Żal za
minionym światem jest w istocie żalem za samym sobą. Ale przecież żalem nie
zatrzyma się świata.../Wiesław
Myśliwski/
Ziemia żyje
w lęku przed kolejną inwazją kosmicznych robali. Ludzkość
zjednoczona w walce ze wspólnym wrogiem, to kolos chwiejący się na glinianych
nogach… Witamy więc w świecie, w którym najdoskonalszą bronią są dzieci.
Wyszkolone, bezwzględne, nieomylne.
O klasyku,
takim jak Gra Endera, napisano już
setki tekstów. Miarą klasy tego utworu niech będzie fakt, że całkiem niedawno
wznowiono jego wydanie (tym razem Prószyński i S-ka) i nakręcono na jego
podstawie nieco (cóż za eufemizm!) nieszczęsny film. Niewiele
książek dostępuje takiego zaszczytu, więc na pewno warto zainteresować się tą
pozycją. Mimo niekwestionowanych zalet, nie wszystko w niej zachwyca. Nie macie wyboru: podzielę
się z Wami moimi odczuciami.
Po pierwsze,
jeśli nawet ktoś zgadza się ze mną, że podczas lektury, gdzieś tam w tle
uparcie brzęczą Władcy much, to gdy
zaczynam mówić o Pinokiu, to się na mnie patrzy jakbym się z choinki urwała… Mimo to, nie
potrafię pozbyć się wrażenia, że Ender chce zostać prawdziwym chłopcem… Jego
tragizm polega na tym, że ma świadomość tego, że nigdy nim nie będzie. Pinokio
miał nadzieję i szansę więc próbował. Ender wie, że to niewykonalne, jego droga
skręca w zupełnie inną stronę. Gdy drewniany chłopiec wyrwał się władzy
„dorosłych”, by realizować swoje marzenie, mały geniusz był manipulowany i
rzeźbiony. Nawet zgodził się, by zrobiono z niego broń, odzierając go tym z podmiotowości. Fabuła uzasadnia jego decyzję – ratuje przecież
naszą planetę (załóżmy, że jest przed czym). Gdy odnosi sukces w skali globalnej, to w
wymiarze mikro-jednostki, mimo całego geniuszu, chłopiec musi dopiero zacząć („po wszystkim”) budować swój indywidualizm. To buntownicy - tacy jak Pinokio - osiągają swoje cele, a Ender dopiero na końcu książki zaczyna je wyznaczać i powoli stawać się tym, kim ma
być. I właśnie dobre pytanie - „dopiero?”, nie zapominajmy, że przecież jest tylko
dzieckiem i nie pomoże mu żadna dobra wróżka - chociaż jego siostra, Val,
trochę do tej roli pretenduje. Nie mogłam oprzeć się również wrażeniu, że Peter (brat) to mroczne alter ego Endera. Jego obecność w historii ma dla mnie symboliczny
wymiar. Bez ucieczki przed nim (przed Peterem, którego nosi w środku, który
jest częścią jego duszy), Ender nie odnalazł by siebie.
Czy to
dziecko jest więc bohaterem? Czy tylko
białą kartą, po kolei zapisywaną przez rodziców, Graffa, otoczenie? Formułowany
przez kolejne postacie, staje się sumą wyreżyserowanych przez innych epizodów.
Tutaj wcale nie chodzi o kolejne lekcje, ani Szkołę Bojową, uczy się przez
relacje z innymi – chłonie, nasącza się emocjami. Rozumie, że zabijanie to nie gra i dlatego
jest nieszczęśliwy. Jak dziecko jednak, szkoli się bo chce wygrać, chce wygrać
- więc gra.
To, co mnie
niepokoi – pewnie słusznie – to ukazana przez autora moralna przepychanka,
relatywizm i jego względność. W Grze Endera zabójstwo
nie jest złem, gdy się go dokonuje profilaktycznie.
Eliminowanie niebezpieczeństwa wydaje się słuszne, zwłaszcza, gdy nie znamy
zamiarów wroga (?), ukazuje jednak smutną prawdę o ludzkości. Wytyka nam prosto
w oczy, że jesteśmy agresywnym gatunkiem i dzięki agresji wyewoluowaliśmy i
istniejemy nadal. Wykorzystanie Endera, czyli istoty z niewykształconym
superego, które mogłoby niekorzystnie wpływać na jego decyzje, również
pozostaje moralnie dwuznaczne (znów eufemizm). Czy takie podejście jest krótkowzroczne
czy wizjonerskie? Degraduje czy uwzniośla? Czy istniejemy więc dzięki tkwiącemu w nas pierwiastku zła? Ender jest zbyt inteligentny, by tego nie zauważać, rozumie w
czym uczestniczył. Jak jednak mówić w przypadku tresowanego sześcio-,
ośmio-, dziesięcinolatka o odpowiedzialności za własne czyny?
Pomysł na
powieść był świetny, mam jednak wrażenie, że przenoszenie go na papier nie do końca
się udało. Rozumiem, że rozdmuchane do granic sztuczności i
niewiarygodności, relacje Endera Wigginsa z innymi bohaterami książki, hiperbolizacja
nienawiści do niego i późniejszych hołdów – uzasadniona jest przez temat. Nie
do końca jednak wszystko kupiłam. Kontekst polityczny wiele wyjaśnia i jest
konieczny, ale zgrzytała mi wpleciona w sci-fi realna - właśnie - sytuacja polityczna,
która się już zdezaktualizowała! Zły Układ Warszawski i super, świetni,
wspaniali Amerykanie, którzy jak zwykle uratują planetę. Opisy walk i strategie
działań na salach treningowych mnie trochę nużyły, zwłaszcza, że były schematyczne, bardzo
podobne do siebie: latanie w próżni i zamrażanie. Właściwie powtarzały się cale
fragmenty tekstu. Powodowało, to, że książkę czytało się nierówno – lecę przez strony
jak szalona, by nagle ledwie przedzierać się przez kolejne zdania. Walki nie są
na szczęście, mimo pierwszoplanowości, najważniejsze. Atmosferę powieści budują
rozmyślania i rozterki Endera, proces kształtowania się w nim stratega. I tutaj
znów zgrzyt. Wiem, że te 6 letnie dzieci były niewyobrażalnie genialne i
przeżyłabym dialogi, słowa, ale jeśli chodzi o koordynację ruchową… Nie ważne,
jak były inteligentne – ciało w tym wieku ma przecież swoje ograniczenia!
Wszystko w
tekście zostaje sprowadzone do gry. Kolejne manipulacje, maski i pozory. Nawet dziecko, które marzy o przejęciu władzy nad
światem, gra swoim wizerunkiem, tak sprytnie, że przy pomocy sieci osiąga swój
cel. Wszechobecność i skala zjawiska składnia nas do refleksji nad tym, jak łatwo ulegamy wpływom opinii kreowanych przez media. Także autor swoim
tekstem o manipulowaniu, wodzi nas za nos. Prowadzi akcję na tyle sprytnie, że
miejscami wątpiłam w istnienie Robali, myślałam, że to jakiś spisek. Siłą tej
książki jest zakończenie - z założenia – zaskakujące, dlatego ani mru mru na
jego temat! Pod koniec książki robi się interesująco również ze względu na
rozwinięcie tematu obcej cywilizacji, tego jak zderzają się dwa różne światy, dwie różne
rzeczywistości. Zamykający fabułę nagły zwrot akcji, jest w tym przypadku zabiegiem przemyślanym w najdrobniejszym szczególe, a później następuje sprytne otwarcie na ciąg dalszy… i Card napisał
kolejne tomy.
Wydawnictwo Prószyński S-ka zamieściło w tym najnowszym wydaniu deser dla fascynatów: opowiadanie o Janie Pawle Wieczorku – ojcu Endera
– napisane specjalnie dla polskich fanów. Wyjaśnia, że geniusz Endera nie
wziął się znikąd, a władze doskonale wiedziały komu pozwolić na „Trzeciego” i,
że: Polacy to ludzie uparci (…). Upór
tkwi w ich słowiańskim charakterze. Okładka bezsprzecznie wpisuje książkę w
gatunek sci-fi, nie zdradza wiele, zwłaszcza, że jej centralnym elementem nie
zdaje się być chłopiec z kosmiczną giwerą, lecz wisząca w tle, ogromna planeta… Trudno na pierwszy rzut oka odgadnąć, że z głównym bohaterem odbędziemy podróż jak najdalej w kosmos i jak najgłębiej w siebie.
Mimo
niedostatków, to przykład literatury, która zdziera z człowieka jego pozę.
Pokazuje jak łatwo manipulować naszymi wyborami,
by wydawały nam się słuszne. A zarazem daje pocieszenie w osobie dziecka,
które rozumie. Które mimo skażenia, chowa gdzieś głęboko w sobie kawałek
siebie i nie daje sobie go odebrać. Dzięki temu, gdy następuje koniec, paradoksalnie ma od
czego zacząć. To świadczy o sile i geniuszu tego chłopca - nie jego strategia
walki, ale pokora i wrażliwość. I w tym wymiarze książka niesie właśnie pocieszenie.
Pocieszenie te jest żywą tkanką, która wyrasta ze śmierci - tego nielubianego w
popkulturze straszydła, przebranego w obrzydłe tabu i wyklętego wroga, a tak naprawdę towarzysza, który jest przy nas od zawsze i z którym trzeba się liczyć. Wypełnione nią zakończenie łagodzi wyrok nad ludzkością i daje szansę, nadzieję na nowy początek.
Fabuła jest
nieco naiwna. Na szczęście pozostaje ona tylko tłem dla tego, co w książce najważniejsze. Zawarte w
niej treści są uniwersalne, ponadczasowe, a stawiana przez nią diagnoza jest dosyć drastyczna. No
cóż, nie całkiem biało-czarny świat może nieść z sobą bolesne prawdy. Dla fanów sci-fi pozycja obowiązkowa.
Czytliwość: 4/6
Wydanie: 6/6
Okładka: 5/6
Ogólnie: 4/6
Autor: Orson Scott
Card
Tytuł: Gra Endera
Tytuł oryginału: Ender’s Game
Tłumaczenie: Piotr W.
Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydanie: I
Rok wydania: 2012
Okładka: miękka
Ilość stron: 325
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz