Po tym co pisarze zafundowali czytelnikowi w Długiej wojnie nie potrafiłam zdobyć się na otwarcie trzeciego
tomu. Długi Mars bezradnie stał
więc na półce i czekał aż nadejdzie dzień, w którym zaryzykuję kolejne
spotkanie z wykroczną rzeczywistością. W końcu się złamałam i dałam ostatnią
szansę duetowi Pratchett-Baxter. Założyłam, że jeśli mnie nie przekonają, po
czwarty i piąty tom już na pewno nie sięgnę. Jako, że los bywa przewrotny, o
dziwo, mimo iż nie powalił na kolana, trzeci tom wypadł w sumie o wiele lepiej
od poprzedniczki.
Akcja kolejnej powieści zaczyna się kilkanaście lat po erupcji wulkanu
Yellowstone. Wybuch zmienił na zawsze Ziemię Podstawową: jej ekosystem
uległ zniszczeniu i wszędzie zalegają toksyczne pyły. Kto żyw ucieka więc na
sąsiadujące Ziemie. Kolejna fala emigracji sprawia, że ludzkość rozprzestrzenia
się po nich niczym szarańcza. Na szczęście tym razem duet pisarzy odpuścił z
moralizatorskim tonem, nie przypomina nam wciąż o tym, że niesiemy z sobą tylko
przemoc i zło. Zamiast tego, całkiem słusznie, postanowili rozwinąć trzy inne
wątki, w których spotkamy dobrze znanych nam już bohaterów.