Każdy
świadomy oddech służy Twemu wyzwoleniu. Każdy nieuświadomiony zatrzymuje Cię w
więzieniu. /Paramahansa Yogananda/
Dokładnie
taka, jaka patrzy na nas z okładki, jest bohaterka tej bajki: wychudzona,
żylasta, postrzępiona i wyskubana. Trzeba przyznać, że wygląda dosyć mizernie.
Nie została wykreowana na błyszczący ideał, nikt nie poprawiał jej wizerunku
fotoshopem. A mimo niedostatków urody, to postać, która odniosła sukces,
spełniła swoje marzenia: dzięki odwadze, sile charakteru, mądrości i miłości, którą
potrafiła obdarzyć świat.
Nasza
bohaterka mieszka w ciasnej klatce na farmie i jest kurą nioską. Nigdy nie
wychodzi na dwór (w ogóle nie chodzi!), bo jej życiowa rola nie daje jej do tego uprawnień. Nie znając go więc w ogóle - tęskni za
zewnętrznym światem, światem spoza klatki. Ma także marzenie, by wysiedzieć chociaż jedno jajko, by
chociaż jednego nie zabrała jej gospodyni. Nieświadoma praw natury nie wie, że do tego by z jajka miało
wykluć się pisklę, potrzebny jest kogut… Wewnętrzna tęsknota za innym życiem
sprawia, że popada w coraz większy marazm i depresję. Ta refleksyjna i
posiadająca świadomość własnego istnienia kura, nadała sobie nawet imię: Ipsak – brzmiące podobnie do słowa ipsagwi,
które oznacza liść. Wybór imienia nie był przypadkowy. Nasza bohaterka codziennie przez szczelinę w
drzwiach widzi drzewo akacji, które staje się dla niej symbolem wolności. Imię symbolicznie wyraża palącą ją dogłębnie potrzebę, zrobienia w życiu czegoś naprawdę ważnego, co uzasadni jej istnienie. Dało jej jednak więcej niż mogła przypuszczać: sprawiło, że
przestała być przedmiotem, a stała się podmiotem, także dla samej siebie.
Kura trwa w swoim więzieniu do
czasu, aż wyżęta doszczętnie psychicznie i fizycznie, traci chęć do życia.
Wywieziona, tam gdzie wywozi się półżywe i martwe ofiary niedoli - na
śmietnik z kurzych ciał - praktycznie umiera. Los daje jej jednak szansę:
zagrzewana do walki przez tajemniczy głos, ucieka z masowego grobu i paszczy łasicy. Głos, jak się okazuje należy do kaczora, jej pierwszego na wolności przyjaciela. Ten wyrzutek, o imieniu "Włóczęga", zajmuje najniższe miejsce w
hierarchii podwórkowej, ma niewielkie wpływy i nie jest wstanie przekonać do Ipsak reszty mieszkańców zagrody: nie przyjmują jej do swojego grona, bez wyrzutów sumienia skazując na pewną śmierć. Ipsak odchodzi, los się jednak do niej uśmiecha - poza podwórkiem, pod krzakiem róży, znajduje osierocone jajko. Nie wie czyje ono jest,
postanawia je jednak wysiedzieć. Niespodziewanie w tym procesie niezłomnie
towarzyszy jej smutny i odmieniony Włóczęga. Tuż przed wykluciem się pisklęcia,
kaczor poświęca swoje życie, by nasycić łasicę, aby ta dała spokój kurze i jej
przyszłemu dziecku. Po wykluciu się małego, kura odkrywa dopiero smutną prawdę - Włóczęga był ojcem malca. Ipsak poświęca się całkowicie wychowaniu nieporadnego kaczątka, któremu nadaje imię: Zielonogłowy. Różnice między nimi nie są ważne, kochają się i dzięki temu przetrwają, mimo przeciwności
losu i buntów dorastającego kaczora. Zakończenia nikt nie łagodzi odzierając je tym samym z życiowej prawdy: Zielonogłowy w końcu robi, to co każde dorosłe dziecko musi zrobić, a Ipsak szczęśliwa i spełniona odnajduje spokój.
Nie
rozumiem interpretacji, które życie w kurniku uznają za wygodne i bezpieczne.
To niewolnicze życie w kieracie: jedzenie jest, ale tylko o określonej porze,
dach nad głową jest, ale w klatce, nie można rozprostować nóg ani skrzydeł, jest
ciasno i niewygodnie. Kury to robotnice - ofiary niewolniczych obozów pracy - wykorzystywane
aż do śmierci, albo idąc w inną stronę: pracownicy „korporacji” użytkowani do momentu stania się
psychicznymi wrakami. Ich jednym prawem jest prawo do pracy, czyli znoszenia
jajek, dopóki te zadowalają właścicieli. To życie na podwórku jest życiem
bezpiecznym i wygodnym. Jego mieszkańcy mają co jeść, także oprócz wyznaczonych
godzin karmienia, dzięki czemu ich dieta jest bardziej urozmaicona. Mogą
spacerować, rozmawiać z sobą, odpoczywać w słońcu itp. – praktycznie żyją w
kurorcie. Wygoda i konformistyczna postawa mieszkańców podwórka jest również
pewną formą zniewolenia, to cena, którą płacą za poczucie bezpieczeństwa,
którego zazdrośnie bronią. Jeśli jednak są szczęśliwi żyjąc w taki sposób, nic
nam do tego. Jedyną ich winą jest to, że nie chcą dzielić się swoim
schronieniem, są pełni uprzedzeń i nietolerancji. Boją się inności, zmian, co
pozbawia ich empatii, a utwierdza w słuszności pochopnych osądów. Pies to
bezmyślny stróż prawa/urzędnik, trzymający się nieludzkich, absurdalnych
przepisów i żyjący w lęku przed władzą (kogutem). Kogut ustala sztywne zasady w
obawie, że zmiany pozbawią go władzy. Kwoka, nadwrażliwa na swoim punkcie i z
głębokim poczuciem swojej wyższości nad innymi, agresywnie broni swojego prawa
do wygodnego życia. Zwierzęta odzwierciedlają struktury społeczne i bezmyślne
wtłoczenie w schematy, w których: miejsce nioski jest w stodole, bo są kury i
kury. A skoro nie chce być tam gdzie jest jej miejsce, z góry wyznaczone przez
innych, najlepiej żeby umarła. Wychylenie się oznacza wykluczenie. Dopiero wygnana
Ipsak doświadcza prawdziwego życia - życia na wolności, poza tym kurortem.
Dzięki swojej sile, sprytowi oraz miłości do kaczorka przetrwa niejedno,
zasługując na szacunek. Życie poza podwórkiem i oswojoną przestrzenią jest
pełne niebezpieczeństw, jednak ryzyko jest ceną, która płaci za realizacje
swoich marzeń. One dają jej siłę i coraz głębsze poczucie tolerancji i
zrozumienia wzglądem siebie i innych. Podwórkowa brać żyje w ciągłym strachu,
że coś utraci, dlatego ich poczucie bezpieczeństwa jest pozorne. Ipsak nauczyła
się nie bać o siebie, doświadczyła, więc prawdziwej wolności.
Wyraźnie widać tutaj, że świat Ipsak zatacza coraz szersze kręgi, powiększa się: od ciasnej klatki,
poprzez podwórko, po wolną przestrzeń. Aż w końcu jej dusza lecąc do nieba, na wszystko może spojrzeć z
góry i z tej perspektywy zobaczyć świat w jego całej okazałości.
Łasica
jest wrogiem Ipsak, jednak wcale nie największym, tylko naturalnym. Kierowana
głodem je, chce również wyżywić swoje potomstwo, jak każda matka. Łasica to
symbol okrucieństwa praw natury: zjedz, albo zginiesz, zjedz, albo zostań
zjedzony. Łasica, je kaczki i kury, kury jedzą ważki i dżdżownice. Kury i
kaczki chcą wykarmić młode, łasica też chce wykarmić swoje dzieci. Gdy Ipsak to
zrozumie przestaje pałać nienawiścią do łasicy, przestaje ją źle oceniać. Dociera do niej, że największym wrogiem dla niej i jej syna są uprzedzenia i głupota mieszkańców podwórza...
W tej bajce ukryta jest pewna mądrość, z
której korzystać powinny nie tylko dzieci. Nie należy godzić się z zastanym
stanem rzeczy, jeśli nas uwiera i jeśli nie jesteśmy w nim szczęśliwi.
Trzeba mieć w sobie odwagę do tego by działać i by zmienić w swoim życiu to, co
nam w nim przeszkadza i co nas unieszczęśliwia. Tkwiąc w marazmie i nie
wychylając się z szeregu, skazujemy siebie na przegraną. Tylko ci, którzy
ryzykują wygrywają, tylko ci mają szansę osiągnąć swoje cele, tak jak Ipsak. Chyba,
że to co mamy w zupełności nam wystarczy i niczego nam nie brakuje. Nie każdy,
bowiem musi mieć marzenia i chcieć coś w życiu zmieniać, tak jak kwoka i kogut.
Najważniejsze jednak by nie stawać innym na drodze do marzeń, tylko dlatego, że
nie mamy swoich: to lekcja, którą niestety przegapili mieszkańcy podwórka. Czasami
to, co robimy, nie przedstawia żadnej wartości dla nikogo innego. I nie ważne.
Wartość niech przedstawia tylko dla nas, bo to my jesteśmy bohaterami naszego życia, nikt inny!
Warto wspomnieć, że gałązka akacji to symbol nieśmiertelności,
czyli wiecznego życia i rozkwitu. Według tradycji judeo-chrześcijańskiej, to z
drzewa akacji zbudowano Arkę Przymierza, i z niej upleciono koronę cierniową
Chrystusa. Oprócz nieśmiertelności symbolizuje ona również dualizm życia i
śmierci. Drzewo akacji nie przypadkowo jest więc inspiracją dla Ipsak. Symbol
ten wpisuje się w odwieczny, prezentowany w bajce, krąg życia: ktoś musi
umrzeć, żeby ktoś żył, jedzenie dla jednych oznacza życie a dla innych śmierć. Gdy
Ipsak umiera w płatkach śniegu widzi płatki akacji, dzięki jej śmierci
będą żyły dzieci łasicy, dzięki niej żyje Zielonogłowy, ona sama w pewien
sposób stała się nieśmiertelna.
Pewnie
taki był zamiar i określenie roli utworu, ale…: płynna i spokojna narracja jest
bardzo nasycona dydaktyką i wyciska z czytelnika emocje. W zbyt
bezpośredni sposób próbuje nas wprowadzić w refleksje i zadumę. Zbyt wiele jest
w niej pochwał dla macierzyństwa, w którym matka poświęca się dla dziecka, zatracając
swoje ja. Ale zawiera również wiele gorzkiej prawdy, trudnej do zaakceptowania
dla wielu kobiet, o tym, że dzieci nie wychowuje się dla siebie. Gdy dorosną
trzeba pozwolić im żyć własnym życiem i odejść. Nie koloryzuje świata zwierząt,
ukazując potrzebę przetrwania i siłę głodu. Odnajdujemy tutaj również wiele elementów związanych z psychologią czynu. Tylko działanie, to klucz do rozwiązania problemów i
osiągnięcia sukcesu. Działanie sprawia, że przestajemy być ofiarą. Bajka ta
może stać się inspiracją dla coachów i trenerów osobistych.
Ilustracje
w bajce nie są przesłodzone, ani śliczne. Ukazują bez cenzury momenty okrutne, czyli prawdę o
życiu: narodziny i śmierć (W jednej chwili zniknęło cenne życie, a świat się tym nie przejął. Głuche jak pień, ciche i spokojne drzewa, gwiazdy, księżyc, trawa…). Odzwierciedlają także ludzkie emocje, które pojawiły się w świece rządzonym prawami natury. Doskonale więc wpisują się w treść książki, dopełnioną ich spokojną kolorystką.
O kurze…to pedagogiczny moralitet aczkolwiek zgrabny. Dla dorosłego, to
bajka trochę przydługa w zakręty akcji, które są tak łagodne, że się ich nie
odczuwa – nuży. Ale to w końcu bajka dla dzieci i jak to bajka uzbrojona w
morał. Dzieci doceniają realność bohaterów i świata, który został im
przedstawiony. Zamiast okłamywać dzieci i zatapiać je w różowych chmurkach,
takie bajki przygotowują je na funkcjonowanie w prawdziwym świecie.
Autor: Hwang
Sun-mi
Ilustracje:
Kim Hwan – young
Tytuł
oryginału: zdjęcie
Przekład:
Edyta Matejko-Paszkowska, Choi Sung Eun (Estera Czoj)
Wydawnictwo:
Kwiaty Orientu
Rok wydania:
2011
Okładka:
miękka
Ilość stron
: 210
Cena z
okładki: 35, 00 zł
Czytliwość:
5/6
Okładka: 6/6
Wydanie: 6/6
Ocena:
5,5./6
W 2011 wyreżyserowano (Oh Seong-yun) bajkę na podstawie tej książki. Nie widziałam. Po zwiastunie sądząc zatarto w tej ekranizacji pierwotny przekaz i sens bajki.
Fragment:
I
tak mijała jesień. Ipsak dość często obserwowała ważki na trzcinowisku. Wisząc
na trawach, składały jaja i resztkami sił wzbijały się do swego ostatniego
lotu.
Oczy
ważek, jeszcze żywe, nie bały się Ipsak, która miała je za chwilę zjeść. W
czasie, gdy ich skrzydła sztywniały, setki oczu patrzyły w błękitne niebo.
Jedzenie ważek, które miały małe brzuchy, wąską talię i tylko oczy wielkie, nie
należało do rzeczy przyjemnych, dlatego Ipsak zjadała je wyłącznie wtedy, kiedy
była bardzo głodna.
***
W
jednej chwili zniknęło cenne życie, a świat się tym nie przejął. Głuche jak
pień, ciche i spokojne drzewa, gwiazdy, księżyc, trawa…
Autorka:
Hwang Sun-mi urodziła się w 1963 roku w Hongseong w Korei Południowej. Prawie
całe dzieciństwo spędziła w Pyeongtaek. Z powodu biedy panującej w domu
rodzinnym, nie mogła uczęszczać do gimnazjum. Dzięki pomocy nauczyciela, który
dawał jej klucze do sali lekcyjnej, by popołudniami mogła chodzić do szkoły i
czytać książki, zdała egzamin i dostała się do liceum. Studiowała kreatywne
pisanie w Seulskim Instytucie Sztuk, Uniwersytet Gwangju. Wychowując dwóch
synów i ucząc ich sztuki czytania, jednocześnie uczęszczała do Akademii Książki
Dziecięcej, która otworzyła przed nią magiczne drzwi świata książek dla dzieci.
Debiutowała dość późno, bo w roku 1995, ale jej książki od razu podbiły serca
czytelników i większość z nich stała się bestsellerami. Opowiada w nich o
codziennych sprawach w życiu dzieci i snuje historie, które mogą przydarzyć się
każdemu. Jak sama mówi, pisze zawsze i wszędzie. Książki są częścią jej życia,
a ich tworzenie swoistego rodzaju rytuałem. Autorka wypełnia je nadzieją i uczy
w nich odwagi. Jest zwolenniczką sztuki logicznej perswazji, a nie krytyki czy
ganienia. Hwang Sun-mi jest laureatką wielu prestiżowych nagród. Ma w swoim
dorobku kilkadziesiąt książek. Dwie z nich: „O kurze, która opuściła podwórze”
oraz „Plakietka złego chłopca” zostały przetłumaczone na kilka języków. W Korei
na podstawie książki „O kurze, która opuściła podwórze” powstał musical, sztuka
teatralna oraz film animowany.
Jak na bajkę dla dzieci, historia ma dośc brutalny przekaz, nie sądzisz? Wiem, że narodziny, śmierć i pożeranie owadów to normalne aspekty istnienia, ale chyba dziecku bym tego nie czytała. Chyba, że za kilka lat.
OdpowiedzUsuńŚmierć, brutalność i zło są z dziećmi od narodzin. Nie da się ich uchronić przed nimi, ale można je do tego przygotować, by zrozumiały.
UsuńWiem i rozumiem, ale wprowadzić to w życie jest trudniej. Wciąż trzymam Ją w ochronnym kokonie i walczę z sobą ;)
UsuńPewnie, że macie rację - dzieci rozumieją więcej i są bardziej otwarte na prawdziwość świata, niż nam się wydaje. Do dziś pamiętam trudną rozmowę z rodzicami o tym, gdzie się podział chomik... Jestem im wdzięczna, za to, że nie wciskali mi kitów - dzięki świadomości, jego ulotności i kruchości, nauczyłam się szacunku do życia. Czynienie ze śmierci tabu - że się poprę Myśliwskim - jest krótkowzroczne i szkodliwe dla rozwoju cywilizacji. Pewnie ma rację, tylko, że wykorzenienie nas z tematów niewygodnych zaszło już bardzo daleko i teraz trudniej nam przychodzi mówienie o nich...Na szczęście psychologowie już biją na alarm i próbują wskrzesić autentyzm baśni i jego rolę w kształtowaniu osobowości. Polecam Bruno Bettelheima i Jadwigę Weiss :)
UsuńPewnie całkiem dla maluszków, to nie jest :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się zgodzić z Twoją opinią :) Według mnie opowieść nie jest ani nużąca, ani przesycona dydaktyzmem. Oczywiście, że to nie powieść sensacyjna - ale obraz macierzynstwa, który Cię nie przekonuje, jest niesamowicie prawdziwy. Ja czytałam tę książkę całą sobą i kupiłam ją wcale nie dla dzieci, choć im też na pewno przeczytam za kilka lat :)
OdpowiedzUsuń