Nadciąga apokalipsa. Bóg ma już dosyć ludzi i postanawia zrobić
porządek: dobrych bierze do siebie, złych zostawia na pożarcie Piekłu – stosuje
więc standardowe biblijne rozwiązania. Postanawia dokonać ostatecznego, akurat w
momencie, gdy grupka przyjaciół dobrze bawi się na weselu. Tak wystrzałowej
imprezy się raczej nie spodziewali… Wraz ze złowieszczym dźwiękiem pierwszej trąby zaczyna się bezcelowa walka o przetrwanie w świecie, który się skończył.
Sam pomysł na film nie był zły – jak zazwyczaj. Chaos i przestrach ogarniający ludzi, którzy
żyli we względnym poczuciu bezpieczeństwa, ziemia usuwająca się spod stóp,
mogły stać się przyczynkiem do refleksji nad ulotnością tego, co posiadamy. Mogłyby
wpędzić nas w zadumę nad tym, jak puste prowadzimy życie - my współcześni, nie wyznający żadnych wartości. Zamiast tego zaserwowano nam płytkie
przemyślenia i wynurzenia na poziomie telewizji śniadaniowej. Mam wrażenie, że
film miał zwrócić naszą uwagę na konieczność nawrócenia się, ale to zdecydowanie
nie tędy droga, nie robi się tego w tak bezczelny sposób. Zwłaszcza, że The Remaining nie stawia w najlepszym
świetle wyznawców wiary, którą film – nie bójmy się słowa – promuje. Nagle, gdy
już demony latają bohaterom nad głowami, Ci pragną się nawracać i „wybierają
BOGA”. A kto powiedział, że to akurat Bóg jest sprawcą całego zamieszania? Czy
to nie aby nadużycie? Jako widzowie jednak podążamy za tym, co sugerują nam
postacie, a z tego wynika, że jednak Bóg…Zresztą polski tytuł - Potępieni - mówi sam za siebie.
Cały szkopuł i brak logiki filmowego przekazu zawiera się dla mnie
w błędnym założeniu, że niewierzący człowiek jest zły, a wierzący jest dobry. I jedni i
drudzy mają grzeszki na sumieniu, ale główną winą potępionych jest to, że
prawdziwie nie wierzyli w Jedynego Boga. No błagam, kto w XXI wieku wymyśla
takie rzeczy - poza ortodoksami wszelkiej maści oczywiście? Jeśli ktoś nigdy
nikogo nie skrzywdził i postępował właściwie – to niech sobie wierzy nawet w
różowe jednorożce i latające hipopotamy! Jeżeli ktoś urodził się w innym kręgu
kulturowym i o Jedynym Bogu nigdy nie miał okazji słyszeć, to czy jest to jego
jedyną winą i za to ma się smażyć w piekle? No sorry masz pecha, żyjesz na
nieodpowiedniej szerokości geograficznej? Scenarzyści chyba powoływali się na
Piusa IX, który w swoim Syllabusie
Errorum pisał: Każde państwo jest
obowiązane wyznawać katolicyzm. Idąc dalej: upośledzeni, chorzy,
nieświadomi w pełni swojego istnienia – czym podpadli – brakiem żarliwej
modlitwy? Wolałabym myśleć, że wydarzenia filmowe nie są jednak dziełem Boga, a
wybór ofiar jest dosyć przypadkowy. Bo inaczej nie stawia go to w najlepszym
świetle. Czyni z niego raczej zaprzeczenie Jezusowej nauki o miłości, wykorzystuje
autorytet Boga do załatwiania własnych interesów - chociażby potrzeby posiadania
racji i poczucia wyższości nad maluczkimi, którzy jej nie mają (czyli typowe „kupczenie
w świątyni”, tak bardzo potępiane przez Chrystusa).
Nie chcę wchodzić w dyskusję z pewnymi dogmatami, ale skoro film sprawia
wrażenie tak strasznie prokatolickiego (nie powstydził by się go sam Ojciec
Dyrektor), to skąd w nim rażące błędy? Np. dziecko urodziło się martwe, bo jego
dusza od razu poszła do nieba. No to ja się pytam: a kto zmył z niemowlęcia grzech
pierworodny? Czy aby dusza dziecka nieochrzczonego, według tej miłosiernej religii, nie zostaje skazana na poniewierkę? Brak konsekwencji i wybiórcza
analiza motywów, obrażają inteligencję widza.
Realizacja również pozostawiła wiele do życzenia. Akcja jest
dynamiczna, mimo to, film się dłuży,
jest zwyczajnie nużący i można zapomnieć o jakimkolwiek napięciu… Na szczęście jak na
niskobudżetówkę efekty i scenografia są w porządku. Zgodnie z ostatnimi
trendami, nie obyło się bez bohatera, który wszystko filmuje, standardowo mamy
więc „kręcenie z ręki”. Nie wiem
dlaczego twórcy horrorów z uporem maniaka trwają przy tej konwencji. Może
wydaje im się, że wtedy tworzą „pewniaka” budzącego grozę? Nic bardziej mylnego: jeśli
nie zadba się o atmosferę, napięcie i fabułę, to z horroru nici. Dlatego też
trudno zaliczyć ten film do obrazów grozy. To raczej film katastroficzny z elementami - od biedy. Do
odtwórców głównych ról nie mam większych zastrzeżeń. Rozterki bohaterów są
mniej więcej na takim poziomie, że nie trzeba być wybitnym aktorem żeby je wiernie oddać. Szkoda tylko, że niektórzy nawet w obliczu końca świata się nie brudzą.
Film ten na pewno nie będzie perełką w twórczości Casey La Scala i aż obawiam
się jego, zapowiadanego na ten rok i podobno już gotowego, Amityville: The Awakening.
Rok: 2014
Kraj: USA
Reżyser: Casey La Scala
Scenariusz: Chris Dowling, Casey La Scala
Scenariusz: Chris Dowling, Casey La Scala
uuu, nie fajnie :/ Kolejny film, który chciałam zobaczyć.
OdpowiedzUsuńRatuję Twoje oczęta :)
OdpowiedzUsuń