacje zanim pośle w świat takie bzdury…
Początkujący pisarze często
popełniają pewien błąd, i Orzechowski też się na niego złapał – do przesady
rozdmuchane, niepotrzebne, nie wnoszące nic do tekstu, szczegółowe opisy np.
wyposażenia domu. Bohaterowie kulawi – jakoś nie widzę dramatu ojca…. Akcja i
napięcie – pisarz nie potrafi jeszcze stopniować akcji.
Dodatkowo: To, co wszyscy nazywali toaletą, w rzeczywistości było dość obszernym
pomieszczeniem, całym wyłożonym kafelkami, niegdyś zapewne ciemno – żółtymi,
błyszczącymi czystością, teraz usianymi plamami, pociemniałymi, matowymi z
licznymi zaciekami, na środku z sufitu zwieszało się kilka łańcuszków, które
służyły do otwierania zimnej wody, lejącej się z podziurawionych rur,
stanowiących swego rodzaju prysznic. w rogu, po lewej i prawej stronie
znajdowały się odpływy wody.
To było jedno zdanie (chyba, że ta
kropka rzeczywiście była kropką i nie została pomylona z przecinkiem) –
spokojnie można by je podzielić na kilka krótszych, które lepiej oddałyby sens
wypowiedzi. Opis stałby się mniej męczący. I według mnie „ciemnożółtymi” nie
„ciemno-żółtymi”.
I jeszcze ten styl: Gdyby mu udało się uciec, udowodniłby
nieprzydatność, doprowadziłby do klęski systemu. Poza tym te zdanie jest
dziwnie wtrącone w tekst, jakby nie w tym miejscu, co trzeba.
DUSZA BYTEM NIEŚMIERTELNYM
Mam nieustanne wrażenie, że autor
dzieli się z nami - ze swojego punktu widzenia - jakimiś odkryciami… To jakaś
kalka notatek z zajęć? Z interpunkcją ostro na bakier.
PAN DESZCZU
Inne,
świeże, świetny absurd lekkości. Zapis wizji wykreowanych przez naćpany mózg.
Może to metafora, a może ciąg skojarzeń? Nieistotne. Dobrze się czyta ten
literacki eksperyment, naszpikowany grą słów i znaczeń. Dla tego tekstu warto
czytać ten zbiór opowiadań.
MARS - 432
Takie
sci-fi o ludziach i ich potrzebie władzy – nihil
novi - bitwach na Marsie i jak zwykle ta przeklęta polityka. Gdyby to
nakręcić, w tle koniecznie powinno pobrzmiewać techno (trans czy coś takiego) –
muzyka zbudowałaby atmosferę, której nie ma. Sam tekst nie wzbudza niepokoju,
chociaż z intrygą pisarz poradził już sobie lepiej niż poprzednio. Nadal nie
potrafi jeszcze przekazać tego, co ma w głowie. Opowiadanie ma sens do pewnego
momentu – podobnie jak Optima. Potem
zaczyna być w nim za dużo wszystkiego. Staje się zlepkiem fragmentów, które
przestają coś znaczyć dla czytelnika.
CO CZYNI
CZŁOWIEKA ZDOLNYM DO ROZUMOWANIA
Coś
podobnego do wpisu o duszy, czyli kolejna wprawka o tym, że próbuję powiedzieć
Wam coś mądrego. Miało być inteligentnie,
błyskotliwie, a jest miazga…
JAK TRYBIK W
MASZYNIE
Myśliwi
gonią Johna - strażnika (znów obce imię…) - przez las, ten w jakimś tunelu
chowa mikroprocesor. W pułapce jest zmuszony zawrzeć sojusz. Autor nie pozwala
nam zapomnieć, jak bohater ma na imię, bo John to i John tamto… I na dokładkę
taki kwiatuszek: John dał mu, co chciał.
KSIĘGA
Przypomina mi to trailer z filmu
fantastycznego, mamy więc do czynienia z trailerem do opowiadania. Czekam więc
na te właściwe z konkretnym rozwinięciem.
WOLA JAKO DROGA POZNANIA
I znów kilkuzdaniowe przemyślenia,
czyli irytujące truizmy część trzecia.
CIENIE
Za dużo filozofowania, tekst jest
zbyt nachalny, zbyt oczywisty. Czytelnik powinien do treści docierać sam, a nie
dostawać nią w pysk! Ona powinna nurtować, sugerować, znaczyć!
ŚMIERTELNOŚĆ JAKO NIEUNIKNIONY FAKT LUDZKIEGO BYTU
Część czwarta truizmatycznego wykładu. I tu stokrotka: „Jednak
samego faktu śmiertelności nie możemy zaprzeczyć, Zatem czy zaprzeczyć
śmiertelność?”
O POKUSIE, KTÓRA PROWADZI DO ZGUBY
Tytuł
sugeruje bajkę, pierwsze zdania również - więc można uznać, że to bajka. Tekst ten jest powiązany z pierwszym opowiadaniem w antologii. Nie wiem czy było tak dobre, by się bawić w kontynuację
tematu. Może dla autora ma ono jakieś znaczenie symboliczno-sentymentalne?
Orzechowski jeśli chce trafić do ludzkich
serc, musi się pozbyć nachalnej maniery prawienia morałów na prawo i lewo.
I: A nawet gdyby, ludzie i tak mieliby problem z podporządkowaniem się
jemu. Czujecie to -”jemu”…
ANIOŁ Z PIEKŁA RODEM
To chyba w założeniu miało być
zabawne. Mamy demona - anioła i różowe króliczki, które chcą zapanować nad
światem, radioaktywne zwierzaki itd. Fabuła jest prowadzona wielotorowo, i
zazębia się w najmniej oczekiwanych momentach. Jednak efekt zamierzony przez
autora – przypuszczam, że komiczno-absurdalny – nie został osiągnięty.
Opowiadanie zamiast zaskakiwać i wzbudzać coraz większe zainteresowanie, po
dziesięciu stronach nuży. W ogóle nie interesuje mnie, co będzie dalej i tym
bardziej nie jestem zainteresowana poszukiwaniem sensu wypowiedzi. Nie chce się
już zastanawiać, co autor ma na myśli. Jest po prostu męczące.
To kolejny tekst, w którym autor pokazuje, że
jeszcze nie oswoił się z dłuższą formą wypowiedzi. Takowe mu po prostu nie
wychodzą. Sam gubi się w swojej szczątkowej, przydługawej fabule, a co dopiero
czytelnik. Fragmentaryczność może pobudzać do refleksji, interpretacji tekstu,
w tym wypadku jednak powoduje tylko, że mamy wrażenie, iż autor nie potrafi
jeszcze przekazać swoich wizji, nie potrafi wyrazić słowami tego, co siedzi mu
w głowie. A widać że siedzi tam wiele ciekawych pomysłów i ja bym ich nie
skreślała.
Ten tekst jest jakby TYM centralnym,
które łączy wszystkie opowiadania w pewnym wyższym, ledwie uchwytnym sensie. Umiejętniej
zbudowane postacie mogłyby zawojować ta antologią i porwać nas do swojego
świata. Tak się jednak nie stało, brakuje im miąższu, mięśni, krwi…
ISTOTA LUDZKA
Autor ponownie tłumaczy nam
oczywistości. Tym razem na tapecie: czym jest człowiek? Znów zderzamy się z
wielkim pytaniem, na które odpowiedz jest nad wyraz krótka. Filozofowie
roztrząsają odpowiedzi na TAKIE pytania od wieków. Ogólnie tekst gładki, jak
niemiecka autostrada - i to wcale nie jest komplement.
JESIEŃ ŚWIATA
Jak dla mnie to opowiadanie o
powolnej, nieuniknionej entropii. O tym, że linearna cywilizacja przegrywa z
cykliczną naturą. W porównaniu z innymi czyta się je dobrze, jest ciekawe. Tym
razem udało się Orzechowskiemu delikatnie wpleść uniwersalny sens w treść.
Wybór co do tekstu zamykającego zbiór, jak widać trafny.
***
Tak jak
pisałam, perełka jest, więc nie uważam czasu z tym e-bookiem za stracony. Czy
polecam?
Jeśli ktoś naprawdę ma zbędne 10 zł i chce zobaczyć, jak wyglądają pierwsze
pisarskie próby, nie będzie narzekał. Czytelnika liczącego jednak na
inspirującą, ciekawą lekturę, czeka gorzki zawód. Wiele jeszcze upłynie wody
zanim Łukasz Orzechowski wypracuje unikatowy styl, pojmie sens słów i określi
cel swojej pisarskiej drogi. To nie jest łatwy kawałek chleba, dlatego w moim
odczuciu zasługuje na ogromny podziw sam fakt, że został już wydany. To milowy
krok na drodze do sukcesu (jak już nie sukces). Pana Orzechowskiego czeka wiele
pracy, nie powinien z nią jednak zostać sam. Przydałby się jakiś mentor, który
pomoże wyeliminować dotychczasowe błędy. Ktoś, kto będzie pierwszym recenzentem
– wskaże nielogiczności w tekście, urwane fabuły, nachalność elementów
niespójnych itd., i ktoś, kto stanie się pierwszym korektorem, który pomoże
poprawić np. interpunkcję. Wielu pisarzy ma takie zaufane osoby (które się
znają na rzeczy!!) i nie pokazują tekstu nikomu zanim "Ci zaufani" nie „podziałają”. W
każdym razie życzę panie Łukaszu jeszcze więcej odwagi i samozaparcia.
Tak na
marginesie, dobrze byłoby zapisać daty powstania kolejnych tekstów, by
czytelnik mógł obserwować rozwój twórczości.
A projekt
okładki Anny Dobrzańskiej jest rewelacyjny, trafia do czytelnika poprzez
niesamowity klimat niepokoju, który wzbudza. Wyobrażam sobie, że tak właśnie
wyglądała bohaterka MARSA – 432. Tak
czy siak ma w sobie coś z cienia duszy i bladej materii, śmiertelnej nieśmiertelności,
bytów które tak fascynują autora.
Autor: Łukasz
Orzechowski
Tytuł: Ludzie
Cienia
Wydawnictwo: Książkożerca
Wydanie: I
Rok wydania: 2014
Okładka: e-book
Ilość stron: 168
Cena z okładki:
9,99 zł
Wątpię, że się skuszę... W ogóle nie przepadam za fantastyką, a dla jednego opowiadania nie zaryzykuję czytania całego zbioru...
OdpowiedzUsuń