Chris Sparling i Pogrzebany
(2010), do którego pisał scenariusz, zrobił na mnie piorunujące wrażenie,
podobnie paraliżująco zadziałał Bankomat
(2012). Wiele
więc spodziewałam się po The Atticus Institute. Rozsiadłam się i
czekałam. Minęła minuta i dwadzieścia pięć sekund. Pewne sprawy są ze sobą
nierozerwalnie połączone, jak Flip i Flap. Jeżeli słyszymy, że ktoś wrzeszczy i
w kierunku tej osoby maszeruje ksiądz w masce przeciwgazowej, to będzie to film
o opętaniu. Nie może być inaczej. Więc zostało mi tylko czekać, co reżyser z
tym fantem zrobił. Czy jego historia znudzi, rozczaruje, czy się obroni? I czy znów nas czeka ta lewitacja, zielone wymioty i łamanie się nawiedzonego w pół? Na początku
ciśnienie tak mi opadło, że marzyłam tylko o tym, by zrobić sobie kawę – to
była reakcja na mrożące krew w żyłach zbliżenia jarzeniówek, pajęczyn w oknach
i nudne reportaże. Im dłużej jednak oglądałam, tym mniej chciało mi się kawy i
mocniej wsiąkałam w obraz.
Film ma stanowić wytłumaczenie poczynań rządu USA, który
zatuszował sprawę Atticusa. Dr Henry West (Wiliam Mapother), to założyciel i
główny naukowiec w Instytucie, zajmującym się badaniem zjawisk paranormalnych. Po szeregu
oszustów, porażek i niezbyt obiecujących wyników badań umiejętności paranormalnych u ludzi, pojawia się ona: Judith Winstead (Rya Kihlstedt). Jej
siostra postanowiła oddać ją pod opiekę placówki, by chronić rodzinę. Zauważyła
bowiem, że Judith się zmieniła, przestała być sobą. Później w Instytucie – co
nikogo nie dziwi -, stało się to, co się stało To była nieunikniona kolej rzeczy,
efekt karkołomnych i nieprzemyślanych działań bohaterów, którym przyszło do
głowy zrobić z panny Winstead żywą broń. Ostrzeżenie i wymowa filmu są wyraźne: nie powinno
się podejmować gry, gdy nie zna się zasad. Zwłaszcza, gdy „zasiada się do
stołu” z samym diabłem.
Produkcję tę można nazwać mockumentem, mimo, że nie przybiera
formy parodii (mock z ang. to wykpiwać). Stanowi jednak taką oszukańczą, pozorną prawdziwość, dlatego też
Bartłomiej Paszylk w Słowniku gatunków i zjawisk filmowych,
dopuszcza taką możliwość, by filmy stylizowane na dokument zaliczać do tego
gatunku. Mamy więc do czynienia z montażem filmów dokumentujących pracę Instytutu
Atticus i wywiadów przeprowadzonych z osobami będącymi świadkami wydarzeń z
1976 roku. Oczywiście, z tymi którzy je przeżyli… Pseudoarchiwalne nagrania wyszły
bardzo przekonująco, są pełne powagi i realizmu. Połączenie ich z reportażem,
to już niestety była przesada. W połowie filmu następuje moment załamania, konwencja
wyczerpuje się i zaczyna naprawdę nużyć, napięcie gdzieś się gubi. Na szczęście
reżyser miał wyczucie i „wskrzesił” nieco akcję, posuwając ją znacznie do przodu i
fundując nam kilka naprawdę ciekawych wizualnie rozwiązań. Co cieszy, nie były
do nich potrzebne wyszukane efekty specjalne. Biorąc pod uwagę budżet filmu, mogłyby
być zdecydowanie zbyt tandetne, co zabiłoby klimat i atmosferę filmu, czyniąc z
niego kicz. Precyzyjność wykonania i wiarygodność aktorów, którzy w założeniu
mają nie grać (Bo to w końcu dokument: przed kamerą powinien stać naturalny,
przeciętny Kowalski), powodują, że można się zastanowić, czy to aby na pewno tylko wymysł i fikcja. Na pochwały zasłużyła Rya Kihlstedt. Niesamowicie odegrała rolę opętanej Judith,
momenty w których oko kamery trafia na jej demoniczne i przeszywające
spojrzenie, są jednymi z najlepszych ujęć. Właściwie to dla niej ogląda się ten film, ona jest jego główną siłą napędową i atutem.
Perła to to nie jest. Straszyć ten horror nie straszy, nie opowiada
nam także niczego nowego. Nie ważna jest jednak wtórność fabuły, tylko jej
koherentność. Poza tym, to jeden z tych filmów, w których nie ważne „co”, ale
„jak”. „Jak” zostało na szczęście wsparte świetną rolą Ryi i pozbawione religijnych podtekstów. Reżyser za to stara się igrać z widzem, zamykając go na prawie półtora godziny w
Atticusie, w klaustrofobicznych warunkach, spinając pasami, oślepiając lampą
błyskową i rażąc prądem. I jeszcze dorzuca nam taką uprzyjemniającą seans przestrogę:
Oglądając ten film pamiętajcie - zapraszacie do swojego życia ZŁO. Jeśli ktoś lubi te klimaty, to film mu się spodoba.
Kraj: USA
Rok: 2015
Reżyser: Chris
Sparling
Scenariusz: Chris Sparling
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz