Funkcjonujące biuro
powinno wyglądać jak obozowisko czarnuchów: Wszyscy mają swoje chaty, a między
nimi jest plac, na którym przebiega komunikacja. /Hans Struhk/ Ten
niepoprawny politycznie opis zawiera garść prawdy. Biurowce współcześnie
przypominają jednak mniej obozowisko, a bardziej akwaria w których pracownicy,
a jednak niewolnicy, obijają się o zbrojone szyby…O tym, co dzieje się w środku
wiedzą tylko Ci, którzy związali swoją egzystencję z budynkiem.
Myślałam, że to będzie książka z cyklu: wydali mnie to
jestem, ale po co to nie wiem. Taka psychologiczna satyra powstała ku szeroko
pojmowanej rozrywce. I owszem, można się podczas lektury pośmiać, ale
krzywdzące byłoby ocenianie jej tylko pod tym kątem. Dodatkowo bowiem książka
prowokuje nas do zastanowienia się nad swoim stosunkiem do pracy i naszym
miejscu w niej. Nie sprowokuje nas jednak do przewrócenia swojego życia i
sposobu myślenia do góry nogami. Zanim przystąpiłam do lektury obawiałam się
również, że opisane w poradniku, odmienne realia, panujące na niemieckim rynku
pracy nie trafią do polskiego czytelnika. Nie są one aż takim „problemem”, jak
myślałam, chociaż momentami pozycja ta stanowi tylko egzotyczną ciekawostkę.
Anegdoty, opowiadania i dosyć sugestywne porównania
(praca jako religia, pracownicy popełniający grzechy i ratujący swoje dusze
dzięki biurowym cnotom itd.), przedstawiają życie biurowe w krzywym
zwierciadle. Chociaż patrząc z szerszej perspektywy, tak naprawdę w tej kpinie
zawarte są ogólne prawdy o ludziach, o tym jak reagujemy w określonych sytuacjach,
jak schematycznie postępujemy – chociażby próbując zawładnąć przestrzenią
pracowniczą i oznaczając swoje terytoria. Okazało się, że autor (przez 26 lat
pracował w biurze i nie obce są mu brudne zagrania, nawet takie jak wygryzanie
przyjaciół ze stołków!!) ma jednak coś do powiedzenia i, że można wyłuskać z
tej pozycji kilka ciekawych informacji. Ukazuje ono nam życie biurowe od
środka, opisuje: mityczne miejsca w firmie (takie jak gabinet szefa, gdzie
zaczyna się i kończy życie zawodowe tego, kto tam wchodzi); pół żartem pół
serio klasyfikację pracowników (poziomą i pionową), najważniejszą w firmie
personę sekretarkę-mamuśkę, i 3 typy szefów:
1. Maszyny
z rozdmuchanym ego – pozbawieni wątpliwości i autokrytyki, nie pocą się i nie
czochrają, perfekcjoniści.
2. Katolicy
– tacy, którzy mają od urodzenia
poczucie winy, ciągle się obawiają, że zawiodą, że nie zasługują na stanowisko.
3. Cieniasy
– każda ich decyzja jest błędna, sami nie wiedzą co robią na tym stanowisku.
Jak widzimy, w poradniku przeanalizowano pracę
biurową pod niespotykanym kątem - rodem z parodystycznych komedii. Autor nie karmi nas idealistycznymi mrzonkami,
wprost pisze -wbrew podręcznikom i wewnętrznym szkoleniom firmowym –, że klient
jest zawsze wrogiem: Często się zapomina
o tym, że gdzieś tam, na zewnątrz, poza biurem też toczy się życie. Łącznikiem
z tym nieznanym, a mimo to budzącym powszechny lęk światem ludzi, którzy chcą
nawiązać kontakt z biurem - nierzadko mając ku temu powód – jest centrala
telefoniczna. Jej misja to: oświecenie, osłona, odparcie. To wewnętrzna tajna
służba każdej firmy. Jeśli myślicie, że uśmiechy skierowane do Was– te znad
biurka czy telefoniczne - są szczere i
jesteście mile widziani w urzędach, firmach itd. – pozbądźcie się tego
złudzenia. Im szybciej tym lepiej.
I tutaj przechodzimy do sedna ciekawostek: głównych grzechów popełnianych przez pracowników (nie tylko) biurowych – jak załatwianie
prywatnych spraw w godzinach pracy, wykorzystywanie dóbr firmowych -; i zdobywamy odpowiedź na najważniejsze pytanie wszech-czasów: czy wolno wrzeszczeć na szefa (próbowaliście już kiedyś? Mnie się
jeszcze nie zdarzyło…); dowiadujemy się również, dlaczego biurowe romanse mają
krótkie nóżki i lepiej się w nie nie wdawać.
Dlaczego w biurze jest tak trudno przeżyć, skąd te
ciągłe napięcia? Peter Huth nam to czytelnie wyjaśnia: …biuro jest obecnie tym, czym był Babilon w czasach Starego Testamentu:
azylem dla ludzkich ułomności. Według niego panujące w miejscu pracy zło -
podsycane chęcią zdobycia prestiżu, władzy, pieniędzy - drąży ludzkie dusze
zdradą, intrygą, wazeliniarstwem, fałszem. A z czego wynika taka potrzeba trwania w
konflikcie, wymuszająca ciągły wyścig zbrojeń? Bierze się z trzech rodzajów
lęków:
1. Tumult na płytce Petriego. W 1900 roku
na stu pracowników przypadało 3 urzędników. W 2007 na jednego robotnika
przypadało 2 urzędników. Biurkowych pracowników jest zbyt wielu i tylko
najlepsi, najsilniejsi z nich się utrzymają i przebiją.
2. Kres błogiej przyjemności. W czasach
sprzed Internetu, komputera, kiedy królowała zawodna poczta, można było w pracy
poleniuchować. Teraz wymóg stałej dyspozycyjności, terminowości, powódź danych,
technologia pomaga kontrolować pracowników i nie jest już tak różowo – trzeba się
spinać.
3. Wzrost pożera wzrost. „Małe żyjątka
rozmnażają się przez podział komórek, biurokraci – przez podział pracy”/Jerry
Lewis/ Gdy rynek się przesyci – sypią się stołki.
To nie jest poradnik o tym, jak wygrać taką biurową
wojnę, ale o tym jak godnie przeżyć czas „kariery zawodowej”. Ta książka pomoże
przemyśleć panujące relacje, w świecie, gdzie awans i sukces liczony jest
ilością pięter, jako architektoniczny odpowiednik socjologicznego podziału typu
„góra”, „dół”. Musimy bowiem pamiętać, że to co robimy w pracy wpływa na każdą
dziedzinę naszego życia i na to kim się w życiu stajemy. Smutne jest to, że
relacje w miejscu pracy stają się dla nas ważniejsze od relacji z ludźmi z poza
firmy. Biuro to rodzina nowoczesnego człowieka i szkoda, że naznaczona jest
ciągłą wojną.
Moje obawy wobec tej książki spełniły się w kilku
kwestiach. Po pierwsze nie da się przełożyć niemieckich realiów biurowych na te
nasze polskie. Mamy inną kulturę pracy, inny stopień przestrzegania kodeksu
pracy przez pracodawców (a zresztą, jak ktoś ma umowę zlecenie, albo o dzieło,
to kodeks pracy go w ogóle nie powinien interesować, bo to umowa
cywilno-prawna, nie o pracę, więc statusu pracownika nie ma), inny stosunek do
wykształcenia. Po drugie książka służy głównie rozrywce, nie jest to skarbnica wiedzy.
Jeśli nie macie niczego innego pod ręką a chcecie coś przeczytać – ta lektura
Wam nie zaszkodzi, bo dobrze się ją czyta. Napisana przystępnym językiem ze
sporą dawką humoru, naszpikowana stereotypami potęgującymi komiczny efekt,
stanowi oderwanie od poważnej, ciężkiej atmosfery panującej wobec zatrudnienia
i Świętego Graala, którym jest praca - zwłaszcza, że bezrobocie jest tak
wysokie, że może lepiej przestać się dołować i bać, bo to i tak niczego nie
zmienia -hm?
Czytliwość:6/6
Wydanie: 5/6
Okładka: 4/6
Ogólnie: 2,5/6
Okładka: 4/6
Ogólnie: 2,5/6
Autor:
Peter Huth
Tytuł:
Skazani na biuro
Tytuł oryginału: Das Büro
Tłumaczenie: Magdalena Wojdak-Piątkowska
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Rok wydania: 2008
Tłumaczenie: Magdalena Wojdak-Piątkowska
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Rok wydania: 2008
Wydanie:
I
Okładka:
miękka
Ilość
stron:217
Cena:
39,90
Fragment:
Podczas gdy na imprezach
w stylu „Ryba szuka roweru” spotyka się głównie ożywione, ciemnowłose studentki
fakultetów humanistycznych o wymarzonej specjalności „coś związanego z mediami”
względnie studentów ekonomiki przemysłu w kolorowych marynarkach i natrętnie
dobrym humorze, singiel w biurze ma szeroki wybór. Panie odnajdują słodko
zdziecinniałych księgowych z początkami demencji i słabością do książek
kucharskich Jamiego Olivera, ambitnych prawie-szefów z włosami przylizanymi
żelem i szpakowatych prezesów zarządu z opcjami na akcje (i dwoma byłymi
żonami). Oferta dla panów obejmuje z kolei od słodkiej praktykantki poprzez
tlenioną blond sekretarkę po ostrą business dominę skrycie poszukującą
nudziarza na przyjemne godziny po pracy – wszystko, czego dusza zapragnie. W
moim przypadku to była tleniona blond sekretarka
Biorąc pod uwagę, że autorem jest niemiec, ciężko będzie mi się przekonać do przeczytania książki. Po przeczytaniu kilku książek niemieckich autorów nie przyciągają one specjalnie mojej uwagi. Mają coś w sobie co mnie odstrasza :)
OdpowiedzUsuń