„Histeria”, to słowo z historią. Czy można bezkarnie uczynić z niego tytuł magazynu - ot tak po prostu bez wyjaśnień? Zwłaszcza, gdy nie wpisuje się w nim głównej idei, myśli przewodniej? Z tego, co wynika ze wstępu: to magazyn, w którym promować mogą się Ci mniej znani pisarze horroru, by zarobić na rachunki (lub nie). Kolejny? Tylko tyle? I jeszcze mowa o zbiorowej histerii – rozumiem, że w potocznym znaczeniu? Obawiam się, że to za mało, by się obecnie wyróżnić.
Chciałam „czegoś”, co będzie „jakieś”. Owszem histeria jest obiecująca, poza tym to worek-coś. Możemy wrzucić tutaj historie: o bytach zalegających w naszych
umysłach, opętaniach, wszelkiej maści świrach, o zakłóceniach w odbiorze
rzeczywistości i wynikających z tego histerycznych działaniach, oderwaniu od
„ja”. Ale czy o taki worek-nic chodzi Redakcji? Nie mające myśli przewodniej,
głównej idei opowiadania? Kolejne zbiory tekstów bez określonej tożsamości?
Mogę uznać, że spoiwem treści będą wszelkie tajemnice i dziwności
zbudowane w wyrwach między świadomością i nieświadomością. Niekontrolowane
reakcje psychosomatyczne. Jednak, czy to o to chodzi? Na siłę, mogę znaleźć
wytrych interpretacyjny i otworzyć nim wszystkie drzwi, zmyślić, gdybać i
okłamać samą siebie, że opowiadania realizują jakiś wspólny cel. Ale ja chcę
otrzymać klucz i wymagam go od osób, które nie stawiają pierwszych kroków na
rynku. Jeśli wiecie, dokąd zmierzacie, podzielcie się tą wiedzą z potencjalnymi
czytelnikami, by wiedzieli, czy chcą was czytać, by dotrzeć do szerszego kręgu
odbiorców. Jeśli nie wiecie – wydajcie magazyn miesiąc później. Pośpiech, to
zły doradca. A nie macie szans na drugie pierwsze wrażenie….
Skoro nie mam motywu przewodniego, nie mogę ocenić opowiadań
pod kątem jego realizacji, tego, czy Redakcja dopasowała tematykę do magazynu –
wrzucić jak leci, bo horror to horror, to żadna sztuka. Skupię się, więc
głównie na tym, czy pojedyncze teksty mi się podobały, czy nie. Magazyn
pozostawię w spokoju – bo najwyraźniej jest w fazie burzliwego tworzenia.
Z takim, więc histerycznym podejściem zabrałam się do
czytania.
Autostopowiczka – Marek Śmieszek 3/6
Czy bohater przeszedł testy psychologiczne, żeby móc
prowadzić tego Tira? - przecież zdarzają mu się fugi dysocjacyjne itp. Niech mu
jednak będzie, lubi swoją pracę, niech se jeździ, ale ja nie wsiadam - lubię swoje
uszy. Jest opętańczy klimat, głosy w głowie, trofea na sznurku i w słoikach, wplecione
w odwieczny konflikt między podwożącymi a autostopowiczami. Miało być
przewrotne, wyszło przeciętnie. Zabrakło świeżości.
Berserker - Karol Mitka 2/6
Karol Mitka potrafi pisać, tak, że mnie wyrywa z butów, tym
razem nie rozwiązało mi nawet sznurówek. Rozczarowałam się. Drewniane i
sztuczne dialogi ukazujące zbyt wiele. Straszna fabuła i te nielogiczności:
„och! Przypomniałam sobie miało dzisiaj nie być prądu”. Opowieść o niczym – chociaż
zapowiadało się nieźle: archeolog amator, amulet i Wikingowie, to wdzięczny
temat, zwłaszcza, że Ci ostatni zawsze dają nadzieję na niezłą rozpierduchę. A
tu nagle koniec. Autor poprowadził fabułę dosłownie z górki na pazurki, za
szybko zjeżdżając ku rozwiązaniu.
Do M. – Piotr Majdański 4/6
W Polsce literaka „M” łatwego życia nie ma. Została sponiewierana
już na wszystkie możliwe sposoby. Może Majdański uratuje jej honor?
Główny bohater nie ma imienia, to M., czyli każdy i nikt –
Marność, Miernota. Nie dbających o higienę osobistą Panów M, po ulicach chodzi
multum. Nie raz zaniedbanie zewnętrzne wypływa z niedostatków wewnętrznych, a
te są efektem przytłoczenia życiem, odrzucenia, przegranej. Postawa bohatera
wobec rzeczywistości, pasuje nawet do definicji jednej z przyczyn nerwicy (do
której klasyfikuje się histeria) – „nagromadzony brak radości życia”. W
przeciwieństwie do innej literki M, ta ukazuje realistyczny, a nie
przesłodzony, obraz ludzkich dramatów i frustracji. A od nich już tylko krok ku
szaleństwu.
Autor ślizga się po powierzchni złożonego tematu. Za mało
tutaj studium opętania, popadania w obłęd. Bohater nie porywa nas ze sobą na dno
szaleństwa. Nie jest mi, więc go żal (też bym go rzuciła), dla mnie pozostał
nikim.
Taka jakby matrixowa baśń. Mamy głównego bohatera, który
żyje w świecie, który mu się nie podoba. Wydarzyło się coś takiego, że się
zmienił: za bardzo i na gorsze. Chłopiec chce powrotu do stanu poprzedniego. Gdzieś na granicy jawy
i snu dowiaduje się, od czarownicy (?),
że za wszystko są odpowiedzialne przebiegłe mukaki, postanawia więc wyruszyć do
nich i naprawić rzeczywistość. Ma magicznych pomocników: konia, który go
zniknie i przewodnika homoseksualistę.
Mukaki, to taka choroba naszych czasów, manipulują ludzkimi
umysłami, sterują emocjami (coś jak dzisiejsze media, wmówią Ci nawet, że
słońce wstało po innej stronie niż zawsze). Bohater – dziecko staje w obliczu lęków związanych z
dorastaniem, wierzy jeszcze, że może odwrócić bieg czasu. Chłopiec zderzony z owymi niepewnościami, których najczęściej
nie rozumie, ucieka w fantazję – to zupełnie naturalne. Psychoanaliza wychwala
rolę baśni w dziecięcej terapii, więc i my chwalmy białego konia. W kontekście
opowiadania można by jeszcze podjąć rozważania o tym czy kreujemy naszą
rzeczywistość, czy ona nas i na ile jest manipulowana. Ale nie przesadzajmy :)
Chciałam zauważyć, że tolerancja nie jest wcale tak pozytywnym pojęciem, jakbyśmy chcieli by była – tak bym nim nie szafowała bezrefleksyjnie. Pomysł mi się bardzo podobał, no poza moralizatorskim tonem (zbyt nachalny), ale nad stylem trzeba jeszcze trochę popracować.
Od początku widać kalki znanych wcześniej utworów: literackich
i filmowych. Jest ich wiele. Tak wyeksploatowany motyw (pisarz, mieszkanie przyjaciela, dziwne zdarzenia, wena i jej brak) nie jest łatwy do
przetworzenia, jest wręcz niebezpieczny, jeśli się za niego źle zabrać. Bohater
wije się w żmudnym procesie twórczym, natchnienie czerpie ze swojego odmiennego
postrzegania rzeczywistości, jak to artysta. Proces ten zostaje zaburzony – lub
wręcz podsycony - przez obecność pewnego obrazu. Między nim a bohaterem zachodzi
pewna symbioza, przychodzi jednak czas gorzkiej zapłaty. Sztuka pochłania ciało
i duszę, to najcenniejsze, co można dla niej poświęcić. Jeśli jeszcze do tego
wplątać paranormalne moce może stać się wszystko. No właśnie wszystko…a co się
dzieje w tym opowiadaniu? To samo co zwykle. Wiemy od początku dokąd zmierza ta historia,
nic nas nie zaskakuje, bohater też nie jest zbyt dobrze skonstruowany - ani nas ziębi,
ani grzeje. Takich historii doświadczyliśmy w życiu zbyt wiele. To aż się prosi
o jakąś innowację. Kolejna kalka w magazynie.
Nie istnieje – Szymon Dressler 1/6
Ghostbusters z Katowic i już wyobrażam sobie piankowego
ludka, jak pruje Warszawską. Ale nie, jednak nie...tym razem mamy legendę o tajemniczym bycie
ze szmatą ze skóry w rękach.
Nieudane od A do Z. Temat wydałoby się niezepsuwalny, ale
autor ma talent i go po prostu bezlitośnie zatłukł. Chociażby ta logika: ktoś
zginął, uściślając został zamordowany a reszta bohaterów stwierdza, że pora
pójść spać, rano pomyślą co dalej i poszukają sprawcy…no błagam - logika powala. Poza tym wprost uwielbiam jak Demon, Zło czy co to tam
jest, zaczyna się wyflaczać i tłumaczyć, jak na kozetce u psychoanalityka…a w
trakcie tych wynurzeń bohater widzi kątem oka, że jego towarzysz schodzi obok
na zawał…Brakuje tylko ektoplazmy, śmiesznych skafandrów i tego zielonego,
żrącego wszystko ducha. No chyba, że to taki żart pisarza, bo w końcu
kluczowa akcja rozgrywa się pierwszego kwietnia…
Warsztatowo jednak na wysokim poziomie.
Promocja – Michał Wzgarda 5/6
Życia nie kupuje się na promocji w supermarkecie. Życie nie
jest konsumpcyjną papką dla umysłów. To histroia trochę o tym, jak toksyczne może być życie z
kimś, kto nie jest do końca poczytalny - a może "tylko" niezrównoważony emocjonalnie? Jednym słowem trzeba uważać na żony z
promocji... Bo ta zraniona będzie gorsza od piekielnej furii, zwłaszcza, gdy nie
okażesz się zawsze zafascynowanym nią księciem.
W chorym umyśle bez względu na bodźce zakiełkują złe myśli.
Nie trzeba do tego zdrady, czy podniet czytelniczych. Kilku narratorów oddaje
nam tę historię wielopoziomowo. Bo wiadomo, życie jest złożone.
Z pamiętnika kamerzysty – Inga Gumieniak, Łukasz Kiełbasa
5/6
No to z niecierpliwością zacieram ręce. Roztocze uchyliło
przed nami rąbka tajemnicy. To projekt, któremu bardzo mocno kibicuję.
Zapaliłam się do niego chyba ze względu na piękne okoliczności przyrody J.
Hubert, główny bohater został naznaczony, nosi pewien
stygmat, który jest zapowiedzią jego kłopotów związanych z pewnym regionem. Gdy
przekracza niewidzialną granicę dzieje się to, co musiało się stać. Intrygujący tekst,
chce się go czytać. Nie wiemy co się wydarzy i to jest to! Bardzo mnie wciągnęła ta fabuła, zwłaszcza, że nikt mi tu niczego na tacy nie podał i nie do przesady nie wyjaśniał -
zostawiono czytelnikowi pewną przestrzeń interpretacyjną. Co mnie irytowało?
Naprawdę zrozumiałam, że żona głównego bohatera jest sexowna nie trzeba mi tego
w kółko przypominać....
Kierunek Roztocze…jedziemy?
P.S. Wesele w piwnicy z nieogrodzoną studnią – to by miał
Freud używanie nad Pana snami, Panie Łukaszu J
Zmywarka – Agnieszka Pilecka 5,5/6
Praca za cukierka to nic nowego w tym kraju. Ale w bizarro
nabiera nowego wymiaru. Zmywarki, to jednak zło, a przed ręcznym myciem garów
i tak się nie ucieknie…
Nie ma co się rozpisywać o "Zmywarce", trzeba ją po prostu przeczytać! Wysoka nota za pomysł. Jak widać najlepsze zostawiono nam na koniec, czyli nagroda dla
wytrwałych czytelników.
Jak łatwo zauważyć bohaterowie są całą galerią przypadków klinicznych
dysocjacji. Bezsprzecznie doznają odmiennych stanów świadomości. To jednak żaden wyróżnik.
Zachowują się tak, jak większość bohaterów literackich, trudno więc klasyfikować pod
nich ideę "Histerii". Podobnie z budowaniem atmosfery oniryczności,
niedomówienia, lęku, horroru. Też są tak powszechne, że trudno pod nie podpiąć
coś szczególnego (wiem, czepiam się).
Poza tym trochę literówek, powielone spacje, czyli w
zasadzie norma w self-publishingu (wydaje.pl). Ogromnym plusem są, dosyć surowe, ale niepokojąco-kuszące grafiki Anny Nowickiej i Romana Panasiuka. Co do ogólnego wrażenia po lekturze…hm…Opowiadań
czyta się setki. Zresztą odnoszę wrażenie, że tylko je się ostatnio pisze... Ale
skoro już tak jest, to te krótkie teksty powinny mieć w sobie to „coś”, by
pozostać w naszych umysłach na dłużej. Inaczej mieli się je na poziomie
„Ukrytej prawdy” itp. programów. Powinny pokazać, coś czego jeszcze nie
widzieliśmy – oryginalny koncept, wizję. Ja takie perełki (no powiedzmy, że
trzy) znalazłam i myślę, że dla nich warto się zainteresować tym magazynem. Trzeba poczekać jeszcze trochę, zobaczyć co Redakcja
zaprezentuje nam w następnym numerze. Mam nadzieję, że twórcy "Histerii" postawią bardziej na
oryginalność niż na kalki, tchną w horrorystyczne opowiadania świeżość, tak intensywną, że aż nam się macice
podduszą. Jeśli bowiem obecna tendencja się utrzyma, wsteczność zarżnie gatunek.
Umiesz zachęcić. Bardzo dobrze się czyta Twoje wypowiedzi. Mają w sobie to... coś :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń