Pokusiłam się o pewne rozwinięcie
tematu związanego z filmem Lucy – recenzja TUTAJ.
Film został zbudowany w oparciu o
założenie, że nie korzystamy za bardzo ze swoich mózgów - ale to jest sci-fi
więc ma swoje prawa. Scenariusz nie musi być zbudowany o
jakieś potwierdzalne badania, argumenty. I zazwyczaj to nikomu nie przeszkadza.
Jednak, gdy film jest kiepski nawet takie rzeczy rażą, mimo że to sci-fi...
Gdyby był ciekawy mniej osób czepiałoby się tego założenia. Za argumenty
przeciwko tej teorii można uznać m.in. to, że: każdy obszar mózgu jest
nieustannie aktywny (gdyby było inaczej, strzał w głowę rzadko by zabijał);
mózg to bardzo energochłonna bestia – zajmuje tylko 2% masy ciała a „zjada”
około25% energii (skoro działa tylko w 10% to po co? Ewolucja raz dwa
zostawiłaby przy życiu osobniki z mniejszymi mózgami). Wydaje mi się, że film
oglądało by się inaczej, gdyby Luc Besson chwilkę pomyślał przy pisaniu
scenariusza. Wystarczyło tę samą produkcję poprzeć trochę innymi argumentami i
już tak bzdurnie by nie było. Poza tym polski plakat, to zgroza w czystej
postaci. Krzyczy on do nas takim sformułowaniem: Przeciętny człowiek używa 10%
mózgu. Ona wykorzystuje 100%. Kto pozwolił na to, żeby ten tekst się na
nim pojawił i zaistniał - gratuluję. Pewnie ta osoba używała właśnie tylko
osławionych 10%. Bo między używaniem 10
%mózgu a 10% możliwości mózgu jest ogromna różnica!
Według badań neurologicznych, co jest
w sumie oczywiste, nie kontrolujemy 100 % działań mózgu. Nie kontrolujemy ALE na poziomie świadomym. Mózg przetwarza na
sekundę około 11 milionów informacji, a nasza świadomość tylko 40 informacji na
sekundę. Kolosalna różnica. Niech nas więc nie dziwi fakt, że aż 95 % decyzji
podejmujemy nieświadomie i potem – wtórnie – próbujemy zracjonalizować wybory.
W takim ujęciu teoria nie wydaje się już taka głupia prawda? Inaczej oglądałoby
się film, gdyby, ktoś na ekranie powiedział, że Lucy zyskuje dostęp do sfery
nieświadomej i to o to tyle szumu, a nie
że nagle zaczyna używać mózgu – bo to brzmi co najmniej idiotycznie. Poza tym
czy historia naszego gatunku nie jest zapisana w naszym ciele, genach i może
właśnie w podświadomości? Jeszcze nie
udowodniono, że tak nie jest więc, w filmie sci-fi takie spekulacje swobodnie
można było pociągnąć. W tym kontekście nie traktowałabym dosłownie wędrówki
bohaterki w czasie. Mogła ona po prostu sięgać do pamięci komórkowej, którą
nasz gatunek przecież w jakimś stopniu używa.
Stąd zachowania intuicyjne, na które są dowody, np. dzieci, które od
urodzenia są niewidome, śmieją się by okazać radość. Czy mogły nauczyć się tego
przez naśladowanie? Nie, to mechanizm wrodzony. Niezleżenie bowiem od
szerokości i długości geograficznej, w ten sam sposób okazujemy emocje, nasze
ciała używają podobnego kodu. A Jungowski archetyp? To psychologiczny
odpowiednik instynktu, wrodzona dyspozycja do przeżywania, myślenia i działania
w sposób przekazywany przez pokolenia, nieświadomość zbiorowa. W ilu kulturach
stosuje się te same symbole? Przykłady można by mnożyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz