Dzień z
życia pisarza Kubo to subtelna
miniatura publikowana w odcinkach na łamach koreańskiej gazety Chosǒn Chungang Ilbo, od 1 sierpnia do
19 września 1934 roku. To pozornie luźne notatki, zapiski z jednego dnia życia, młodego
pisarza Kubo. I na tym jednym jedynym dniu, zbudowany zostaje kameralny świat
koreańskiego Leopolda Blooma – inspiracji Joycem bowiem trudno nie zauważyć –
którego rozważania przekuwają się w coś głębszego - pytanie o istotę szczęścia
i walkę z samotnością. I mimo, iż wszyscy przeżywamy takie rozterki, te
konkretne nie stają się naszym udziałem.
Akcja,
pozwolę sobie tak to ująć, jest całkowicie statyczna. Właściwie nic się nie
dzieje, do tego stopnia, że nie odczuwamy mijającego czasu: a jak wiemy Kubo
wychodzi z domu około południa i wraca dopiero późną nocą. Bohater
mimo, iż przemieszcza się, kluczy i odwiedza różne punkty na mapie Seulu, to
mamy wrażenie, że wciąż stoi w miejscu, a wszystko co opisuje, zostało
stworzone przez jego wyobraźnię. Możliwe, że efekt ten ma źródło w sposobie
pisania. W swoim procesie twórczym Pak wykorzystał, bowiem modernologię. Etap
pierwszy metody polega na obserwacji rzeczywistości i zbieraniu informacji,
drugi na ich technicznej obróbce i „twórczej ekspresji”. Sama powieść jest
zapisem tej metody, dlatego pojawia się w niej postać pisarza z notatnikiem w
ręku, podążającego od zjawiska do zjawiska, od impulsu do impulsu. Historia ta,
jest odtworzeniem tej drogi, a każdy jej szczegół staje się punktem wyjścia
kolejnych rozmyślań. Stąd jej poniekąd intymny charakter. Czytając czujemy się
jakbyśmy mieli zakłócić ten proces, który „dzieje” się na naszych oczach. To
trochę niepokojące, bo czujemy się jak podglądacze…
Błyskotliwość,
melancholijna i wrażliwa natura pisarza ujawnia nam się: w tramwaju, na dworcu
kolejowym, w domu towarowym i kawiarniach, które odwiedza. Zachowuje
się tak, jakby cały czas pisał, każdą myślą, oddechem, skinieniem -
nieustannie. Kubo, którego widzimy, i którego oczami obserwujemy rzeczywistość
jest jednak zależny od narratora, który mówi zamiast niego. Obserwujemy, więc
ciekawe zjawisko pozornej mowy zależnej w narracji.
Autor nigdy
nie wyznał wprost, że jest bohaterem mikropowieści, ale czytelnicy nie mieli
wątpliwości. Po ukazaniu się książki Pak zyskał sobie nawet pseudonim Kubo. W
sumie nad czym się tu zastanawiać: obaj mieszkają w tym samym miejscu,
odwiedzają te same kawiarnie, słuchają podobnej muzyki, lubią dzieci, mają
podobne kłopoty ze zdrowiem i z kobietami, otaczają ich takie same realia
okupowanej Korei. A niejaki Isang – przyjaciel Paka – to przecież poeta i
właściciel kawiarni, która też pojawia się w powieści.
Pak wraz z
przyjacielem Isangiem – nota bene – autorem ilustracji do odcinków powieści,
umieszczonych także w polskim wydaniu – budzili podobno spore zainteresowanie. Należeli do
pokolenia „modern boy”, które wyróżniało się nie tylko strojami, odcinającymi
się od tradycyjnych, ale również nowym sposobem myślenia: na przekór doktrynom
konfucjańskim dążyli do osiągnięcia osobistego szczęścia. Rozluźnienie
obyczajów umożliwiło zawieranie małżeństw z miłości. Pisarz, gdy poznał
kobietę, którą pokochał, z powodu swojej powściągliwości prawie nie zniszczył
związku zanim ten powstał. Uratował go pisząc. Opis powieściowej sytuacji z
tramwaju, nieśmiałości, obaw Kubo spowodowany obecnością pewnej kobiety podczas
podróży, okazał się być wyrazem odwagi i swoistym flirtem samego Paka: Owa panienka czytywała bowiem tę gazetę i
doskonale rozpoznała aluzje czynione przez jej autora. W każdym razie
ostatecznie doszło do ślubu… .
W powieści,
Kubo przedstawiony jest jako człowiek cierpiący na neurastenię (najczęstsza
postać nerwicy, objawiająca się niepokojem i ogólnym osłabieniem funkcji organizmu). Nadwrażliwy
na bodźce jest bardzo kruchy i delikatny w sposobie bycia. To nie jest
mężczyzna, który nagle wejdzie w życie przebojem i wyciągnie dłoń po to, czego
chce - nawet, gdy los podaje mu szczęście na tacy, jest zbyt wycofany by je
pozyskać i odpuszcza. On tylko obserwuje, nie działa, dlatego trudno będzie mu
odnaleźć owo tajemnicze szczęście. Pozostaje, więc na wskroś samotny i poniekąd
niewidzialny dla otoczenia.
Oprócz
notatnika, atrybutami Kubo są laska i grube szkła okularów. Spacerując
ulicami Seulu: rozmyśla, notuje, wspomina. Na podstawie tego co zaobserwuje - a
jest bardzo spostrzegawczy i nie umykają mu detale – snuje rozważania, wymyśla
motywy postępowania, ciągi dalsze, cechy charakteru osób, które widzi (komu nie
zdarza się to w autobusie, tramwaju, kolejce sklepowej??? Hmm, przyznawać się!).
Historie te wplata w rzeczywistość Korei okupowanej przez Japonię. Ciemiężca
nadmiernie eksploatuje kraj i odbiera miejsca pracy Koreańczykom. Stąd brak
stałego zatrudnienia, także dla wykształconego młodego pisarza. Sytuacja jest
źródłem niepokoju matki Kubo, która martwi się o samotnego syna i jego
przyszłość. Jakbym widziała - taki wtręt - rodziców obecnych trzydziestolatków w Polsce: ani pracy, ani szans dla ich dzieci...
Najważniejszym
jednak, dla alter ego Paka, zdają się być poszukiwania źródła szczęścia, tego
co może mu je dać. Zastanawia się co nim tak naprawdę jest, czy wymarzone dobra
materialne: zegarek kieszonkowy, spódnica, arbuz? Czy przynosi je posiadanie
pieniędzy? A może po prostu możliwość istnienia, uśmiechu? Przyjaciel, z którym
można dzielić się myślami? Otrzymanie listu? Kobieta u boku – kochanka czy
córka? Miłość? Czy dla każdego „szczęście” oznacza to samo? I po czym się je
poznaje? Kubo nie odnajduje odpowiedzi, nie dokonuje rewolucji. Jednak same
rozważania o szczęściu, czynią mu je bliższym. I gdy on błądząc, ma definicję szczęścia na wyciągnięcie ręki, czytelnik niestety "nie czuje Bluesa". Osobiście brnę, jak taran, upierając się, że szczęście to sposób podróżowania, nie cel i konkret. A co za tym idzie - arbuz, zegarek, przyjaciel, myśl - wszystko może być jego wyznacznikiem i definicją, jeśli potrafimy je poczuć...
Nazwisko głównego
bohatera nieprzypadkowo koresponduje ze słowem „kubizm”. I nieprzypadkowy jest "kubistyczny" zapis fabuły. Stąd wzięła
się bowiem prostota formy, krótkie konkretne zdania, oszczędność narracji,
„rejestracyjność” opisu, precyzyjny, jak chirurgiczny laser, język. Ta objętościowo niewielka - suma summarum - mikropowieść, została wydana przecież w formie kieszonkowej.Wrażliwość zawarta w tekście nie
narzuca się czytelnikowi nadmiarem emocji i nie wymusza na nim gwałtownych
relacji. Co dosyć szybko rzuca się w oczy, to
tajemniczy znak prozodyczny: ----
Znak
prozodyczny użyty przez Tłumaczkę za oryginałem koreańskim. Znaki tego typu stosuje się, aby w przybliżeniu oddać w piśmie
takie właściwości mowy jak: intonacja, zawieszenie głosu, przerwanie wypowiedzi
spowodowane względami emocjonalnymi albo potrzebą zwrócenia uwagi odbiorcy.
Ta ciekawostka,
pojawia się w tekście wielokrotnie i prowokuje czytelnika do powtórnego,
poprawnego przeczytania oznaczonego nią zdania. To taka
interaktywna gra wydawcy z czytelnikiem. Niestety nie wiem – a wy wiecie? -
które użycie jest tym oczekiwanym? Nie znam języka koreańskiego - intuicyjnie
nie mam szans tego wyczuć, a kilkakrotne czytanie tego samego zdania, na różne
sposoby, po pewnym czasie staje się nudne. I tak przecież nie wiem czy zrobiłam
to prawidłowo. Momentami kuleje też styl w powieści - czasami brakuje polskości w
tekście. Ale mimo tych niedogodności wystarczająco płynnie się czyta, by za bardzo nie narzekać.
Obawiam się,
że książka ma małą szansę obronić się na naszym rynku, nie porusza bowiem uniwersalnych,
głębszych strun. Nie staje się na tyle bliska sercu, by trafić pod strzechę i zamieszkać z nami (w nas!) już na zawsze.To nie jest powieść o wymiarze ponadczasowym, która porywa, zastanawia, prowadzi do refleksji – moja przekora jednak da o sobie znać: czy każda musi taka być? Ewidentnie jest to utwór
skierowany do osób zafascynowanych kulturą koreańską i znających jej arkana. Dla czytelników, nieszczególnie
zainteresowanych ową kulturą, może być kieszonkowym zabijaczem czasu. Taką podróżą w przeszłość do jednego dnia, jakiegoś człowieka, który pozostaje nam w
większym kontekście obojętny i jego rozterki, które w naszym rozumieniu –
pozostaną tylko jego. Poprawność i zgrabność czasem nie wystarczy. Po
lekturze możemy wzruszyć ramionami i tyle… przeczytane – odfajkowane.
Książka
stała się inspiracją dla innych pisarzy, powstały: Dzień z życia pisarza Kubo Ch’ǒe Inhuna, Dzień pisarza Kubo Chu Insǒk, Cyfrowa Kubo 2011 grupowy - projekt
internetowy, film Dzień poety Kubo,
spektakl teatralny Pisarz Kubo i
Seulczycy.
Autor: Pak
T’aewǒn
Tytuł: Dzień
z życia pisarza Kubo
Tytuł oryginału: (okładka)
Tłumaczenie:
Justyna Najbar
Wydawnictwo:
Kwiaty Orientu
Wydanie: I
Rok wydania:
2008
Okładka:
miękka
Ilość
stron: 103
Cena z okładki: 13,90 zł
Wydanie: 5/6
Czytliwość:
5/6
Okładka: 5/6
Ocena: 3,5/6
Fragment:
Kubo odczuwa nagle silne
pragnienie, aby postrzegać wszystkich ludzi jako chorych psychicznie. Istnieje
przecież tak wiele różnych zaburzeń. Gonitwa myśli. Parafazja. Megalomania.
Koprolalia. Nimfomania. Niespójność myślenia. Zazdrość urojona. Satyromania.
Chorobliwy ekscentryzm. Mitomania. Zaburzenia kontroli impulsów. Chorobliwa
rozrzutność…
Kubo uświadamia sobie po chwili, że
nawet on sam, który wykazuje takie zainteresowanie tym tematem, może być
potraktowany jako człowiek chory psychicznie i śmieje się rozbawiony.
Autor:
Pak T’aewǒn - pseudonim Kubo -
urodził się 7 grudnia 1909 roku w Seulu. Po ukończeniu szkoły powszechnej,
wstąpił do Liceum Ogólnokształcącego Kyǒngsǒng Cheil. Jeszcze w trakcie nauki w
liceum rozpoczął karierę literacką, publikując wiersze i opowiadania w różnych
magazynach literackich. Zadebiutował wierszem Starsza Siostra, za który dostał
w 1926 roku wyróżnienie w konkursie zorganizowanym przez czasopismo Świat
Literatury Chosǒn. W 1929 roku rozpoczął studia na uniwersytecie Hosei w Japonii,
ale ich nie ukończył. Po powrocie do kraju w 1930 roku zdobył sobie uznanie
jako pisarz po opublikowaniu w Nowym Życiu noweli pt. Broda. Jego mentorem był
Yi Kwangsu, ale Pak T’aewǒn przeciwstawił się później poglądom swego mistrza,
który uważał, że literatura powinna nieść oświecenie. W 1933 roku przyłączył
się do grupy artystycznej Stowarzyszenie Dziewięciu (Ku-in-hoe), do którego
należeli również inni słynni pisarze koreańscy tacy jak: Yi T’aejun, Chǒng
Chiyong, Kim Kirim czy Isang. Od drugiej połowy lat trzydziestych wykazywał
jednak zwiększone zainteresowanie obyczajami tamtych czasów. Dzień z życia
pisarza Kubo, który był publikowany w odcinkach w gazecie Chosǒn Chunggang Ilbo
późnym latem 1934 roku, to częściowo autobiograficzna powieść przedstawiająca
refleksje pisarza spacerującego ulicami Seulu. Pak T’aewǒn zmarł 10 lipca 1986
roku.
Jaką miarą oceniasz czytliwość? Swoją czy uniwersalną? Ciekawi mnie też, w jaki sposób trafiasz na takie niestandardowe czytadła ;)
OdpowiedzUsuńCzytliwość - bardzo subiektywna ocena przedzieralności przez tekst:) Nie mam klucza poszukiwań, tak się samo do ręki klei...
OdpowiedzUsuń